wtorek, 25 grudnia 2018

ROZDZIAŁ 47.

- Natalia, myślę, że nie powinniśmy się tak dłużej już ukrywać... Jeśli nadal będziemy to zatajać przed Adą, może się jeszcze bardziej na nas pogniewać - powiedział Mikołaj i złapał Natalię za dłonie. - Nie ma nic złego w tym, że jesteśmy w sobie zakochani - dodał po chwili, a Natalia spojrzała w dół na swój już widoczny brzuszek. - O to też się nie martw. Wychowamy je razem, to nasze dziecko, kochanie - ścisnął mocniej jej dłonie i pocałował w czoło. 
- Mam nadzieję, że Ada to zrozumie.. zwaliłam jej się na głowę w czasie, kiedy ona również nie miała łatwo - wyszeptała dziewczyna ocierając łzę rękawem fioletowego swetra.
- Właśnie dlatego Cię zrozumie. Byłyście razem, kiedy się nie układało żadnej z was. Adrianna to dobra dziewczyna, uwierz mi, że wszystko będzie dobrze - posadził dziewczynę na swoich kolanach i mocno ją przytulił. 
***
- Wiktor, nie chcę psuć tej miłej atmosfery, ale rano będę musiała wracać do domu. Mówiłam Natce i Mikołajowi, że jedziemy tylko na jeden dzień i wieczorem wrócimy, a już jest noc. Pewnie będą się martwić - wyjaśniłam Wiktorowi nie chcąc patrzeć mu w oczy. Wydawało mi się, że im dłużej będę w nie patrzeć, tym trudniej będzie mi się z nim rozstać za parę godzin. 
- W porządku - powiedział tylko. 
Przeszło mi przez myśl, że może jest teraz na mnie zły przez to, co powiedziałam. Ale przecież gdyby Przemek od samego początku powiedział mi prawdę, gdybym miała pewność, że spotkam tutaj Wiktora a nie spędzę tutaj czasu z Przemkiem, to przecież powiedziałabym to swoim przyjaciołom, że nie będzie mnie dłużej. Dzwonienie teraz i mówienie, że zostaję tutaj na dłużej byłoby jeszcze gorszą opcją, Mikołaj zacząłby coś podejrzewać i tyle byłoby z tego. 
- Miałabyś coś przeciwko, jeśli spotkałbym się z Mikołajem? - wypalił nagle szarooki. 
Obróciłam się gwałtownie w jego stronę, a ten przypatrywał mi się uważnie.
- Słucham? - zapytałam głucho. - Oczywiście, że miałabym! - dodałam i czekałam, aż Wiktor powie, że żartuje. 
- Mikołaj to dobry chłopak, z tego co mówiłaś. Zresztą, ty potrafisz dobierać ludzi i obracać się tylko w dobrym towarzystwie. Chciałbym po prostu z nim porozmawiać. Chyba mu ufasz, więc dlaczego on nie ma prawa o tym wiedzieć? - wstał z podłogi, wbił ręce w kieszenie swoich czarnych dresów i przypatrywał mi się z góry. Światło ognia z kominka idealnie rozjaśniało jego sylwetkę, na co chętnie zwracałam uwagę, ale w tej chwili moją głowę zaprzątało coś innego.
- Wiktor, Ty chyba cały czas zapominasz, że nadal jesteś księdzem. Mikołaj jest dla mnie jak starszy brat, chyba nie sądzisz, że zgodzi się na to co jest między nami? - wyjaśniłam i nagle tego pożałowałam. Powinnam popracować nad techniką ugryzienia się w język. 
- Chyba żartujesz w tym momencie. Jak sobie to wyobrażasz, co? Jeśli już nim nie będę, to przyprowadzisz mnie do domu, przedstawisz, a Natalia z przyzwyczajenia przywita się ze mną, jak z księdzem. Więc wcześniej musiałabyś poprosić Natalię, aby zachowywała się, że mnie nie zna. Myślisz, że łatwo jej będzie okłamywać kogoś tak bliskiego, jak teraz stał się Mikołaj? - Podniósł ton głosu, co zaczęło mnie niepokoić. Ze strachu znowu zaczęłam się trząść, być może też dlatego, że Wiktor miał całkowitą rację, a ja bałam się po prostu przyznać mu tego prosto w twarz. 
- Chcesz się przez lata taplać w kłamstwie? Tego chcesz? Jeśli od samego początku nie będziemy z nimi szczerzy, nie licz, że jeśli zaczniesz się gubić w tych wszystkich historiach patrząc im prosto w oczy, to Cię uratuję - dodał, a mi zabrakło powietrza. Skoro już teraz nie potrafimy się dogadać, to czy będziemy potrafili za kilka lat? Miałam ogromny mętlik w głowie. Obróciłam głowę w przeciwną stronę unikając jego naglącego wzroku.
- Skoro nie masz mi nic do powiedzenia i zostajesz przy tym, co powiedziałaś... - zaczął, ale urwał zdanie, machnął ręką i ruszył w stronę schodów. 
- Wiktor, dokąd idziesz? - zapytałam na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć, ale nie dał żadnej odpowiedzi. 

Wiedziałam, że ma cholerną rację. Tylko czy jestem w stanie zaryzykować przyjaciół by żyć z miłością mojego życia? Skąd ludzie w ogóle mogą wiedzieć, że to jest właśnie TA miłość? Siedziałam przed kominkiem i analizowałam wszystkie możliwe opcje. Było ich bardzo dużo, ale też każdej się bałam. 
***
- "Musimy porozmawiać. Jeśli się zdecydujesz, skontaktuj się ze mną jutro wieczorem. Chodzi o Adę i jej bezpieczeństwo, dlatego lepiej, żebyś jej nic nie mówił" - wahałem się czy wysłać tą wiadomość. O numer trudno nie było, znalazłem go w telefonie Ady. Wiem, że zrobiłem to za jej plecami i, że to poniekąd kradzież. Ale naprawdę pragnę, byśmy byli razem szczęśliwi. 
W końcu zdecydowałem się kliknąć "Wyślij". Co ma być to będzie. Odłożyłem telefon na stolik obok łóżka, otuliłem się szczelniej kołdrą, wpatrywałem się w okno, do którego nadal dobijał się deszcz i nasłuchiwałem kroków, które zwiastowałyby, że mój Aniołek jest obok. 
Z całych sił próbowałem nie zasnąć, lecz było to silniejsze. Kiedy poczułem, że zaczynam odpływać usłyszałem te długo wyczekiwane kroki. 
- Śpisz? - usłyszałem słodki głos Ady, który przyśpieszył moje tętno, ale musiałem oddychać powoli i głęboko, by mój sen wydawał się prawdziwy. - Wiktor, wiem, że masz racje. Po prostu boję się stracić przyjaciół albo Ciebie. Kocham Cię nad moje życie, nie chcę, żebyś był dla mnie tak obojętny jak dziś wieczorem. Próbujesz mi pokazać, że role się odwróciły? - załamał jej się głos. Nie mogłem już dłużej udawać, że śpię, kiedy ona siedzi obok mnie i zaraz zacznie płakać. 
- Nie próbuję tego zrobić - powiedziałem odwracając się w jej stronę. - Próbuję Ci tylko pokazać jak ważna dla mnie jesteś. Jak bardzo pragnę o to walczyć, żebyśmy byli razem szczęśliwi. Tylko tyle chcę - wyszeptałem... 

niedziela, 18 listopada 2018

ROZDZIAŁ 46

Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. O dziwo, już nie leżałam na miękkim dywanie w salonie, a w łóżku, w sypialni, którą widziałam jedynie przez moment, kiedy tutaj przyszłam. Nie wiem jak się tutaj znalazłam, ale przypuszczam, że Wiktor zaniósł mnie tutaj po tym, jak zasnęłam z nim. 
Nie było go ze mną w łóżku i poczułam w sercu lekkie ukłucie żalu, że mógłby mnie znowu po tym wszystkim zostawić. Wyszłam z łóżka i wciągnęłam na siebie znoszony t-shirt z jelonkiem Bambi, który miał już dobre kilka lat. Do tego ubrałam szare spodnie od dresu, spięłam włosy w niedbały kok i zerknęłam na telefon. Nie przyszło mi do głowy, żeby wcześniej sprawdzić, która godzina, choć na dworze było ciemno, a deszcz w dalszym ciągu odbijał się od okien. 
- Wow, jest po 22 - mruknęłam pod nosem sama do siebie, po czym odłożyłam telefon na starą, ale uroczą toaletkę. 
Ruszyłam schodami na dół i zauważyłam, że salon oświetla ogień z kominka, a zaraz po tym poczułam, jak w powietrzu unosi się przyjemny zapach cytryny, co oznaczało, że pewnie jeszcze ktoś tutaj jest. Resztę drogi przemierzyłam na palcach ruszając bez zastanowienia do kuchni, oparłam się o framugę i oglądałam ten niecodzienny widok. Wiktor stał przy blacie w samych czarnych dresowych spodniach, kroił pomidora co chwilę upewniając się czy woda na herbatę się nie zagotowała. Gwizdek czajnika podniesiony był do góry, pewnie dlatego, żeby jego gwizdanie mnie nie obudziło. Uroczo. Gdy już uznał, że woda będzie gotowa, zalał herbatę gorącą cieczą i dodał do kubków po plasterku cytryny, po chwili dolewając soku malinowego. 
Skradłam się do niego przytulając go od tyłu, na co Wiktor cicho jęknął.
- Już nie śpisz? - zapytał i odwrócił się w moją stronę ostrożnie, by nie wylać herbaty. 
- Jak widać - powiedziałam z uśmiechem, zarzucając mu ręce na szyję poddając się czułemu pocałunkowi na moim czole. 
- Zrobiłem nam kolację, pomyślałem, że będziesz głodna, bo nie jadłaś zapewne nic od rana - uznał zgodnie z prawdą. 
- Masz rację, jestem głodna jak wilk - szepnęłam patrząc ponad jego ramieniem. - Uwielbiam pomidory - dodałam podekscytowana. 
- Przy okazji rozpaliłem ogień w kominku za nim drewno na dworze przemokło na dobre - odparł i zabrał kubki z herbatą, a ja wzięłam talerz z kanapkami, po czym ruszyliśmy do salonu. 
Myśląc tak samo - rozsiedliśmy się na ziemi pod kominkiem, oparliśmy się plecami o fotele i wzięliśmy się za konsumpcję kanapek, ktoś powiedziałby, że to nic specjalnego, ale w jego wydaniu, sam fakt, że zrobił to dla nas, smakowały wybornie. 
- Jak w szkole? - zaczął rozmowę, a ja pomyślałam, czy rzeczywiście chcę o tym teraz rozmawiać. 
- Całkiem dobrze.. Nadrobiłam wszystkie zaległości, biologii uczy nas teraz taka miła, młoda kobieta, bo pan Filip jeszcze nie wrócił...- mówiłam, chciałam jeszcze coś dodać, ale gdy tylko wspomniałam o nauczycielu biologii jego twarz przybrała zupełnie inny obraz.
- I nie wróci - odchrząknął i pociągnął łyk gorącej herbaty.
- Dlaczego? - zapytałam, ale powód był oczywisty. Obiły mi się o uszy plotki w szkole, że przymknęli go na jakiś czas. Zastanawiałam się tylko, czy to przeze mnie, czy zdążył już przeskrobać coś innego. 
- Bo siedzi. I przez długi czas stamtąd nie wyjdzie. Zresztą, w przyszłym tygodniu jadę go odwiedzić, muszę go w czymś uświadomić, ale to mało ważne - odpowiedział.
- Czy to przeze mnie? - zapytałam cicho i zawiesiłam wzrok w czerwonych, rozpalonych stropach drewna. 
- Rany boskie, Ada, jak możesz mówić, że to się stało przez Ciebie? - zapytał ewidentnie zdenerwowany. - Jest dorosłym facetem, który skończył studia z bardzo dobrym wynikiem, uczył w szkole kilka lat, przecież był świadom tego, co robi - dodał po chwili i splótł nasze dłonie. - Możesz na mnie spojrzeć? - poprosił, a ja wykonałam jego prośbę. 
- Był pijany - szepnęłam.
- Był opiekunem kilkunastu nastolatków, wiesz dobrze, że nie powinien tego robić - znalazł wymówkę na mój argument. 
- Dobrze. Dobra, koniec tego tematu, niech sobie siedzi i zgnije w tym więzieniu - westchnęłam i sięgnęłam po kanapkę zakończając temat. 
- A jak Natalia się czuje? Wszystko dobrze z dzieckiem? - zapytał, a mnie zalała fala gorąca. O. Mój. Boże. Skąd on wie, że Natalia jest w ciąży? Jezu Chryste. Nie wiem, czy powinnam dać się nabrać i przez podstęp się wyzdradzić, czy odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
- Słucham? - zapytałam głucho, mając jeszcze ociupinkę nadziei, że się przesłyszałam.
- Natalia jest w ciąży. Nie wiesz o tym? Przecież mieszkacie razem, raczej da się to zauważyć - kolejna informacja, o której nie wiedziałam, że ma pojęcie. Boże, co on jeszcze wie?
- Czekaj, czekaj, skąd o tym wszystkim wiesz, skoro nie było Cię ani w mieście, ani u nas przez kilka tygodni? - zapytałam siadając teraz twarzą do niego. Czekałam na wyjaśnienia i to grube.
- Skarbie... - mruknął i przejechał kciukiem po moim policzku. - Przecież mówiłem Ci, że mam dobry kontakt z Przemkiem - dodał po chwili, a ja wywróciłam oczami.
- No jasne... Ta papla nic nie ukryje przed swoim ulubionym księdzem - westchnęłam zrezygnowana. - No dobrze, a skąd on wie, że Natalia jest w ciąży? - dodałam.
- Nie wie o tym - uspokoił mnie nie co, ale to nadal niczego nie wyjaśniało. - Mówił mi, że już długi czas nie pojawia się w szkole i prawdopodobnie z niej zrezygnowała, a pamiętałem, że wspominał mi kiedyś, że widział ją, jak późno wychodziła z jego pokoju na wycieczce, kiedy my byliśmy w drodze do domu, więc dodałem dwa do dwóch... Plus jeszcze fakt, że Filip nie potrafi trzymać języka za zębami, wszystko potwierdził, nawet nie wahał się ukryć tego wszystkiego - teraz już wiedziałam wszystko. Pokręciłam głową i głośno westchnęłam. Miałam tylko nadzieje, że rzeczywiście tylko my  tym wiemy. Natalia raczej nie przeżyłaby tego, że ktoś plotkuje o niej na temat jej romansu z "panem" Filipem.
- A skąd wiesz, że u mnie mieszka? - zadałam ostatnie pytanie, które mnie intrygowało.
- Przemek kiedyś poszedł do niej pod pretekstem pożyczenia podręcznika, a jej mama powiedziała bez owijania w bawełnę, że się wyprowadziła, więc jedynie gdzie mogła pójść to do Ciebie, bo Filip by jej nie przyjął - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a mnie aż rozbolała głowa od natłoku nowych informacji.
- Dobrze, słuchaj mnie teraz uważnie - zaczęłam. - Ja i Mikołaj dobrze opiekujemy się Natalią, zaopiekujemy się również jej dzieckiem, kiedy już przyjdzie na świat. Nie może to wyjść poza nasze grono, dobrze? Nie chcę Cię w to wszystko wciągać, ale skoro już mamy być razem, to wolałabym, żebyś nas wspierał - odparłam wyczekując jego reakcji.
- Mikołaj to ten Twój przyjaciel? Brat Twojego byłego? - upewnił się, a ja przytaknęłam. - Poza tym, kochanie, nie musisz mnie prosić o coś takiego, skoro już jesteśmy razem - dodał i złapał mnie za ręce uśmiechając się przy tym uroczo.
- Cieszę się bardzo, Wiktor, naprawdę - rozczuliłam się. - Ale niech nasz romans nie wychodzi na jaw, nawet przez Natalią i Mikołajem, dobrze? Dopóki to wszystko się nie skończy - posmutniałam nieco na fakt, że może to potrwać bardzo długo, zanim Wiktor zakończy swoją karierę i będziemy musieli się ukrywać. Choć teraz wydaje się to banalnie proste, to w świetle dnia pewnie znów będziemy cierpieć z tęsknoty za sobą.
- Nie smuć się aniołku - podniósł delikatnie moją głowę do góry łapiąc mnie za podbródek. - Kiedy to się skończy, już zawsze będziemy razem.
- Razem - powtórzyłam, a nasze usta spotkały się w delikatnym pocałunku. 

