wtorek, 23 maja 2017

ROZDZIAŁ 21.

Jej propozycja mocno mnie zaskoczyła, toteż trochę zajęło mi połączenie faktów i szukanie właściwej odpowiedzi. 
- Ada... Wiesz, że nie powinienem tego robić...- wyszeptałem głaszcząc stale jej knykcie. Otworzyła delikatnie oczy, już domyślałem się co chce mi powiedzieć ale nie mogłem nic z tym zrobić. Może wydać się to śmieszne, ale czułem gdzieś w środku, że kocham tę dziewczynę. Przecież jestem człowiekiem, mam do tego prawo podobnie jak każdy inny pełnoprawny facet. 
- Nie możesz? - zaśmiała się cicho, a raczej próbowała bo jej śmiech przypominał raczej pokasływanie i zaraz skrzywiła się z bólu zwijając w pozycję embrionalną. - W takim razie zostaw mnie samą - dodała, a jej słowa kompletnie mnie otępiły. Dlaczego taka jest? Przecież od samego początku wiedziała kim jestem, nie na wszystko mogę sobie pozwolić dla jej i mojego dobra. 
- Dlaczego taka jesteś? - zapytałem marszcząc brwi. - Pomogłem Ci, odciągnąłem tego bydlaka bo nie wiadomo czy wyszłabyś w ogóle z tego cała! - podniosłem głos i zacząłem chodzić nerwowo po pokoju od okna do drzwi. - Postaram się, żeby zapłacił za to słoną cenę, dowalę gnojowi tak, że się nie pozbiera. Sam sobie nie wybaczę, że ściągnąłem Cię w ogóle na tę wycieczkę! A Ty jeszcze każesz mi odejść? Ot tak? Bez żadnego słowa? - wyrzucałem z siebie słowa robiąc tylko chwilowe przerwy na oddech. Wiedziałem, że nie powinienem się tak zachowywać, ale ta złość i nienawiść do tego skurczybyka, który ją skrzywdził stale się we mnie rozpalała. Przecież gdyby nie fakt, że byli niedaleko inni ludzie przypuszczam, że bym go udusił.
- Nie krzycz po mnie - wychrypiała i ponownie zaczęła popłakiwać. 
- Cholera - zakląłem pod nosem i wróciłem obok łóżka klęcząc obok niego. - Ada, nie to chciałem powiedzieć - tłumaczyłem się nie wiedząc co mogę jeszcze jej rzec. - Jeśli chcesz... Zostanę tu dziś z Tobą - dodałem z westchnięciem i okrążyłem łóżko. Stałem jeszcze przez chwilę przy jego brzegu patrząc na dziewczynę, która wlepiała we mnie spojrzenie pełne boleści. 
- Nie każe Ci przecież robić ze mną nie wiadomych jakich rzeczy - ciągle zanosiła się płaczem. - Chcę tylko, żebyś był blisko, żebym mogła się przytulić bo chyba nie mam już czym płakać - dodała i otarła policzki wciągając powietrze. - Wszystko mnie boli, a muszę się koniecznie przebrać - mamrotała pod nosem. a ja już oczami wyobraźni widziałem najgorsze. 
- Wiesz, że będziemy musieli to zgłosić na policję i przede wszystkim jechać na pogotowie? Mógł Ci połamać żebra czy coś... - powiedziałem siadając obok niej na łóżku. Kiedy zdjęła bluzę zauważyłem siniaki na nadgarstkach, pewnie od ciągłego ściskania za nie, aby nie mogła się bronić. 
- Chyba będę musiała Cię jeszcze o coś poprosić... Musisz się zgodzić, bo sama nie dam rady - westchnęła z grymasem bólu na twarzy, już zapomniałem jak wygląda jej cudowny uśmiech. Teraz widziałem ją tylko zapłakaną, z posiniaczoną twarzą i bólem na niej wymalowanym. Spojrzałem na nią pytająco czekając aż zetnie mnie z nóg swoją propozycją. - Musisz rozciąć mi tę koszulkę. Nie dam rady ponieść rąk do góry, wszystko zbyt mnie boli - odparła, a do mnie dotarło, że się nie myliłem. No co mogłem zrobić? Musiałem jej pomóc, przecież nie zostawię jej tu zakrwawionej na pastwę losu.
