sobota, 23 grudnia 2017

Wesołych świąt!

Moje drogie, kochane czytelniczki! 
Chciałabym wam życzyć zdrowych, pogodnych i błogosławionych świąt Bożego Narodzenia! Spełnienia waszych marzeń, masy prezentów! 

Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się coś napisać, ale niczego nie obiecuję.
Buziaczki! ♥ 

wtorek, 5 grudnia 2017

ROZDZIAŁ 34.

Obudziłam się z niemałym bólem głowy. Ciągle kręciło mi się w niej, bałam się otworzyć oczu i cały czas zbierało mi się na mdłości. Przekręciłam się na bok i od razu tego pożałowałam, gdyż zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Zrywając z siebie kołdrę poleciałam migiem do łazienki i dopadłam umywalki wyrzygując zawartość mojego żołądka. Przemyłam twarz lodowatą wodą i oparłam się trzęsącymi się dłońmi o umywalkę. Przeniosłam wzrok na lustro, wpatrywałam się w swoje odbicie i próbowałam odtworzyć wydarzenie z poprzedniej nocy. Na samą myśl nadal przyjemnie ściskało mnie w dołku za co karciłam się w myślach. Jak mogłam dopuścić do czegoś takiego? Westchnęłam głęboko i postanowiłam wrócić cicho do pokoju. 
Wiktor spał nadal. Jego twarz była taka spokojna, wyglądał jakby o dziesięć lat młodziej, oddychał spokojnie, jego nagi tors unosił się powoli do góry i swobodnie opadał. Mój nagły wyskok go nie obudził, widać było, że potrzebował takiego długiego snu, bo z tego co wiedziałam to w ostatnich czasach nie sypiał za długo. Rozejrzałam się po pokoju, w którym aktualnie panował chaos, nasze ubrania leżały dosłownie wszędzie. Podeszłam na paluszkach do fotela znajdującego się w roku pokoju, przy regale z książkami. Jak się stało, że ta koszulka wylądowała aż tam? Zebrałam swoje wczorajsze rzeczy składając je idealnie, po czym włożyłam je do szafki. Wyjęłam świeży sweter, bieliznę i spodnie, postanowiłam pójść wziąć długi, gorący prysznic. 
Dlaczego wczoraj nikt nie pomyślał o konsekwencjach, które mogą z tego wyniknąć? Szczerze sama siebie za to winiłam, ale z drugiej strony jednak go ostrzegałam, próbowałam... 
***
Wiktor nadal spał, tymczasem ja postanowiłam zejść na dół i przygotować nam coś do zjedzenia. Obżarliśmy się wczoraj kolacją, a mimo to głód mi doskwierał. Wyjęłam z lodówki masło, pomidory, ogórki i ser, licząc na to, że nasze żołądki zadowolą się zwykłymi kanapkami i kawą. Nucąc sobie pod nosem, robiłam kanapki by Ada, gdy nagle przerwało mi pukanie do drzwi. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam. W końcu to duży dom, trochę stary więc czasem się zdarzy, że stropy po prostu strzelą, może jakiś ptak uderzy w okno, wszystko jest możliwe. Wróciłam do krojenia pomidora, gdy odgłos dobiegł do mych uszu ponownie. Zdezorientowana podeszłam do okna wycierając ręce o spodnie. Obok samochodu Wiktora stał drugi, zielony passat, a wokół nich krążyła blondynka, wyższa ode mnie co najmniej o głowę. Nie wiedziałam kim ona jest, więc postanowiłam pójść na żywioł i jej otworzyć. Klucz znalazłam na stoliku w przedpokoju, włożyłam go do dziurki i przekręciłam. Otworzyłam drzwi na szerokość ramienia. Kobieta musiała to usłyszeć, bo od razu odwróciła się w moją stronę i obdarowała mnie uśmiechem. 
- Oh, już się bałam, że nikogo nie zastałam! - powiedziała radośnie i z ulgą, weszła po schodkach i podała mi dłoń. - Jestem Justyna, bardzo miło mi Cię poznać - dodała widząc moje zdziwienie. 
No to już coś, przynajmniej wiem jak się nazywa. Podałam jej dłoń.
- Adrianna, miło mi - wydusiłam z siebie, a Justyna jeszcze szerzej się uśmiechnęła. 
- Piękne imię, a tak rzadko spotykane - uznała z miną eksperta. - Zapomniałabym! Pewnie zastanawiasz się kim jestem? Jestem tak zakręcona, że zapomniałam wyjaśnić. Jestem siostrą Wiktora - wyjaśniła, a mnie zakręciło się w głowie. W ogóle mnie nie ostrzegł, że ktoś może nas tu odwiedzić. 
- Proszę Cię, wejdź - wysiliłam się na uśmiech. - Właśnie robię śniadanie, zjesz ze mną? Wi... to znaczy, ks Wiktor jeszcze śpi, byłam skazana tylko na swoje towarzystwo - speszyłam się nie co, a kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, lecz nadal się uśmiechała. 
- Nie denerwuj się tak - ostrzegła mnie. - Poza te ściany nic nie wyjdzie, spokojnie - puściła mi oczko. - I chętnie napiję się czegoś ciepłego. Ogrzewanie padło mi w samochodzie i strasznie zmarzłam - zaśmiała się i usiadła przy wyspie. 
Nadal nie docierało do mnie to, że jeszcze parę godzin temu uprawiałam z Wiktorem namiętny seks, zaledwie chwilę temu udało mi się doprowadzić do ładu, a teraz będę pić kawę z jego siostrą. Za je bi ście. 
- Muszę przyznać, że spodziewałam się tutaj bardziej jakiegoś nudnego kleryka, a tu proszę, drzwi otwiera mi taka ślicznotka. Mój brat uczy Cię katechezy, domyślam się? - spytała zaciekawiona, a ja dam rękę uciąć, że zapomniałam jak się rozmawia. Odwróciłam się od blatu i zauważyłam, ze blondynka wypala we mnie spojrzenie pełne babskiej ciekawości. Przytaknęłam. Woda w końcu się zagotowała, więc czym prędzej zalałam kawę i podałam Justynie. Obok postawiłam mleko i cukier, nagle kobieta złapała mnie za rękę w nadgarstku i zmrużyła oczy. - Wszystko w porządku? Jesteś jakaś taka blada, oczy masz zamglone. Jesteś chora? - zadała kolejne pytanie, nie wiem które to już tego wieczoru.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, po prostu źle spałam - skłamałam i usiadłam obok niej. 
- No proszę, proszę! Braciszek we własnej osobie! - wykrzyknęła Justyna i ruszyła do brata z rozłożonymi ramionami.
- Justyna, miałaś przecież dzwonić - powiedział oschle, widać było, że coś wyrwało go ze snu. 
- Ależ dzwoniłam i dodzwonić się nie potrafiłam, więc oto jestem - wytłumaczyła i zrobiła obrót wokół własnej osi. 
- Widzę, że poznałaś już moją przyjaciółkę - speszył się lekko. 
- Oczywiście braciszku, jedliśmy razem śniadanie. Daj mi co masz mi dać i spadam, bo muszę jeszcze zawitać do Krystiana - spochmurniała nagle. 
- Nadal jesteście na siebie za to źli? - zaśmiał się szczerze. Serce zabiło mi mocniej, kiedy spojrzałam na jego dołeczki w policzkach i radosne oczy. 
Ale stworzyliśmy sobie sami problem, który jak najszybciej trzeba rozwiązać... 

piątek, 13 października 2017

ROZDZIAŁ 33.

- Kolację podano, bon appétit! - powiedział Wiktor odsuwając mi ciężkie, drewniane krzesło, na które po chwili opadłam kompletnie zaskoczona i zdziwiona tym, co zobaczyłam. Na stole w wazonie stał bukiet pięknych, dorodnych, czerwonych róż. Zaraz obok nich stały świeczki, spaghetti które swoim zapachem wypełniało całą kuchnię, sałatka, dwa kieliszki, a obok nich czerwone wino, które na moje oko musiało nieźle kosztować. 
- Wszystko sam zrobiłeś? - wydusiłam w końcu z siebie rozkładając sobie serwetkę na kolanach.
- Dla Ciebie wszystko - mruknął pod nosem, a gdy spotkałam się z jego wzrokiem to puścił oczko. Zarumieniłam się pod wpływem emocji, ale, że pokój oświetlały tylko świeczki była szansa, że Wiktor tego nie zauważył. 
Oglądałam z jaką wprawą nalewał wina, nakładał nam jedzenie. Niby proste czynności, ale myślałam, że "u nich" zawsze mają jakąś służbę, że oni nie muszą nic robić.
- Uwielbiam gotować - uznał w końcu nakręcając makaron na widelec. - Choć nie zawsze mi to wychodzi - zaśmiał się, a ja podzieliłam jego poczucie humoru. Włożyłam widelec do ust i zamarłam.
- Matko, to jest genialne! - uznałam, gdy przełknęłam ten genialny kęs.
- Naprawdę? - otworzył szeroko oczy, a ja przytaknęłam nabierając makaron na widelec.
- Twoja opinia jest dla mnie ważna niczym od Magdy Gessler - zaśmialiśmy się i wróciliśmy do konsumowania.
***
- A Twoi rodzice? Jak na to zareagowali? - dopytywałam. Po kolacji pozmywałam naczynia, choć Wiktor tego bardzo nie chciał, ale w końcu udało mi się go przekonać. Przenieśliśmy się na fotele ustawione przy kominku, w którym Wiktor złożył ogień, popijaliśmy wino i zadawaliśmy sobie nie wygodne pytania, na które trzeba było odpowiedzieć.
- Cóż, matka mnie wyśmiała i powiedziała, że zmienię zdanie. Krystian też kiedyś prowadził z nimi poważną rozmowę, na temat tego, że jest gejem, ale po tygodniu mu się odwidziało, więc mama myślała, że ze mną będzie podobnie - zanurzył usta w czerwonej cieczy, po czym oblizał usta. - A ojciec do dziś tego nie przyjął do wiadomości chyba - dodał i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Jego twarz oświetlały tylko płomienie migoczące z kominka, oczy błyszczały już przez ilość wypitego alkoholu, a na ustach błąkał się jakiś tajemniczy uśmiech.
Nie zadałam mu kolejnego pytania, tylko rozmyślałam jak czułabym się jako matka gdybym usłyszała coś takiego.
- Nie wiem o co mógłbym zapytać Ciebie, już prawie wszystko wiem na Twój temat - powiedział ściszonym głosem obracając kieliszek w ręku.
Coraz częściej tego wieczora łapałam się na tym, że mu się przyglądam, podczas gdy w mojej głowie błąkają się niesprzyjające okoliczności myśli.
- Pójdę do ubikacji - wypaliłam nagle. Odłożyłam kieliszek i poszłam do ubikacji wolnym krokiem, żeby nie wzbudzać w nim nie potrzebnych podejrzeń.
Dla pewności zamknęłam drzwi na klucz i stanęłam przed lustrem. Pociemniałe, ale błyszczące oczy, czerwone policzki i usta...
 - Cholera, co się ze mną dzieje - mruknęłam wkurzona sama do siebie. Schłodziłam delikatnie policzki wodą, modląc się w duchu, żeby coś to dało.
***
- A gdzie to się pani wybiera? - usłyszałam za plecami, gdy chciałam pójść na górę się przebrać.
- Po nową koszulkę, polałam się wodą - starałam się wybrnąć, zaśmiałam się pokazując plamę, którą zrobiłam celowo przewidując taką sytuację jak ta.
- A więc nie uciekasz mi? - zapytał pół szeptem zbliżając się do mnie. Gdy on zrobił krok do przodu, ja robiłam krok do tyłu, niestety po chwili za plecami wyczułam drzwi i byłam jak w potrzasku, kiedy przyłożył ręce obok mojej głowy. Serce waliło mi jak oszalałe i dałabym rękę uciąć, że ścisnęło mnie w dołku, co wywołało ciarki na całym moim ciele. - Mokra koszulka to przecież dla nas żaden problem, prawda? - szepnął mi do ucha i przejechał językiem aż do zagłębienia w szyi.
- Wiktor, wypiliśmy trochę, nie chcę, żebyś potem miał do mnie o to pretensje. Możemy pójść po prostu spać i o tym zapomnieć - mówiłam spokojnie, ale mój głos się załamał i jęknęłam gdy zaczął szczypać moją szyję ustami po to, aby zaraz załagodzić to miejsce językiem.
- Nie zasnę obok Ciebie teraz, dobrze o tym wiesz - mruknął i zjechał rękami na moją talię.
- Prześpię się na kanapie. Wiktor, nie wiesz co ze mną robisz - westchnęłam wtapiając ręce w jego włosy ciągnąć za nie lekko. Jego prawa dłoń zjechała na moje pośladki, zaś druga gładziła moje plecy pod koszulką.
Spojrzał mi prosto w oczy, które dostrzegłam nawet w tym mroku.
- Patrz mi w oczy i powiedz mi, żebym Cię zostawił. Że tego nie chcesz... Choć Twoje ciało aktualnie mówi coś innego - kącik jego ust pomknął na chwilę do góry, ale zaraz spoważniał.
- Wiesz, do cholery, że tego nie zrobię - warknęłam zła bardziej na siebie niż na niego.
- To nie pleć głupot - uśmiechnął się i złapał mnie za pośladki dając mi znak, żebym oplotła go nogami w pasie. Całując się nieprzerwanie Wiktor wchodził sprawie po schodach podtrzymując mnie jedną ręką, drugą zaś trzymał się balustrady, aby nie spaść. Gdy dotarliśmy do pokoju położył mnie delikatnie na łóżku po czym zawisnął nade mną.
- Nie jestem Filipem.. Nie zrobię Ci krzywdy - szepnął, złapał za brzeg mojej koszulki i sprawnie mi ją zdjął. Sięgnęłam po omacku do jego rozporka, kiedy złapał mnie za ręce chcąc protestować, ale zauważył, że w tej kwestii ze mną nie wygra. Zsunęłam jego spodnie do kolan, po czym sam je skopał z siebie zostając w samych bokserkach i koszulce, którą i tak po chwili zdjęłam. Zaczął całować mnie po brzuchu zataczając kółeczka wokół pępka. Jeszcze przez dłuższy czas wzajemnie nakręcaliśmy się, stopniowo pozbywając z siebie części garderoby. Złapał moje ręce umieszczając je nad moją głową i spojrzał na mnie wyczekując mojej zgody.
Pokiwałam energicznie głową, po chwili poczułam ból, który szybko przeszedł w rozkosz. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek i zauważyłam, że cały czas mi się przygląda kołysząc się nade mną powoli.
- Dziewczyno, jak ja Cię kocham - jęknął przyśpieszając swoje ruchy. 