sobota, 3 listopada 2018

ROZDZIAŁ 45

- Możesz mnie zabić, proszę - klęknął przede mną i rozłożył ramiona. Wydawał się wtedy taki niewinny, a w jego oczach, zobaczyłam ból, który momentalnie przeszedł na mnie. 
Wstałam szybko z podłogi i go wyminęłam.
- Po co wróciłeś, skoro już zaczęło mi się układać?! Hmmm? - krzyczałam i rzuciłam w niego poduszką, którą akurat miałam pod ręką. Wszystko co tylko mi się napatoczyło cisnęłam od razu w jego stronę. Gazeta, pluszowy miś, doniczkę sobie odpuściłam.
- Już, skończyłaś? - zapytał mnie zbierając po drodze wszystkie rzeczy, po czym rzucił je w kąt. 
- Ada, wcale nie było mi tak łatwo od Ciebie odejść... Ale jeszcze trudniej było mi żyć bez Ciebie. To śmieszne, że mówię Ci to tyle razy i w to nie wierzysz, a gdy Ci powiedziałem, że Cię zostawiam to uwierzyłaś. Wystarczył jeden raz. Dlaczego mi nie wierzysz? - zadał kolejne pytanie. Biłam się z myślami, bo przecież łatwiej byłoby go przytulić i się pogodzić, ale z drugiej strony miałam ogromny żal, który chwilami był zdecydowanie silniejszy.
Uniosłam brwi, złożyłam ręce na piersi i wzięłam głęboki oddech, żeby być przygotowaną na to, co chce mu teraz powiedzieć. 
- Czego Ty nie rozumiesz? To, że nadal jestem w Tobie zakochana niczego nie zmienia, bo strasznie mnie zraniłeś. Już cholera nie chodzi o to szkło, którym się poraniłam, a tutaj - wskazałam ręką miejsce, gdzie powinnam mieć serce, bo w tej chwili nie wiem, czy gdzieś nie uciekło. Przypatrywałam mu się badawczo. 
Jego ręka powędrowała za moją, poczułam ciepło jego dłoni, za którym tak się stęskniłam.
- Dużo się zmieniło, Wiktor - westchnęłam i zaczęłam energicznie mrugać, żeby się nie rozpłakać.
- Ale nadal jesteś we mnie zakochana, to twoje słowa - szepnął mi do ucha nachylając się nieco. Poczułam jego uśmiech, nawet nie musiałam go widzieć, żeby to wiedzieć. 
Wciągnęłam jego cudowny zapach, mieszankę lawendowego mydła i wody kolońskiej, która delikatnie łaskotała moje nozdrza. 
- Nie łap mnie za słówka, proszę. Wywierasz na mnie presje, mogłam coś palnąć bez zastanowienia - obroniłam się, lecz nadal staliśmy w takiej samej pozycji, no prawie, bo Wiktor przesunął się o krok bliżej, że niemal stykaliśmy się ciałami, a ja słyszałam bicie jego serca, tykanie zegara i nasze nierówne oddechy. 
- Nie chrzań głupot. Wiem, kiedy powiesz coś przez przypadek, a kiedy wyjdzie to szczerze z serca - mruknął i zmiótł materiał mojej koszulki, ściskając ją mocno w ręce, natomiast drugą położył śmiele na moim biodrze. - Tak jak obiecałem. Rzucę to wszystko w cholerę. Dla Ciebie, rozumiesz? - ujął mnie mocniej w swoich ramionach, a ja już nie protestowałam. 
Zawiesiłam ręce na jego szyi i przytuliłam go tak mocno, jak tylko potrafiłam płacząc przy tym, jak mała dziewczynka, której zdechł chomik.
Miałam go tutaj, był tylko mój i w dodatku na każdym kroku pokazywał mi, jak bardzo mnie kocha. Wystarczyło na niego spojrzeć, by to zrozumieć. 
Przytulaliśmy się tak bez końca, wzdychając co jakiś czas i pociągając nosem. Niemożliwe było, że Wiktor w tej chwili też płakał. Dotykałam jego ciało, mając nadzieję, że to nie głupi sen i zaraz obudzę się w samochodzie Przemka, będąc w drodze tutaj. Wiedziałam, ze prawdopodobnie przyjdzie czas i będę tego żałować. Jedyne czego bardziej mogłam żałować, to faktu, że nie skorzystałam z tej chwili.

Przez zamglone oczy odnalazłam jego twarz i dotknęłam delikatnie jego ust, na co Wiktor zareagował cichym jękiem, który zaraz rozlał się po moim ciele w postaci gęsiej skórki. Wpięłam dłonie w jego blond włosy i rozkoszowałam się ich miękkością, poddając się pocałunkom faceta mojego życia, które właśnie zeszły na moją szyję i obojczyk. Wiedziałam, gdzie prawdopodobnie skończy się nasza tęsknota. 
- Nie masz zielonego pojęcia jak bardzo się za Tobą stęskniłem - jęknął, wracając do moich ust. - Chcę być w Tobie, zanim doprowadzisz mnie do nieprzytomności. Chcę się znowu poczuć jak nastolatek, bo od chwili poznania Ciebie, właśnie tak się czuję - dodał patrząc mi prosto w oczy, a moje podniecenie całą tą sytuacją wzrosło. Uśmiechnęłam się w tej chwili do niego bardzo szczerze, a nie sądziłam, że jeszcze kiedyś to będzie możliwe. 
Ponowie ujęłam jego twarz w dłonie i zaczęłam go całować. Wiktor złapał mnie w pasie, dając mi znak bym oplotła go nogami w pasie. Oparł mnie o ścianę i wciąż całowaliśmy się bez opamiętania. Dziękowałam Bogu za to, że mnie wysłuchał i znowu możemy być razem, chociażby miało to trwać tylko tę chwilę. 
- Zaniósłbym Cię na górę, ale prawdopodobnie już dłużej nie wytrzymam - pocałował mnie w czoło i zaczął rozpinać moją koszulę, guzik za guzikiem drżącymi dłońmi, chłonąc cały mój widok. Niewiele myśląc pociągnęłam jego koszulkę w górę i uznałam, że pewnie cały swój wolny czas poświęcał na wysiłek fizyczny, aby odgonić przykre myśli. Barki poszerzyły się nieco, przez co wyglądał jeszcze bardziej apetycznie, niż dotychczas. 
Nie trzeba było długo czekać, abyśmy zaraz byli kompletnie nadzy w dodatku leżąc na miękkim dywanie, centralnie na środku salonu. 
Na dworze szalała już burza, która zdecydowanie zagłuszała odgłosy naszego uniesienia. Wiktor wcale nie przypominał tego faceta, z którym pierwszy raz kochałam się w domku jego rodziców nad jeziorem. Wtedy był bardzo delikatny, ale stanowczy. Dziś, w tej chwili, ta stanowczość gdzieś zniknęła. Był bardzo delikatny, czuły, kierował się wyłącznie moją przyjemnością. Z ręką na sercu mogę przysiąc, że z nikim nie było mi tak dobrze, jak z nim w tej chwili. 
Przewróciłam się na plecy, siadając na nim okrakiem i przytrzymując jego ręce nad głową. 
- Masz rację, nie chrzanię głupot - powiedziałam poważnie. - Chrzanię całą naszą przeszłość i tym kim jesteśmy. Kocham Cię do nieprzytomności, Wiktor - dodałam, a on uśmiechnął się tak cudownie, że znowu się rozsypałam na małe kawałeczki, wracając z nim do pięknej chwili rozkoszy. 

poniedziałek, 15 października 2018

ROZDZIAŁ 44 (!)

