Jej propozycja mocno mnie zaskoczyła, toteż trochę zajęło mi połączenie faktów i szukanie właściwej odpowiedzi.
- Ada... Wiesz, że nie powinienem tego robić...- wyszeptałem głaszcząc stale jej knykcie. Otworzyła delikatnie oczy, już domyślałem się co chce mi powiedzieć ale nie mogłem nic z tym zrobić. Może wydać się to śmieszne, ale czułem gdzieś w środku, że kocham tę dziewczynę. Przecież jestem człowiekiem, mam do tego prawo podobnie jak każdy inny pełnoprawny facet.
- Nie możesz? - zaśmiała się cicho, a raczej próbowała bo jej śmiech przypominał raczej pokasływanie i zaraz skrzywiła się z bólu zwijając w pozycję embrionalną. - W takim razie zostaw mnie samą - dodała, a jej słowa kompletnie mnie otępiły. Dlaczego taka jest? Przecież od samego początku wiedziała kim jestem, nie na wszystko mogę sobie pozwolić dla jej i mojego dobra.
- Dlaczego taka jesteś? - zapytałem marszcząc brwi. - Pomogłem Ci, odciągnąłem tego bydlaka bo nie wiadomo czy wyszłabyś w ogóle z tego cała! - podniosłem głos i zacząłem chodzić nerwowo po pokoju od okna do drzwi. - Postaram się, żeby zapłacił za to słoną cenę, dowalę gnojowi tak, że się nie pozbiera. Sam sobie nie wybaczę, że ściągnąłem Cię w ogóle na tę wycieczkę! A Ty jeszcze każesz mi odejść? Ot tak? Bez żadnego słowa? - wyrzucałem z siebie słowa robiąc tylko chwilowe przerwy na oddech. Wiedziałem, że nie powinienem się tak zachowywać, ale ta złość i nienawiść do tego skurczybyka, który ją skrzywdził stale się we mnie rozpalała. Przecież gdyby nie fakt, że byli niedaleko inni ludzie przypuszczam, że bym go udusił.
- Nie krzycz po mnie - wychrypiała i ponownie zaczęła popłakiwać.
- Cholera - zakląłem pod nosem i wróciłem obok łóżka klęcząc obok niego. - Ada, nie to chciałem powiedzieć - tłumaczyłem się nie wiedząc co mogę jeszcze jej rzec. - Jeśli chcesz... Zostanę tu dziś z Tobą - dodałem z westchnięciem i okrążyłem łóżko. Stałem jeszcze przez chwilę przy jego brzegu patrząc na dziewczynę, która wlepiała we mnie spojrzenie pełne boleści.
- Nie każe Ci przecież robić ze mną nie wiadomych jakich rzeczy - ciągle zanosiła się płaczem. - Chcę tylko, żebyś był blisko, żebym mogła się przytulić bo chyba nie mam już czym płakać - dodała i otarła policzki wciągając powietrze. - Wszystko mnie boli, a muszę się koniecznie przebrać - mamrotała pod nosem. a ja już oczami wyobraźni widziałem najgorsze.
- Wiesz, że będziemy musieli to zgłosić na policję i przede wszystkim jechać na pogotowie? Mógł Ci połamać żebra czy coś... - powiedziałem siadając obok niej na łóżku. Kiedy zdjęła bluzę zauważyłem siniaki na nadgarstkach, pewnie od ciągłego ściskania za nie, aby nie mogła się bronić.
- Chyba będę musiała Cię jeszcze o coś poprosić... Musisz się zgodzić, bo sama nie dam rady - westchnęła z grymasem bólu na twarzy, już zapomniałem jak wygląda jej cudowny uśmiech. Teraz widziałem ją tylko zapłakaną, z posiniaczoną twarzą i bólem na niej wymalowanym. Spojrzałem na nią pytająco czekając aż zetnie mnie z nóg swoją propozycją. - Musisz rozciąć mi tę koszulkę. Nie dam rady ponieść rąk do góry, wszystko zbyt mnie boli - odparła, a do mnie dotarło, że się nie myliłem. No co mogłem zrobić? Musiałem jej pomóc, przecież nie zostawię jej tu zakrwawionej na pastwę losu.