- Gdzie masz nożyczki? - zapytałem decydując się na ostateczne wyjście. Wskazała ruchem głowy na szufladę w biurku, podszedłem do niego i faktycznie - znalazłem tam nożyczki, nawet kilka par, żółte, zielone, fioletowe. Wyjąłem jednak te ostatnie i strzykając nimi zabawnie wróciłem do łóżka i na nim uklęknąłem. Adrianna usiadła na jego brzegu odwracając się do mnie tyłem. - Jesteś gotowa? - szepnąłem nachylając się do jej ucha. Odpowiedziała mi ruchem głowy. Zacząłem ciąć od dołu uważając aby przypadkiem nie ukłuć jej ostrzem. W końcu po paru pełnych ruchach materiał ustąpił i zjechał trochę do przodu ukazując zapięcie od czarnego, koronkowego stanika. Zrobiło się trochę nieswojo, przełknąłem nerwowo ślinę i odłożyłem nożyczki na szafkę znajdującą się obok mnie.
- Dzięki - mruknęła i spojrzała na mnie przez ramię. - Wszystko mnie boli - dodała i zrzuciła materiał na ziemię.
- Ada, ile Ty masz siniaków! - powiedziałem przejęty przyglądając się prawie że czarnym plamkom znajdujących się na plecach dziewczyny. - I krwi... muszę to opatrzyć - mruknąłem i niekontrolowanie musnąłem ją palcami po ramieniu. - Pójdę po apteczkę - poinformowałem ją. Szybkim krokiem podążyłem do kuchni i wyjąłem apteczkę z tej samej szafki, z której kiedyś wyjęła ją Ada aby opatrzyć moją rękę.
- Mógłbyś podać mi jakąś luźną koszulkę z szafki? - poprosiła kiedy ponownie przekroczyłem próg jej pokoju. Światło nadal było leniwe, dając pomarańczową poświatę.
- Ta może być? - zapytałem wyjmując z szafki koszulkę o rozmiarze XL z logiem Pink Floyd, znowu odpowiedziała mi skinieniem głowy, więc podałem jej ją. Ponownie znalazłem się za nią klęcząc, a Adrianna nie zmieniła swojej dotychczasowej pozycji.
- Będziesz musiał odpiąć mi też stanik, bo sama choćbym chciała to sobie nie poradzę - poinformowała mnie rzucając mi znowu spojrzenie przez ramie. Odłożyłem apteczkę obok siebie i złapałem za zapięcie stanika. Tak dawno tego nie robiłem, że byłbym zdolny zapomnieć tej prostej czynności. Wstrzymałem oddech i płynnym ruchem przybliżyłem oba brzegi do sobie aż zapięcie ustąpiło. Ramiączka zsunęły się powoli po ramionach dziewczyny, a ja przysięgam, zapomniałem jak się nazywam.
- Zostaw tak na razie. Opatrzę tylko te rany i będziesz mogła się ubrać - powiedziałem to takim tonem, żeby nie zorientowała się, co aktualnie dzieje się w mojej głowie i ciele. Pochwyciłem do ręki gazik i zlałem go wodą utlenioną. Biłem się z myślami, żeby nie rzucić się na nią, nie zacząć całować, żeby nie płakać i powtarzać jej przez łzy, że kocham ją nad życie, ale tłumaczyłem sobie stale, że to ją tylko bardziej skrzywdzi.
- Jesteś na mnie zły? - zapytała w końcu i wyczułem w jej głosie nutkę żalu i winy.
- Dlaczego miałbym być zły? - odpowiedziałem jej pytaniem i oczekiwałem długiego wywodu, coby odciągnąć moją uwagę.
- Stale masz mnie na głowie, teraz jeszcze przyszło Ci się zajmować czymś takim - prychnęła i poczułem jak pod wpływem moich ruchów przeszły ją ciarki. Do diabła, tak miło było znowu poczuć coś takiego.
- Zgłupiałaś? - zapytałem przerywając na chwilę. - Byłbym dupkiem gdybym Ci nie pomógł. Możesz się śmiać, ale od dnia kiedy wpadłaś na mnie z tą kawą i później mi się wypłakałaś czuję się za Ciebie odpowiedzialny - no, w końcu jej to powiedziałem. - I niech tak zostanie - dodałem czując dumę rozpierającą mnie w piersi.
- Wiktor.. - szepnęła.
- Słucham? - uśmiechnąłem się nie wiedząc dlaczego, po prostu gdzieś w sobie poczułem, że chce powiedzieć mi coś naprawdę ważnego, a wszystko co dla niej było ważne - było też dla mnie.
- Kocham Cię - westchnęła po dłuższej ciszy.
Co mogło być gorszego od odwzajemnionego uczucia bez mocy na jego rozwinięcie? Właśnie... 