niedziela, 8 października 2017

Uwaga!

Kochane, przepraszam was najmocniej, że już taki długi czas nic nie dodawałam, ale to się zmieni! Obiecuję, że jeśli nic nie stanie mi na przeszkodzie, to w tym tygodniu dodam rozdział, postaram się, żeby był naprawdę dobry! Wiem, że się niecierpliwicie, bo urwałam w takim momencie, ale to właśnie w pisaniu jest najlepsze - trzymanie w napięciu 3:)
Kocham i całuję ♥ 

czwartek, 14 września 2017

ROZDZIAŁ 32.

Zaraz po tym jak dopiliśmy herbatę, zagryzając ją ciastkami i opowiadając sobie o kompletnych bzdurach Wiktor wsiadł w samochód i pojechał na zakupy, do sklepu oddalonego o kilkanaście kilometrów. Nawet nie zdziwiła mnie ta odległość, bo jadąc tutaj miałam wrażenie, że cały czas jedziemy przez jakieś kompletne odludzie, a mijające nas samochody mogłam policzyć na palcach jednej ręki. 
W kuchni niestety nie było radia, co było dla mnie udręką, więc postanowiłam włączyć muzykę na swoim telefonie i zabrałam się za mycie naszych kubków po herbacie rozmyślając, jak mogę zabić tę nudę przez kilka godzin w takim raju. Moje nogi samo pokierowały się na górę do sypialni, w której aktualnie nasze ciuchy były poukładane jeszcze w torbach czy walizkach. Uklęknęłam przy swojej starając się otworzyć ją bez najmniejszego wysiłku i. o dziwi, udało się od razu.
Zaczęłam kolejno wyjmować koszulki, swetry, bluzy, spodnie, legginsy, piżamę układając ją równiutko na półkach, które wcześniej przygotował Wiktor. Na jednej półce znalazłam nawet kartkę z napisem "Ułóż mnie tutaj :)", którą musiał zostawić tutaj kiedy nie zwróciłam na to nawet uwagi. Uśmiechnęłam się mimowolnie i wróciłam do poprzedniej czynności.
Kiedy wzięłam się za układanie rzeczy Wiktora rozmyślałam nad tym, dlaczego ludzie tak traktują księży. Jakby byli kosmitami albo chorowali na jakąś chorobę psychiczną i nie można z nimi rozmawiać. Swojego czasu sama tak ich traktowałam, ale Wiktor był dla mnie idealnym przykładem na to, że wcale tak nie jest. Normalny człowiek, jak każdy inny. Je, pije, myje się, załatwia, rozmawia, uśmiecha się i śpi.
Ciągle śmiałam się pod nosem widząc ile dresów ma w swojej torbie, a na co dzień musiał chodzić w sutannie, prawdziwa katorga.
***
Minęły już trzy godziny odkąd Wiktor wyjechał do marketu, a mnie cholernie zżerała nuda. Zdążyłam już poukładać ubrania, wziąć prysznic, poczytać książkę, co doprowadziło do tego, że zmusiłam się do wyjścia z domu. Troszkę się bałam, okolica nieznajoma, w dodatku to same lasy więc tylko potęgowały strach, a jeszcze zaczęło się ściemniać.
Narzuciłam na siebie bluzę, wzięłam do ręki swoją lustrzankę upewniając się uprzednio, że jest naładowana i ruszyłam na ganek.
Już stamtąd miałam idealny widok na całe srebrzyste jezioro, które odbijało różowo-pomarańczowe zachodzące niebo. Ustawiłam odpowiednią ostrość i cykałam fotkę za fotką.
Każdy krok dawał mi okazję do sfotografowania czegoś ciekawego. Kos grzebiący się w poszukiwaniu pożywienia, wiewiórki goniące się po drzewie, dąb zmieniający kolor swoich liści na ognistą czerwień, na ścieżce w parku znalazłam starą, opuszczoną ławkę obrośniętą mchem, a wkoło pełno kolorowych liści. Coś pięknego.
Gdy byłam już zadowolona z rezultatu mojej małej sesji zdjęciowej przeszłam się dookoła domku siadając następnie nad samym brzegiem jeziora, na ławce, którą dostrzegłam kiedy tu przyjechaliśmy. Oparłam głowę o oparcie, zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby jesienny wiatr muskał przyjemnie moją twarz. Rozmyślałam nad tym, jak przebiegły mi dni ostatniego tygodnia. Jak potoczy się sprawa z Danielem, czy Mikołaj jest szczęśliwy, jak będzie wyglądać teraz moja relacja z Wiktorem, bo przecież nie możemy ciągle udawać, że nic się nie dzieje, choć już wielokrotnie tłumaczył mi, że celibat nie jest zbiorem rzeczy lub czynności, których im nie wolno, tylko sami, dobrowolnie z tego zrezygnowali.
***
- Proszę nie krzyczeć i się nie wyrywać, to nie będzie bolało - usłyszałam znajomy głos tuż koło ucha i poczułam przyjemne ciepło oddechu na szyi. Zaczęłam chichotać i zdjęłam dłonie z moich oczu, którymi wcześniej Wiktor mi je zakrył. - Przepraszam, że tak długo mnie nie było - powiedział i usiadł obok mnie na ławce bokiem, tak, aby mógł widzieć moją twarz. - Kolejki były, jeszcze spotkałem swojego szwagra, wyciągnął mnie na kawę. Opierałem się trochę, bo wiedziałem, że na mnie czekasz ale on tak nalegał i nalegał, że musiałem - westchnął patrząc na mnie miną zbitego pieska, na co uśmiechnęłam się ciepło.
- Spokojnie, nie tłumacz mi się - uznałam. - Ja się wcale nie nudziłam. Poukładałam ubrania, poczytałam, porobiłam kilka ciekawych fotek - wytłumaczyłam szybko widząc, że Wiktor chce coś koniecznie powiedzieć.
- Dobra, wierzę, wierzę. Ale i tak zamierzam Ci to wynagrodzić. Gotowa? - zapytał podsycając moją ciekawość, a iskierki w jego oczach błysnęły.
- Wiesz, że nie musisz - mruknęłam kiedy ciągnął mnie już za rękę w stronę domu.
- Nie muszę, ale chcę, więc cicho siądź. Tylko musisz się czymś zająć przez godzinę na górze, dasz radę? - zadał kolejne pytanie, a ja przewróciłam oczami. - Weź prysznic, poczytaj, pooglądaj telewizję w sypialni, cokolwiek - mówił szybko, a ja kiwnęłam głową.
- A nie mogę Ci w czymś pomóc cokolwiek planujesz? - jęknęłam na samą myśl, że kolejną godzinę będę musiała spędzić sama bez otworzenia gęby do kogokolwiek.
- Nie, nie jesteś mi potrzebna. Proszę, nie opieraj się i zrób mi tą przysługę - uśmiechnął się półgębkiem, a ja pognałam na górę. 

wtorek, 29 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 31.