- Gdzie masz nożyczki? - zapytałem decydując się na ostateczne wyjście. Wskazała ruchem głowy na szufladę w biurku, podszedłem do niego i faktycznie - znalazłem tam nożyczki, nawet kilka par, żółte, zielone, fioletowe. Wyjąłem jednak te ostatnie i strzykając nimi zabawnie wróciłem do łóżka i na nim uklęknąłem. Adrianna usiadła na jego brzegu odwracając się do mnie tyłem. - Jesteś gotowa? - szepnąłem nachylając się do jej ucha. Odpowiedziała mi ruchem głowy. Zacząłem ciąć od dołu uważając aby przypadkiem nie ukłuć jej ostrzem. W końcu po paru pełnych ruchach materiał ustąpił i zjechał trochę do przodu ukazując zapięcie od czarnego, koronkowego stanika. Zrobiło się trochę nieswojo, przełknąłem nerwowo ślinę i odłożyłem nożyczki na szafkę znajdującą się obok mnie.
- Dzięki - mruknęła i spojrzała na mnie przez ramię. - Wszystko mnie boli - dodała i zrzuciła materiał na ziemię.
- Ada, ile Ty masz siniaków! - powiedziałem przejęty przyglądając się prawie że czarnym plamkom znajdujących się na plecach dziewczyny. - I krwi... muszę to opatrzyć - mruknąłem i niekontrolowanie musnąłem ją palcami po ramieniu. - Pójdę po apteczkę - poinformowałem ją. Szybkim krokiem podążyłem do kuchni i wyjąłem apteczkę z tej samej szafki, z której kiedyś wyjęła ją Ada aby opatrzyć moją rękę.
- Mógłbyś podać mi jakąś luźną koszulkę z szafki? - poprosiła kiedy ponownie przekroczyłem próg jej pokoju. Światło nadal było leniwe, dając pomarańczową poświatę.
- Ta może być? - zapytałem wyjmując z szafki koszulkę o rozmiarze XL z logiem Pink Floyd, znowu odpowiedziała mi skinieniem głowy, więc podałem jej ją. Ponownie znalazłem się za nią klęcząc, a Adrianna nie zmieniła swojej dotychczasowej pozycji.
- Będziesz musiał odpiąć mi też stanik, bo sama choćbym chciała to sobie nie poradzę - poinformowała mnie rzucając mi znowu spojrzenie przez ramie. Odłożyłem apteczkę obok siebie i złapałem za zapięcie stanika. Tak dawno tego nie robiłem, że byłbym zdolny zapomnieć tej prostej czynności. Wstrzymałem oddech i płynnym ruchem przybliżyłem oba brzegi do sobie aż zapięcie ustąpiło. Ramiączka zsunęły się powoli po ramionach dziewczyny, a ja przysięgam, zapomniałem jak się nazywam.
- Zostaw tak na razie. Opatrzę tylko te rany i będziesz mogła się ubrać - powiedziałem to takim tonem, żeby nie zorientowała się, co aktualnie dzieje się w mojej głowie i ciele. Pochwyciłem do ręki gazik i zlałem go wodą utlenioną. Biłem się z myślami, żeby nie rzucić się na nią, nie zacząć całować, żeby nie płakać i powtarzać jej przez łzy, że kocham ją nad życie, ale tłumaczyłem sobie stale, że to ją tylko bardziej skrzywdzi.
- Jesteś na mnie zły? - zapytała w końcu i wyczułem w jej głosie nutkę żalu i winy.
- Dlaczego miałbym być zły? - odpowiedziałem jej pytaniem i oczekiwałem długiego wywodu, coby odciągnąć moją uwagę.
- Stale masz mnie na głowie, teraz jeszcze przyszło Ci się zajmować czymś takim - prychnęła i poczułem jak pod wpływem moich ruchów przeszły ją ciarki. Do diabła, tak miło było znowu poczuć coś takiego.
- Zgłupiałaś? - zapytałem przerywając na chwilę. - Byłbym dupkiem gdybym Ci nie pomógł. Możesz się śmiać, ale od dnia kiedy wpadłaś na mnie z tą kawą i później mi się wypłakałaś czuję się za Ciebie odpowiedzialny - no, w końcu jej to powiedziałem. - I niech tak zostanie - dodałem czując dumę rozpierającą mnie w piersi.
- Wiktor.. - szepnęła.
- Słucham? - uśmiechnąłem się nie wiedząc dlaczego, po prostu gdzieś w sobie poczułem, że chce powiedzieć mi coś naprawdę ważnego, a wszystko co dla niej było ważne - było też dla mnie.
- Kocham Cię - westchnęła po dłuższej ciszy.
Co mogło być gorszego od odwzajemnionego uczucia bez mocy na jego rozwinięcie? Właśnie...