- Co Ty tutaj robisz? - powtórzyłam jeszcze raz głucho. Czułam, jak krew szumi mi w głowie, zaczęło mi się w niej kręcić, dlatego złapałam się oparcia kanapy. Zamknęłam oczy z nadzieją, że gdy je otworzę, może go już tutaj nie będzie, może to wytwór mojej chorej wyobraźni.
- Słuchaj... - zaczął, ale szybko mu przerwałam. 
- Nie chce Cię słuchać, proszę Cię zniknij. Przecież tak zajebiście Ci to wychodzi, prawda? - uśmiechnęłam się szyderczo. Skoro już tutaj jest, to przynajmniej powiem mu co chciałam i zniechęcę go, przez co sam z siebie stąd pójdzie. Widziałam, że rusza w moim kierunku, to zaczęłam się wycofywać. Mój jeden krok kończył się jego dwoma. 
- Nie zbliżaj się do mnie - syknęłam, ale nic sobie z tego nie zrobił. Stanęłam za kanapą i zaczęłam rozmyślać nad planem ucieczki. 
- Ada, nic Ci nie zrobię. Chcę Ci tyle powiedzieć, możesz mnie wysłuchać? - westchnął.
Oparł się rękami o kanapę i spuścił głowę. Zauważyłam, że odkąd się nie widzieliśmy, włosy urosły mu do takiego stopnia, że teraz bez problemu mógł je zaczesać do tyłu. Odebrało mu to trochę lat, co sprawiało, że wyglądał jeszcze seksowniej. Jęknęłam ze swojej bezradności, a Wiktor przeniósł na mnie spojrzenie swoich szarych oczu. Zacisnął usta w cienką linie, jakby myślał nad tym, czy na pewno chce mi to wszystko powiedzieć.
- Mogę Cię wysłuchać, ale tylko tyle. Nie zbliżaj się do mnie, nie dotykaj mnie - wypuściłam powietrze z płuc i oparłam się o ścianę za mną. Nie miałam stąd żadnego wyjścia do ucieczki, ewentuane mogłam przeskoczyć przez oparcie kanapy, ale Wiktor miałby wystarczająco dużo czasu, żeby zauważyć co planuje zrobić i wtedy mógłby mnie dopaść, w najgorszym przypadku.
- Aniołku... - zaczął, a mi przez myśl przebiegł obraz naszej wspólnej nocy. Wtedy też mnie tak nazywał. - Tak bardzo się za Tobą stęskniłem. Tak bardzo chciałbym dotknąć twoich miękkich włosów, poczuć twój zapach, dotknąć twoich cudownych ust, ująć Cię w talii i przyciągnąć do siebie. Tak bardzo się bije z myślami. Wiem, że zachowałem się jak ostatni sukinsyn. Uświadomiłem to sobie, każdy z moich przyjaciół mi to powiedział. Wierz mi, odkąd opuściłem ostatni raz twoje mieszkanie, nie potrafię być sobą. Wszystkie emocje i uczucia ze mnie uciekły, ale gdy skontaktowałem się z Przemkiem, który zgodził się mi pomóc... - mówił, a ja zaczęłam w to wszystko wierzyć. Naprawdę. Nie znałam go od dziś, ale nigdy w życiu nie widziałam go tak autentycznego. Wiem, jak to jest. Sama to czułam od dnia, kiedy zostawił mnie na podłodze w moim przedpokoju, w momencie, gdy moje serce pękło, w momencie, gdy zarzekałam sobie, że wszystkie moje uczucia do niego zostały zdeptane i miałam się go wyrzec, nadal go rozumiałam. Chciałam podejść, wpleść palce w jego blond włosy, pociągnąć za nie lekko, ugryźć go w dolną wargę.. I potrząsnęłam głową, po czym zorientowałam się co powiedział. 
- Przemek Ci pomógł? To on wie, że tutaj jesteś? - wydukałam ledwo, starając się nie zająknąć. 
- To naprawdę nie ma teraz znaczenia. Proszę pozwól mi się dotknąć. Kochanie, naprawdę rozpadnę się zaraz przed Tobą na milion kawałków... 
- Jak się teraz czujesz? - zmieniłam temat, obserwując jego dezorientację. 
- Jak ostatni idiota, który prosi o ostatnią szansę dziewczyny, którą kocha nad życie i chce zrobić dla niej wszystko - powiedział i bezradnie wzruszył ramionami. 
Zmarszczyłam brwi, wyczuwając gdzie jest haczyk. Nie wierzę, że przyszedł tutaj prosić o coś, nie oczekując nic w zamian. 
- Czego chcesz ode mnie? Przyszedłeś tutaj prosić o coś tak paradoksalnego? Wiktor, do cholery, jesteś księdzem! - wykrzyknęłam i zaczęłam wymachiwać rękami. Stałam się wkurzona. - Błagałam Cię tamtej nocy, żebyś mnie nie zostawiał. Byłeś taki obojętny, zdawało mi się, że dałam Ci to czego chciałeś i sobie poszedłeś, bo tak to wyglądało z mojej perspektywy. Tak nie zachowuje się człowiek, który aktualnie mnie pragnie - prychnęłam zdziwiona swoją odwagą. 
- Ada, jest jeszcze coś, co muszę Ci powiedzieć - podszedł do mnie nie dając mi nawet przestrzeni, abym mogła swobodnie oddychać. Wciągnęłam ostatni łyk powietrza i zapatrzona w niego, czekałam na to, co chce mi powiedzieć. 
- Kocham Cię najmocniej na świecie. Myślałem, że już tego nie poczuję, ale gdy prowadziłem Cię wtedy przez korytarz, poczułem ukłucie w sercu. Wierz mi, że zanim wpadłaś na mnie z tą cholerną kawą, czułem, że się w tobie zakochuję, chociaż Cię wtedy nie znałem. Naprawdę. Później, gdy rozmawialiśmy, jak zaczęłaś płakać... Tej nocy, kiedy tak długo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, czułem, że przepadłem. To był mój koniec w karierze księdza. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby poczuć Cię całą, całować twoje cudowne ciało. To już nie kwestia pożądania, po prostu byłem tak zadurzony jak ostatni gówniarz. Nie ukrywam, że brakowało mi w tej chwili seksu. Ale nie zrobiłem tego dlatego, tylko po prostu chciałem nas do siebie zbliżyć. I to była najlepsza chwila w moim życiu - mówił, a ja coraz bardziej czułam, że się w nim zakochuje. Co było wręcz niedorzeczne, nie mogłam na to pozwolić, a jednak to czułam. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczął głaskać mój policzek, a ja zaczęłam się wtulać w jego dłoń. Dopiero teraz dostrzegłam prostotę jego ubioru. Szare dżinsy i granatowa koszulka, która opinała jego zgrabne ciało. Mimo wszystko czułam nienawiść, a jednocześnie pociąg do tego mężczyzny. Nie wiele myśląc, wzięłam rozmach i wymierzyłam mu mocnego plaskacza. Wiktor w pośpiechu złapał się za policzek i rozciągnął mięśnie twarzy. W jego oczach zapłonęła złość, ale za chwilę ustąpiła. 
- Zasłużyłem - westchnął i zrezygnowany się wycofał. Od razu zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Dlaczego go uderzyłam? Teraz nie wiem, jedynce co, to wiem, że tamtego wieczoru, kiedy mnie zostawił, naprawdę na to zasłużył. Być może chciałam się zemścić. 
- Gdzie idziesz? - wycedził, widząc, jak zabieram swoje rzeczy i ruszam do drzwi. Niestety, klamka pod żadnym pozorem nie chciała ustąpić, więc zrezygnowana osunęłam się po drzwiach. 
- Są zamknięte. Klucz mam ja, a wierz mi, że po tym co zrobiłaś, to na pewno Ci go nie oddam - powiedział Wiktor, a ja wywróciłam oczami. 
- Sam powiedziałeś, że zasłużyłeś. Więc nie rozumiem, dlaczego masz teraz do mnie pretensje. Zrobiłam to, co powinnam zrobić tamtej nocy, a zdecydowanie powinnam Cię zabić. 

niedziela, 7 października 2018

ROZDZIAŁ 43.

- Kamil, zbieram się już, gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to powiedz, że na razie nie ma mnie dla nikogo. Nie chcę odbierać telefonu na urlopie - powiedziałem wikaremu, młodszemu ode mnie o jakieś trzy lata. To jego pierwsza parafia, jest już tutaj jakiś czas, a mam wrażenie, że przez dwa tygodnie wprawiłem się lepiej, niż on sam. 
Walizkę spakowałem już do samochodu, czekałem tylko na wiadomość od Przemka, bo dobrze wiedział, że nie chcę pomieszkiwać na starej plebanii, więc sam zaproponował, że mogę zatrzymać się w domu jego zmarłej babci, do którego niedługo planuje się wyprowadzić i odciążyć rodziców. 
- Bilety do Grecji zabukowane? - spytał Kamil, a ja na śmierć zapomniałem, przez co prawie się wygadałem.
- Tak, tak - skłamałem i obróciłem głowę, żeby przypadkiem nie dostrzegł kłamstwa w moich oczach. Musiałem jakoś się wytłumaczyć, dlaczego znikam na dwa tygodnie. Powiedziałem mu, że jadę się wygrzać do słonecznej Grecji, chociaż jeszcze nie wymyśliłem wymówki, dlaczego nie wrócę opalony, ale do tego czasu coś wymyślę. Nie miałem teraz do tego głowy. Już dość nakłamałem i cały czas się w tym pogrążam. Aktualnie po mojej głowie chodziła tylko jedna osoba i już nie mogłem się doczekać, kiedy ją zobaczę, chociaż przypuszczam, że ona tego nie chce. 
Ale mam już plan.
Przykro mi, że wciągam w to Przemka, ale stałem się egoistą. I kierowałem się tylko swoją przyjemnością.
Musiałem ją mieć.
Tu i teraz. 
Teraz. 
***
- Cześć - powiedziałem do telefonu. Zaczęła mnie zalewać fala ciepła. - Mhm, tak tak, przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać. Mhm tak, wyśle wiadomość za jakiś czas, tak tak, narazie, hej - pożegnałem się szybko i odetchnąłem z ulgą.
- Z kim tak dziwnie rozmawiałeś? - zapytała podejrzliwie Ada.
- A z ciocią. Chce zrobić niespodziankę rodzicom, tylko ja o tym wiem i wiesz, tak spiskujemy - skłamałem uciekając wzrokiem od jej twarzy. - Gdzie Mikołaj i Natalia? - zmieniłem zwinnie temat. 
- Poszli na spacer. Natalia uznała, że nie może tyle siedzieć w domu, bo już o mało nie wyrzuciła tych długopisów do śmieci - zaśmiała się Adrianna.
Ucichłem na chwilę i zacząłem się zastanawiać, czy Ada rozpoznała głos Wiktora, przed chwilą, kiedy do mnie zadzwonił. Nie wydawało mi się, aczkolwiek nadal miałem cykora. Bałem się i nie byłem pewien, czy plan Wiktora wypali. Jedyne, co nadal mnie zastanawia i nie potrafię sobie na to odpowiedzieć to dlaczego zależy mu tak, żeby spotkać się z nią sam na sam. Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że byli ze sobą jakoś bardzo zaprzyjaźnieni. Fakt, odwiózł ją z tamtej tragicznej wycieczki, ale to był jego obowiązek, był jej opiekunem. Kilka razy odwiózł ją do domu po szkole, bo miał po drodze. Raz była na oazie i nawet nie chodziła do kościoła. 
Pomyślałem przez chwilę, że może ich coś łączy, ale znam Wiktora bardzo długo i jestem przekonany, że w życiu nie zrobiłby czegoś takiego. Poza tym, Adrianna jest piękna, potrafi oczarować każdego faceta, może i nawet Wiktora, ale to mi do nich nie pasuje. Ona jest moją przyjaciółką, pewnie by mi to powiedziała.
Chyba. 
- Gotowa? - zapytałem i wysiliłem się na uśmiech. Dziewczyna tylko przytaknęła i już po chwili byliśmy w drodze, do mojego nowego samochodu, który sprawili mi rodzice, gdy zdałem prawo jazdy. 
***
- Możesz się tutaj zatrzymać? Na tej stacji? Muszę do toalety - poprosiła Ada i zrobiła słodki uśmiech, co mnie totalnie rozczuliło. Choć zgodziłem się na to, abyśmy byli przyjaciółmi, to jednak nadal coś mnie do niej ciągnęło.
- Mówisz i masz - zjechałem na prawy pas i już po chwili zatrzymaliśmy się na małym parkingu obok stacji benzynowej. Gdy tylko Ada wysiadła z samochodu, wyjąłem telefon i napisałem Wiktorowi sms'a, że do godziny będziemy na miejscu, klucze są schowane w doniczce po prawej stronie, ma ukryć samochód i gdzieś się schować, żeby Ada od razu się nie zorientowała, że ktoś tam jest. Taki był plan. Długo nad tym myśleliśmy, ale w końcu się udało. Powiedział mi, że mam ją tam zwabić, bo ona go nie chce widzieć, a musi z nią porozmawiać. 
Gdy tylko usłyszałem jak ktoś puka w moją szybę, podskoczyłem i upuściłem telefon na ziemię. To była Adrianna, która pilnie chciała mi coś powiedzieć i kazała otworzyć okno, więc to też uczyniłem.
- Podasz mi mój portfel? - poprosiła wskazując na torebkę, którą zostawiła w samochodzie. - Mam ochotę na czekoladę - dodała, a ja z uśmiechem podałem jej portfel. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy prawie przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Już po paru minutach ruszyliśmy w drogę, Adrianna szczęśliwa zajadała się czekoladą i cały czas pytała czy na pewno nie skuszę się nawet na kostkę, jak to uznała, "najprzepyszniejszej czekolady na świecie". Nawet nie byłem pewien czy istnieje takie słowo, jak najprzepyszniejsze. Ale wiedziałem, że nie przełknę nic. Miałem wrażenie, że nawet ślina cieknie mi po brodzie, po zapomniałem o tej czynności, tak jak o oddychaniu, bałem się, że słyszy, jak serce mi wali. 
***
- Śliczny ten domek! I w ogóle jest tutaj przepięknie! Zaraz wyjmę aparat i porobię parę zdjęć, jeśli nie masz nic przeciwko - obróciła się w moją stronę i dokładnie zlustrowała moją twarz. Zacisnąłem szczęki i spojrzałem w ziemię mając świadomość w jakie niebezpieczeństwo mogę ją wpakować. Powoli zacząłem tracić zaufanie do Wiktora. 
- Jasne, nie mam nic przeciwko - burknąłem. - Odłożę tylko nasze rzeczy do domu, rozgościsz się, a ja na chwilę skoczę do kumpla, żeby powiedzieć mu, że się tutaj zatrzymaliśmy. Może się martwić, jak wieczorem zobaczy tu światło - poinformowałem ją i byłem wniebowzięty, że zaraz stąd zniknę. Oczywiście, że żadnego takiego kumpla tutaj nie było.
- Hej, wszystko w porządku? Mam wrażenie, że odkąd wyjechaliśmy, to dziwnie się zachowujesz - podeszła i wyjęła moje ręce z kieszeni i sama się nimi otuliła. Nie wiedziałem, jak mam odebrać ten gest, ale przytuliłem ją mocniej i szepnąłem jej, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. - Okej, to leć - podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko. - Będę w okolicy, gdybyś wrócił, a mnie nie było - dodała i ruszyła z torbą do domu, a już po chwili zamknęła za sobą drzwi.
- Przepraszam - szepnąłem pod nosem i z bólem serca wsiadłem do samochodu. 
***
Położyłam torbę obok kominka i rozejrzałam się po domu, dostrzegając stare fotografie na ścianach, rodzinne, na których znajdował się najczęściej Przemek z dziadkami. Nad kanapą wisiał wielki obraz pędzących koni, co bardzo mnie urzekło. Kiedyś jeździłam konno, ale po niefortunnym upadku musiałam zrezygnować. Usiadłam na fotelu i odprężyłam się trochę po nieprzespanej nocy. Myślałam o tym, dlaczego Przemek mnie tutaj zabrał. Chwilę później usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Zerwałam się na równe nogi i nim kogoś ujrzałam:
- Już wróciłeś czy czegoś zapomniałeś sklerotyku? - zachichotałam, a ktoś tylko odchrząknął. 
- Miło Cię widzieć, aniołku - usłyszałam przyjemny, chrapliwy głos i jak Boga kocham, czułam jak grunt pod nogami mi się osuwa.
- Co Ty tutaj robisz? - wydukałam ledwo i zaczęłam się trząść z histerii. 