- Jejku, Wiktor! Spójrz tylko! - powiedziałam podekscytowana i wskazałam palcem przed siebie. Przez drogę przebiegła sarna, a za nią dwoje maluszków. Jechaliśmy powoli, także nasza jazda w żadnym wypadku im nie zagrażała. Akurat zaczęliśmy wjeżdżać do lasu, przez który momentalnie zrobiło się wokół ciemno. Pogoda od samego rana nie rozpieszczała, niebo było pokryte ciemnymi, ciężkimi chmurami, przez które słońce nie potrafiło się przebić, a co jakiś czas spadał nawet deszcz. No tak - jesień. 
- Urocze - skomentował tylko, a jego twarz przyozdobił szczery uśmiech, dzięki któremu wywnioskowałam, że nie mówi tego dlatego, żeby sztucznie podzielić mój entuzjazm, ale dlatego, że naprawdę tak uważa. - Sarny są niesamowite - dodał po chwili zerkając na mnie kątem oka. 
Zwolniliśmy nieco jeśli chodzi o prędkość, ponieważ drogi robiły się coraz to bardziej śliskie. Nie drążyłam już dalej tematu sarn. Oparłam się głową o zimną szybę i rozmyślałam nad ostatnią sytuacją. Czego Daniel ode mnie chciał? Przecież na rozprawie dałam mu jasno do zrozumienia, że nie zamierzam już dalej być w związku i wydawało mi się, że przyjął to ze spokojem, natomiast teraz okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Teraz, kiedy już nareszcie stanęłam na własne nogi, chcę poukładać sobie życie, okazuje się, że w życiu jest tak jak w matematyce. Jeśli coś idzie zbyt łatwo, zapewne robisz to źle. 
***
Odkąd wyjechaliśmy spod mojego bloku, to nie rozmawialiśmy za dużo. Pomimo tego, że droga trwa lekko ponad cztery godziny, to nie potrafiłam zacząć rozmowy. Co spoglądałam na Wiktora wydawał się myśleć nad czymś, nie chciałam mu przeszkadzać, więc przymykałam oczy, aż w końcu zasnęłam. 
Obudziła mnie czyjaś ciepła dłoń spoczywająca na moim lewym policzku. Wiedziałam, że to Wiktor, dlatego starałam się jakoś przedłużyć ten moment, bowiem, nie często okazuje tak czułe gesty. 
- Hej, obudź się - powiedział śmiejąc się cicho. Otworzyłam powoli powieki widząc, jak jego szare oczy wgapiają się we mnie. - Ciężka noc, co? - zaśmiał się po czym się odsunął odpinając mój pas, a później swój. 
Rozejrzałam się dookoła i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to wielkie, srebrne błyszczące jezioro, nad którym stała stara, drewniana ławka. Za jeziorem rozciągał się las różnorodnych drzew, w różnych odcieniach liści. Wszystko wyglądało jakby było wyjęte prosto z jakiegoś filmu. Wysiadłam z samochodu i nadal wszystkiemu się przyglądałam, miałam wrażenie, że czas się dla mnie zatrzymał. Tak bardzo spodobał mi się ten widok, że mogłabym zostać tutaj już do końca życia. Taka wizja całkiem mi się podobała. Po chwili jednak odwróciłam wzrok patrząc teraz na dom. Nie był stary, ani też świeżo wybudowany. Nie raz nachodziła mnie wizja, że dom ten będzie już cały porośnięty mchem, dach będzie przeciekał, a gdy wejdę na ganek to jedna z desek się złamie, a ja skręcę kostkę, jednak moje wyobrażenia były sprzeczne z tym co teraz widziałam. Po ścianach domu pięła się winorośl, która przybrała już czerwony kolor liści. 
- Chodź, pokażę Ci jak wygląda w środku - powiedział blondyn wyrywając mnie z moich zamyśleń. Dzierżył w dłoniach nasze torby, chciałam mu pomóc ale stanowczo zaprzeczył, a wykłócanie się z nim o cokolwiek nie należy do najprzyjemniejszych spraw.
Ruszyłam za mężczyzną w stronę drewnianego domu, wspięliśmy się po trzech schodkach prowadzących na ganek. Jeszcze raz się odwróciłam, żeby spojrzeć na wodę rozciągającą się za moimi plecami, gdy Wiktor znalazł klucze i otworzył szeroko drzwi. 
- Rusz swój zgrabny tyłek i wchodź - mruknął pod nosem, ale gdy spojrzałam na niego z udawaną nadąsaną miną od razu wybuchnął śmiechem. 
Przeszliśmy przez nieduży korytarz mijając schody prowadzące na górę. Po prawej stronie znajdowała się kuchnia z ładnymi, brązowymi szafkami i wyspą, a do tego wszystkiego stół o tym samym kolorze. Na końcu korytarza znajdował się - jak śmiem twierdzić - pokój gościnny z ogromnym kominkiem, o którym zawsze marzyłam, niedaleko tylnego wyjścia na ganek stała wielka, zielona kanapa, a na niej kilka poduszek w wymyślne wzory, obok niski stolik i dwa fotele, które były w komplecie z kanapą. W rogu stała wysoka lampa, natomiast na przeciw regał wypełnionymi od góry do dołu samymi książkami! Poczułam się jak w raju. Na ścianach wisiały zdjęcia i obrazy, które postanowiłam obejrzeć później.
Następnie Wiktor oprowadził mnie po pokojach znajdujących się na górze, takich jak sypialnia, która kiedyś należała do jego rodziców, jego dawny pokój, oraz pomieszczenie, w którym nie znajdowało się nic, oprócz rozwalonych na ziemi kartek, poduszek i gitary stojącej w roku pokrytej kurzem.
- Grasz na gitarze? - zdziwiłam się widząc ten instrument. Nigdy nie wspominał, aby grał lub ktoś z jego rodziny. Sekrecik? 
- Czasem lubię sobie brzdękać, kiedy jestem sam. Nic specjalnego. Kiedyś więcej grywałem, ale to zanim wstąpiłem do seminarium, później już zabrakło mi na to czasu, sama rozumiesz.. tutaj szkoła, w między czasie wolontariat w szpitalu jako kleryk i takie tam - wytłumaczył, a ja w duchu uśmiechnęłam się, że mi o tym powiedział. Uwielbiam, gdy ktoś gra na gitarze, więc może uda mi się go skusić, aby dziś wieczorem to zrobił. Gdy schodziliśmy ze schodów śmiechom nie było końca, opowiadał mi, jak Szymon, który jest teraz moim lekarzem, spadł kiedyś z tych schodów pod wpływem alkoholu i wybił sobie jedynki. Ot taki niefortunny wypadek. 
***
- Napijesz się herbaty? - zaproponował kiedy weszliśmy do kuchni. Usiadłam przy kuchennej wyspie opierając głowę na dłoni i z chęcią się zgodziłam na herbatę. - Myślę, że zaraz wybiorę się na te zakupy - powiedział spoglądając na zegarek. - Potrzebujesz czegoś? Może czegoś zapomniałaś? - zapytał, a ja pokiwałam przecząco głową. 
- Jestem pewna, że wszystko mam. Niczego nie potrzebuję - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
- Co się tak szczerzysz? - zapytał krzyżując ramiona na piersi, zmrużył oczy i przyglądał mi się uważnie.
- Cieszę się, że tutaj jestem. Tylko tyle - dodałam i zeskoczyłam z krzesła, podeszłam do niego i wlepiłam mu buziaka w policzek. - Gdy będziesz na zakupach to nas rozpakuję - uznałam i wróciłam na swoje miejsce. - Potem wezmę aparat i jeśli będzie jeszcze jasno, to wyjdę porobić zdjęcia - uśmiechnęłam się i zwróciłam głowę w stronę okna.
- Interesujesz się fotografią? - zaciekawił się nagle. Czajnik wydał charakterystyczny sygnał informując nas, że woda się zagotowała, więc Wiktor odwrócił się do mnie tyłem zalewając herbatę w kubkach.
- Tak, już bardzo długi czas. Jazda na rolkach, malarstwo i fotografia to takie moje główne zainteresowania - powiedziałam wyjmując saszetkę herbaty. 

czwartek, 17 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 30.

Adrianna dopakowywała ostatnie rzeczy do wielkiej czerwonej walizki, do której nawet Wiktor dołożył się ze swoimi drobnymi rzeczami. 
- Gotowa? - zapytał blondyn, kiedy wykończona brunetka usiadła już na łóżku. Naciągnęła na ręce rękawy swojego różowego swetra i przyglądała mu się w milczeniu. 
Pogoda za oknem nie rozpieszczała. Jak na czas październikowego nadejścia niebo coraz częściej było szare, chmury ciężkie, padał deszcz, liście powoli spadały z drzew i zmieniały kolor na czerwone, pomarańczowe lub brązowe. 
Widząc zakłopotanie na twarzy dziewczyny podszedł do niej wolnym krokiem i uklęknął przy niej.
- Hej, wszystko będzie w porządku - powiedział obdarzając ją ciepłym, przekonującym spojrzeniem.
- Wiktor, ale on wróci - westchnęła i oparła głowę na dłoniach. - Znam go długo, wiem, jaki jest zawzięty - dodała i przeniosła wzrok na jego szare oczy pełne współczucia.
- Nie przejmuj się tym teraz, pomyśl sobie o... - zawiesił się i zwęził oczy. - za parę godzin będziemy kilkadziesiąt kilometrów stąd, sami, cisza wokół, odpoczniesz...- dodał mając nadzieję, że nie zabrzmiał jak napalony facet, który liczy tylko na zaliczenie laski podczas wspólnego wypadu. Miał jednak nadzieję, że Adrianna zmieni podejście do ich wycieczki, chwili wytchnienia, że w końcu zauważy jak ważna dla niego się stała i troszczy się o nią na każdym kroku.
- Masz rację - uśmiechnęła się promiennie i poklepała go po ramieniu. - A teraz pomóż mi zapiąć walizkę, bo sama nie daję rady - odparła nadal z wyraźnym entuzjazmem i usiadła na wielkiej, czerwonej walizce. Wiktor z drugiej strony przytrzymał ją ręką, natomiast drugą sięgnął po zamek błyskawiczny i z delikatnością zaczął zamykać walizkę, coby nic nie popsuć.
- No to voila! - powiedział blondyn, kiedy bez większych ekscesów udało mu się zapiąć walizkę. - Jeszcze tylko wykonam jeden telefon i możemy ruszać w drogę - dodał po chwili wyjmując z kieszeni swój telefon komórkowy. Adrianna odpowiedziała mu tylko uśmiechem i położyła się na łóżku myśląc o wczorajszej sytuacji. W sumie to dwóch. Najpierw ten pocałunek... był taki władczy. Widać było, że tego chciał, a ona? Ona raczej nie musiała niczego ukrywać, wiadomo, że o niczym innym nie marzy odkąd go poznała, jednak codziennie wpaja sobie do głowy, że nie powinno się to nigdy wydarzyć. Musiałabym zacząć go unikać, żeby stał jej się taki obojętny, aż w końcu kompletnie nie ważny. Ale chcąc nie chcąc musiała przyznać, że nie ma osoby, która zaopiekowałaby się nią tak jak on. Kto obroniłby ją wczoraj, gdy odwiedził ją Daniel? No właśnie. Mogło się to o wiele gorzej skończyć, a nad rozbitą lampą ubolewać nie będzie.
***
- Jesteś pewna, że wszystko mamy? - upewnił się ostatni raz, kiedy wkładał już walizkę do bagażnika swojej Skody.
- Wiktor, już tysięczny raz mówię Ci, że tak - zaśmiała się krótko. - Najważniejsze rzeczy mamy, a gdyby jednak się okazało, że czegoś mniej ważnego zapomnieliśmy to można kupić to po drodze - dodała i zapięła pas.
- I tak trzeba jeszcze zakupy zrobić, zjeść wieczorem coś porządnego, a nie chińskie zupki - mruknął pod nosem.
- Możemy zrobić je po drodze - zaproponowała brunetka. - A wieczorem wspólnie coś ugotować - uśmiechnęła się przelotnie, zerkając na przechodniów, kiedy wyjechali już spod jej bloku.
- Hmm, a co byś powiedziała, gdybym Cię tam zawiózł, Ty byś się rozgościła, rozpakowała nasze rzeczy, wybrała na spacer, a ja za ten czas bym skoczył po zakupy, a wieczorem sam coś ugotował? - odparł zerkając krótko na dziewczynę, a później z powrotem skupiając się na drodze.
- Naprawdę odpowiada Ci takie usługiwanie mi? Nie chcę, żebyś czuł się jak moja niania.. - westchnęła i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie usługuję Ci ani Cię nie niańczę. Po prostu wiem jak siebie traktujemy i pomimo, że nie możemy tego robić tak jakbyś chciała, chcę Ci pokazać, że cały czas obok Ciebie jestem. Cholera, Ada, uwierz mi, chętnie nosiłbym Ci śniadania do łóżka jak Twój chłopak, przytulał na kanapie kiedy horror będzie za straszny i całować w czoło przed snem. I mogę to robić. Ale problem tkwi w tym, że nie jestem Twoim chłopakiem i Ty odbierasz to tak, jakbym Cię niańczył - wytłumaczył blondyn żywo gestykulując. Akurat na nieszczęście Ady zatrzymało ich czerwone światło, a Wiktor to wykorzystał zerkając na dziewczynę dłużej niż powinien.
- Nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało - uznała i wymusiła na swojej twarzy uśmiech. - Mogę podgłośnić? - zapytała kiedy w radiu rozbrzmiała jedna z jej ulubionych piosenek. Wiktor odebrał to jako zakończony temat i sam podkręcił głośność w radiu. 

piątek, 28 lipca 2017

ROZDZIAŁ 29.