- Gdzie masz nożyczki? - zapytałem decydując się na ostateczne wyjście. Wskazała ruchem głowy na szufladę w biurku, podszedłem do niego i faktycznie - znalazłem tam nożyczki, nawet kilka par, żółte, zielone, fioletowe. Wyjąłem jednak te ostatnie i strzykając nimi zabawnie wróciłem do łóżka i na nim uklęknąłem. Adrianna usiadła na jego brzegu odwracając się do mnie tyłem. - Jesteś gotowa? - szepnąłem nachylając się do jej ucha. Odpowiedziała mi ruchem głowy. Zacząłem ciąć od dołu uważając aby przypadkiem nie ukłuć jej ostrzem. W końcu po paru pełnych ruchach materiał ustąpił i zjechał trochę do przodu ukazując zapięcie od czarnego, koronkowego stanika. Zrobiło się trochę nieswojo, przełknąłem nerwowo ślinę i odłożyłem nożyczki na szafkę znajdującą się obok mnie.
- Dzięki - mruknęła i spojrzała na mnie przez ramię. - Wszystko mnie boli - dodała i zrzuciła materiał na ziemię.
- Ada, ile Ty masz siniaków! - powiedziałem przejęty przyglądając się prawie że czarnym plamkom znajdujących się na plecach dziewczyny. - I krwi... muszę to opatrzyć - mruknąłem i niekontrolowanie musnąłem ją palcami po ramieniu. - Pójdę po apteczkę - poinformowałem ją. Szybkim krokiem podążyłem do kuchni i wyjąłem apteczkę z tej samej szafki, z której kiedyś wyjęła ją Ada aby opatrzyć moją rękę.
- Mógłbyś podać mi jakąś luźną koszulkę z szafki? - poprosiła kiedy ponownie przekroczyłem próg jej pokoju. Światło nadal było leniwe, dając pomarańczową poświatę.
- Ta może być? - zapytałem wyjmując z szafki koszulkę o rozmiarze XL z logiem Pink Floyd, znowu odpowiedziała mi skinieniem głowy, więc podałem jej ją. Ponownie znalazłem się za nią klęcząc, a Adrianna nie zmieniła swojej dotychczasowej pozycji.
- Będziesz musiał odpiąć mi też stanik, bo sama choćbym chciała to sobie nie poradzę - poinformowała mnie rzucając mi znowu spojrzenie przez ramie. Odłożyłem apteczkę obok siebie i złapałem za zapięcie stanika. Tak dawno tego nie robiłem, że byłbym zdolny zapomnieć tej prostej czynności. Wstrzymałem oddech i płynnym ruchem przybliżyłem oba brzegi do sobie aż zapięcie ustąpiło. Ramiączka zsunęły się powoli po ramionach dziewczyny, a ja przysięgam, zapomniałem jak się nazywam.
- Zostaw tak na razie. Opatrzę tylko te rany i będziesz mogła się ubrać - powiedziałem to takim tonem, żeby nie zorientowała się, co aktualnie dzieje się w mojej głowie i ciele. Pochwyciłem do ręki gazik i zlałem go wodą utlenioną. Biłem się z myślami, żeby nie rzucić się na nią, nie zacząć całować, żeby nie płakać i powtarzać jej przez łzy, że kocham ją nad życie, ale tłumaczyłem sobie stale, że to ją tylko bardziej skrzywdzi.
- Jesteś na mnie zły? - zapytała w końcu i wyczułem w jej głosie nutkę żalu i winy.
- Dlaczego miałbym być zły? - odpowiedziałem jej pytaniem i oczekiwałem długiego wywodu, coby odciągnąć moją uwagę.
- Stale masz mnie na głowie, teraz jeszcze przyszło Ci się zajmować czymś takim - prychnęła i poczułem jak pod wpływem moich ruchów przeszły ją ciarki. Do diabła, tak miło było znowu poczuć coś takiego.
- Zgłupiałaś? - zapytałem przerywając na chwilę. - Byłbym dupkiem gdybym Ci nie pomógł. Możesz się śmiać, ale od dnia kiedy wpadłaś na mnie z tą kawą i później mi się wypłakałaś czuję się za Ciebie odpowiedzialny - no, w końcu jej to powiedziałem. - I niech tak zostanie - dodałem czując dumę rozpierającą mnie w piersi.
- Wiktor.. - szepnęła.
- Słucham? - uśmiechnąłem się nie wiedząc dlaczego, po prostu gdzieś w sobie poczułem, że chce powiedzieć mi coś naprawdę ważnego, a wszystko co dla niej było ważne - było też dla mnie.
- Kocham Cię - westchnęła po dłuższej ciszy.
Co mogło być gorszego od odwzajemnionego uczucia bez mocy na jego rozwinięcie? Właśnie...