niedziela, 26 sierpnia 2018

ROZDZIAŁ 42.

- Co robisz? - usłyszałam za plecami Mikołaja, kiedy w spokoju na balkonie odpalałam papierosa.
- Palę - odpowiedziałam spokojnie i z niechęcią. Podsunęłam paczkę w jego stronę zachęcając go, aby zapalił sobie razem ze mną. Nie musiałam długo czekać na jego ruch. Wziął papierosa do ust, odpalił i mocno się nim zaciągnął. Był już późny wieczór, miasto rozświetlały światła samochodów, neony sklepów. 
- Pamiętam, jak zawsze razem paliliśmy. Tylko wtedy, kiedy coś nam nie wyszło - przypomniał sobie. - Tak jest i tym razem? - upewnił się, a ja zaśmiałam się ze swojej bezradności. 
Patrzyliśmy na siebie w ciszy nie wiedząc, co mamy teraz powiedzieć. 
- Natalia już śpi? - zapytałam, a blondyn powoli skinął głową. 
- Byłem u niej przed chwilą, zasnęła jak małe dziecko - uśmiechnął się. - Fajna z niej dziewczyna, szkoda, że życie wybrało jej tak paskudny los - westchnął.
- Między wami coś się dzieje, prawda? - zapytałam go, choć w sumie mogłam to stwierdzić. Spędzają ze sobą bardzo dużo czasu, dosłownie nie odstępują siebie na krok.
Uniosłam brwi czekając na odpowiedź, ale patrzył na mnie tym spojrzeniem, co jego brat. Nie musiałam tego nawet usłyszeć.
Wkrótce zgasiłam niedopałek papierosa i wyszłam z balkonu zostawiając go tam samego. Zakręciło mi się w głowie, ale było to praktycznie niezauważalne, więc ruszyłam salonem do przedpokoju. Wyświetlacz mojego telefonu zaświecił w ciemności, więc postanowiłam po niego sięgnąć. Wstukałam pin dostępu, weszłam w wiadomości i omal się nie przewróciłam. Te krótkie zdanie, przeczytane w zastraszająco szybkim tempie... Wbiło mnie w podłogę. SMS przyszedł z nieznanego numeru, nawet nie miałam pewności, czy pochodzi od tej osoby, która natychmiast zaczęła znowu zaprzątać mojej myśli. Równie dobrze ktoś mógł robić sobie z tego żarty, na przykład Przemek. O tak, on mógł to zrobić. Niewiele myśląc, skasowałam SMS'a i poszłam wziąć zimny prysznic na ostudzenie emocji. 
***
- Myślisz, do chuja, że to jest śmieszne?! - wykrzyczałam mu w twarz na środku ulicy, gdy tylko wyszliśmy ze szkoły.
- Ada, nie rób tutaj scen. O co Ci chodzi? Tylko na spokojnie - powiedział Przemek kładąc mi dłonie na ramionach, które zaraz odepchnęłam.
- Tylko nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię - zaśmiałam się i wyjęłam telefon z kieszeni, po czym zaczęłam nim machać przed jego twarzą. Nie miałam na to żadnego dowodu, bo go skasowałam. - Wiem, że mnie nienawidzisz, ale wysyłanie takich wiadomości niczego nie zmieni, okej? Chcesz porozmawiać, proszę bardzo! Ale nie zachowuj się jak dziecko! - krzyknęłam znowu. Miałam wrażenie, że wpadłam w jakąś paranoję. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje w tej chwili. Już zaczęłam go obwiniać, a nawet nie miałam ku temu podstaw. Wyminęłam go i ruszyłam w stronę do domu, coś jeszcze za mną krzyczał ale przestałam zwracać na to uwagę, kiedy szum i łzy zaczęły odbierać mi moją świadomość.
***
Nie spałem całą noc. Naciśnięcie strzałeczki na ekranie telefonu przyszło mi bardzo łatwo, gdy opróżniłem całą butelkę koniaku. Niech się dzieje co chce, już mam wszystko gdzieś... Ktoś rano pukał do mojego pokoju, ale nadal szumiało mi w głowie i nie miałem siły nawet się odezwać. To śmieszne, ale czuję, że nie mam po co wstawać z łóżka. Ale muszę. Obiecałem Przemkowi, że dziś do niego przyjadę i obietnicy dotrzymam. 

niedziela, 19 sierpnia 2018

ROZDZIAŁ 41.

Kolejny dzień bez Ciebie
Adrianna. 
***
- Jak się czuję? Całkiem dobrze, czasami tylko przypomnę sobie o tobie, gdy widzę Twoje kluczyki w tym samym miejscu, w którym je zostawiłeś. Moja poduszka czasami jeszcze zapachnie Tobą, ale generalnie jest dobrze. Z dnia na dzień podnoszę się po troszku z pomocą Natalii i Mikołaja, nieświadomi kompletnie tego, co dzieje się wewnątrz mnie. Nikomu o tym nie powiedziałam, bo... po co tak naprawdę? Niczego by to nie zmieniło. Wiele osób powtarza, że będzie mi lżej, ale to bzdura. Ufam swoim przyjaciołom, ale czasami alkohol otwiera nas za bardzo i nie wiesz co, gdzie i kiedy wyjdzie na jaw. A bardzo nie chcę, żebyś miał problemy, pomimo tego, że zrobiłeś mi największe świństwo. Człowiek, który się tego wystrzega. Trochę hipokryzja, prawda? Pewnie kiedyś odkryjesz te moje zapiski, które spisuję sobie dzień po dniu, może będzie dane Ci kiedyś to przeczytać, zupełnie przypadkiem, może wtedy już wyjadę i mnie nie zobaczysz? Jak się wtedy poczujesz? Jak gówno. I zrobię wszystko, żeby Ci to zagwarantować. Choć mam do Ciebie sentyment, byłam gotowa zrobić wszystko, żeby Cię przy sobie zatrzymać. Dałam Ci coś, co przez Daniela i Filipa było zaburzone. Wziąłeś to... i co? Nie masz pojęcia co to znaczy mieć prawie 20 lat i mieć za sobą tak spaprane życie. Podziwiam i szanuję Cię za to, że chociaż tyle wytrzymałeś, odwróciłeś się i żyjesz sobie. Jeśli kiedyś Ci się odwidzi... mogłabym napisać, że zapraszam, przecież przyjmę Cię z otwartymi ramionami, ale nie. Będziesz chciał mnie zobaczyć, ale zobaczysz mnie silną i szczęśliwą, to Cię zabije.
Będę sobie tak do Ciebie pisać, żebyś zobaczył, przez co przechodziłam. 
Kiedyś komuś to podaruję, żeby Ci to przekazał... - nabazgrałam sobie w swoim notatniku, który zupełnie nie przypominał żadnego pamiętnika, żeby nie rzucał się w oczy. Świadomie nie podawałam imienia osoby, do której pisze, gdyż mogłoby wydawać się to zbyt przejrzyste. Sama nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będzie miał okazje to przeczytać, ale jednak pisałam to, może dla siebie. Oddawało mi to jakąś lekkość, chwile zapomnienia i oderwanie od rzeczywistości. 
Właśnie, rzeczywistość... Natalia dużo czasu spędza z Mikołajem, który jednak zdecydował się u nas zatrzymać. Towarzyszy jej, kiedy ja mam ochotę wyjść na spacer czy muszę jechać ze zwierzakiem do weterynarza. Raz nawet spotkałam przyjaciela Wiktora, tego lekarza. Myślałam, że mnie nie pozna albo nie będzie chciał rozmawiać, jednak mnie zaskoczył, bo sam się odezwał i pytał jak się trzymam. 
W szkole chwilowo mamy odwołane wszystkie zajęcia, które mieliśmy z Wiktorem, także mamy dwie godziny mniej w tygodniu, a na miejsce Filipa znalazła się jakaś kobieta. Jest całkiem miła, ma rude, kręcone włosy, załapaliśmy już z nią dobry kontakt, mamy nadzieję, że zostanie z nami do końca roku szkolnego. Z Przemkiem nadal nie rozmawiam, unika mnie jak ognia. Chciałabym mu wszystko wytłumaczyć, ale nie lubię się prosić o kontakt, więc to też może poczekać. Coraz częściej łapię się na tym, że sprawdzam telefon. Wiadomości, połączenia... Ale nikt oprócz Mikołaja lub Natalii się ze mną nie kontaktuje. Raz miałam tylko połączenie z nieznanego, które odebrałam, ale nikt się nie odzywał, słyszałam tylko dyszenie w słuchawce, a chwilę później już ktoś się rozłączył. 
***
- Jestem jebanym cykorem - przeszło mi przez myśl, kiedy siedziałem i patrzyłem się w okno, a po chwili znów spoglądałem na ekran swojego telefonu. Zrobiłem jej to zdjęcie, gdy byliśmy razem w domku rodziców nad jeziorem. Była taka szczęśliwa... Jej zielonkawe oczy rozkładają mnie na łopatki za każdym razem. Czy piłem? Owszem. Narazie mam urlop i zaznajamiam się z nową parafią. Żadnego z księży tutaj nie polubię, to pewne. Wszyscy to gbury i nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale tęsknię za Władkiem, on taki nie był... Policzki mam mokre od łez, a jednocześnie się śmieję. Jakim mogłem być chujem, żeby zrobić jej coś takiego? Wiedziałem, jaka delikatna jest, a ja potraktowałem ją tak przedmiotowo. Mogłem w ogóle jej w to nie wciągać, tylko ja bym cierpiał, ona na to nie zasłużyła... Dlaczego nie posłuchałem mamy? Tak bardzo za nią tęsknię... Tysiąc myśli wypełnia moją głowę - myślę ciągle i wycieram policzki mokre od łez, po czym biorę dużego łyka koniaku, którego co chwilę dolewam do szklanki. - Staczam się, tak bardzo się staczam - powiedziałem pod nosem. Niebo zaszło już granatem, pojawiły się gwiazdy i księżyc, który rozmazywał mi się przez wszystkie łzy. Nienawidzę siebie i decyzji, których podjąłem zdecydowanie za dużo. Jaki ze mnie kapłan? Mówię ludziom o abstynencji, wpajam do głowy, że współżycie przed ślubem to grzech, kłamstwo to grzech, kradzież to grzech... Tymczasem sam wszystko robię i jeszcze nikt tego nie odkrył. Wolałbym, żeby wszystko wyszło na jaw, bez ujawniania Ady. Żebym dostał od życia w dupę, mogę zamiatać ulice, mieszkać pod mostem, ale dajcie mi być szczęśliwym, błagam. Ojcze, proszę... Tylko o tyle proszę, litości, mądrości i mniej wewnętrznego cierpienia, błagam, bo nie wiem ile jeszcze zniosę. 
Pytanie, dlaczego się nie odezwałem, kiedy do niej zadzwoniłem? Ona mimo wszystko odebrała. Wiem, że mój numer jej się nie wyświetlił.. ale mogłem to wykorzystać. 
ALE JESTEM TCHÓRZEM I NIE WIEM, CZY JESZCZE KIEDYŚ SIĘ NA TO ZDOBĘDĘ.
"Kocham Cię, Ada. Tak cholernie kocham, że mnie to zabija" - napisałem w treści sms'a, ale czy będę wstanie to wysłać?
Boże, siły... 

piątek, 20 lipca 2018

ROZDZIAŁ 40.

