niedziela, 18 listopada 2018

ROZDZIAŁ 46

Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. O dziwo, już nie leżałam na miękkim dywanie w salonie, a w łóżku, w sypialni, którą widziałam jedynie przez moment, kiedy tutaj przyszłam. Nie wiem jak się tutaj znalazłam, ale przypuszczam, że Wiktor zaniósł mnie tutaj po tym, jak zasnęłam z nim. 
Nie było go ze mną w łóżku i poczułam w sercu lekkie ukłucie żalu, że mógłby mnie znowu po tym wszystkim zostawić. Wyszłam z łóżka i wciągnęłam na siebie znoszony t-shirt z jelonkiem Bambi, który miał już dobre kilka lat. Do tego ubrałam szare spodnie od dresu, spięłam włosy w niedbały kok i zerknęłam na telefon. Nie przyszło mi do głowy, żeby wcześniej sprawdzić, która godzina, choć na dworze było ciemno, a deszcz w dalszym ciągu odbijał się od okien. 
- Wow, jest po 22 - mruknęłam pod nosem sama do siebie, po czym odłożyłam telefon na starą, ale uroczą toaletkę. 
Ruszyłam schodami na dół i zauważyłam, że salon oświetla ogień z kominka, a zaraz po tym poczułam, jak w powietrzu unosi się przyjemny zapach cytryny, co oznaczało, że pewnie jeszcze ktoś tutaj jest. Resztę drogi przemierzyłam na palcach ruszając bez zastanowienia do kuchni, oparłam się o framugę i oglądałam ten niecodzienny widok. Wiktor stał przy blacie w samych czarnych dresowych spodniach, kroił pomidora co chwilę upewniając się czy woda na herbatę się nie zagotowała. Gwizdek czajnika podniesiony był do góry, pewnie dlatego, żeby jego gwizdanie mnie nie obudziło. Uroczo. Gdy już uznał, że woda będzie gotowa, zalał herbatę gorącą cieczą i dodał do kubków po plasterku cytryny, po chwili dolewając soku malinowego. 
Skradłam się do niego przytulając go od tyłu, na co Wiktor cicho jęknął.
- Już nie śpisz? - zapytał i odwrócił się w moją stronę ostrożnie, by nie wylać herbaty. 
- Jak widać - powiedziałam z uśmiechem, zarzucając mu ręce na szyję poddając się czułemu pocałunkowi na moim czole. 
- Zrobiłem nam kolację, pomyślałem, że będziesz głodna, bo nie jadłaś zapewne nic od rana - uznał zgodnie z prawdą. 
- Masz rację, jestem głodna jak wilk - szepnęłam patrząc ponad jego ramieniem. - Uwielbiam pomidory - dodałam podekscytowana. 
- Przy okazji rozpaliłem ogień w kominku za nim drewno na dworze przemokło na dobre - odparł i zabrał kubki z herbatą, a ja wzięłam talerz z kanapkami, po czym ruszyliśmy do salonu. 
Myśląc tak samo - rozsiedliśmy się na ziemi pod kominkiem, oparliśmy się plecami o fotele i wzięliśmy się za konsumpcję kanapek, ktoś powiedziałby, że to nic specjalnego, ale w jego wydaniu, sam fakt, że zrobił to dla nas, smakowały wybornie. 
- Jak w szkole? - zaczął rozmowę, a ja pomyślałam, czy rzeczywiście chcę o tym teraz rozmawiać. 
- Całkiem dobrze.. Nadrobiłam wszystkie zaległości, biologii uczy nas teraz taka miła, młoda kobieta, bo pan Filip jeszcze nie wrócił...- mówiłam, chciałam jeszcze coś dodać, ale gdy tylko wspomniałam o nauczycielu biologii jego twarz przybrała zupełnie inny obraz.
- I nie wróci - odchrząknął i pociągnął łyk gorącej herbaty.
- Dlaczego? - zapytałam, ale powód był oczywisty. Obiły mi się o uszy plotki w szkole, że przymknęli go na jakiś czas. Zastanawiałam się tylko, czy to przeze mnie, czy zdążył już przeskrobać coś innego. 
- Bo siedzi. I przez długi czas stamtąd nie wyjdzie. Zresztą, w przyszłym tygodniu jadę go odwiedzić, muszę go w czymś uświadomić, ale to mało ważne - odpowiedział.