W końcu po namiętnym, jakże ważnym dla nich pocałunku Wiktor oderwał się od dziewczyny. Wciąż miał zamknięte powieki, opierał się czołem o czoło Adrianny i nerwowo zagryzał wargi czekając cały czas aż unormuje mu się oddech. 
- Wiktor - szepnęła dziewczyna i opuszkami palców przejechała po jego policzku, żuchwie docierając aż do ust, jakby chciała się upewnić, że on tutaj nadal stoi i to, co się przed chwilą wydarzyło wcale nie było wytworem jej wyobraźni. - Ten pocałunek też nie miał mieć miejsca? - dodała po chwili.
- Nie, ten akurat był zaplanowany co do sekundy - zaśmiał się. - Jest okej - szepnął i podniósł powieki patrząc tym samym prosto w jej oczy. Uśmiechnął się ciepło i cmoknął ją w nos. 
Ada wymknęła się z objęć Wiktora i przeszła parę kroków zatrzymując się w drzwiach. Rzuciła ostatnie spojrzenie na stojącego przy ścianie mężczyznę. 
- Kocham Cię - szepnęła i uśmiechnęła się czarująco, po czym skierowała się w stronę łazienki. Kiedy już się w niej znalazła przyglądała się swojemu odbiciu, usta spuchnięte od namiętnego pocałunku, na szyi pozostał jeszcze czerwony ślad, a włosy były w kompletnym nieładzie. Podobało jej się to. 
Tymczasem Wiktor usiadł na kanapie, włączył telewizor jednak zamiast oglądając film, który wcześniej leciał przełączył kanał na jakąś komedie.
Jednak rozmyślania mężczyzny przerwał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo zegar już dawno wskazywał 22. Mimo wszystko ruszył otworzyć drzwi, bo przeczuwał, że to coś ważnego.
Kiedy otworzył już drzwi, oczom ukazał się chłopak, wzrostem dorównywał Wiktorowi, jego włosy były kruczoczarne, na prawym policzku od kącika oka aż do ust rozciągała się wypukła blizna. Chłopak odziany był w spodnie dresowe  i podkoszulek, co zdziwiło Wiktora, ponieważ wieczory były już całkiem chłodne.
- Dobry wieczór - przywitał się Wiktor opierając się o drzwi. Otaksował chłopaka jeszcze raz spojrzeniem, dostrzegł na przedramieniu tatuaż "Jebać policję! Tylko Bóg może nas sądzić!" przez co Wiktor zaśmiał się w duchu.
- Gdzie ona jest? - zapytał nerwowo chłopak i zaczął wyglądać ponad ramię lecz Wiktor przymknął drzwi tym samym ograniczając mu widoczność.
- Najpierw może zacznijmy od początku: Kim jesteś? - dopytywał blondyn. Starał się przypomnieć czy gdzieś go już widział, czy może zna go ze szkoły ale nic takiego nie przychodziło mu do głowy.
- Jej chłopakiem - warknął tamten i pchnął Wiktor wdzierając się do domu.
- Nie ma jej, kolego. Pomyliłeś adresy. Zmywaj się, póki jeszcze Ci na to pozwalam - ruszył za chłopakiem w głąb mieszkania.
Adrianna słysząc całą rozmowę siedziała wystraszona w kącie łazienki. Modliła się, coby chłopak nie zauważył światła sączącego się spod drzwi łazienki. Kiedy usłyszała głos gościa omal niezamarła, wiedziała, że to Daniel.
- Facet, weź mnie nie wkurwiaj, tylko powiedz mi gdzie ona do cholery jest! - usłyszała jak krzyczał i zaraz po tym coś z impetem uderzyło w ścianę po czym rozsypało się na kawałeczki. Wiedziała, że Wiktor będzie ją bronił, ale nie wiedziała na ile to jest możliwe, nie chciała go narażać na niebezpieczeństwo swoim kosztem.
- Co Ty tutaj robisz, Daniel? - stanęła teraz przed nimi. Daniel trzymał Wiktora za koszulkę, a jego druga ręka zawisła w powietrzu jakby czekając, żeby go uderzyć. Chłopak widząc dziewczynę wypuścił Wiktora, a ten od razu podbiegł do dziewczyny obejmując ją.
- Kim on jest dla Ciebie, co? - zapytał tępo brunet, widząc, że Wiktor dosyć śmiało ją obejmuje.
Co miała mu powiedzieć? Księdzem, który pewnie chętnie się z nią prześpi?
- To mój facet - wypaliła, nie wiedząc dlaczego, skłamała choć dobrze jej z tym. Gdyby powiedziała prawdę, Daniel narobiłby z tego afery. - Już jesteś skreślony. Od dwóch lat. Pamiętasz? - zadrwiła próbując nie ukazywać, że cholernie się go boi. Daniel zaśmiał się gardłowo, ale widząc, że dziewczyna mówi prawdę nieco spoważniał.
- Myślisz, że ja tak po prostu sobie Ciebie odpuszczę? - zadał pytanie. - Wrócę tutaj po Ciebie - dodał po chwili i skierował się w kierunku drzwi strącając przy okazji lampę.
- Już dobrze - uspokoił ją Wiktor, gdy ta z płaczem wtuliła się w jego koszulę. - On już sobie poszedł - dodał i objął ją ramieniem. 

wtorek, 25 lipca 2017

ROZDZIAŁ 28.

- Jak było u Szymona? - zapytał Wiktor, kiedy już z kubełkiem lodów rozsiedli się na kanapie oglądając "Kaznodzieję z karabinem".
- Bardzo miły facet, widać, że robi to co lubi, ta praca wyraźnie go uszczęśliwia, choć może się wydawać to śmieszne - odpowiedziała i nabrała na łyżkę trochę sorbetu truskawkowego. Lody były dosyć mocno zmrożone, co też uniemożliwiało szybką konsumpcję deseru.
Zamilkli na chwilę zasłuchując się w filmie. Dookoła rozciągał się mrok, pokój oświetlał tylko telewizor. Adrianna przywykła do takiej ciszy, w końcu już jakiś czas mieszka sama, dokładnie dwa lata odkąd to straciła rodziców.
- Co jest? - zapytała dziewczyna zauważając, że Wiktor przygląda się kuchni w ciemności.
- Coś słyszałem, ale to może tylko wytwór mojej wyobraźni - wyjaśnił i uśmiechnął się ciepło wracając do wcześniejszej czynności.
- Czy Twoim zdaniem, możliwe jest, żeby zakochać się w kimś w baaardzo krótkim czasie? - zmieniła zwinnie temat oblizując łyżkę dając nacisk na bardzo, przeniosła wzrok na Wiktor, który obserwował każdy najmniejszy ruch jej ust. Odchrząknął nerwowo i odwrócił wzrok.
- Film przestał Cię już interesować? - zapytał unikając odpowiedzi na zadane przez dziewczynę pytanie.
Nie wiedział, jak ma się zachować w danej chwili. Oczywiście, mógł odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że jest to możliwe. Przecież on sam zakochał się w niej na przełomie kilku dni zachowując się przy tym jak gówniarz. Zwiał, jak ostatni debil, kiedy go pocałowała, ale co miał zrobić? Miał w głowie mętlik, najlepiej mógłby wstać z tej kanapy i zostawić dziewczynę na pastwę losu - to podpowiadał mu diabełek znajdujący się w jego umyśle. Natomiast aniołek uparcie przekonywał go, aby wyznał prawdę. Co zrobić?
Niespodziewanie dziewczyna odłożyła pojemnik z lodami na stół, zabrała łyżeczkę z jego dłoni kładąc ją obok, swoją również odłożyła po czym wyłączyła telewizor kryjąc pilot za plecami.
- Przestań się wygłupiać. Włącz ten film z powrotem, siadaj i oglądaj - powiedział oschle panując nad tym co właśnie chciał jej powiedzieć.
- Wiktor, do cholery! - uniosła ton głosu i odłożyła przedmiot na stół trochę głośniej niż zamierzała, co nadało sprawie groźniejszy wymiar. - Ile można udawać, że nic się nie dzieje?! Że między nami nic nie ma? To wszystko mnie wykańcza, jeszcze ta sprawa z Filipem wcale mi w tym nie pomaga! Myślisz, że łatwo mi będzie mijać Cię codziennie na szkolnym korytarzu i słodko się do Ciebie uśmiechać jak każda inna panna? Jesteś w błędzie, Wiktor! Cholernym, pieprzonym błędzie! - krzyczała co jej ślina na język przyniosła. Prawda jest taka, że od początku chciała mu to wykrzyczeć prosto w twarz. Jednak... obawiała się takiej reakcji, że mężczyzna będzie siedział, patrzył na nią z troską wymalowaną na twarzy nie wiedząc co ma powiedzieć, kiedy jej przerwać.
- A myślisz, że mi będzie łatwo patrząc na ciebie dzień i noc, kiedy wyjedziemy nad jezioro, żeby odpocząć? Nie bądź taką egoistką, pomyśl co ja czuję - odparł i zerwał się z kanapy na równe nogi podchodząc do dziewczyny bliżej, jednak ta z każdym jego krokiem odsuwała się do tyłu, jednak po chwili ściana jej to uniemożliwiła.
- To po co mnie tam kurwa zabierasz? - wysyczała przez zaciśnięte zęby wbijając mu wskazujący palec w klatkę piersiową. Czuła ciepły oddech na swojej twarzy. Była tak blisko niego, kiedy uniosła głowę, żeby spojrzeć mu zadziornie w oczy. Dzieliły ich zaledwie centymetry.
- Bo Cię kocham. Śmieszne, prawda? Przez to jak mnie teraz traktujesz, powinien już dawno stąd wyjść. Jestem przy tobie, zajmuję się tobą, a Ty co? - zaśmiał się krótko wpędzając dziewczynę w jeszcze większy strach. Nie tak to sobie wyobrażała. Zdenerwowała go i to bardzo, nikt nie wiedział, że tutaj jest, więc gdyby coś jej zrobił nie miałaby gdzie szukać pomocy. Uspokój się wariatko. - Cały czas zachowujesz się, jakbym to ja był wypłukany z uczuć, a wydaje mi się, że oprócz pociągu do ciebie, który poczułem już pierwszego dnia kiedy mnie zaczepiłaś na korytarzu, mam w sobie ważniejsze uczucia. Fakt, fizyczności się nie wyzbędę, nie masz pojęcia co mógłbym teraz z Tobą zrobić, psia krew - warknął wznosząc oczy ku niebu. Jedną rękę położył na talii dziewczyny przyciągając ją znacznie do siebie, o dziwo Adrianna nawet nie protestowała ani nie drgnęła. Nie powinien tego robić przez wzgląd na wcześniejsze zdarzenia, aczkolwiek nie potrafił się teraz opanować. Teraz albo nigdy. Drugą rękę położył zaś na policzku dziewczyny pocierając kciukiem jej pełne, różowe usta. - I co, cwaniaczko? - lekki uśmiech wkradł się na jego usta. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana oblizując wargi co jakiś czas. - Możesz mnie teraz znienawidzić, ale nie widzę w tej sytuacji innego wyjścia - szepnął prosto w jej usta. Po chwili zupełnie niespodziewanie lekko je musnął i przejechał językiem po jej dolej wardze prosząc tym samym o dostęp. Ada nie miała ku temu żadnych przeciwwskazań, już po chwili mocniej naparli na siebie ustami całując się tak zachłannie jakby to był ich ostatni pocałunek a świat miał zaraz się skończyć. Dziewczyna jęknęła cicho, kiedy Wiktor dotarł do jej szyi zostawiając na niej czerwone, mokre ślady. Wbiła ręce w jego bujne, blond włosy ciągnąc je lekko. Ich oddechy były przyśpieszone, przerywali je jednak co jakiś czas głośniejszym westchnięciem zatracając się w teraźniejszości. 

piątek, 14 lipca 2017

ROZDZIAŁ 27.

- Czekam na Ciebie na zewnątrz, już po wszystkim - usłyszał Wiktor po drugiej stronie telefonu, który przytrzymywał ramieniem próbując zamknąć drzwi z mieszkania Adrianny. 
- Zaraz po Ciebie będę, daj mi dziesięć minut - odpowiedział spokojnie, zdanie rozniosło się echem po klatce schodowej na co pies pani Eli, sąsiadki spod szóstki, zaczął szczekać. 
- Gdzie Ty jesteś? Słyszę psa, a na probostwie raczej żadnego nie macie - zapytała dziewczyna charakterystycznym dla siebie ciekawskim tonem. 
- Byłem na chwilę u Ciebie w domu... zapomniałem tego, yy, portfela - skłamał i delikatnie pchnął drzwi klatki schodowej. W twarz uderzył go podmuch zimnego wiatru. Temperatura na dworze wyraźnie spadła, otulił się szczelniej bluzą i truchtem podbiegł do samochodu. Już po chwili siedział za kółkiem, włączył się do ruchu, po czym skierował się w stronę szpitala, pod którym powinna czekać na niego Adrianna. 

***
- Hej, co taka smutna? - zapytał siląc się na szczery uśmiech. Podszedł do dziewczyny, położył jej ręce na ramionach i potarł, aby choć trochę dodać jej otuchy. - Co za głupie pytanie - przeszło mu przez myśl. Ciężko było mu się wczuć w to, co ta dziewczyna teraz tak naprawdę przechodzi. Wiedział, że już przez długi czas nie zobaczy na jej twarzy jej radosnego, szczerego uśmiechu, pod którego wpływem zapominał jak się nazywa i co tu robi. Chciał z nią szczerze porozmawiać, ale sam nie wiedział jak ma zacząć rozmowę, żeby dziewczyna nie wybuchnęła płaczem. Złapał się na tym, że cały czas się jej przygląda. Na jego pytanie odpowiedziała, niestety, tylko wymuszonym uśmiechem i wzruszyła ramionami. - Mam dla Ciebie niespodziankę - odparł rozpromieniony licząc na to, że tak samo zareaguje Ada. Faktycznie, w jej oczach można było dostrzec coś na wzór iskierek ciekawości. - Ale o tym w domu - dodał i otworzył jej drzwi samochodu, aby ta mogła sprawnie wsiąść. Dało się zauważyć, że każdy niekontrolowany ruch kończył się bolesnym grymasem na jej twarzy.
- Aha, zapomniałabym - powiedziała nagle dziewczyna. - Szymon prosił, żebyś do niego zajrzał, jeśli masz chwilkę, albo on na dniach do Ciebie wpadnie - dodała i spojrzała uważnie Wiktorowi prosto w oczy.
- Pójdę teraz. A Ty czekaj spokojnie - poinformował ją i ruszył w stronę automatycznych drzwi szpitala przepuszczając w nich starszą kobietę z balkonikiem.