- Myślisz, że to będzie chłopiec czy dziewczynka? - zapytałam Natalii szykując śniadanie dla nas obu. 
- Bardzo chciałabym mieć synka. Jeśli byłaby to córka, to bałabym się o nią, że kiedyś przejdzie to samo co ja. Faceci są twardsi, zniosą to - uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałam jej tym samym i położyłam kubek z kawą na stół. Sama usiadłam na przeciwko niej i czekałam, aż mikrofalówka da znać, że jedzenie jest gotowe. 
Dużo się zmieniło odkąd Natalia zamieszkała u mnie. I dużo minęło już czasu. Natalia załatwiła sobie nauczanie indywidualne, więc co jakiś czas przychodzi do nas nauczyciel i Natalia zdaje wszystko tak samo jak w szkole. Oprócz tego, że uczy się w domu, również w nim pracuje. Składa długopisy przez cały dzień, co daje jej jakiś grosz na miesiąc, ponieważ uparła się, że będzie dokładać się do każdego rachunku, ale zupełnie niepotrzebnie jej tłumaczyłam, że mam dość pieniędzy na wszystko, ponieważ Mikołaj co miesiąc wysyła mi pieniądze na życie, chociaż też nie powinien, bo mogłabym znaleźć sobie pracę. Wróciłam do malowania, co pozwala mi nie myśleć o tym co się stało. Czasem w mojej głowie pojawią się jakieś obrazy z tamtego wieczoru gdy mijam kluczyki do samochodu na komodzie, nadal leżą w tym samym miejscu, na którym zostawił je Wiktor. Z Przemkiem kontakt mi się ograniczył, myślę, że to przez tamten wieczór. Nie wypisuje do mnie, nie dzwoni, w szkole czasem pogadamy ale tylko o nauce, nic więcej. Raz widziałam go z jakąś dziewczyną na mieście, więc myślę, że zajął swoje myśli już kimś innym, co było mi na rękę, bo nie chciałam zranić niewinnego człowieka. 
Cały czas przyglądałam się Natalii, która radośnie bawiła się z moimi, albo już naszymi kotami. Ciepło robiło mi się na sercu, kiedy widziałam ją taką uśmiechniętą. Z zamyślenia wyrwało mnie jednak pukanie do drzwi. Była sobota rano i nie spodziewałam się raczej nikogo, więc jednak miałam nadzieję, że to jakaś pomyłka. 
Podeszłam jednak do drzwi, otworzyłam je i zaparło mi dech w piersiach. Zobaczyłam przystojnego chłopaka, nieco starszego niż ostatnio, z jasną blond grzywą w nieładzie, która opadała mu na oczy, więc przeczesał ją do tyłu.
- Mikołaj! - pisnęłam radośnie i rzuciłam się mu na szyję zalewając się niemal od razu łzami. 
Chłopak podniósł mnie do góry i okręcił się wokół własnej osi. W końcu odstawił mnie na ziemię, a ja złapałam jego twarz w dłonie, nie wierząc, że stoi tutaj przede mną. 
- Też się cieszę, że Cię widzę, maleństwo moje - powiedział i jeszcze raz mnie przytulił.
Szybko wciągnęłam go za rękę do mieszkania, razem z jego walizką. 
- Co Ty tutaj robisz? I jak mnie znalazłeś? - zadałam mu od razu pytania, choć chciałam zadać mu ich więcej. 
- Przyjechałem zobaczyć, jak ma się moja mała siostrzyczka, ale widzę, że całkiem nieźle - wytłumaczył i złapał mnie za nos. 
Nagle przypomniałam sobie o Natalii, która przecież siedziała w salonie. 
- Chodź, przedstawię Ci kogoś - pociągnęłam go za rękę. - To moja przyjaciółka i współlokatorka, Natalia. A to mój przyjaciel, jest mi prawie jak brat, Mikołaj - przedstawiłam ich sobie. Widać było, że oboje są zdziwieni tym, że kogoś innego zastali, a się nie spodziewali.
- Miło mi - powiedzieli w tym samym czasie, co Mikołaj skomentował swoim powalającym uśmiechem. 
- Może zostawię was samych? - zapytała blondynka, ale pokręciłam głową. 
- Miło będzie, jeśli zostaniesz z nami. Chętnie napiję się z wami kawy i porozmawiamy - uznał Mikołaj nie odrywając wzroku od Natalii. 
Pomknęłam szybko i radośnie do kuchni, gdzie od razu postawiłam wodę na herbatę i przypomniałam sobie o mleku w mikrofalówce. 
- Zjesz z nami śniadanie? - krzyknęłam z kuchni, ale nie potrzebowałam odpowiedzi, ponieważ już przyszykowałam dla niego miskę na płatki. 
***
- Monica mnie zostawiła, nie wyszło nam i rozstaliśmy się w zgodzie. Pocierpiałem trochę, ale już mi przeszło. Miała wielkie marzenia, których ja nie potrafiłem spełnić, więc lepiej, żeby zrobił to ktoś inny, niżeli miałaby się ze mną męczyć - wytłumaczył, gdy zapytałam go o jego ówczesną dziewczynę. 
- Przykro mi, Mikołaj. Naprawdę. Ale jeśli jest tak jak mówisz, to wierz mi, znajdziesz jeszcze kogoś, kto stanie Ci się naprawdę bliski - powiedziałam pokrzepiająco.
- I Ty mi to mówisz? - zaśmiał się. - Ja u Ciebie jakoś też nie zauważyłem wybranka, a wiem, że na niego zasługujesz - dodał i dał mi kuksańca w bok. 
- Długa historia i nie warta zachodu. Kiedyś może Ci o tym opowiem - zbyłam go. - To jak, zostajesz u nas, mam nadzieję? - upewniłam się.
- Nie chcę wam zajmować tutaj miejsca, chciałem się z Tobą spotkać i upewnić, że wszystko okej, znajdę sobie jakieś lokum, spokojnie - uśmiechnął się.
- Nie ma mowy. Tutaj zawsze będzie dla Ciebie miejsce. Podzielę się z Tobą łóżkiem, tak jak wtedy, gdy byliśmy mali! - przypomniałam mu i oboje się zaśmialiśmy, nawet Natalia się uśmiechnęła, co wiele dla mnie znaczyło. 

piątek, 6 lipca 2018

Hej dziewczyny!

Hej! ♥
Obiecałam wziąć się porządnie za bloga i słowa dotrzymam, ale jest małe ale.
Czy ktoś, oprócz mojej przekochanej Moniczki, jeszcze na niego wchodzi?
Wiem, że miałam trzy miesiące przerwy, mam jeszcze mnóstwo pomysłu co do pisania, także jeśli ktoś tu zagląda, to zostawiajcie po sobie ślad, bo to bardzo motywuje i widzę, że mam dla kogo pisać!
Pozdrawiam dziewczyny! ♥ 