- Czy to przeze mnie? - zapytałam cicho i zawiesiłam wzrok w czerwonych, rozpalonych stropach drewna. 
- Rany boskie, Ada, jak możesz mówić, że to się stało przez Ciebie? - zapytał ewidentnie zdenerwowany. - Jest dorosłym facetem, który skończył studia z bardzo dobrym wynikiem, uczył w szkole kilka lat, przecież był świadom tego, co robi - dodał po chwili i splótł nasze dłonie. - Możesz na mnie spojrzeć? - poprosił, a ja wykonałam jego prośbę. 
- Był pijany - szepnęłam.
- Był opiekunem kilkunastu nastolatków, wiesz dobrze, że nie powinien tego robić - znalazł wymówkę na mój argument. 
- Dobrze. Dobra, koniec tego tematu, niech sobie siedzi i zgnije w tym więzieniu - westchnęłam i sięgnęłam po kanapkę zakończając temat. 
- A jak Natalia się czuje? Wszystko dobrze z dzieckiem? - zapytał, a mnie zalała fala gorąca. O. Mój. Boże. Skąd on wie, że Natalia jest w ciąży? Jezu Chryste. Nie wiem, czy powinnam dać się nabrać i przez podstęp się wyzdradzić, czy odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
- Słucham? - zapytałam głucho, mając jeszcze ociupinkę nadziei, że się przesłyszałam.
- Natalia jest w ciąży. Nie wiesz o tym? Przecież mieszkacie razem, raczej da się to zauważyć - kolejna informacja, o której nie wiedziałam, że ma pojęcie. Boże, co on jeszcze wie?
- Czekaj, czekaj, skąd o tym wszystkim wiesz, skoro nie było Cię ani w mieście, ani u nas przez kilka tygodni? - zapytałam siadając teraz twarzą do niego. Czekałam na wyjaśnienia i to grube.
- Skarbie... - mruknął i przejechał kciukiem po moim policzku. - Przecież mówiłem Ci, że mam dobry kontakt z Przemkiem - dodał po chwili, a ja wywróciłam oczami.
- No jasne... Ta papla nic nie ukryje przed swoim ulubionym księdzem - westchnęłam zrezygnowana. - No dobrze, a skąd on wie, że Natalia jest w ciąży? - dodałam.
- Nie wie o tym - uspokoił mnie nie co, ale to nadal niczego nie wyjaśniało. - Mówił mi, że już długi czas nie pojawia się w szkole i prawdopodobnie z niej zrezygnowała, a pamiętałem, że wspominał mi kiedyś, że widział ją, jak późno wychodziła z jego pokoju na wycieczce, kiedy my byliśmy w drodze do domu, więc dodałem dwa do dwóch... Plus jeszcze fakt, że Filip nie potrafi trzymać języka za zębami, wszystko potwierdził, nawet nie wahał się ukryć tego wszystkiego - teraz już wiedziałam wszystko. Pokręciłam głową i głośno westchnęłam. Miałam tylko nadzieje, że rzeczywiście tylko my  tym wiemy. Natalia raczej nie przeżyłaby tego, że ktoś plotkuje o niej na temat jej romansu z "panem" Filipem.
- A skąd wiesz, że u mnie mieszka? - zadałam ostatnie pytanie, które mnie intrygowało.
- Przemek kiedyś poszedł do niej pod pretekstem pożyczenia podręcznika, a jej mama powiedziała bez owijania w bawełnę, że się wyprowadziła, więc jedynie gdzie mogła pójść to do Ciebie, bo Filip by jej nie przyjął - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a mnie aż rozbolała głowa od natłoku nowych informacji.
- Dobrze, słuchaj mnie teraz uważnie - zaczęłam. - Ja i Mikołaj dobrze opiekujemy się Natalią, zaopiekujemy się również jej dzieckiem, kiedy już przyjdzie na świat. Nie może to wyjść poza nasze grono, dobrze? Nie chcę Cię w to wszystko wciągać, ale skoro już mamy być razem, to wolałabym, żebyś nas wspierał - odparłam wyczekując jego reakcji.