***
- Dobrze znów Cię widzieć - powiedział Szymon, kiedy Wiktor za jego pozwoleniem wszedł do gabinetu.
Wiktor uśmiechnął się pokrzepiająco i podszedł kilka kroków w stronę biurka, po czym wbił ręce w kieszenie cierpliwie czekając co powie jego przyjaciel.
- Za dużo nie mogę Ci powiedzieć. Dziewczyna prosiła, żeby nie wdawać Cię w szczegóły... wiesz, jestem ginekologiem, a Ty księdzem więc sam rozumiesz - zaśmiał się krótko. - Ale nie ma z nią najgorzej, facet nie zrobił jej fizycznej krzywdy, aczkolwiek więcej będę wiedział po wynikach, które możecie odebrać jutro wieczorem - dodał i zaczął pisać coś w karcie jednego z pacjentów.
- Można odebrać je później, jest taka możliwość? - spytał blondyn przechadzając się od ściany do ściany zawieszając wzrok na plakatach, mówiących o tym, że aborcja jest karalna lub o tym, że warto się regularnie badać.
- Jasne, to żaden problem. Mogę je zabrać nawet do domu, bo wiesz, że robię to za plecami ordynatora, lepiej, żeby się o tym nie dowiedział - odparł i puścił Wiktorowi krzywy uśmiech.

***
- Ale piękne kwiaty - zauważyła od razu Adrianna, kiedy tylko przekroczyli próg mieszkania.
Na stole w kuchni, która znajdowała się na przeciw drzwi wejściowych, w wazonie stały trzy herbaciane róże, które parę godzin wcześniej zakupił Wiktor. - Dla mnie? - zapytała po chwili dotykając opuszkami palców delikatnych złocistych płatków.
- Jak najbardziej - uśmiechnął się półgębkiem i podszedł delikatnie do dziewczyny kładąc jej dłoń na plecach. - Przepraszam - powiedział, kiedy zauważył, że dziewczyna pod dotykiem jego dłoni nerwowo drgnęła.
- To ja przepraszam - powiedziała prawie bezgłośnie i odwróciła się w jego stronę stykając się ciałem, byli niebezpiecznie blisko siebie. Wiktor uniósł dłoń i pogładził dziewczynę po policzku, na co ta ciepło się uśmiechnęła i zamknęła oczy. - Po prostu to co się ostatnio stało... tego było za dużo, sam rozumiesz... Rocznica śmierci rodziców, nasz pocałunek, który zresztą nie powinien mieć miejsca, teraz ten Filip - mówiła i sama poczuła, że głos zaczyna jej się załamywać.
- Hej, jestem tutaj, teraz nic Ci nie grozi, a wtedy stało się to przez moją nieodpowiedzialność, mogłem Cię mieć na oku - wyszeptał i przycisnął dziewczynę do swojej piersi pozwalając jej na wypłakanie się.
- Nie mogłeś przecież za mną chodzić, nie tylko ja tam byłam - oburzyła się lekko odsuwając się ode mnie na długość ręki.
- Nie mogłem, a powinienem. Czuję się za Ciebie odpowiedzialny, nie wiem dlaczego, ciężko mi to nazwać - uznał i odsunął krzesło, aby dziewczyna mogła spocząć. - Mam dla Ciebie małą propozycję - uśmiechnął się i przykucnął obok niej, kładąc dłonie na jej kolanach.
Widać było, że dziewczyna zamieniła się w słuch, przypatrywała się mu z uwagą.
- Moi rodzice mają domek nad jeziorem, chętnie mi go użyczą na parę dni, kompletny brak cywilizacji, tylko my, woda... Zgodzisz się, żeby ze mną tam pojechać? - opowiedział, a wzrok Ady zawiesił się na jego szarych oczach. - Proszę - dodał błagalnym tonem.
- A co z Twoją pracą? Jesteś potrzebny przecież. Oddałeś się kościołowi, nie mnie - zauważyła słusznie, ostatnie zdanie wypowiedziała prawie szeptem.
- Wziąłem urlop z myślą o tym, że będę mógł poprawić Ci jakoś nastój przez te parę dni - usprawiedliwił się.
- A co z kotami? - przypomniała sobie nagle. Przecież nie widziała swoich zwierzaków już dłuższy czas.
- Byłem już u Krystiana, zgodził się na wszystko - wyszczerzył się, ukazując rząd białych zębów.
- Przebiegły jesteś, wiesz? - zaśmiała się i poczochrała Wiktorowi włosy. Uśmiechnął się mimowolnie marszcząc przy tym nos, zauważył, że śmiech dziewczyny był szczery. I to z jego powodu. 1:0 Adrianno. 

sobota, 1 lipca 2017

ROZDZIAŁ 26.

- Hej braciszku, już wróciłeś? - zdziwił się Krystian, kiedy wyszedł na taras i zobaczył kroczącego Wiktora.
- No, niezupełnie... - westchnął blondyn i wyjął prawą rękę z kieszeni i uścisnął przyjaźnie dłoń brata. - Jak koty? - zmienił zwinnie temat.
- Nie wiem jak powiesz dziewczynkom, że je zabierasz - prychnął Krystian i zrobił krok w lewą stronę, ponieważ usłyszał, że ktoś próbuje otworzyć drzwi.
- Wuuuujek! - krzyknęła mała dziewczynka, o brązowych włosach, które splecione były w warkoczyki, miała również duże niebieskie oczy przypominające pięciozłotówki. 
- Cześć maleńka - odparł czuło i podniósł dziewczynkę kiedy ta już wisiała na jego szyi i wycałowała go za wszystkie czasy. - Jak tam Elena i jej przyjaciółki? - spytał o lalki, którymi zwykle bawiła się Kamila.
- Właśnie piją herbatkę, może masz ochotę się przyłączyć? - zapytała odchylając się trochę do tyłu, żeby mogła zobaczyć jego twarz. 
- Właściwie to przyjechałem, żeby porozmawiać z mamusią i tatusiem, ale jak znajdę chwilę to chętnie spróbuję Twojej magicznej herbatki - powiedział delikatnie, coby nie urazić tej młodej duszyczki i pocałował ją mocno w policzek.
- To biegnę przygotować! - krzyknęła zeskakując z rąk Wiktora i jak strzała wpadła do domu.
- Może wejdziesz? - zaproponował w końcu Krystian, który przyglądał się z boku całej sytuacji.
Wiktor szybko pokręcił przecząco głową i z powrotem wbił ręce w kieszenie. Myślał co ma powiedzieć swojemu bratu. 
- Wyjeżdżam na jakiś czas - zaczął cicho, aby nikt go nie usłyszał. - Z nią - dodał i zacisnął szczęki. 
Krystian przyglądał mu się jakiś czas, aż w końcu się zaśmiał.
- Wiedziałem, że Cię to dopadnie - uznał z dumą i odpalił papierosa.
- Że niby co mnie dopadnie? - zapytał tępo mierząc go z ukosa.
- Chłopie, każda panna wzdycha na Twój widok, na początku myślałem, że Ci tak dobrze, że obrosłeś w piórka, ale widzę, że miłość Ciebie też dotyczy. Zakochałeś się - wyjaśnił i zaciągnął się dymem.
- Jasne jasne - zaśmiał się nie wierząc w ani jedno słowo, które jego brat wypowiedział. - Jeśli to nie problem, to przyjadę po kociaki jutro, w porządku? Myślę, że jutro już wyjedziemy, bo muszę najpierw jej to powiedzieć, nie wiem czy się tak od razu zgodzi - westchnął i obrócił się w stronę ulicy, zauważył, że podjechał czerwony volkswagen. 
Z samochodu wysiadła piękna blondynka w czarnej, lekko przykrótkiej sukience, szpilkach. Zwróciła się do kierowcy, cmoknęła i ruszyła w stronę bramy. 
- Żaden problem - powiedział po cichu Krystian i przyglądał się idącej kobiecie.
- Widzę, rodzina w komplecie! - wrzasnęła kobieta i podbiegła trochę, na ile było to możliwe w takich kolosalnych szpilkach.
- Witaj, Klaro - przywitał się oschle Krystian, a Wiktor zrobił wszystko aby stłumić śmiech.
- Lecę bracie, trzymaj się - pożegnał się szybko i wyminął niekulturalnie blondynkę idąc jak najszybciej do samochodu.
***
- Jak Ty to sobie wyobrażasz, jak wrócimy do siebie? - zapytała nonszalancko Natalia opierając się o ścianę i przyciągając do siebie za rękę Filipa, która ani trochę nie protestował. 
- Cóż, może być trochę trudno nam to ukrywać, ale taki romans tylko potęguje podniecenie - wymruczał dziewczynie prosto do ucha skubiąc go lekko.
- Przestań, wszystko sprowadzasz tylko do jednego - trzepnęła go ręką w ramie po czym zaśmiała się.
- Nie powiesz mi, że nie o to Ci chodzi - mruknął pod nosem i podszedł do fotela gdzie jego torba była już spakowana. Nagle do pokoju wszedł wysoki, łysy mężczyzna. - Natalia, powiedziałem Ci, że to wykluczone! Nie mogę przeskoczyć statutu i podnieść Ci oceny z ostatniej kartkówki tylko dlatego, że Ci się tak podoba! - zmienił szybko temat, gdy zauważył mężczyznę. Nie chciał, aby ich romans wyszedł na jaw, kiedy dopiero go zaczęli, to było niezdrowe.
Nie myślał nawet co pocznie dalej z Natalią. Nie miał zbyt dużo czasu na myślenie od dzisiejszej nocy. Kochali się, później chwilę porozmawiali, poszedł spać, a kiedy się obudził znów się kochali, długo i namiętnie... Jak człowiek ma znaleźć czas na myślenie? Niedorzeczne.
Dziewczyna domyśliła się szybko co Filip próbował zrobić, więc na jego życzenie szybko wyszła z pokoju mężczyzny.
***
- Poproszę te kwiatki, są prześliczne - powiedział Wiktor wskazując bukiet herbacianych róż całkiem atrakcyjnej kobiecie.
- Musi pan mocno kochać żonę, rzadko kiedy trafiam na takiego mężczyznę - skomentowała kobieta czarując go swoim śnieżnobiałym uśmiechem. Nie zauważył na palcu kobiety obrączki, to wiele tłumaczyło. - Musi pan być z niej dumny - zauważyła, a Wiktor zmarszczył brwi.
- Dlaczego pani tak sądzi? - zdziwił się. Przyglądał się kobiecie jak ta wyjmuje kwiaty z wazonu, każdy dokładnie przycina i dobiera do siebie.
Kwiaciarnie zawsze kojarzyły mu się z rosnącą miłością, nadzieją. Lubił kwiaty, wiele w sobie skrywały, były takie delikatne i piękne, akurat w tym czasie przypominały mu Adę...
- Herbaciana róża oznacza dumę, fascynację, entuzjazm - odpowiedziała kobieta zgodnie z prawdą. - Ile róż pan sobie życzy? - zapytała stając bliżej niego pokazując bukiet.
- A to ma jakieś znaczenie? - uśmiechnął się ciepło.
- Naturalnie... Wy faceci wszystko przyjmujecie z taką prostotą. Nawet ilość róż ma dla nas, kobiet znaczenie - odparła wracając za ladę z kwiatami. - Kocha ją pan? - zapytała prosto z mostu.
- Oczywiście - powiedział i dotarło do niego, jak bardzo nie kryje się ze swoim uczuciem. Przecież kobieta mogła go kojarzyć z kościoła, a on kompletnie nie uważał.
- Proponuję trzy, jeśli pan ją kocha, to te dwa słowa, dziewięć liter idealnie dzielą się na trzy sylaby, ona to zrozumie - uśmiechnęła się czarująco i dokładnie przystroiła bukiet, po czym wręczyła go Wiktorowi. 

piątek, 30 czerwca 2017

ROZDZIAŁ 25.