wtorek, 3 lipca 2018

ROZDZIAŁ 39

Spaceruję już tak od godziny po tym okropnym mieście. Wszystko mi przypomina o niej... Przemokłem już chyba na dobre, zostałem bez samochodu. Wiem, gdzie zostawiłem kluczyki, ale nie mogę tam wrócić i spojrzeć jej prosto w oczy i powiedzieć tylko, że przyszedłem po tak absurdalnie niepotrzebną rzecz. 
Dziękuję tylko Bogu za to, że pozwolił mi spędzić kilka cudownych chwil z najlepszą dziewczyną pod słońcem, bo ona na to zasługuje. Żeby dziękować jej za wszystko.
Żałuję tylko, że nie będę mógł już zobaczyć jej uśmiechu wywołanego przeze mnie, przez jakąś wypowiedzianą głupotę lub zrobienie głupiej miny. Dam rękę uciąć, że właśnie słyszę jej śmiech w swoich myślach... Usiadłem na pobliskiej ławce w parku. Obok mnie przechodzili ludzie patrząc na mnie jak na obłąkanego człowieka. Wszyscy uciekali przed deszczem i nadchodzącą burzą. Ha, wszyscy... To znaczy Ci, którzy o tak późnej godzinie wracali skądkolwiek. Może od swoich miłości? A może z pracy biegli na złamanie karku do swoich rodzin? Łzy spływały mi po policzkach. Szczerze zapomniałem już jak to jest płakać z powodu rozerwanego serca. Dopiero teraz, ta sytuacja dała mi do zrozumienia, że Monika kilka lat temu nie była tego warta. Ada jest kobietą, jedyną kobietą, na którą warto wylać swoje łzy. Modliłem się w duchu, żeby nie zrobiła sobie nic złego, nie z mojego powodu... Ona jeszcze znajdzie szczęście, jest młoda, dużo przeszła, ale w końcu ktoś z wzajemnością ją pokocha tak jakby tego chciała... Ktoś będzie mógł ją co wieczór całować na dobranoc i być przy niej, kiedy dopadnie ją kolejny koszmar. Ktoś inny będzie jej bronić jeśli Daniel znów zdecyduje się ją odwiedzić... 
Chyba, że zraniłem tę dziewczynę tak bardzo, że już zawsze będzie sama. Przecież taka opcja też istnieje. Już więcej się nie uśmiechnie, nie popłacze ze szczęścia jak wtedy, gdy mnie przytulała i z szerokim uśmiechem powtarzała mi, że kocha mnie nad życie. A czy to oznacza, że jeśli przestanie mnie kochać to jej życie nie będzie miało sensu? A może tak jak ja, już zawsze będzie mnie kochać, nadal będę miał ważne miejsce w jej sercu i może jeśli kiedyś będzie nam dane się spotkać to uśmiechnie się ciepło i jednak powie "Wiktor, tak miło Cię znów widzieć!" i oboje wrócimy myślami do tych dobrych dni. Czy może jednak nawet na mnie nie spojrzy, a jeśli ja ją zaczepię, to wykrzyczy mi w twarz jak bardzo mnie nienawidzi? 
Ta druga opcja jednak sprawiła, że moje rozkruszone serce zabiło mocniej i spowodowało ogromny ból. Mam wiele do załatwienia jutrzejszego dnia... Muszę złożyć wypowiedzenia w szkole, a będzie to trudne w środku roku szkolnego. Muszę też poprosić proboszcza o natychmiastowe przeniesienie mnie do innej parafii i to będzie jeszcze trudniejsze. Władek nie zniesie byle jakiego pretekstu, kiedy chodzi o coś ważnego. A przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy, której tak bardzo będzie się domagał... 
Czas wrócić do domu. Domu Bożego, w którym ostatnio nic nie robię, tylko cierpię. A nie na tym powinna polegać posługa kapłańska. Powinienem codziennie wychodzić na ambonę z uśmiechem, mówić ludziom, że Bóg jest wielki i wszystkich kocha. Tylko my nie możemy kochać wszystkich. 
Sprawiedliwe, prawda?
***
- Nigdy nie pomyślałem, że tak zrobisz - powiedział Szymon.
- Ja tym bardziej się tego nie spodziewałem - dodał swoje Teodor.
Byli moimi przyjaciółmi od zawsze. Nawet wtedy, kiedy Adę spotkała taka krzywda. Oby dwoje nam pomogli nie czerpiąc na tym zupełnej korzyści, wiedziałem, że zawsze mogę na nich liczyć.
- Pracuję już w swoim zawodzie tyle lat, ale przysięgam, że nigdy nie widziałem takiego poświęcenia, takich nagłych decyzji i tak silnej miłości - skomentował Szymon podając nam po kolejnej puszce zimnego Lecha. 
- Ehh, stary. A co ja mogę innego zrobić? - westchnął opierając twarz na swojej dłoni. 
- Teraz nic, ale może przeczekaj to i rozwiązanie znajdzie się samo? - zaproponował Teodor i klepnął mnie w plecy. 
Zaśmiałem się już bardziej ze swojej bezsilności. 
- Jasne i myślisz, że będę chodził tak po prostu sobie do szkoły i trzy razy w tygodniu będę miał z nią zajęcia, będę udawał, że jest jak każdy inny uczeń, a do tego mijać ją na korytarzu i patrzeć na jej piękne, długie, brązowe włosy, jej zielone oczy podkreślone gęstymi rzęsami, jej cudowne usta, o uśmiechu nie wspominając...- rozmarzyłem się zupełnie niepotrzebnie, bo to tylko jeszcze bardziej zabolało. 
- No tak, masz rację, to się nie uda - westchnął bezradny Szymon.
- Już łatwiej byłoby się zabić niż ją oglądać po tym, co jej zrobiłem - uznałem, a mężczyźni spojrzeli na mnie z ukosa.
- Nie pleć głupot, nie będę Cię wyciągać jeszcze z depresji - uświadomił go Teo i pociągnął łyk zimnego piwa, co również postanowiłem uczynić. 
***
- Musisz mnie zrozumieć, tylko Ty jesteś w stanie mi teraz pomóc - mówiłem do proboszcza, byłem w stanie nawet uklęknąć przed nim i wypolerować jego nowe buty. 
- Nie rozumiem tylko skąd taka nagła zmiana... Przecież tyle razy mi mówiłeś, że mógłbyś tutaj już zostać do końca życia, a teraz przychodzisz i mówisz mi, że natychmiast mam jechać do biskupa i prosić o przeniesienie najlepszego wikarego, którego dotąd miałem - mówił Władysław, ale gówno mnie to obchodziło tak naprawdę. - Słuchaj, a może chodzi o tę dziewczynę, hmm? Czekaj jak jej było.. O, Adrianna! Miałeś z nią skończyć, pamiętasz? - dopytywał się proboszcz, a ja czułem, że ciśnienie rośnie mi coraz bardziej i rozwalę mu te nowe biurko z dębu, które poleruje każdego popołudnia.
- To nie ma żadnego związku z tą dziewczyną - mruknąłem wściekły tym, że ten człowiek wpieprza się w nie swoje sprawy.
- Przecież mówiłem Ci, że zniszczysz sobie przez nią życie. I tak teraz się właśnie stało - powiedział kapłan i zaczął klaskać, co kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi. 
- A ja ci powiedziałem, że to nie ma z nią nic wspólnego! - trzasnąłem z całej siły w jego biurko, co spowodowało, że zdjęcie jego siostry się przewróciło. - I jeszcze raz Cię proszę. Albo Ty pojedziesz jeszcze dziś do biskupa i z nim to załatwisz, albo ja to zrobię i wysmaruję Cię tam. Nie żartuje, więc lepiej się zastanów - zagroziłem mu. Byłem pełen gniewu, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Bałem się, że jeśli zostanę tutaj dłużej, to spowoduje, że zacznę bardziej tęsknić za tą dziewczyną i pobiegnę do niej. 
- A co ze szkołą, Wiktor? Co z młodzieżą, która tak Cię uwielbia? Co z oazą? Ministrantami? Dziećmi Maryi? - zapytał Władek przedłużając tę rozmowę niepotrzebnie. Zamiast głupio się pytać, mógłby już siadać za kierownicę swojego BMW i ruszać do archidiecezji. 
- Jeśli dostanę pismo o przeniesieniu, automatycznie zwalniam się ze szkoły i nie będzie żadnego problemu. A młodzież przecież może mnie odwiedzać, może czasem ja do nich wpadnę. Będziemy utrzymywać ze sobą kontakt - wyjaśniłem wszystko wypuszczając nadmiar powietrza z moich płuc. 
- Dobra, zrobię tak jeśli tego tak bardzo pragniesz - westchnął ciężko staruszek. - Nie wiem tylko co jest tego przyczyną, ale wierzę, że kiedyś mi o tym powiesz - dodał tylko na do widzenia i wyszedł z parafii trzaskając drzwiami. Wiem, że nie będzie mnie już traktować tak jak przedtem, ale nic na to nie poradzę, kiedy sytuacja mnie nagli. 
Pozostał tylko jeszcze jeden problem do rozwiązania dzisiejszego dnia.
Przemek.
***
- Cieszę się, że księdza widzę. Ada nie dała mi znać od wczoraj, nie wiem, czy wszystko z nią w porządku. Chciałem do niej pójść, ale wiem jak bardzo nie lubi niezapowiedzianych wizyt. Księże, wszystko z nią dobrze? - zapytał Przemek, a ja sam nie wiedziałem co mu mam odpowiedzieć. Może, że złamałem jej serce i ma do niej biec, żeby je poskładać? Absurd.
- Wszystko będzie u niej dobrze, ale musisz się nią zaopiekować. Powoli do niej docierać, może kiedyś wszystkiego się dowiesz, ale nie nalegaj, bo ona zamknie się w sobie i już nigdy nie będzie tak jak dawniej - opowiedziałem mu i zobaczyłem, że on naprawdę się o nią martwi. - Właśnie to chciałem Ci powiedzieć. Ja.. prawdopodobnie odchodzę z tej parafii i szkoły, przeniosą mnie gdzieś dalej, sprawa jest pilna dlatego proszę Cię, nie mów o tym nikomu. Wiem, że tobie mogę zaufać, nigdy się na tobie nie zawiodłem. Opiekuj się Adą, proszę Cię. Nic jej nie mów, nawet gdyby pytała. Będziemy w stałym kontakcie, dobrze? Zawsze, gdy będzie się coś działo pisz do mnie, dzwoń nawet w środku nocy. Będę zawsze dla was - powiedziałem mu wszystko i na koniec mógłbym się rozpłakać, ale nie chciałem mu pokazywać, jak ta cała sytuacja mnie boli. Tyle mu nagadałem o Adzie, że mógłby ją o wszystko pytać, a jestem prawie pewien, że to zrani mojego Aniołka... 

ROZDZIAŁ 38

***

Nie wiem ile czasu klęczałam tak jeszcze w przedpokoju zanosząc się płaczem. Mój wzrok cały czas był skierowany na drzwi, mając nadzieję, że wróci i powie mi, że to wszystko było głupim żartem, wybaczyłabym mu to. Ale teraz, kiedy wypowiedział kilka tych raniących słów, nie wiem, czy będę mogła mu kiedykolwiek wybaczyć.
Coś musi się skończyć, żeby coś nowego mogło się zacząć. 
Tylko co?
Z wielkim bólem podniosłam się z ziemi, czując jak strużki krwi spływają po moich kolanach. Syknęłam z bólu i zrobiłam krok do tyłu zauważając na kafelkach krople bordowej, gęstej cieczy. Na sam jej widok zawartość mojego żołądka podniosła się do gardła i biegiem ruszyłam do łazienki kalecząc przy okazji gołe stopy. Wystarczyła chwila, aby poczuć szarpnięcie żołądka i pozbycie się pysznych naleśników pani Anieli, wszystkich wyrzutów sumienia i całego bólu, który w sobie nosiłam. 
Gdy już czułam, że to minęło, usiadłam na ubikacji dzierżąc w rękach wodę utlenioną, plastry i bandaż. Zaczęłam przemywać rany, które niemiłosiernie piekły. Woda utleniona wymieszana z krwią leżąca na śnieżnobiałych kafelkach przy okazji mieszały się z słonymi łzami. 
Fizycznie doszłam już do siebie, postanowiłam wyjść z łazienki i zauważyłam, że na stoliku tuż obok moich kluczy leżą również klucze do samochodu Wiktora. Kulejąc podeszłam do drzwi i zamknęłam je na wszystkie możliwe spusty. Nie chciałam, żeby się po nie wrócił, nie chciałam go już oglądać, rany są zbyt świeże. Widać, on też nie chce się po nie wrócić sądząc po tym ile czasu minęło od jego wyjścia. Wychodzi na to, że wraca pieszo, sam i to w deszczu. Dobrze, niech cierpi i myśli, że ten deszcz, to moje łzy. 
***
Siedziałam na kanapie w towarzystwie dwóch zdezorientowanych kotów, popijając wino i myśląc, jak wszystko wytłumaczę Przemkowi, bo jest jedyną niewinną osobą, która zasługuje na wyjaśnienia. Chodź nic do niego nie czuję, nie chcę go zranić. 
Zauważyłam, że ekran mojego telefonu rozbłysnął w ciemności, ale nie chciałam sprawdzać dlaczego. Mogłabym zastać tam wiadomości, na które w tej chwili nie mogłam udzielić odpowiedzi. 
Jednakże po chwili zaczął wibrować co dało sygnał, że ktoś próbuje się dodzwonić. Niechętnie podniosłam się z kanapy i zauważyłam na ekranie zdjęcie Natalii, które ustawiłam na wspólnej wycieczce szkolnej. Szybko odebrałam telefon, pomyślałam, że coś się stało, że dzwoni o tej godzinie. I wcale się nie myliłam.
- Hej Ada, jesteś w domu? - usłyszałam smutny głos dziewczyny, a po chwili powiew wiatru, który zaszumiał w słuchawce. Zastanawiałam się, co robi w nocy na dworze.
- Tak, jestem. Coś się stało? - odpowiedziałam zmartwiona, podeszłam do okna i patrzyłam na żyjące w nocy miasto.
- Właściwie to tak. Mogłabym wpaść do ciebie? - głos jej się załamał.
- Pewnie, wpadaj jeśli jesteś blisko - odparłam, a już po chwili usłyszałam dźwięk zakończenia rozmowy. 
Nie musiałam długo na nią czekać, już po jakiś dziesięciu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich tak szybko jak tylko potrafiłam, otworzyłam drzwi i to co ujrzałam za nimi zaparło mi dech w piersi. Natalia była kompletnie przemoczona, miała wielką torbę w rękach, rozmazany makijaż. 
- Co za zbieg okoliczności - pomyślałam. - Oby dwie przechodzimy trudne sytuacje. 
- Matko, Natalia wchodź do środka. Jesteś kompletnie przemoczona, rozchorujesz się - rozkazałam dziewczynie i przypomniała mi się reklamówka, którą opuściłam na ziemię, ale szybko zamknęłam oczy, żeby wymazać ten obraz z pamięci. 
- Nie chciałabym Ci zawracać głowy o tej porze - wymamrotała dziewczyna. - Ale tylko teraz na Ciebie mogę liczyć - dodała smutno.
- Bardzo dobrze zrobiłaś, że do mnie zadzwoniłaś i że tu jesteś - powiedziałam zamykając mieszkanie. - Dam Ci jakieś suche ubrania, tamte wypierzemy i jak będą suche to Ci je oddam. Weź prysznic, odśwież się, a potem porozmawiamy - poleciłam dziewczynie, która na moją prośbę udała się do łazienki i zaczęła ściągać z siebie po kolei ubrania. Ja tymczasem udałam się po czyste, suche spodnie z dresu i luźną koszulkę dla Natalii. Zapukałam do drzwi i nie patrząc na dziewczynę dałam jej ubrania. Zachodziłam w głowę, co się mogło wydarzyć, że widzę ją w takim stanie.
***
- Siadaj, naleję Ci wina i wszystko na spokojnie mi opowiesz - zaproponowałam i ruszyłam w stronę kuchni, po drugi kieliszek. Dziewczyna niepewnie stała w progu, jakby bała się tego co za chwilę się stanie.
- Nie dziękuję, nie mogę pić alkoholu - wymamrotała, a ja zupełnie o nic jej nie podejrzewałam. 
- Bierzesz jakieś lekarstwa? - zapytałam nie czekając jednak na odpowiedź, więc wyjęłam z szafki kubek i postawiłam wodę na herbatę, która nieco pomoże Natalii.
- Nie, tak naprawdę... Jestem w ciąży - powiedziała dziewczyna, a łyżeczka, którą trzymałam w ręce upadła z brzęknięciem na kafelki. 
- Przepraszam, po prostu się tego nie spodziewałam - podniosłam ją szybko z ziemi i uśmiechnęłam się współczująco do dziewczyny. - Nie chcę być wścibska, ale kiedy to się stało? Natalia, musisz mi wszystko opowiedzieć, jeśli chcesz, żebym Ci pomogła, jesteś moją przyjaciółką - dodałam po chwili, a dziewczyna z ciężkim westchnięciem opadła na kanapę tuż obok Algola. 
Szybko postawiłam kubek z parującą cieczą przed dziewczyną, sama usiadłam obok niej z kieliszkiem wina i próbowałam jakoś ją przekonać do mówienia. 
***
- To stało się na tej wycieczce szkolnej... - zaczęła niepewnie, a obraz z tamtej sytuacji uderzył we mnie z ogromną siłą. - Wiem, co wtedy zrobił Ci Filip... Wszystko mi opowiedział, byłam między młotem a kowadłem, nie wiedziałam, czy mam bronić Ciebie czy jego, od dawna mi się podobał i rywalizowaliśmy z Paulą o niego, przecież wiesz, Ciebie wtedy tak dobrze nie znałam, choć należałaś już do naszej paczki - mówiła nadal, a ja postanowiłam nie wpieprzać się jej w zdanie, chociaż już wszystko sobie poukładałam. - Rozmawiałam wtedy z Filipem, oboje wypiliśmy kilka piw, zresztą sama wiesz... Stało się. Gdybym wiedziała, że to będzie tylko jednorazowa przygoda, to nie pakowałabym mu się do łóżka. Później zauważyłam, że okres mi się spóźnia, poszłam za plecami matki do ginekologa, moje przypuszczenia okazały się prawdziwe... Odwiedziłam Filipa jeszcze w ten sam dzień, rzuciłam w niego wynikami, ale on mnie tylko wyśmiał - rozpłakała się już na dobre - potem go zamknęli i bez kompletnego pomysłu na życie postanowiłam powiedzieć o tym mamie.. Myślałam, że mnie zrozumie, wesprze mnie, bo nie jest i na pewno nie będzie mi łatwo. Ale ona tylko na mnie krzyczała, też mnie wyśmiała, kazała spierdalać do tego, kto mi to zrobił. Ale nie mogę, bo on nie chce ani mnie, ani tego dziecka. Siedzi na dołku już jakiś czas przez to co Ci zrobił, nie mam się gdzie podziać, ani co ze sobą zrobić - płakała ciągle, a mi jedyne co przeszło przez myśl to przytulenie jej i pozwolenie wypłakać się. 
Sama również zaczęłam płakać przez nagromadzone sytuacje, które tak bardzo rujnują nam życie. 
- Tylko nie zawal szkoły, bo w przyszłości będzie Ci jeszcze trudniej. Narazie pomieszkasz u mnie, jakoś sobie poradzimy, naprawdę - złapałam jej twarz w dłonie i wszystko na spokojnie wytłumaczyłam. 
Od tego są przyjaciele. Nie pozwolę, aby jej, nienarodzonemu dziecku stała się krzywda, tylko dlatego, że wpadła na nieodpowiedzialnych ludzi.
Przez myśl nawet mi przeszło, co ja bym zrobiła na jej miejscu, gdyby coś takiego spotkało mnie z Wiktorem tamtej nocy. 