niedziela, 21 maja 2017

ROZDZIAŁ 20.

- Już jesteśmy - powiadomił nas spokojnie kierowca, kiedy znaleźliśmy się pod wskazanym przeze mnie adresem. - Pomóc księdzu? - zapytał się z wyraźną troską w głosie.
- Dam sobie radę, dziękuję - odparłem i spojrzałem na mokrą od potu i łez twarz Adrianny. - Mam tylko jedną prośbę - szepnąłem niepewnie. Pan Zdzichu ruchem głowy dał mi do zrozumienia, że mogę mówić. - Jakby pan nikomu nic nie mówił, byłbym wdzięczny, odwdzięczę się jakoś, ma pan mój numer, zrobię co tylko pan zechce - paplałem bez większego sensu, ale starałem się udobruchać jakoś tego mężczyznę.
- W sumie to jest jedna rzecz, którą mógłby ksiądz dla mnie zrobić - zaczął, a ja już widziałem jak będę musiał odkładać każdą moją wypłatę, żeby zapłacić pięćdziesiąt tysięcy za milczenie, ale szybko pozbyłem się tych myśli mówiąc sobie w duchu, że to dobry człowiek.
- Moja córka Zuzia jest w ciąży, ten gnojek zrobił jej dziecko i słuch po nim zaginął, a wiadomo, że dziecko musi być ochrzczone... - mówił nadal szeptem, chciał powiedzieć coś jeszcze ale urwałem mu w połowie zdania.
- Załatwione. Tylko niech pan dzwoni, kiedy dziecko przyjdzie na świat i jaka data by wam odpowiadała, ja się wszystkim zajmę - uśmiechnąłem się ciepło do starszego już mężczyzny. - Gratuluję, dziadku - zaśmiałem się i zsunąłem powoli Adę z siebie. - Czas się ruszyć - mruknąłem i powoli otworzyłem drzwi czując jak zimne powietrze przyjemnie chłodzi moje ciało.
***
Filip siedział w pokoju na swoim łóżku z głową skierowaną w dół. Gapił się w podłogę bez celu. Dlaczego to zrobił? W sumie sam nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Mimo wszystko jednak miał nadzieję, że sprał ją na tyle, coby nic nie pamiętała. Jeszcze przez jakąś chorą gówniarę pójdzie siedzieć.
Jego rozmyślanie przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Kto do cholery - mruknął cicho pod nosem i ruszył w stronę drzwi. Adrenalina z wcześniejszej "przygody" otrzeźwiła go, toteż nie było widać, że jest po kilku piwach.
Otworzył drzwi i ujrzał stojącą tam Natalię, która nerwowo bawiła się brzegiem swojej sukienki.
- Natalia, co Ty tu robisz? - zapytał opierając się o drzwi. Poprawił ręką swoje blond rozpuszczone włosy i wpatrywał się w uroczą brunetkę.
- Przepraszam pani profesorze, mogłabym zająć chwilę? - zapytała niepewnie i podniosła na niego wzrok dostrzegając mocnego krwiaka na lewym policzku. Filip nie mówiąc nich przepuścił ją w drzwiach wskazując na łóżko aby mogła tam usiąść.
Zamknął drzwi na klucz, aby nikt im nie przeszkodził w rozmowie i podążył za dziewczyną. Ta jednak nie chciała siadać tylko stanęła w jakiejś odległości od łóżka, natomiast Filip chętnie usiadł opierając łokcie na kolanach w małym rozkroku i przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Co się panu stało? - zapytał prędko i podeszła do niego łapiąc go za twarz  muskając kciukiem siniaka, na co Filip delikatnie syknął.
- To nic takiego - odparł podnosząc wzrok najpierw na wyraźny dekolt dziewczyny a potem na jej twarz, którą okalały włosy.
- Trzeba będzie to opatrzyć - szepnęła uśmiechając się zalotnie i schyliła się do niego bardziej muskając ustami jego kość policzkową pokrytą siniakiem.
- Natalia - wychrypiał prosto w jej ucho poprawiając jej włosy.
- Cicho, nie przerywaj - odparła i przywarła ustami do jego ust pogłębiając coraz mocniej pocałunek co jakiś czas gryząc go w wargę.
Ręka Filipa coraz śmielej przesuwała się wyżej po udzie dziewczyny, aż w końcu zatrzymała się na pośladku. Przyciągnął mocno do siebie i zmusił ją, aby ta usiadła mu na kolanach. Ze swoimi pocałunkami schodził coraz niżej przechodząc przez ucho, szyję aż w końcu zatrzymując się na dekolcie Natalii, a ta cicho jęknęła.
***
- Wiktor, to tak bardzo boli - popłakiwała cicho Ada wtulając się w moją szyję.
- Wiem skarbie, wiem - uspokajałem ją, choć tak naprawdę nie wiedziałem przez co ta dziewczyna przechodzi. Pierwszy raz zdarzyło się, żebym miał do czynienia z dziewczyną, którą niedawno zgwałcono. Powinniśmy jechać na pogotowie, ale to tylko jeszcze bardziej rozhisteryzowało dziewczynę, to samo dotyczyło policji. Wyjąłem z kieszeni klucze, które wcześniej w samochodzie dała mi Ada. Przekręciłem kluczem dwa razy, aż zamek ustąpił i wszedłem z dziewczyną do przedpokoju nadal trzymając ją na rękach. Następnie nogą starannie je zamknąłem i od razu skierowałem do jej sypialni. Położyłem dziewczynę na łóżku i zaświeciłem światło. Dopiero teraz dostrzegłem, że na jej koszulce i spodniach znajdują się ślady krwi i skrzywiłem się na myśl o bólu, który czuła, czuje i pewnie przez resztę życia będzie czuła. Usiadłem obok niej i obserwowałem, czułem, że łzy pchają mi się do oczu, ale nie mogłem płakać, bo gdyby się ocknęła to jeszcze bardziej by ją to zmartwiło.
- Zostań tu ze mną - wychrypiała szukając mojej dłoni na oślep.
- Jestem przecież - zapewniłem i splotłem nasze palce całując ją w dłoń.
- Możesz zostać tutaj na noc? Proszę, połóż się obok mnie - poprosiła błagalnym tonem i spojrzała wzrokiem pełnym bólu. Nie mogłem postąpić inaczej. 

piątek, 12 maja 2017

ROZDZIAŁ 19.