- Mikołaj to ten Twój przyjaciel? Brat Twojego byłego? - upewnił się, a ja przytaknęłam. - Poza tym, kochanie, nie musisz mnie prosić o coś takiego, skoro już jesteśmy razem - dodał i złapał mnie za ręce uśmiechając się przy tym uroczo.
- Cieszę się bardzo, Wiktor, naprawdę - rozczuliłam się. - Ale niech nasz romans nie wychodzi na jaw, nawet przez Natalią i Mikołajem, dobrze? Dopóki to wszystko się nie skończy - posmutniałam nieco na fakt, że może to potrwać bardzo długo, zanim Wiktor zakończy swoją karierę i będziemy musieli się ukrywać. Choć teraz wydaje się to banalnie proste, to w świetle dnia pewnie znów będziemy cierpieć z tęsknoty za sobą.
- Nie smuć się aniołku - podniósł delikatnie moją głowę do góry łapiąc mnie za podbródek. - Kiedy to się skończy, już zawsze będziemy razem.
- Razem - powtórzyłam, a nasze usta spotkały się w delikatnym pocałunku. 

sobota, 3 listopada 2018

ROZDZIAŁ 45

- Możesz mnie zabić, proszę - klęknął przede mną i rozłożył ramiona. Wydawał się wtedy taki niewinny, a w jego oczach, zobaczyłam ból, który momentalnie przeszedł na mnie. 
Wstałam szybko z podłogi i go wyminęłam.
- Po co wróciłeś, skoro już zaczęło mi się układać?! Hmmm? - krzyczałam i rzuciłam w niego poduszką, którą akurat miałam pod ręką. Wszystko co tylko mi się napatoczyło cisnęłam od razu w jego stronę. Gazeta, pluszowy miś, doniczkę sobie odpuściłam.
- Już, skończyłaś? - zapytał mnie zbierając po drodze wszystkie rzeczy, po czym rzucił je w kąt. 
- Ada, wcale nie było mi tak łatwo od Ciebie odejść... Ale jeszcze trudniej było mi żyć bez Ciebie. To śmieszne, że mówię Ci to tyle razy i w to nie wierzysz, a gdy Ci powiedziałem, że Cię zostawiam to uwierzyłaś. Wystarczył jeden raz. Dlaczego mi nie wierzysz? - zadał kolejne pytanie. Biłam się z myślami, bo przecież łatwiej byłoby go przytulić i się pogodzić, ale z drugiej strony miałam ogromny żal, który chwilami był zdecydowanie silniejszy.
Uniosłam brwi, złożyłam ręce na piersi i wzięłam głęboki oddech, żeby być przygotowaną na to, co chce mu teraz powiedzieć. 
- Czego Ty nie rozumiesz? To, że nadal jestem w Tobie zakochana niczego nie zmienia, bo strasznie mnie zraniłeś. Już cholera nie chodzi o to szkło, którym się poraniłam, a tutaj - wskazałam ręką miejsce, gdzie powinnam mieć serce, bo w tej chwili nie wiem, czy gdzieś nie uciekło. Przypatrywałam mu się badawczo. 
Jego ręka powędrowała za moją, poczułam ciepło jego dłoni, za którym tak się stęskniłam.
- Dużo się zmieniło, Wiktor - westchnęłam i zaczęłam energicznie mrugać, żeby się nie rozpłakać.
- Ale nadal jesteś we mnie zakochana, to twoje słowa - szepnął mi do ucha nachylając się nieco. Poczułam jego uśmiech, nawet nie musiałam go widzieć, żeby to wiedzieć. 
Wciągnęłam jego cudowny zapach, mieszankę lawendowego mydła i wody kolońskiej, która delikatnie łaskotała moje nozdrza. 
- Nie łap mnie za słówka, proszę. Wywierasz na mnie presje, mogłam coś palnąć bez zastanowienia - obroniłam się, lecz nadal staliśmy w takiej samej pozycji, no prawie, bo Wiktor przesunął się o krok bliżej, że niemal stykaliśmy się ciałami, a ja słyszałam bicie jego serca, tykanie zegara i nasze nierówne oddechy. 
- Nie chrzań głupot. Wiem, kiedy powiesz coś przez przypadek, a kiedy wyjdzie to szczerze z serca - mruknął i zmiótł materiał mojej koszulki, ściskając ją mocno w ręce, natomiast drugą położył śmiele na moim biodrze. - Tak jak obiecałem. Rzucę to wszystko w cholerę. Dla Ciebie, rozumiesz? - ujął mnie mocniej w swoich ramionach, a ja już nie protestowałam. 