- Szymon, zostawiam Ci ją, a ja muszę lecieć do proboszcza, bo już do mnie dzwonił - mówił gorączkowo Wiktor żywo gestykulując rękoma.
- Mogę zabrać ją na badania jako pierwszą, Ada, co Ty na to? - zaproponował doktor Małecki i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Nie, nie trz..trzeba - jęknęła. - Spójrz, ta pani jest ciężarna, przyjmij najpierw ją, proszę - dodała po chwili i zlustrowała ich twarze.
- Boję się, że jak Cię tu zostawię, to zwiejesz - westchnął Wiktor i przeczesał dłonią włosy.
Widać było, że ma w głowie mętlik. Wydawało mu się, że jego zachowanie jest właściwe. Pomaga jej nie dlatego, że musi, tylko dlatego, że chce. Ale jednak gdzieś w głowie plątały się wątpliwości... Przecież jest duchownym, ona kobietą i to niebrzydką ani głupią. Jeszcze kilka lat temu był pewny swojego powołania, o to przecież wykłócał się z rodzicami, a teraz wychodzi na to, że jak zwykle mieli rację. Nie da się wyrzec swoich uczuć i pragnień, przecież tak funkcjonuje człowiek, a życie bez tego jest jakieś... niepełne? Nie wiem jak to określić.
- Nie ufasz mi - stwierdziła Adrianna i skrzyżowała ręce na piersi, po czym podniosła na niego swoje przepełnione bólem oczy.
- Ufam Ci - odpowiedział stanowczo i dotknął jej ramienia. - Szymon, skoro ona chce, to weź ją na końcu, porozmawiam z nią chwilę - dodał, a jego przyjaciel skinął głową. Zabrał Adę na bok i gestem dłoni wskazał, żeby usiadła. - Ufam Ci - powtórzył i przykucnął obok dziewczyny. - Wiem ile wycierpiałaś, ale nie poznam nigdy Twojego bólu - wypuścił z płuc całe powietrze i szukał punktu, gdzie mógłby spojrzeć byleby nie jej oczy, które sprawiały, że zapominał jak się nazywa i co tutaj teraz robi. - Muszę jechać do proboszcza... Chyba ktoś z nim rozmawiał na ten temat. Nie chcę, żebyś miała przeze mnie jakiekolwiek problemy - wyjaśnił mówiąc szeptem, aby ludzie, którzy kręcili się obok nich na szpitalnym korytarzu nie dowiedzieli się kim jest on i co wydarzyło się jego przyjaciółce.
- To ja nie chcę, żebyś miał problemy przeze mnie - chlipnęła, a jej łzy spadły na jego dłonie, który obejmowały jej dłonie.
- Porozmawiamy o tym wieczorem, dobrze? Wrócę po Ciebie, nie wracaj sama autobusem, czekaj na mnie, dzwoń do mnie gdyby coś się działo - wstał z ziemi, pocałował ją w czubek głowy i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia o mało nie taranując jakiegoś gówniarza, który jakiś czas temu wdał się w bójkę.
Co powie proboszczowi? W sumie nie znalazł żadnej racjonalnej odpowiedzi. Zamierza bronić Adrianny, nie jest niczemu winna, nie ona sama sobie zgotowała ten los. Może nie powinien, ale powie proboszczowi wszystko, od deski do deski.
- Powinno wypalić - powiedział pod nosem siadając za kółkiem.
***
- Szybko do mnie dotarłeś - powiedział proboszcz klepiąc Wiktora po łopatce, o dziwo nawet ciepło się uśmiechnął.
Nie miał z proboszczem złych kontaktów, wręcz przeciwnie. Byli tutaj we dwóch, to można byłoby pomyśleć, że byli na siebie skazani, ale wbrew pozorom bardzo się lubili. Wiktor często odnosił wrażenie, że Władek traktuje go jak syna, którego nigdy nie miał. Przynajmniej tak mówił. - Siadaj - rozkazał, po czym sam usiadł po drugiej stronie biurka.
Jego pokój był bardzo surowo umeblowany. Większość mebli miała kolor czarny, proboszcz zawsze żartował, że pasuje mu do sutanny. Na ścianach wisiały podobizny siostry Faustyny, Franciszka z Asyżu.
- Chciałbyś mi o czymś może powiedzieć? - zagadnął pierwszy i nalał do obu filiżanek czarnej, parującej cieczy.
- Jeśli chodzi o wycieczkę to już ojcu tłumaczę - powiedział Wiktor, ale nagle pogubił się w swoich rozmyślaniach. Wszystko co chciał mu powiedzieć wyparowało w ciągu sekundy.
- Wolałbym od razu przejść do tematu Adrianny - uciął surowo Władysław.
- Adrianny? - zapytał tępo Wiktor. Zdziwił się, że proboszcz od razu stawia go pod ścianą, to do niego niepodobne. - Skąd proboszcz wie o Adriannie? - dodał po chwili nadal nie rozumiejąc do czego zmierza proboszcz... a może nawet nie chciał rozumieć.
- Skąd ja wiem? - zaśmiał się diabelnie. - Mógłbyś być mniej egoistyczny i zapytać skąd cała parafia wie - dodał z niesmakiem. - Opowiedz mi co się wydarzyło wczorajszego wieczoru - poprosił i mieszając kawę uważnie patrzył na twarz Wiktora.
- Musi ojciec wiedzieć, że to dziewczyna z trudną przeszłością... Straciła rodziców, pogubiła się w swoim życiu. Nie wiem jak to się stało... Poprosiła mnie o chwilę wytchnienia, poszła się przejść, a ja kompletnie się nie domyśliłem co może się stać. Wtedy Filip też zniknął... A kiedy ją znalazłem było już za późno - mówił szybko Wiktor, z początku poważnie, ale kiedy wyobraźnia przywołała obraz leżącej Ady na mokrej trawie, nieprzytomną, coś w nim pękło i łzy już same się polały. Dłuższą chwilę zajęło mu ogarnięcie się. Proboszcz nie robił nic, żeby mu pomóc. - Przepraszam, jestem poważnym człowiekiem, nie powinienem - zauważył i szybko otarł łzy.
- Łzy to nie oznaka słabości... To oznaka prawdziwej siły, którą każdy skrywa w sobie. To nie słabość, chociaż każdy tak uważa. Jeśli płaczesz, oznacza to, że próbujesz być silny tylko nie do końca wiesz jak - pocieszył go Władysław. - Ale chciałbym wrócić do tematu - dodał i skruszony spojrzał na Wiktora. - Jesteś młody, ludzie Cię lubią, masz ambicje, łatwo można byłoby wyświęcić Cię na biskupa, ale łatwo możesz też zniszczyć sobie życie przez tę dziewczynę - mówił powoli. - Wiem, że chcesz jej pomóc, bo ma niełatwe życie tak jak Ty kiedyś, ale ona jest kobietą, a Ciebie obowiązuje celibat! - przypomniał mu słusznie. - Z czasem ona poczuje się samotna, a Ty póki co jesteś na wyciągnięcie ręki... Nie przewidzisz co się wydarzy, nie spojrzysz, a już się zakochasz! Jesteśmy na to szczególnie podatni - z uwagą obserwował reakcję Wiktora, ale ten zachował kamienną twarz i nie dał nic z niej wyczytać.
- Mogę wziąć urlop? - zapytał ni stąd ni zowąd Wiktor.
- Pilna sprawa? - zapytał proboszcz i zmierzył go z ukosa.
- Chcę odpocząć, wyjadę do domku rodziców nad jezioro - wytłumaczył blondyn czując, że zaraz nie wytrzyma i coś rozwali.
- Z nią? - widać było, że coś podejrzewa, najwidoczniej wolał zapytać wprost.
- Jeśli będzie trzeba to z nią. Proszę liczyć urlop od dnia dzisiejszego. 

czwartek, 22 czerwca 2017

ROZDZIAŁ 24.

- I jak? Jak myślisz, co z nią? Kurde stary, nigdy nie byłem w takiej sytuacji jak ta, nie wiem co robić - mówił szeptem Wiktor zamykając drzwi za Teodorem, prowadząc go do kuchni.
- Jest ciężko - powiedział i uśmiechnął się smutno do blondyna. Powoli odsunął krzesło pod oknem i wolno na nie opadł. - Ból jest sprawą indywidualną. Z tego co wywnioskowałem, ten fizyczny nie jest najgorszy, aczkolwiek jedź z nią do szpitala, Szymon dostał już ode mnie wiadomość, Ada też już o nim wie, wolałem ją psychicznie na to przygotować. Nie wiem co mógłbym jeszcze Ci powiedzieć... - zawiesił się i splótł swoje dłonie, zacisnął szczękę i spojrzał uważnie spod przymrużonych powiek na Wiktora. - Będę przychodził do niej co jakiś czas, żeby z nią rozmawiać, ona również może przychodzić do mnie, nie mam nic przeciwko, ale Wiktor, wiesz, że teraz to Ty jesteś jej najbardziej potrzebny? - upewnił się i obserwował reakcję mężczyzny, który poprawił się na krześle i wbił wzrok w stół.
- Teo, robię co mogę... Wiesz, że nie mogę być z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę, mam swoje obowiązki. Jeśli będzie potrzeba to wezmę urlop albo będę wypełniał te cholerne papierzyska tutaj, żebym mógł dać jej chociaż moją obecność, zrobiłbym wszystko, ale wiesz jak jest! - zdenerwował się lekko i strzelił palcami, żeby ujarzmić swoja złość.
- Jest dla Ciebie ważna, prawda? - zapytał się Małecki. Nie czekał nawet na odpowiedź, wiedział, że Wiktor zacznie wymigiwać się od odpowiedzi, powie, że to tylko przyjaźń albo, że jej pomaga i tyle. Już parę lat pracuje jako psycholog, nie jednego zakochanego człowieka widział. Ale nigdy nie widział zakochanego księdza... choć to tylko mężczyzna z koloratką. - Dobra, o nic nie pytałem - dodał po chwili pozbawiając go zbędnego stresu. - Czy ona ma jakieś zwierzęta? Gdzie mieszkają jej rodzice? - dopytywał o drobne informacje. Wiktor nie chciał bezczelnie obgadywać dziewczyny, w jej domu, kiedy ona jest tuż za ścianą, ale czuł, że takie informacje mogą pomóc Teodorowi jak i Adriannie.
Wiktor westchnął głęboko i pomyślał przez chwilę, od czego mógłby zacząć.
- Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu, spowodował go jej chłopak... Były chłopak. Nie wiem czy będzie chciała z Tobą o tym rozmawiać, ale możesz kiedyś spróbować. A zwierzęta owszem ma, dwa koty, które aktualnie są u Krystiana - powiedział pokrótce a Teodor z niedowierzania otworzył oczy.
- Psia mać - zaklął cicho pocierając zarost na twarzy. - Dziewczyna z taką przeszłością, jeszcze teraz coś takiego ją spotkało... Czy Filip o tym wiedział? - zapytał brunet.
- Nie... Nawet gdyby wiedział, to pewnie nic by to nie dało... Że też ja ją nakłoniłem do tej wycieczki! - wkurzył się Wiktor i wstał z krzesła. Wbił ręce w kieszenie i podszedł do okna.
- Ej, nie możesz się teraz obwiniać, bo jej nie pomożesz - skarcił go. - Spędzaj z nią czas. Wyjedźcie gdzieś na weekend, może dostaniesz wolne, albo popracuj z nią tutaj w domu - zaproponował Teodor, a w głowie Wiktora zapaliła się magiczna żaróweczka.
- Rodzice mają domek nad jeziorem, może tam moglibyśmy pojechać? - odparł przedstawiając swój wspaniały pomysł.
- Może być - skomentował. - Będę się już zbierał, mam jeszcze kilku pacjentów dzisiaj - dodał i ruszył do drzwi zabierając swoją torbę. - Przemyśl sobie wszystko. Przede mną nic nie ukryjesz, widzę jak o niej mówisz, nie zrób czegoś co mogłoby wam zaszkodzić. Na razie - wyjaśnił i klepnął przyjaciela w ramię.
Wiktor nie odpowiadając nic zamknął za Teodorem drzwi i oparł się o nie. Nagle w całym domu ryknęła muzyka, dobiegająca z pokoju Adrianny. Mężczyzna wystraszył się więc szybko tam pomknął. Powoli nacisnął klamkę do jej pokoju, nie zapukał tam ponieważ i tak by go nie usłyszała.
- Wszystko okej? - zapytał przekrzykując muzykę. Dziewczyna stała przy szafce i grzebała tam szukając jakiś ubrań. Widząc Wiktora podeszła do odbiornika i ściszyła na chwilę.
- Przepraszam, zapomniałam, że tutaj jesteś - speszyła się. - Wiesz, jak mi źle, to zawsze włączam muzykę na pełen regulator, nastrój mi się poprawia - wyjaśniła i zebrała do ręki ubrania.
- Nic nie szkodzi, nie przeszkadzaj sobie. Wybierasz się gdzieś? - zdziwił się widząc, że dziewczyna podchodzi do drzwi.
- Mamy jechać do szpitala, tak? Wolę mieć to już za sobą - westchnęła chcąc ominąć go w drzwiach, lecz ten złapał ją w pasie. Zdziwiona dziewczyna przeniosła wzrok na jego rozpromienioną twarz.
- Nie masz pojęcia jak się cieszę, że się zgodziłaś. Teodor i Szymon to wspaniałe rodzeństwo, wspaniali fachowcy, zobaczysz, pomogą Ci - odparł i założył brunetce włosy za ucho.
- Jeszcze raz Ci dziękuję, że się mną zająłeś, że jesteś przy mnie - szepnęła czując, że łzy pchają się jej do oczu. Wiktor nie zastanawiając się dłużej, pozwolił wsunąć się jej w ramiona. Poczuł, że jej łzy spływają po jego nagim torsie.
- To wieczorem film i lody? - zapytał wyrywając ich z tej niezręcznej sytuacji.
- Nie musisz wracać do siebie? - zdziwiła się pociągając nosem.
- Są sprawy ważne i ważniejsze - odparł i ciepło się do niej uśmiechnął. 