Wrzeszczałam i szamotałam się na wszystkie strony, ale miałam nikłe szanse na wygranie z dorosłym, silnym człowiekiem. Czułam jak wpycha swoje ręce pod koszulkę i usilnie próbuje dobrać się dalej. Wrzaski nic nie dawały i zaczynałam być bezsilna...
- Ty pieprzony gnoju! - usłyszałam gdzieś jakby zza mgły. Odgłosy i bodźce już ledwo do mnie docierały, czułam jak powoli tracę przytomność oszołomiona przyduszaniem i uderzaniem w twarz, które miały mnie uciszyć. Nagle poczułam lekkość i uniosłam lekko powieki ale nic nie dostrzegłam, poczułam, że odpływam... Sielanka nie potrwała długo, bo znowu czułam jego ciepły, obrzydliwy oddech na mojej szyi, potem usłyszałam brzdęk odpinanego guzika i zamka w spodniach, następnie okropny ból...
***
- Ty skurwielu! - wrzasnąłem tak, na ile to było możliwe i okładałem kolejnymi ciosami Filipa po twarzy. - Miałem Cię za przyjaciela! - wysyczałem przez zaciśnięte zęby i ścisnąłem dłonie na jego szyi. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale miałem ochotę zabić go tu i teraz. Wstałem i zacząłem ciężko oddychać. Patrzyłem jak ten gnojek wije się na ziemi. - Wstawaj i spadaj stąd póki możesz! - krzyknąłem do niego, ale on tylko stęknął łapiąc się za żebra. 
- Boże daj mi siły - jęknąłem i uniosłem głowę ku niebu. 
Nikt nas nie słyszał, nikt nie widział, że do czegokolwiek tutaj doszło.
Filip zaczął się podnosić. Najpierw na klęczki, a potem stanął chwiejąc się na nogach ledwo podążył w stronę domku klnąc siarczyście pod nosem. Droga była prosta, więc raczej małe prawdopodobieństwo, żeby się gdzieś przewrócił i trzeba byłoby go dźwigać. Szkoda.
Nagle sobie o czymś przypomniałem.
Odwróciłem się gwałtownie i dostrzegłem leżącą na ziemi Adę. Szybko do niej podbiegłem i zacząłem delikatnie klepać ją po twarzy mając nadzieję, że się ocknie, ale nic z tego. 
- Aniołku, nie rób mi tego - powiedziałem półszeptem kompletnie bezradny, czułem że łzy zaczynają spływać mi po twarzy. - Gdybym wiedział, że tak się stanie to nie puściłbym Cię tutaj samej - dodałem po chwili. Wziąłem ją w ramiona, jej twarz była zapłakana, przyozdobiona rozmazanym tuszem. - Co ten kretyn Ci zrobił? - mówiłem wciąż zapłakany sam do siebie.
- Zabierz go stąd - wychrypiała. Jej głos stracił tę delikatną, przyjemną dla uszu barwę, wszystko przez te wrzaski i krzyki. 
- Jego już tutaj nie ma, skarbie, tak mi przykro - powtarzałem w kółko kompletnie bezsilny głaszcząc jej włosy i co jakiś czas całując ją w czoło. - Zaraz zabiorę Cię do domu - dodałem nie przerywając wcześniejszych czynności.
- Nie zostawiaj mnie samej - jęknęła poruszając się nerwowo. Na jej twarzy pojawił się grymas, lekko się skrzywiła z bólu i ścisnęła mocno moją koszulę. 
- Nie zamierzam - odparłem i przycisnąłem ją mocniej do siebie. 
***
- Przemek, wszystko w Twoich rękach. Przypilnuj ich, lada chwilę powinien przyjechać tutaj pan Oleśkiewicz, wszystko mu wytłumaczyłem. Jesteś mądrym chłopakiem, wierzę, że sobie poradzisz - powiedziałem szpakowatemu szatynowi i poklepałem go po ramieniu.
- Księże, ale co się stało z Adą? - dopytywał ciągle, a ja musiałem go okłamać choć nie powinienem. 
- Źle się czuje, dla jej dobra lepiej ją odwiozę - oznajmiłem oddalając się już do samochodu kierowcy naszego autokaru. Mężczyzna był na tyle uprzejmy, że przyjechał prywatnym samochodem i zadeklarował się, że odwiezie ich pod samo mieszkanie Adrianny. 
Widziałem, że Przemek nie uwierzył w kit o złym samopoczuciu, ale nic innego w danej chwili nie przychodziło mi do głowy. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco do Przemka i pobiegłem truchtem do odpalonego już samochodu, w którym na miejscu kierowcy siedział pan Zdzisław, a na tylnej kanapie siedziała Ada, ledwo kontaktując ze światem. 
- Już jestem - powiedziałem dysząc i wcisnąłem się na tylne siedzenie obok dziewczyny, która non stop wylewała łzy. - Ada, nie płacz już - starałem się ją jakoś uspokoić po czym przygarnąłem ją do siebie. 
- Dlaczego on to zrobił? - wychlipała i spojrzała na mnie oczami pełnymi bólu. Nie mogłem patrzeć na nią w tym stanie, czułem się poniekąd winny ponieważ to ja nakłoniłem ją do tej wycieczki... Ta dziewczyna tyle przeszła w życiu.
- Nie wiem, aniołku - westchnąłem. - Ale zapłaci za to, obiecuję Ci to - dodałem i zamknąłem oczy. Było już strasznie późno, dobrze, że kierowca miał tak dobre serce i zgodził się z nami pojechać. 
Milczała przez resztę drogi, co jakiś czas słyszałem tylko ciche pochlipywanie i pojękiwanie. Siedziała wtulona we mnie nawet na sekundę nie zamierzała mnie puścić. Poczułem, że w końcu komuś zapewniłem poczucie bezpieczeństwa... Dziwne uczucie, ale dobrze mi z tym. 
Przypomniałem też sobie, że nazwałem ją aniołkiem. Nazywałem ją tak tylko w moich myślach, mam nadzieję, że nie przywiązała do tego większej uwagi, może tego nie usłyszała.. Syknąłem na tę myśl i otuliłem ją szczelniej ramieniem pozwalając nadal jej płakać, ponoć łzy przynoszą ukojenie...

wtorek, 9 maja 2017

ROZDZIAŁ 18.

