niedziela, 19 maja 2019

ROZDZIAŁ 49.

- Jak dobrze, że już się wybudziłaś! Kochana, wszystko w porządku? Jak się czujesz? - dopytywała Natalia. Oczy miała spuchnięte, pewnie wylała wiele łez na wiadomość o tym, że jej jedyna przyjaciółka trafiła do szpitala. 
Powoli podniosłam się z łóżka i mocno ją uściskałam, uważając na wenflon aby go nie wyrwać. 
Wylał się potok łez. Szlochałyśmy obie, dając upust wszystkim negatywnym emocjom. 
- Tak bardzo się bałam - wychlipałam mając przed oczami obrazy wypadku rodziców jak i tego wypadku, gdy Wiktor był nieprzytomny. 
- Już wszystko dobrze. Żyjesz, ksiądz Wiktor także, niczym już się nie przejmuj. Bardzo się wystraszyłam, gdy odebrałam telefon ze szpitala... Od razu wskoczyliśmy z Mikołajem do samochodu i przyjechaliśmy tutaj - otarła moje łzy i pocieszająco się uśmiechnęła.
Wiktor. Skąd ona o nim wie? Czy pielęgniarka dała znać również o nim? Cholera, nie w ten sposób miało się to wydać.
Nagle do pokoju weszła ta sama pielęgniarka, która była u mnie kilka godzin temu. Obdarowała mnie wesołym uśmiechem, jakby niosła dobre wiadomości.
- Jest pani na tyle silna, aby wstać? - zapytała, a ja energicznie pokiwałam głową. - To wyśmienicie. Narazie mogę panią odpiąć od aparatury, może pani trochę pospacerować, ale proszę się nie nadwyrężać. Ah, zapomniałabym! Narzeczony odzyskał przytomność. Gdy tylko otworzył oczy od razu o panią zapytał, może pani pójść go odwiedzić - powiedziała nadal z uśmiechem. Omal nie pisnęłam z radości na wiadomość, że Wiktor już się wybudził. Jednakże czułam na sobie wzrok Natalii, która zasługiwała na wyjaśnienia. 
- Natalia, wszystko Ci wyjaśnię, ale chodźmy teraz do Wiktora - poprosiłam, a przyjaciółka pociągnęła mnie za ramię, abym ponownie usiadła. 
- Nie musisz mi nic wyjaśniać. Od dawna coś przeczuwałam. W te noc, kiedy się u Ciebie zjawiłam... Minęłam go na klatce schodowej, miał zapłakane oczy, prawie mnie nie rozpoznał. Później widziałam Ciebie, w takim samym stanie - zaczęła łączyć fakty. - A na tej wycieczce wtedy, kiedy Filip... - urwała, przełykając ślinę. Spojrzała w dół, na swój brzuszek, na dzieciątko tego zwyrodnialca. - Wtedy zabrał Cię ksiądz Wiktor, długo nie było go na zajęciach, Ciebie też nie. Uznałam, że pewnie się Tobą opiekuje, choć wydawało się to dziwne. No ale - machnęła ręką - mam nadzieję, że potwierdzicie moje przypuszczenia - ścisnęła moją dłoń, a ja znowu ją przytuliłam. 
***
Gdy weszłyśmy z Natalią do sali, doznałam szoku. Przy łóżku Wiktora na krześle siedział Mikołaj.
- Ada, jak dobrze, że nic Ci nie jest! - przytulił mnie przyjaciel. - Bardzo się martwiliśmy o Ciebie z Natalią, a nie miałem sumienia odwiedzać Cię w szpitalnym łóżku, wiesz dlaczego - szepnął mi do ucha, nadal mnie przytulając. 
Natalia tymczasem rozmawiała o czymś cicho z Wiktorem. Gdy Mikołaj wypuścił mnie już z ramion, podeszłam do Wiktora i złapałam go za rękę. 
- Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa - wychrypiał ledwo.
Serce mi się krajało na jego widok. Na bandaż owinięty wokół jego głowy, na stłuczoną kość policzkową, na te wszystkie kable wokół. 
Nachyliłam się powoli nad nim i ucałowałam w czoło. 
- Jak twoja noga? - zapytałam przysiadając na łóżku, uważając aby go jeszcze bardziej nie uszkodzić. 
- Zostawimy was samych - powiedział Mikołaj z grobową miną. Wziął Natalię pod rękę i opuścili salę.
- Noga ma się dobrze, ale czeka mnie długa rehabilitacja, aby stanąć ponownie na obie nogi - uśmiechnął się smutno. - Tak poza tym, to nic mi nie jest. A co z Tobą? Wszystko w porządku? Masz straszną minę - uznał i próbował się zaśmiać, ale w porę na jego twarz wkradł się grymas, spowodowany poobijanymi żebrami. 
- Wszystko dobrze - skłamałam. - Co robił u Ciebie Mikołaj? Przecież się nawet nie znacie - zmieniłam zwinnie temat, jednocześnie była ciekawa tego, co mi powie. 
- Nie wiem czy pamiętasz, ale jechaliśmy razem w tym samochodzie - spiął się. - Pielęgniarka na pewno im o tym wspomniała - tłumaczył się.
- Natalia wie o wszystkim - wcięłam się w zdanie. 
Spojrzał na mnie tępo, wydawałoby się, że jest nieprzytomny wzrokiem.
- Pielęgniarka o tobie wspomniała, później rozmawiałam z Natalią, wie o wszystkim, potrzebuje tylko naszego potwierdzenia - wyjaśniłam cicho. Dopiero teraz do mnie dotarło, że ktoś może tutaj Wiktora kojarzyć, przecież był księdzem w tej parafii.
- Jesteś na to gotowa? - zapytał łapiąc mnie za dłoń. Wzruszyłam ramionami. - Ta długa rehabilitacja będzie dobrym pretekstem, aby już na dobre skończyć z Kościołem. Gdy tylko stąd wyjdę, jadę do kurii - wyjaśnił. Miał mi tyle do powiedzenia, a ja nie miałam siły go słuchać. Po głowie chodziło mi tylko to nienarodzone dziecko.
- Cholera, słuchasz mnie w ogóle? Ada, przecież widzę, że coś Cię trapi - zdenerwował się Wiktor. 
Wlepiłam mu szybkiego buziaka w policzek. 
- Odwiedzę Cię jutro - powiedziałam i szybko wyszłam z sali. Słyszałam, że jeszcze coś za mną wołał, ale potok łez ponowie zaczął zalewać moją twarz.