środa, 14 czerwca 2017

ROZDZIAŁ 23.

- Natka, będziesz musiała mi to jakoś zakryć - uznał Filip stojąc przed lustrem przyglądając się swojej twarzy, która na lewym policzku przybrała fioletowo-bordowy kolor. 
- Natko? Liczyłam na jakieś "kochanie" czy coś - mruknęła i stanęła za blondynem wkładając ręce pod jego koszulkę głaszcząc go po plecach i klatce piersiowej. W końcu spojrzała w lustro i omal nie wybuchnęła śmiechem.
- Co Cię tak bawi? - zapytał Filip, zmarszczył brwi i obrócił się ku dziewczynie łapiąc ją za ręce i przyciągnął ją do siebie.
- Nic takiego panie profesorze - starała się wybrnąć. Jej twarz oblał widoczny rumieniec na co Filip zareagował lekkim uśmieszkiem i pogładził ją po twarzy.
- Wczoraj byłaś odważniejsza - uniósł brwi po czym ucałował ją w policzek. - To jak? Da się coś z tym zrobić? - zmienił temat wskazując swoją kość policzkową. Dziewczyna tylko kiwnęła głową i wyszła z pokoju powiadamiając go, że zaraz wróci i ruszyła do łazienki znajdującej się w pokoju jej i Pauliny.
***
- Tylko proszę, zrób to tak, żeby nie było widać tej całej tapety - mruknął Filip wyraźnie niezadowolony, co raz krzywiąc się kiedy dziewczyna mocniej dotknęła siniaka.
- Dlaczego nie pójdziesz z tym na policję? Przecież skoro Cię pobił, to należy mu się za to jakaś kara. To chore, żeby ksiądz się tak zachowywał! - zbulwersowała się brunetka i nałożyła na gąbeczkę kolejną warstwę podkładu.
- Nie pójdę, bo to ja będę miał przesrane, a nie on. Gdybym kurwa wiedział, że ta nowa będzie sprawiać takie problemy, to już dawno bym się stamtąd zwolnił - warknął, ale po chwili zorientował się co powiedział i zaczął modlić się w duchu, żeby Paulina puściła tę uwagę mimo uszu. Jednak nie poszło po jego myśli. Dziewczyna przerwała swoją dotychczasową czynność i na krok odsunęła się od Filipa.
- Zrobiłeś jej coś? A może ona Tobie? - dopytywała się coraz bardziej nerwowa.
- Nic specjalnego... - westchnął karcąc się w myślach. Że też musiał tyle wypaplać... - Tylko rozmawialiśmy, zeszliśmy na bardziej prywatne tematy, potrzebowała otuchy to ją przytuliłem, wiesz, że często to robię, a wtedy Wiktor nas zobaczył i wpadł w szał - skłamał blondyn. Po dziewczynie widać było, że mu uwierzyła, szkoda, że jemu kłamstwo przechodziło niczym najprawdziwsza prawda. - Nie widać ile mam tej szpachli na twarzy, co nie? - zmienił temat starając się zejść na bezpieczny tor.
- Zastanów się najpierw, czy chcesz, żeby nie było widać siniaka czy tapety - warknęła dziewczyna, a Filip odetchnął głęboko, żeby nie wybuchnąć gniewem.
- Nie bądź na mnie zła. Powiedziałem Ci wszystko, co się wydarzyło wczoraj i jesteś jedyną osobą, która o tym wie, więc jeśli dowiem się, że komuś to powiedziałaś to naprawdę zrobi się niemiło... - oznajmił z pełnym spokojem. - A chyba nie muszę Ci przypominać, jak wczoraj było miło - mruknął muskając palcem malinkę na jej dekolcie.
***
- Wiktor, kim jest ten człowiek i co on tutaj robi? - zdenerwowała się Adrianna okrywając się szczelniej kołdrą. Facet stojący obok Wiktora, to wyższy od niego z bujną burzą loków brunet, ubrany był całkiem normalnie, jak zwykły człowiek, ale w ręce trzymał wielką torbę co nieco zaniepokoiło dziewczynę. Wiktor stał tuż przy nim spoglądając to raz na nią to na niego, miał zaniepokojoną minę i chyba wizyta tego faceta tutaj była pilna, bo Wiktor nadal pozbawiony był koszulki i miał na sobie tylko spodnie z dresu, które wczorajszego wieczoru Ada mu pożyczyła, a należały do Mikołaja.
- Zostaw nas samych, poradzę sobie z tym - szepnął do Wiktor co nie umknęło uwadze Adrianny.
- Wiktor, nie zostawiaj mnie z nim samej! Ja nawet nie wiem kim on jest! - wrzeszczała dziewczyna, ale Wiktor na polecenie swojego przyjaciela, a nowego lekarza Adrianny wyszedł z pokoju.
- Nie zjem Cię - ostrzegł Adę mężczyzna w bujnych lokach. - Jestem Teodor Małecki, ale zwracaj się do mnie Teo, jakoś nie przepadam za swoim imieniem - dodał z szerokim uśmiechem mając nadzieję, że na tę chwilę dziewczyna mu zaufa i powie wszystko, co chciał usłyszeć. Podał jej rękę, a ona niechętnie podała mu swoją, ale oznaczało to, że nie będzie najgorzej.
- Wiem co się wczoraj wydarzyło - zaczął niepewnie i zauważył, że dziewczyna chce wygrzebać się z łóżka i najzwyczajniej w świecie uciec. - Daj mi dokończyć, nie chcę Cię skrzywdzić, wręcz przeciwnie, bo chcę Ci pomóc i zrobię wszystko co w mojej mocy - dodał i usiadł w końcu obok niej. - Nikomu nic nie powiem, taka moja praca, ale musimy sobie w 100% zaufać i mówić sobie wszystko, w porządku? - upewnił się, a Ada bezgłośnie pokiwała głową. Mężczyzna starał się pytać o wszystko co było mu potrzebne, aby przekazać swojemu bratu. Pomyślał też, że wygadanie się może jej pomóc, a niewątpliwie pomoże też innym.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

ROZDZIAŁ 22.

Filip ciężko dysząc opadł na Natalię tak, aby jej nie zgnieść.
- O kurwa - zaklął i próbował wyrównać oddech patrząc na dziewczynę, która powoli zaczynała dochodzić do siebie. Filip uśmiechnął się pod nosem i przejechał dłonią po jej policzku. - Wiesz, że nie będziesz mogła tu zostać, prawda? - upewnił się, po czym sturlał się z dziewczyny przyganiając ją do swojej klatki piersiowej.
- Wiem, ale daj mi jeszcze z Tobą tutaj poleżeć, panie profesorze - poprosiła i trąciła nosem jego policzek. - Mogłabym tak codziennie - mruknęła i wtopiła się ponownie w jego usta, lekko przygryzając dolną wargę.
Później nagle usiadła na nim okrakiem i przyglądała mu się spod przymrużonych powiek. Filip przejechał dłonią po jej udzie, ale dziewczyna szybko zabrała dłoń kładąc na swoich ustach jego dwa palce przygryzając je lekko.
- Co Ty ze mną robisz, dziewczyno? - wychrypiał i przyglądał się jej cały czas w osłupieniu, ta z kolei uśmiechnęła się chytrze widząc, że doprowadziła dorosłego mężczyznę do ekstazy. Nie oczekiwała powtórki po tym co zaszło parę minut temu, czuła satysfakcję.  - Gdzie się wybierasz? - zapytał blondyn przekręcając się na bok opierając głowę na dłoni.
- Sam powiedziałeś, że nie mogę tutaj zostać, więc się zbieram - uznała Natalia zabierając ze sobą kołdrę, którą mogła się szczelniej okryć, żeby pójść doprowadzić się do ładu. Nie mogła przecież pokazać się Paulinie, że do czegokolwiek doszło. Wolała, żeby pod wpływem emocji Filip sam jej to powiedział. Dziewczyna po raz kolejny tego wieczoru uśmiechnęła się chytrze przyglądając się uważnie swojemu odbiciu w lustrze dostrzegając parę malinek na brzuchu, jedna znalazła się nawet na dekolcie, więc przy dobrej pogodzie i ładnych ciuchach koleżanka będzie mogła zauważyć, co jej obiekt westchnień zrobił.
Brunetka szybko wskoczyła pod prysznic myjąc się dokładnie, aby zmazać z siebie resztki mężczyzny z siebie.
***
- Uciekam już, liczę na jakiś rewanż za dzisiejszą noc, mam nadzieję, że się wykażesz - zaśmiała się cicho Natalia i podeszła do Filipa, żeby ostatni go pocałować.
- Mogę odwdzięczyć się teraz - wymruczał jej do ucha przytrzymując ją, kiedy próbowała się od niego odsunąć.
- Brzmi kusząco, ale wolę poczekać, żeby mógł się pan wykazać - uśmiechnęła się i ruszyła do drzwi kręcąc biodrami.
- Wiem, co próbujesz zrobić - zaśmiał się cicho rozkładając się wygodniej na łóżku prezentując wszystko co mógł, ponieważ nadal pozbawiony był kołdry, której Natalia nie raczyła przynieść z łazienki. Dziewczyna odwróciła się napięcie otwierając powoli drzwi, przyłożyła palec do ust dając tym samym do zrozumienia, że ma się uciszyć, po czym zniknęła w ciemności rozciągającej się za drzwiami. Filip później słyszał już tylko tupanie po schodach, aż w końcu ucichło, więc Filip wywnioskował, że Natalia jest już w swoim pokoju.
Opadł ciężko na plecy i położył na twarzy dłonie po czym wypuścił z płuc ciążące tam powietrze.
- Chłopie, co Ty robisz? - zapytał się sam siebie i niechętnie ruszył się do łazienki, żeby przynieść kołdrę.
***
- O, jesteś - zauważyła Paulina. - Gdzie Cię wywiało? - dopytywała przyjaciółka. Wyłoniła się spod kołdry i zaświeciła lampkę stojącą na szafce obok łóżka.
- A tu i tam - odparła od niechcenia Natalia i szybko pozbyła się sukienki po czym wskoczyła do łóżka.
- Taka zmęczona jesteś? - zapytała zgryźliwie Paula.
- Boże, możesz dać mi święty spokój i już mnie nie wypytywać? - warknęła Natalia, a współlokatorka faktycznie trzymała już dziób na kłódkę. 

wtorek, 23 maja 2017

ROZDZIAŁ 21.