poniedziałek, 2 lipca 2018

ROZDZIAŁ 37.

Polecam, słuchałam gdy pisałam ten rozdział. Może poczujecie w środku to samo co ja. 
***
Schowałam smartfona z powrotem do kieszeni i wyszłam z kabiny. Spojrzałam w lustro wiszące nad umywalką i poczułam obrzydzenie do samej siebie. Odkręciłam kurek z zimną wodą i potraktowałam nią swoją twarz. Wiele, niezbyt mądrych, myśli przelatywało przez moją głowę. Wszystko wracało do mnie, zaczęłam sobie wmawiać, że to wszystko co mnie spotkało jest tylko moją winą. 
Nikt inny nie zawinił. Tylko ja.
Ja.
Jak można siebie tak nienawidzić?
Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyłam w lustrze zmartwioną twarz Justyny.
- Ada, wszystko w porządku? - spytała i szybko do mnie podeszła. 
Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam w strumień lejącej się wody. 
- Źle się czuję, chyba będę wracać już do domu - mruknęłam pod nosem i wytarłam twarz w rękawy mojego swetra. Justyna uniosła moją głowę łapiąc mnie za podbródek. 
- Masz przekrwione oczy. Płakałaś? Jejku dziewczyno, cała się trzęsiesz i jesteś blada. Poproszę Wiktora, żeby odwiózł Cię do domu. Nie możesz wracać sama, ani pieszo - uznała kobieta, która zdawała się nie widzieć mojego protestowania. 
- Wrócę taksówką. Justyna, wyluzuj, nic mi nie jest! - podniosłam nieco ton, ale nie zrobiło to na niej wrażenia, za to mi zakręciło się w głowie. Już po chwili zostałam zmuszona do opuszczenia ubikacji. Justyna zawzięcie trzymała mnie za rękę i przyciągnęła do stolika. Przemek, podobnie zresztą jak Wiktor, zerwał się z siedzenia. 
- Ada, co się dzieje? - powiedzieli to samo.
- Nic mi ni... - nie zdążyłam dokończyć, bo Justyna weszła mi w zdanie. 
- Wiktor, ona strasznie źle się czuje. Mógłbyś ją odwieźć do domu? Ja zostanę tutaj jeszcze trochę z Przemkiem, zjem kolację, dobrze? - poprosiła swojego brata, a po jego spojrzeniu widziałam, że to najlepsza opcja jakąkolwiek mu zaproponowano.
- A może będzie lepiej jak z wami pojadę? Mogę przy niej jeszcze dzisiaj posiedzieć - zaproponował Przemek, ale blondyn szybko mu zakazał. 
- Nie muszę dzisiaj wracać na plebanię, też mogę przy niej zostać - wygarnął Przemkowi, a w jego oczach błysnęła złość. 
- Hej! Nie rozmawiajcie o mnie, jakby mnie tutaj nie było! - chciałam, żeby zabrzmiało to groźnie, jednak nic z tego. 
- Chodźmy już - rozkazał Wiktor i wyszliśmy z knajpki.
***
Jechaliśmy okrężną drogą. Spoglądałam przez szybę na miasto skąpane w deszczu, na latarnie, które je rozjaśniało. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę. Miał mi tyle do powiedzenia, a teraz milczy. Widać, że nie tylko mnie to przerosło. Po drodze zahaczyliśmy o aptekę, z której Wiktor wyszedł z reklamówką różnych leków, po czym wrzucił je na tylne siedzenie. Z apteki do mojego domu był rzut beretem, więc nim się obejrzałam to już odpinałam pas. Podeszliśmy pod klatkę mocząc się po drodze.
- Nie fatyguj się, nie chcę twojego towarzystwa. Możesz wracać do siostry - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, starając się pokazać z jak najbardziej silnej strony.
- Ada, wejdźmy chociaż na chwilę na górę. To nie jest miejsce, gdzie można robić sceny między księdzem, a piękną kobietą - próbował załagodzić całą sytuację podchodząc krok bliżej, gdyż woda z dachu zaczęła się skraplać na jego głowę. 
Powoli wyjęłam klucze z torebki i otworzyłam drzwi.
- To nie twój jedyny problem - powiedziałam pod nosem i zaczęłam wchodzić po schodach nie oglądając się za siebie, choć czułam jego spojrzenie na swoich plecach, które po chwili zjeżdżało coraz niżej. 
Gdy dotarliśmy do mieszkania rzuciłam klucze na stolik w przedpokoju, zdjęłam płaszcz i pogłaskałam swoje koty, tak jakbym była tutaj sama. Chciałam zapomnieć o tym, że ten facet jest tutaj ze mną i zamiast być blisko siebie, przytulać się, całować, tak naprawdę trzymamy się z daleka od siebie pilnując, aby znów nie przekroczyć tej niebezpiecznej granicy, po której już teraz moglibyśmy stracić wszystko. 
- Między Tobą a Przemkiem coś jest? To znaczy... Jesteście razem? - usłyszałam jego głos, a włosy na karku zaczęły mi się jeżyć. Miałam ochotę się rozpłakać i wykrzyczeć mu wszystko w twarz, ale tylko ścisnęłam ręce w pięści i odwróciłam się napięcie. 
- Naprawdę uważasz, że to Twoja sprawa? - zapytałam spokojnie biorąc głęboki wdech. 
- Masz rację - westchnął. - Proszę to dla Ciebie, wyzdrowiej szybko - dodał i podał mi tę samą reklamówkę, z którą wyszedł z apteki. Spojrzałam do środka i znalazłam tam tabletki na gorączkę, syrop i kilka innych lekarstw. 
Zaśmiałam się głośno i upuściłam lekarstwa na ziemie. Wiktor odwrócił się od drzwi na sygnał tłukącego się szkła. W powietrzu uniósł się mdły zapach pigułek zmieszanych z syropem. 
- Czy ty naprawdę do cholery myślisz, że syrop na kaszel coś mi pomoże? Że zamiast do płuc to poleci do mojego serca i mi je sklei? Naprawdę myślisz, że moje przekrwione oczy, drgawki i gorączka są wywołane chorobą czy może jednak tym, że nie odzywasz się od kilku tygodni, zdążyłam skasować Twój numer, a Ty nagle się pojawiasz i patrzysz na mnie tak, że czuję, że ta cała chora sytuacja jest tylko i wyłącznie moją winą. Czy Ty wiesz, jakie obrzydzenie czuje wobec siebie? Kurwa, człowieku kochałam Cię kiedy to wszystko się stało, wiesz? A Ty co zrobiłeś? Olałeś mnie po tym wszystkim, zupełnie tak jakby tylko o to Ci chodziło. Trzeba było jasno postawić sprawę tamtej nocy i powiedzieć "Ada, ale chcę Cię tylko bzyknąć, bo mi tego brakuje, ale niczego nie oczekuj i zapomnij później o mnie, bo i tak zniknę". Wtedy bym się na to nie zgodziła, po prostu bym odeszła i oboje zapomnielibyśmy o sobie. Ale Ty rozegrałeś to tak, że cierpi jedna strona. Brawo, powinieneś dostać Oscara, za najlepszego aktora roku - krzyczałam i wytykałam mu wszystko prosto w oczy, łkając. Wszystko zakończyłam tylko oklaskami i czekałam, czy w końcu się odezwie. 
- A Ty myślisz, że tylko Ty na tym ucierpiałaś? - zapytał, ale chyba nie po to, żebym mu odpowiadała. 
- Wcale nie wyglądasz jakbyś cierpiał - mruknęłam pod nosem.
- Zamknij się na chwilę, powiedziałaś już swoje więc chyba też mogę dorzucić swoje trzy grosze - warknął i rzucił kluczyki od samochodu na stolik, tuż obok moich kluczy i podszedł kilka kroków bliżej depcząc szkło stłuczonego syropu. - Ani trochę nie ma mi łatwo. Próbuję zrobić wszystko, żeby uwalić w sądzie Filipa za to co Ci zrobił, ale sam mam wyrzuty sumienia, byliśmy pijani, stało się co się stało, nie żałuję niczego, ale powiedz mi, co możemy z tym zrobić? Teraz może być cudownie, będziemy się kochać psychicznie i fizycznie, ale będziemy się ukrywać. Kocham Cię, a wykorzystywanie biednej dziewczyny wcale nie jest w moim typie, ale nie chce też pozwolić na to, żeby nas to zniszczyło. Ja stracę swoją posadę, Ciebie będą gnębić, a w liceum nie jest z tym tak łatwo. Dopiero się tu przeprowadziłaś, nie mogę pozwolić na to, żebyś musiała się stąd wyprowadzić i kolejny raz zaczynać nowe życie. Później będziemy się o to kłócić, a pamiętaj, że z miłości do nienawiści droga jest krótka. Ty w końcu kogoś pokochasz, a kto spojrzy na mnie z taką przeszłością? Nie mogę pozwolić na to, żeby któreś z nas musiało zmieniać całe swoje życie. Los taki jest, nie zmienimy go niestety. Może tak miało być, może ktoś chciał sprawdzić, czy przetrwamy tak ciężką próbę? - mówił tyle mądrych i sensownych rzeczy, a po moich policzkach leciały łzy zdając sobie sprawę, że ma taką cholerną rację. 
Było łatwo zacząć, ale czy łatwo będzie to skończyć?
W końcu Wiktor zamilkł i nasze spojrzenia się spotkały. Pociągnęłam nosem i otarłam łzy. 
- W takim razie... Co powinniśmy zrobić? - wyłkałam. 
- Nie miej mi za złe. Dla mnie też ta opcja nie jest satysfakcjonująca, ale może... Postarać się zapomnieć o sobie? - powiedział cicho, a ja poczułam jak serce, które dotychczas było w dwóch kawałkach, nagle rozpadło się na milion małych kawałeczków, poczułam nawet jego trzask w głowie, w której po chwili mi się zakręciło, przez co zrobiłam krok w tył. Nadal tutaj stał, nadal czułam jego zapach, o którym będzie mi najciężej zapomnieć. Chodź nie było go tutaj tak długi czas, to mieszkanie cały czas pachniało nim. A teraz tutaj stoi i w jego pięknych szarych oczach widzę, że jego serce również się rozpadło.
- Bądź szczęśliwa, Ada - powiedział odwracając się jeszcze na chwilę, po chwili już zniknął za drzwiami, a ja zjechałam po ścianie zalewając się łzami, nie zwracając uwagi na to, że szkło rozwalone na podłodze rani moje kolana. 

wtorek, 17 kwietnia 2018

ROZDZIAŁ 36.