- To kto chce jeszcze kiełbachę? - krzyknął Wiktor stojąc nad ogniskiem starając się, aby go usłyszeli.
- Brakuje jeszcze trzech! - odkrzyknął mu Rafał.
Blondyn stał centralnie nad ogniem, dym gryzł go w oczy przez co rzewnie wylewał łzy. Ja tymczasem siedziałam na jednym z pni i rozmyślałam na tym, co dziś powiedział mi Przemek. Mogłam się domyślić, że tak się to skończy. Czy ja wygrzebię się kiedyś ze wszystkich problemów? Ciągle jakieś pytanie wędrowało w moich myślach. Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie i starałam się jakoś ogrzać, ponieważ nie chciałam się stąd ruszać, całkiem dobrze mi tutaj było. 
- Piwa? - zapytał Rafał siadając obok mnie. Tinka i Seba prawdopodobnie gdzieś mu się zapodziali. A to dziwne... 
- Nie, dziękuje - odmówiłam grzecznie i uśmiechnęłam się ciepło. Chłopak tylko pokręcił głową i wrócił do konsumpcji swojej kiełbasy co jakiś czas popijając złocistym trunkiem. 
- Panienka nie jest głodna? - zapytał zapłakany Wiktor wyrywając mnie z zadumy. 
- Panienka nie jest głodna - odparłam przeciągając się. - Chusteczkę? - zaproponowałam i w sumie nie czekałam na odpowiedź tylko od razu wyjęłam paczkę z kieszeni podając mu do wolnej ręki. 
- Dzięki - skwitował i zaczął wycierać oczy. - Dawno nie płakałem - zaśmiał się i oddał mi paczkę.
- Jak ręka? - zapytałam. Mogłam śmiało z nim rozmawiać, bo wszyscy byli zajęci głośną rozmową, Paweł nawet grał na gitarze i śpiewał "Wspomnienie" Niemena co jakiś czas dusząc się ze śmiechu, więc nawet nikt nie zauważył, że ze sobą rozmawiamy. 
- Goi się. Fachowo opatrzona - wyszczerzył się w uśmiechu ukazując rząd białych zębów połyskujących w płomieniach ogniska. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem i zaczęłam grzebać patykiem w piasku. - Co jest? - zapytał po chwili. Poczułam, że nie warto przed nim nic ukrywać, a zbycie go też nie wchodzi w grę, bo on tak łatwo nie daje za wygraną. - Chcesz o tym pogadać? - zadał kolejne pytanie, a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć... W końcu przytaknęłam.
- Ale może nie teraz, dobrze? - szepnęłam. Miałam ochotę mocno się do kogoś przytulić, tylko jak na złość albo nie było do kogo albo nie może było... do niego.
- Wiem czego teraz potrzebujesz - westchnął i spojrzał na mnie z widocznym smutkiem w oczach. - Tak bardzo chciałbym Ci to dać... - dodał, a mi zrobiło się teraz naprawdę smutno. Dziwię się, że mówi mi takie rzeczy. Nie liczyłam ile piw już wypił, ale myślę, że właśnie nimi było spowodowane to wyznanie.
- Wiktor, nie mów nic - szepnęłam zła na siebie, że nie ugryzłam się w język. - Wszyscy dziś tutaj będą pod wpływem alkoholu, większość pewnie nielegalnie, a ja nie chcę usłyszeć ani wypowiedzieć słów, których będziemy żałować. Zostawmy tę rozmowę po prostu na inny dzień, dobrze? - dodałam, cały czas paplałam wszystko co mi ślina na język przyniosła, szukałam słów, które mogłyby być odpowiednie na załagodzenie sytuacji. Spojrzałam na niego i po chwili dostrzegłam cień uśmiechu na jego przystojnej twarzy. Zgarnęłam włosy to tyłu i wypuściłam powietrze, które ciążyło mi w płucach.
- Mądra dziewczynka - zaśmiał się. - Na pewno nie jesteś głodna? - spytał zatroskany.
- Nie, dziękuję. Pójdę się gdzieś przejść - odpowiedziałam i spojrzałam do góry prosto w gwiazdy. Niebo było całkowicie nimi pokryte, jedne mniejsze, drugie większe, połyskiwały, przesuwały się w wygodnych dla siebie kierunkach.
- Tylko uważaj na siebie - ostrzegł po paru sekundach, a ja ruszyłam w stronę lasu znajdującego się za naszymi domkami. Dostrzegłam na werandzie pana Filipa, który zaciągał się papierosem. Zauważył też mnie więc pomachał mi ręką. Nie byłam przyzwyczajona do takich reakcji dorosłych osób. W starej szkole nauczyciele byli raczej sztywni, ale zapewne spowodowane było to tym, że to było ogromne miasto, liceum o wysokiej opinii.
Rozmyślałam o starych przyjaciołach z którymi nie rozmawiałam już szmat czasu, zastanawiałam się czy o mnie pamiętają, ponieważ nikt się nie odezwał odkąd się wyprowadziłam. Przypomniałam sobie również jak za karę musiałam z Erykiem sprzątać szkołę wieczorem i na tę myśl się uśmiechnęłam. Zaszłam już bardzo daleko, do jakiegoś drewnianego ogrodzenia gdzie można było usiąść. Nie słyszałam praktycznie już grania na gitarze, tylko cykady a raz nawet usłyszałam sowę. Oparłam się przodem o ogrodzenia wgapiając się w ciemny las, zamknęłam oczy i delektowałam się chłodnym, jesiennym powietrzem.
- Przeszkadzam? - usłyszałam za plecami szorstki, męski głos należący do Filipa. Podskoczyłam wystraszona tym, że ktoś przerwał tę ciszę. Odwróciłam się i zobaczyłam go, tak jak myślałam. Wbił ręce w kieszenie i podszedł blisko mnie. Włosy spiął już w idealny kucyk.
- Nie, nie przeszkadza pan - odpowiedziałam miło, choć podświadomość mówiła, że przeszkadza, ale niestety nie mogłam mu tego powiedzieć.
- Chyba kiepsko się bawisz, co? - zadał pytanie próbując nawiązać jakąś rozmowę między nami, ja miałam średnią ochotę na rozmowę, tym bardziej z nim.
- Nie ma najgorzej. Taki wypad dobrze mi zrobi, lubię być czasem sama - odpowiedziałam wracając do poprzedniej czynności.
- Czy ja wiem... Marnujesz się tak w samotności.. Udajesz taką grzeczną, a pewnie gdzieś w środku kryje się prawdziwa Adrianna, mam rację? - powiedział nonszalancko przybliżając się bliżej.
- Nie wiem o czym pan mówi - prychnęłam czując, że przyśpiesza mi bicie serca ze strachu.
- Nie udawaj - mruknął i przejechał ręką po moich plecach zatrzymując rękę na moich pośladkach, które po chwili zresztą klepnął.
- Niech mnie pan do cholery zostawi! - powiedziałam nieco ostrzejszym tonem i odwróciłam się w tył rzucając się do ucieczki.
- Ja jeszcze nie skończyłem - warknął i złapał mnie mocno za nadgarstek ciągnąc do tyłu. Niestety pod wpływem emocji straciłam równowagę i runęłam do tyłu na trawę. 