Zawiesiłam ręce na jego szyi i przytuliłam go tak mocno, jak tylko potrafiłam płacząc przy tym, jak mała dziewczynka, której zdechł chomik.
Miałam go tutaj, był tylko mój i w dodatku na każdym kroku pokazywał mi, jak bardzo mnie kocha. Wystarczyło na niego spojrzeć, by to zrozumieć. 
Przytulaliśmy się tak bez końca, wzdychając co jakiś czas i pociągając nosem. Niemożliwe było, że Wiktor w tej chwili też płakał. Dotykałam jego ciało, mając nadzieję, że to nie głupi sen i zaraz obudzę się w samochodzie Przemka, będąc w drodze tutaj. Wiedziałam, ze prawdopodobnie przyjdzie czas i będę tego żałować. Jedyne czego bardziej mogłam żałować, to faktu, że nie skorzystałam z tej chwili.

Przez zamglone oczy odnalazłam jego twarz i dotknęłam delikatnie jego ust, na co Wiktor zareagował cichym jękiem, który zaraz rozlał się po moim ciele w postaci gęsiej skórki. Wpięłam dłonie w jego blond włosy i rozkoszowałam się ich miękkością, poddając się pocałunkom faceta mojego życia, które właśnie zeszły na moją szyję i obojczyk. Wiedziałam, gdzie prawdopodobnie skończy się nasza tęsknota. 
- Nie masz zielonego pojęcia jak bardzo się za Tobą stęskniłem - jęknął, wracając do moich ust. - Chcę być w Tobie, zanim doprowadzisz mnie do nieprzytomności. Chcę się znowu poczuć jak nastolatek, bo od chwili poznania Ciebie, właśnie tak się czuję - dodał patrząc mi prosto w oczy, a moje podniecenie całą tą sytuacją wzrosło. Uśmiechnęłam się w tej chwili do niego bardzo szczerze, a nie sądziłam, że jeszcze kiedyś to będzie możliwe. 
Ponowie ujęłam jego twarz w dłonie i zaczęłam go całować. Wiktor złapał mnie w pasie, dając mi znak bym oplotła go nogami w pasie. Oparł mnie o ścianę i wciąż całowaliśmy się bez opamiętania. Dziękowałam Bogu za to, że mnie wysłuchał i znowu możemy być razem, chociażby miało to trwać tylko tę chwilę. 
- Zaniósłbym Cię na górę, ale prawdopodobnie już dłużej nie wytrzymam - pocałował mnie w czoło i zaczął rozpinać moją koszulę, guzik za guzikiem drżącymi dłońmi, chłonąc cały mój widok. Niewiele myśląc pociągnęłam jego koszulkę w górę i uznałam, że pewnie cały swój wolny czas poświęcał na wysiłek fizyczny, aby odgonić przykre myśli. Barki poszerzyły się nieco, przez co wyglądał jeszcze bardziej apetycznie, niż dotychczas. 
Nie trzeba było długo czekać, abyśmy zaraz byli kompletnie nadzy w dodatku leżąc na miękkim dywanie, centralnie na środku salonu. 
Na dworze szalała już burza, która zdecydowanie zagłuszała odgłosy naszego uniesienia. Wiktor wcale nie przypominał tego faceta, z którym pierwszy raz kochałam się w domku jego rodziców nad jeziorem. Wtedy był bardzo delikatny, ale stanowczy. Dziś, w tej chwili, ta stanowczość gdzieś zniknęła. Był bardzo delikatny, czuły, kierował się wyłącznie moją przyjemnością. Z ręką na sercu mogę przysiąc, że z nikim nie było mi tak dobrze, jak z nim w tej chwili. 
Przewróciłam się na plecy, siadając na nim okrakiem i przytrzymując jego ręce nad głową. 
- Masz rację, nie chrzanię głupot - powiedziałam poważnie. - Chrzanię całą naszą przeszłość i tym kim jesteśmy. Kocham Cię do nieprzytomności, Wiktor - dodałam, a on uśmiechnął się tak cudownie, że znowu się rozsypałam na małe kawałeczki, wracając z nim do pięknej chwili rozkoszy.