Tydzień minął bardzo szybko, nadrobiłam jeszcze zaległe sprawy, których nie zdążyłam domknąć przed wyjazdem z Wiktorem. Nie ma go w szkole. Nie widuję ani jego, ani Filipa więc musi coś być na rzeczy z tym, że nauczyciele o niczym nie chcą nam powiedzieć. Natalii w ogóle nie poznaję, chodzi jakaś taka smutna, odpowiada monosylabami. Z Pauliną również ciężko się porozumieć, od czasu wycieczki nawet one ze sobą nie rozmawiają. Mam wrażenie, że wszyscy w tej szkole złożyli jakieś śluby milczenia, na nikim nie można polegać. Tylko Przemek jest cały czas przy mnie i choć zamierzam mu o wszystkim powiedzieć tak jak chce, to jednak z tym zwlekam. 
- Ślicznie wyglądasz - skomentował, kiedy w końcu wyszłam z ubikacji. - Pani Aniela nie da mi żyć - pokręcił głową z niedowierzaniem. 
Zgodziłam się wyjść z nim w końcu na tę kolację, ponoć ma być to petarda. Muszę przyznać, że z Przemka jest całkiem dobry kolega, dziwię się, że do tej pory nikogo nie ma. Jest troskliwy i zawsze, gdy czegoś potrzebuję jest gotów mi to dać. Może moje zachowanie jest chamskie, gdyż uciekam w kontakty z nim tylko dlatego, żeby zapomnieć o Wiktorze.
Tylko, czy to takie łatwe?
Knajpka okazała się być bardzo blisko mojego mieszkania, wystarczyło wyjść przez park, który (gdy się tutaj przeprowadziłam) mienił się pięknymi kwiatami i kolorowymi liśćmi, a teraz gdy gałęzie były całkiem gołe, budził grozę i przyprawiał o palpitacje serca, tym bardziej, że zamierzaliśmy wrócić późno.
Gdy już dotarliśmy do środka, dech w piersi zaparły mi wszędzie rozwieszone lampiony i lampki, przypominające te na choince w święta Bożego Narodzenia. Mimo tego pomieszczenie było bardzo ciepłe i urocze. Przemek zabrał moją kurtkę i zaprowadził mnie do stolika z dwoma kanapami obitym w bordową skórę.
- Zaraz wracam - powiadomił mnie i zniknął z naszymi nakryciami, aby je powiesić, po czym wrócił do mnie z Menu.
- Co to za kobieta? Cały czas mi się przygląda i puszcza oczko - szepnęłam mu nachylając się nad stołem wskazując dyskretnie na starszą kobietę zza lady.
- To pani Aniela, najlepsza kobieta pod słońcem. Jest dla mnie jak babcia - powiedział z uśmiechem na twarzy i odwrócił się do kobiety obdarzając ją nim również. - Lubisz naleśniki? - szepnął jakby to była jakaś tajemnica, przez co się zaśmiałam.
- Uwielbiam, a dlaczego pytasz? - zapytałam szepcząc w ten sam sposób, co on.
- Pani Aniela robi najlepsze naleśniki pod słońcem! Wiem, że to nie zbyt wykwintna kolacja, ale wierz mi, będziesz wniebowzięta - uznał po chwili, a ja bardzo chętnie przystałam na jego propozycję.
Już po chwili oboje zajadaliśmy się, zgodnie z prawdą jaką powiedział Przemek, przepysznymi naleśnikami. Ja wzięłam sobie z bitą śmietaną i truskawkami, a Przemek wziął skromnie z serem.
- Miałeś jakieś wieści od ks. Wiktora? Długo nam już odkładają zajęcia religii, albo mamy z tym starym gburem - mruknęłam pod nosem próbując, żeby Przemek nie zauważył, że coś jest na rzeczy, a skończyły nam się narazie tematy do rozmów.
- Nie wiem, nie rozmawiałem z nim od czasu wycieczki, ale czekaj... kurcze - urwał na chwilę i zaczepił spojrzenie tuż nade mną. Nie chciałam być wścibska i się odwracać, więc czekałam grzecznie, aż wyjaśni mi, co zauważył. - Wydaje mi się, że zaraz będziesz mogła sama go o to zapytać. Tylko co to za kobieta obok niego? - zdziwił się, a mi serce podeszło do gardła.
Modliłam się w duchu, żeby tylko nas nie zauważył, co jeśli wszystko wyjdzie na jaw? Matko, jeszcze ta kobieta! Kim ona jest? Niechętnie zerknęłam przez oparcie fotela i na chwilę odetchnęłam z ulgą. To tylko Justyna. Czy byłabym zazdrosna, gdyby kobieta była kimś innym niż jego siostrą?
- To jego siostra - powiedziałam, ale po chwili pożałowałam, że nie ugryzłam się w język. Ada, wariatko, skąd nimi miałaś to wiedzieć?
- Skąd wiesz, że to jego siostra, znasz ją? - zdziwił się, a jego oczy przybrały rozmiary pięciozłotówek.
- Nie, nie znam - skłamałam. - Ale spójrz, jacy są podobni - dodałam po chwili i pociągnęłam łyk czerwonego, wytrawnego wina.
Kiedy już myślałam, że wszystko będzie dobrze, Przemek wyciągnął rękę do góry i pomachał do Wiktora. Chciałabym zapaść się pod ziemię, ale już chyba z tym nic nie zrobię.
- Jak dobrze znowu księdza widzieć! - powiedział Przemek wstając do uścisku, tymczasem ja skierowałam wzrok w ścianę po drugiej stronie myśląc, że mnie nie rozpozna.
- Adrianna? - usłyszałam piskliwy, ale miły głos Justyny. SZLAG. - Jak dobrze Cię widzieć po takim czasie! - niemal wykrzyczała i wycałowała mnie za wszystkie czasy. Czułam na sobie żarliwy wzrok Przemka, który najwidoczniej oczekuje wyjaśnień, kiedy tylko stąd wyjdziemy.
- Szczęść Boże - powiedziałam prawie bezgłośnie podnosząc wzrok na twarz Wiktora. W jego oczach zobaczyłam.. ból? Cierpienie? A może przeprosiny? Sama nie potrafiłam nic w nich wyczytać, choć tamtej pamiętnej nocy były dla mnie bardzo przejrzyste... Wtedy wręcz wylewała się z nich żądza, żar, porządnie, a teraz miał spojrzenie niczym małego szczeniaczka.
- Witaj, Ada - odpowiedział niemalże tym samym tonem co ja, czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale rozpłakanie się teraz tutaj nie było najlepszym wyjściem.
- Przepraszam, muszę pójść do ubikacji - wysiliłam się na uśmiech i ruszyłam w stronę wahadłowych drzwi, w których odwróciłam się jeszcze w stronę stolika. Przemek poznawał się z Justyną, o czymś rozmawiali, a spojrzenie Wiktora, było zawieszone na mnie w ten sposób, że się zawstydziłam, jakbym była naga tamtej nocy...
Weszłam do pierwszej lepszej kabiny i usiadłam na zamkniętej muszli klozetowej. Ręce trzęsły mi się jak ćpunowi na głodzie, cała się pociłam, a po policzkach już spływały łzy, których nie mogłam zahamować. Telefon w kieszeni zawibrował trzykrotnie. Wyjęłam go trzęsącymi się dłońmi i od razu rozpoznałam numer na wyświetlaczu, który nie tak dawno skasowałam.
SMS1: Wyjdź, musimy porozmawiać.
SMS2: Zawaliłem, wiem.
SMS3: Odwiozę Cię potem do domu, mamy naprawdę wiele do wyjaśnienia

sobota, 3 lutego 2018

!!!

Nie wiem, czy już w którymś rozdziale wspominałam, ale napiszę to znowu. Jeśli któraś z was pisała do mnie maile, a nie doczekała się odpowiedzi to bardzo przepraszam! Straciłam skrzynkę, nie pamiętam w ogóle hasła. Jednak rozmowy nadal są aktualne. W razie czego, zapraszam na snapchata: finalcountdow84 lub tumblr'a: http://ituttifrutti.tumblr.com
JESZCZE RAZ, BARDZO PRZEPRASZAM! ♥ 

sobota, 13 stycznia 2018

ROZDZIAŁ 35.

Już powoli wróciłam do siebie. Wróciłam do szkoły, do znajomych, do nauki. Od TEGO minęły już trzy miesiące. Nie rozmawiałam z Wiktorem od tego czasu, nawet tego poranka, kiedy odwiedziła nas jego siostra to nie wspomnieliśmy o tym, co wydarzyło się w nocy. Teraz gdy o tym myślę, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Co mi się wtedy stało? Dlaczego się na to zgodziłam? Ha, jeszcze trzy miesiące temu mogłabym sobie na to odpowiedzieć, ale teraz to już nie ma znaczenia. Święta minęły, Sylwester, Nowy rok już za mną... Może warto rozpocząć nowe życie? Pewnie tak. Chyba już rozpoczęłam, siedząc z moimi kociakami wśród notatek z matematyki i fizyki zapychając się słodkościami, chociaż tego nikt mi nie odbierze. 
***
- Co Ty tu robisz? Umawialiśmy się przecież, że nie będziemy do siebie przychodzić. Natka, ktoś Cię może, do cholery, zobaczyć! - powiedział zdenerwowany Filip zamykając drzwi od mieszkania.
- Wiem, na co się umawialiśmy ale nie tylko ja złamałam umowę - warknęła Natalia i rzuciła na stół białą kopertę. 
- Co to jest? I niby w jaki sposób złamałem do chuja umowę? Dziewczyno, zaczynasz poważnie grać mi na nerwach, przestaje mnie to bawić - poczerwieniał nagle. Rozrywał kopertę w pośpiechu, aż w końcu wyjął z niej jakiś kawałek plastiku i poskładaną kartkę. 
Zdezorientowany zaczął przyglądać się tym dwóm rzeczom z niedowierzaniem. Plastik okazał się testem ciążowym, o Boże, w dodatku pozytywnym.
- To są jakieś kpiny? - zaśmiał się gardłowo i spojrzał na dziewczynę, której wcale nie było do śmiechu. 
- No, dalej - zachęciła go uśmiechając się sztucznie. 
A złożona kartka niczym innym jak badaniem USG. 
- Wiesz, gdybyś miał jakieś wątpliwości, możemy się wybrać razem na badania - podeszła do niego i pocałowała go w kark. 
- Usuniesz to coś - spoważniał nagle i podszedł do zlewu, po czym odkręcił zimną wodę, którą zaraz schłodził sobie twarz. 
- "To coś" to Twoje dziecko, baranie. Niczego nie usunę i gwarantuję Ci, że jeśli zrobisz coś złego wobec mnie i dziecka, które już jakiś czas noszę w sobie to uwierz mi, zniszczę Ci życie - odpowiedziała, zabrała swoje rzeczy i z hukiem wyszła z jego mieszkania. 
- No przecież kogoś zaraz zabiję. Jak nie ją, to siebie - warknął i zrzucił szklankę stojącą na blacie, która rozsypała się w drobny mak. 
***
Usłyszałam pukanie do drzwi i nie chętnie zebrałam się z łóżka. Miałam nadzieję, że to pomyłka, może jakiś listonosz, bo nie miałam ochoty widywać się z kimkolwiek. Zerkając przez Judasza, dostrzegłam jednak Przemka. Jego widok nieco mnie zszokował, ale nie mogłam go tak zbyć. Otworzyłam delikatnie drzwi i na widok jego uśmiechu trochę polepszył mi się humor. 
- Hej, wchodź - zachęciłam blondyna uchylając bardziej drzwi. - Chcesz już notatki? Bo wiesz, jeszcze nie zdążyłam ich przepisać - speszyłam się nieco i zaprowadziłam gościa do salonu. 
- Hej, spokojnie. Chciałem się tylko z Tobą zobaczyć - uśmiechnął się szczerze i podszedł do mnie, żeby mnie uściskać. - Jest sobota, pomyślałem, że może znajdziesz dla mnie trochę czasu wieczorem i się gdzieś wybierzemy? - zapytał niepewnie, jakby już wyczuł moją odmowę. 
No tak, zawsze go spławiałam, to nie dziwię się, że tak myśli. Jednak on nadal próbuje, co mi imponuje. Tak wiem, jestem pokręcona. 
- Kino, kawa, a może jakaś kolacja? Znam świetną knajpkę, mówię Ci, spodoba Ci się - nie przestał nalegać, a ja w końcu szczerze się uśmiechnęłam. Miałam wrażenie, że pierwszy raz od tych trzech miesięcy.
- Może herbatki? Przepraszam, ale jestem tak pogrążona w tej nauce, że myślę tylko o sinusach, cosinusach i tangensach - wzruszyłam przepraszająco ramionami. - Co do tego dzisiejszego wyjścia, to.. spójrz na mnie. Nie ma opcji, że gdzieś dziś wyjdę, od rana chodzę w piżamie, nie uczesana, nie pomalowana, no porażka - westchnęłam. 
- A mimo tego ja nadal mam ochotę na Ciebie patrzeć, bo jesteś prześliczna - powiedział, a ja poczułam, że się czerwienię. 
- A możemy to przełożyć na przykład na jutro albo w tygodniu czy coś? - zaproponowałam, tym razem się zgadzając. Przecież przez jednego barana nie zepsuję sobie życia.