czwartek, 4 maja 2017

ROZDZIAŁ 17.

- Hej, budzimy się - usłyszałam nad sobą znajomy głos i leniwie otworzyłam powieki. Ujrzałam obok siebie uśmiechniętego Wiktora i szczerze, chciałam się na ten widok uśmiechnąć, ale coś mi nie pozwalało. Otworzyłam szerzej oczy i zauważyłam, że jesteśmy w autokarze, ale oprócz mnie i jego nikogo tutaj nie ma.
- Gdzie wszyscy? - zapytałam rozglądając się dookoła, ale wszędzie była tylko totalna pustka.
- Wszyscy już zabrali bagaże i poszli do domku, a Ty zasnęłaś - odpowiedział grzecznie nadal z tym uśmiechem na ustach.
- Oh, tak Cię przepraszam - odparłam i podniosłam z ziemi swoją torbę.
- Nie masz za co - uznał i wstał z siedzenia. - Ale lepiej już chodźmy - dodał i przepuścił mnie w wyjściu. 
Okolica była bardzo piękna, ale strasznie górzysta, no jak to w górach. Wszędzie dookoła rozciągały się pola. Na przeciwko nas stały dwa dosyć duże drewniane domki i piękne kwiaty wokół nich. Nie było tam w sumie nic innego, poza rozciągającym się lasem za naszymi kwaterami i miejscem na ognisko okrążone pniami na których można siedzieć.
- Ale tutaj pięknie - szepnęłam sama do siebie, ale chcąc nie chcąc Wiktor to usłyszał.
- Też tak myślę - odparł i porozumiewawczo do mnie mrugnął. 
- No, jesteś już! Chodź, zajęłyśmy najfajniejszy pokój! - krzyknęła Natalia i podbiegła do mnie ciągnąc mnie za rękę, a Wiktor szczerze się zaśmiał i skrzyżował ręce na piersi. 
- To kto zajmuje się domem od dziewczyn? - zapytał Filip, który nagle znalazł się obok Wiktora, zamyślił się toteż go nie zauważył. 
- Nie wiem, rób co chcesz - przeciągnął się i klepnął blondyna w bark.
- To ja biorę dziewczyny, a Ty weź tych swoich ministrantów - wyszczerzył się długowłosy blondyn i ucieszony zaniósł swój bagaż do pokoju znajdującego się na parterze.
- Prze księdza! To jo jada do siebie! Jakby co to dzwonić! - wrzasnął kierowca autokaru typową dla siebie śląską gwarą. Blondyn pomachał mu tylko dłonią na znak, że rozumie i wrócił do swojego rozmyślania. Stał na trawie i obserwował, jak młodzież siłuje się z bagażami i jak ustalają kto z kim i gdzie. 
- Natka, patrz jaki on ma śliczny uśmiech! I te dołeczki! - odparła podekscytowana Paulina wlepiając się w szybę.
- Filip? Gdzie? Gdzie? - dopytywała i przeleciała przez pół pokoju, żeby zobaczyć obiekt westchnień koleżanki. 
- Nie Filip, spójrz na Wiktora. Jak ładnie mu w tej czarnej koszuli. Jakoś tak podkreśla jego urodę - zastanowiła się głośno i oby dwie spoglądały na niego zza firanki coby ich nie dostrzegł.
- Eh dziewczyny, skończcie - westchnęłam. - On jest księdzem. Może i Filipa uda wam się uwieść, ale jego nie próbujcie, bo przez waszą głupotę straci wszystko - dodałam i skarciłam się w myślach za wspomnienie o jego pocałunku.. Takim mocnym i żarliwym, który wlał we mnie takie jakieś ciepło, nagle poczułam radość do życia.. Przez tę jedną malutką chwilę. Przecież co to takiego? Kiedy ludzie są dla siebie ważni to właśnie tak robią. Ale czy my jesteśmy ważni dla siebie? Znamy się tak krótko, nie wydaje mi się to możliwe w żadnej postaci. Przecież z reguły ten człowiek nie może nikogo kochać, ale może być kochanym. Ale co z tego, że ja go pokocham, być może już pokochałam a nic nie będę mogła z tym zrobić? Mam patrzeć na niego dzień w dzień, a przed snem wymyślać historyjki, które w 99% się nie spełnią? Przecież to dziecinada... 
- A Ciebie co ugryzło? - zapytała Natalia i obróciła się na moment, żeby na mnie spojrzeć.
- Nic, ale spójrz na to z innej strony.. Uważacie, że takie zachowanie jest normalne? Dziewczyny, lubię was, ale spieprzycie sobie życie, a może też życie kogoś innego - odpowiedziałam gestykulując rękami, kiedy ktoś zapukał do drzwi. - Proszę - odparłam niechętnie na myśl, że to Przemek i że przez niego musiałam przerwać swój wywód. 
- Cześć dziewczyny - przywitał się pan Filip otwierając drzwi na szerokość swojego ciała.
Spojrzałam kątem oka na rozpromienione dziewczyny. One za każdym razem tak reagują gdy go widzą. Pewnie myślą, że on tego nie zauważa, a on na moje oko robi się coraz bardziej wyższy, bo przecież nic tak nie podbudowuje ego jak zakochana małolata. 
- Przydzielono mi waszą część, więc gdyby coś się działo to jestem na dole - powiedział i uśmiechnął się zalotnie do dziewczyn, a ja przewróciłam oczami mówiąc sobie w myślach, że ten facet w tym momencie spieprzył wszystko, co próbowałam przekazać dziewczynom. Mężczyzna popatrzył jeszcze chwilę na nas i wyszedł zamykając po cichu drzwi. 
- Nikt sobie nie spieprzy życia, uspokój się. Życie jest jedno, a ja nie zamierzam go zmarnować. Chcę korzystać póki mogę - odparła blondynka. 
- Jak chcecie, ale nie myślcie, że wstawię się za wami, jak coś się będzie działo - uznałam i uniosłam ręce na wysokość klatki piersiowej w obronnym geście. 
- Dramatyzujesz - warknęła Paulina, a ja wstałam z łóżka i ruszyłam schodami na dół. 
Zeszłam schodami w dół i natknęłam się na Przemka.
- Hej - przywitałam się ciepło, a chłopak natychmiast się rozpromienił.
- Masz czas? - zagadnął, a ja cicho się zaśmiałam.
- Jesteśmy na wycieczce, nie ma tutaj żadnych obowiązków więc mam trochę czasu - odpowiedziałam, a chłopak przytaknął.
- No to może się przejdziemy? - zaproponowała, a ja z chęcią przystałam na tą propozycję. Dlaczego nie? Nie mogę przesiadywać cały czas z Wiktorem, a z dziewczynami nie mam teraz ochoty, poza tym nie ze wszystkimi mam tak dobry kontakt jak z Przemkiem. 
***
- Wiesz... muszę Ci coś powiedzieć - zaczął niechętnie i zatrzymał się w miejscu łapiąc mnie za rękę kiedy byliśmy już w środku lasu z dala od naszych kwater. - Kiedy pierwszego dnia Cię zobaczyłem, poczułem, że to to.. Wiesz, o co mi chodzi - ciągnął dalej, chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi. - Nie przerywaj, bo już więcej nie zdobędę się na te słowa. Ada... Czy my.. Moglibyśmy zostać parą? - zapytał w końcu a jego pytanie zbiło mnie całkowicie z tropu. Poczułam, że zakręciło mi się w głowie. Szukałam odpowiedzi w ziemi, nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, tyle słów nasuwało mi się na usta, ale czułam, że żadne z nich nie jest wystarczająco odpowiednie. 
- Przemek... Nie zrozum mnie teraz źle - odchrząknęłam w końcu i spojrzałam na niego. Już wiedział, co chcę mu powiedzieć, na jego twarzy malował się widoczny smutek. Karciłam siebie za to, że nie potrafię dobrze dobierać słów. - Nic nie skreślam, po prostu musimy spędzać ze sobą więcej czasu, żeby się lepiej poznać.. Przeżywam teraz trudny okres w moim życiu i sama nie wiem co jest dla mnie dobre a co złe, więc przede wszystkim nie chcę stracić przyjaciela, ale ze związkiem to jeszcze poczekajmy, dajmy temu trochę czasu - dokończyłam i ciepło się uśmiechnęłam. Zauważyłam, że on również się uśmiecha. Pogładziłam go dłonią po ramieniu i przyjacielsko uścisnęłam, ażeby jemu i mnie nie zrobiło się przykro... 

środa, 3 maja 2017

ROZDZIAŁ 16.

Wtorek zleciał bardzo szybko, tym samym nadeszła środa. Nauczyciele za bardzo nas nie męczyli w dniu przed wycieczką, ponieważ wiedzieli, że jesteśmy bardzo podekscytowani tą wycieczką i ciężko docierają do nas jakiekolwiek wiadomości. Tylko Przemek jakoś dziwnie się cieszy na wiadomość, że jadę, przecież jadą też inne osoby..
***
- "Zaraz u Ciebie będę" - głosił sms wyświetlony na ekranie mojego telefonu. Usiadłam na łóżku i upewniłam się czy wszystko mam. Kosmetyki, ubrania, bielizna, ładowarka, trochę gotówki spakowane, więc chyba można wyjeżdżać.
- Co skarbeńki? - zapytałam z uśmiechem patrząc na kociaki siedzące w transporterkach. Karma, zabawki, miseczki również spakowane. - To tylko trzy dni, będziecie miały multum zabawy - dodałam i zsunęłam się z łóżka po czym usiadłam przy nich.
- Otwarte! - krzyknęłam z pokoju i zabrałam z łóżka bluzę.
Po chwili do pokoju wszedł Wiktor w totalnie rozczochranych włosach i lekko przymrużonych oczach.
- Spałeś coś w ogóle? - zapytałam przyglądając mu się z dokładnością. Na moje oko to niewiele spał, ciekawe co było tego powodem.
- Coś tam spałem - mruknął pod nosem, oparł się o framugę i również mi się przyglądał.
- Wydaje mi się, że nie powinieneś jechać w takim stanie samochodem - zauważyłam i złożyłam ręce na piersi.
- Wielu rzeczy nie powinienem, a robię. To, że krótko spałem to pikuś. Chodźmy do samochodu - powiedział zabierając mój bagaż i bagaż moich kotów. - Podjedziemy tylko do Krystiana, oddamy mu koty i możemy ruszać do szkoły - dodał kiedy znaleźliśmy się na klatce schodowej.
- Myślisz, że powinniśmy razem jechać do szkoły? Wiesz dobrze, że ktoś może to zauważyć - zastanowiłam się, a Wiktor niechętnie na mnie spojrzał.
- Ada, oni widzą w tym tylko moją uprzejmość. Przemka nieraz też podwoziłem więc w czym problem? - zapytał z lekkim wyrzutem.
- Może w tym, że jestem płcią przeciwną? - prychnęłam i przeszłam przed drzwi klatki, które Wiktor mi otworzył.
- A ja jestem księdzem - odpowiedział z przekąsem.
- To tym bardziej powinieneś się mieć na baczności - zaśmiałam się i pokazałam mu żartobliwie język, a Wiktor odpowiedział mi ciepłym uśmiechem i kiwnięciem głowy.
***
- Dziesięć, dwanaście, czternaście, okej wychodzi na to, że wszyscy już są - powiedział pod nosem ksiądz Wiktor licząc nas z dokładnością. - Okej Filip, możemy wyruszać! - krzyknął z końca autokaru.
- Nie chcę wam prawić kazania na początku wycieczki - zaśmiał się wracając na swoje miejsce. - Ale nie chciałbym żadnych niemiłych incydentów. Macie wolną rękę, możecie nawet cały dzień przeleżeć w pokoju, nie obchodzi mnie to. Po prostu nie chcę słyszeć żadnych skarg na was, zrozumiano? - dodał i zilustrował każdego po kolei.
- Się rozumie, proszę księdza! - odezwał się Rafał. - Ale wie ksiądz, że większość jest tu pełnoletnia i piwko przy ognisku chyba można...? - dodał niepewnie po chwili.
Wszyscy wstrzymali powietrze czekając na werdykt któregoś z opiekunów. Filip spojrzał pytająco na Wiktora i wzruszył ramionami.
- My z Fili...To znaczy panem Filipem też jesteśmy pełnoletni, a chyba nie umrzemy po jednym piwie... Zważając na to, że co msze wypijam wino - dodał ze śmiechem i wszyscy woleli się zaśmiać, żeby mu nie podpaść, co doprawdy było śmieszne.
Siedziałam z Natalią, która zajęta była ciągłym wymienianiem się wiadomościami ze swoim chłopakiem. Z tego co opowiadała, to był pięć lat od niej starszy i mieszka 60 km od jej miasta, więc widują się co weekend lub jeśli on ma wolne w pracy. Nie przeszkadzało mi to, że nie rozmawiamy, wolałam patrzeć w szybę i obserwować krajobraz rozciągający się za oknem. Poczułam wibrację mojego telefonu w kieszeni i niechętnie go wyjęłam zła, że ktoś przeszkodził w moim rozmyślaniu.
- "Uśmiechnij się" - przeczytałam i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu osoby, która mi go wysłała, ponieważ numer był nieznajomy. Napotkałam spojrzenie Przemka, który promiennie się uśmiechnął. Byłam nieco zła, że ma skądś mój numer nie wiadomo skąd, ale uśmiechnęłam się, żeby dał mi spokój, przynajmniej na jakiś czas... Wpatrując się w każde mijane przez nas drzewo, czułam, że powoli oddaję się w objęcia Morfeusza...