Jej propozycja mocno mnie zaskoczyła, toteż trochę zajęło mi połączenie faktów i szukanie właściwej odpowiedzi. 
- Ada... Wiesz, że nie powinienem tego robić...- wyszeptałem głaszcząc stale jej knykcie. Otworzyła delikatnie oczy, już domyślałem się co chce mi powiedzieć ale nie mogłem nic z tym zrobić. Może wydać się to śmieszne, ale czułem gdzieś w środku, że kocham tę dziewczynę. Przecież jestem człowiekiem, mam do tego prawo podobnie jak każdy inny pełnoprawny facet. 
- Nie możesz? - zaśmiała się cicho, a raczej próbowała bo jej śmiech przypominał raczej pokasływanie i zaraz skrzywiła się z bólu zwijając w pozycję embrionalną. - W takim razie zostaw mnie samą - dodała, a jej słowa kompletnie mnie otępiły. Dlaczego taka jest? Przecież od samego początku wiedziała kim jestem, nie na wszystko mogę sobie pozwolić dla jej i mojego dobra. 
- Dlaczego taka jesteś? - zapytałem marszcząc brwi. - Pomogłem Ci, odciągnąłem tego bydlaka bo nie wiadomo czy wyszłabyś w ogóle z tego cała! - podniosłem głos i zacząłem chodzić nerwowo po pokoju od okna do drzwi. - Postaram się, żeby zapłacił za to słoną cenę, dowalę gnojowi tak, że się nie pozbiera. Sam sobie nie wybaczę, że ściągnąłem Cię w ogóle na tę wycieczkę! A Ty jeszcze każesz mi odejść? Ot tak? Bez żadnego słowa? - wyrzucałem z siebie słowa robiąc tylko chwilowe przerwy na oddech. Wiedziałem, że nie powinienem się tak zachowywać, ale ta złość i nienawiść do tego skurczybyka, który ją skrzywdził stale się we mnie rozpalała. Przecież gdyby nie fakt, że byli niedaleko inni ludzie przypuszczam, że bym go udusił.
- Nie krzycz po mnie - wychrypiała i ponownie zaczęła popłakiwać. 
- Cholera - zakląłem pod nosem i wróciłem obok łóżka klęcząc obok niego. - Ada, nie to chciałem powiedzieć - tłumaczyłem się nie wiedząc co mogę jeszcze jej rzec. - Jeśli chcesz... Zostanę tu dziś z Tobą - dodałem z westchnięciem i okrążyłem łóżko. Stałem jeszcze przez chwilę przy jego brzegu patrząc na dziewczynę, która wlepiała we mnie spojrzenie pełne boleści. 
- Nie każe Ci przecież robić ze mną nie wiadomych jakich rzeczy - ciągle zanosiła się płaczem. - Chcę tylko, żebyś był blisko, żebym mogła się przytulić bo chyba nie mam już czym płakać - dodała i otarła policzki wciągając powietrze. - Wszystko mnie boli, a muszę się koniecznie przebrać - mamrotała pod nosem. a ja już oczami wyobraźni widziałem najgorsze. 
- Wiesz, że będziemy musieli to zgłosić na policję i przede wszystkim jechać na pogotowie? Mógł Ci połamać żebra czy coś... - powiedziałem siadając obok niej na łóżku. Kiedy zdjęła bluzę zauważyłem siniaki na nadgarstkach, pewnie od ciągłego ściskania za nie, aby nie mogła się bronić. 
- Chyba będę musiała Cię jeszcze o coś poprosić... Musisz się zgodzić, bo sama nie dam rady - westchnęła z grymasem bólu na twarzy, już zapomniałem jak wygląda jej cudowny uśmiech. Teraz widziałem ją tylko zapłakaną, z posiniaczoną twarzą i bólem na niej wymalowanym. Spojrzałem na nią pytająco czekając aż zetnie mnie z nóg swoją propozycją. - Musisz rozciąć mi tę koszulkę. Nie dam rady ponieść rąk do góry, wszystko zbyt mnie boli - odparła, a do mnie dotarło, że się nie myliłem. No co mogłem zrobić? Musiałem jej pomóc, przecież nie zostawię jej tu zakrwawionej na pastwę losu.
- Gdzie masz nożyczki? - zapytałem decydując się na ostateczne wyjście. Wskazała ruchem głowy na szufladę w biurku, podszedłem do niego i faktycznie - znalazłem tam nożyczki, nawet kilka par, żółte, zielone, fioletowe. Wyjąłem jednak te ostatnie i strzykając nimi zabawnie wróciłem do łóżka i na nim uklęknąłem. Adrianna usiadła na jego brzegu odwracając się do mnie tyłem. - Jesteś gotowa? - szepnąłem nachylając się do jej ucha. Odpowiedziała mi ruchem głowy. Zacząłem ciąć od dołu uważając aby przypadkiem nie ukłuć jej ostrzem. W końcu po paru pełnych ruchach materiał ustąpił i zjechał trochę do przodu ukazując zapięcie od czarnego, koronkowego stanika. Zrobiło się trochę nieswojo, przełknąłem nerwowo ślinę i odłożyłem nożyczki na szafkę znajdującą się obok mnie.
- Dzięki - mruknęła i spojrzała na mnie przez ramię. - Wszystko mnie boli - dodała i zrzuciła materiał na ziemię.
- Ada, ile Ty masz siniaków! - powiedziałem przejęty przyglądając się prawie że czarnym plamkom znajdujących się na plecach dziewczyny. - I krwi... muszę to opatrzyć - mruknąłem i niekontrolowanie musnąłem ją palcami po ramieniu. - Pójdę po apteczkę - poinformowałem ją. Szybkim krokiem podążyłem do kuchni i wyjąłem apteczkę z tej samej szafki, z której kiedyś wyjęła ją Ada aby opatrzyć moją rękę.
- Mógłbyś podać mi jakąś luźną koszulkę z szafki? - poprosiła kiedy ponownie przekroczyłem próg jej pokoju. Światło nadal było leniwe, dając pomarańczową poświatę.
- Ta może być? - zapytałem wyjmując z szafki koszulkę o rozmiarze XL z logiem Pink Floyd, znowu odpowiedziała mi skinieniem głowy, więc podałem jej ją. Ponownie znalazłem się za nią klęcząc, a Adrianna nie zmieniła swojej dotychczasowej pozycji.
- Będziesz musiał odpiąć mi też stanik, bo sama choćbym chciała to sobie nie poradzę - poinformowała mnie rzucając mi znowu spojrzenie przez ramie. Odłożyłem apteczkę obok siebie i złapałem za zapięcie stanika. Tak dawno tego nie robiłem, że byłbym zdolny zapomnieć tej prostej czynności. Wstrzymałem oddech i płynnym ruchem przybliżyłem oba brzegi do sobie aż zapięcie ustąpiło. Ramiączka zsunęły się powoli po ramionach dziewczyny, a ja przysięgam, zapomniałem jak się nazywam.
- Zostaw tak na razie. Opatrzę tylko te rany i będziesz mogła się ubrać - powiedziałem to takim tonem, żeby nie zorientowała się, co aktualnie dzieje się w mojej głowie i ciele. Pochwyciłem do ręki gazik i zlałem go wodą utlenioną. Biłem się z myślami, żeby nie rzucić się na nią, nie zacząć całować, żeby nie płakać i powtarzać jej przez łzy, że kocham ją nad życie, ale tłumaczyłem sobie stale, że to ją tylko bardziej skrzywdzi.
- Jesteś na mnie zły? - zapytała w końcu i wyczułem w jej głosie nutkę żalu i winy.
- Dlaczego miałbym być zły? - odpowiedziałem jej pytaniem i oczekiwałem długiego wywodu, coby odciągnąć moją uwagę.
- Stale masz mnie na głowie, teraz jeszcze przyszło Ci się zajmować czymś takim - prychnęła i poczułem jak pod wpływem moich ruchów przeszły ją ciarki. Do diabła, tak miło było znowu poczuć coś takiego.
- Zgłupiałaś? - zapytałem przerywając na chwilę. - Byłbym dupkiem gdybym Ci nie pomógł. Możesz się śmiać, ale od dnia kiedy wpadłaś na mnie z tą kawą i później mi się wypłakałaś czuję się za Ciebie odpowiedzialny - no, w końcu jej to powiedziałem. - I niech tak zostanie - dodałem czując dumę rozpierającą mnie w piersi.
- Wiktor.. - szepnęła.
- Słucham? - uśmiechnąłem się nie wiedząc dlaczego, po prostu gdzieś w sobie poczułem, że chce powiedzieć mi coś naprawdę ważnego, a wszystko co dla niej było ważne - było też dla mnie.
- Kocham Cię - westchnęła po dłuższej ciszy.
Co mogło być gorszego od odwzajemnionego uczucia bez mocy na jego rozwinięcie? Właśnie... 

niedziela, 21 maja 2017

ROZDZIAŁ 20.

- Już jesteśmy - powiadomił nas spokojnie kierowca, kiedy znaleźliśmy się pod wskazanym przeze mnie adresem. - Pomóc księdzu? - zapytał się z wyraźną troską w głosie.
- Dam sobie radę, dziękuję - odparłem i spojrzałem na mokrą od potu i łez twarz Adrianny. - Mam tylko jedną prośbę - szepnąłem niepewnie. Pan Zdzichu ruchem głowy dał mi do zrozumienia, że mogę mówić. - Jakby pan nikomu nic nie mówił, byłbym wdzięczny, odwdzięczę się jakoś, ma pan mój numer, zrobię co tylko pan zechce - paplałem bez większego sensu, ale starałem się udobruchać jakoś tego mężczyznę.
- W sumie to jest jedna rzecz, którą mógłby ksiądz dla mnie zrobić - zaczął, a ja już widziałem jak będę musiał odkładać każdą moją wypłatę, żeby zapłacić pięćdziesiąt tysięcy za milczenie, ale szybko pozbyłem się tych myśli mówiąc sobie w duchu, że to dobry człowiek.
- Moja córka Zuzia jest w ciąży, ten gnojek zrobił jej dziecko i słuch po nim zaginął, a wiadomo, że dziecko musi być ochrzczone... - mówił nadal szeptem, chciał powiedzieć coś jeszcze ale urwałem mu w połowie zdania.
- Załatwione. Tylko niech pan dzwoni, kiedy dziecko przyjdzie na świat i jaka data by wam odpowiadała, ja się wszystkim zajmę - uśmiechnąłem się ciepło do starszego już mężczyzny. - Gratuluję, dziadku - zaśmiałem się i zsunąłem powoli Adę z siebie. - Czas się ruszyć - mruknąłem i powoli otworzyłem drzwi czując jak zimne powietrze przyjemnie chłodzi moje ciało.
***
Filip siedział w pokoju na swoim łóżku z głową skierowaną w dół. Gapił się w podłogę bez celu. Dlaczego to zrobił? W sumie sam nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Mimo wszystko jednak miał nadzieję, że sprał ją na tyle, coby nic nie pamiętała. Jeszcze przez jakąś chorą gówniarę pójdzie siedzieć.
Jego rozmyślanie przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Kto do cholery - mruknął cicho pod nosem i ruszył w stronę drzwi. Adrenalina z wcześniejszej "przygody" otrzeźwiła go, toteż nie było widać, że jest po kilku piwach.
Otworzył drzwi i ujrzał stojącą tam Natalię, która nerwowo bawiła się brzegiem swojej sukienki.
- Natalia, co Ty tu robisz? - zapytał opierając się o drzwi. Poprawił ręką swoje blond rozpuszczone włosy i wpatrywał się w uroczą brunetkę.
- Przepraszam pani profesorze, mogłabym zająć chwilę? - zapytała niepewnie i podniosła na niego wzrok dostrzegając mocnego krwiaka na lewym policzku. Filip nie mówiąc nich przepuścił ją w drzwiach wskazując na łóżko aby mogła tam usiąść.
Zamknął drzwi na klucz, aby nikt im nie przeszkodził w rozmowie i podążył za dziewczyną. Ta jednak nie chciała siadać tylko stanęła w jakiejś odległości od łóżka, natomiast Filip chętnie usiadł opierając łokcie na kolanach w małym rozkroku i przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Co się panu stało? - zapytał prędko i podeszła do niego łapiąc go za twarz  muskając kciukiem siniaka, na co Filip delikatnie syknął.
- To nic takiego - odparł podnosząc wzrok najpierw na wyraźny dekolt dziewczyny a potem na jej twarz, którą okalały włosy.
- Trzeba będzie to opatrzyć - szepnęła uśmiechając się zalotnie i schyliła się do niego bardziej muskając ustami jego kość policzkową pokrytą siniakiem.
- Natalia - wychrypiał prosto w jej ucho poprawiając jej włosy.
- Cicho, nie przerywaj - odparła i przywarła ustami do jego ust pogłębiając coraz mocniej pocałunek co jakiś czas gryząc go w wargę.
Ręka Filipa coraz śmielej przesuwała się wyżej po udzie dziewczyny, aż w końcu zatrzymała się na pośladku. Przyciągnął mocno do siebie i zmusił ją, aby ta usiadła mu na kolanach. Ze swoimi pocałunkami schodził coraz niżej przechodząc przez ucho, szyję aż w końcu zatrzymując się na dekolcie Natalii, a ta cicho jęknęła.
***
- Wiktor, to tak bardzo boli - popłakiwała cicho Ada wtulając się w moją szyję.
- Wiem skarbie, wiem - uspokajałem ją, choć tak naprawdę nie wiedziałem przez co ta dziewczyna przechodzi. Pierwszy raz zdarzyło się, żebym miał do czynienia z dziewczyną, którą niedawno zgwałcono. Powinniśmy jechać na pogotowie, ale to tylko jeszcze bardziej rozhisteryzowało dziewczynę, to samo dotyczyło policji. Wyjąłem z kieszeni klucze, które wcześniej w samochodzie dała mi Ada. Przekręciłem kluczem dwa razy, aż zamek ustąpił i wszedłem z dziewczyną do przedpokoju nadal trzymając ją na rękach. Następnie nogą starannie je zamknąłem i od razu skierowałem do jej sypialni. Położyłem dziewczynę na łóżku i zaświeciłem światło. Dopiero teraz dostrzegłem, że na jej koszulce i spodniach znajdują się ślady krwi i skrzywiłem się na myśl o bólu, który czuła, czuje i pewnie przez resztę życia będzie czuła. Usiadłem obok niej i obserwowałem, czułem, że łzy pchają mi się do oczu, ale nie mogłem płakać, bo gdyby się ocknęła to jeszcze bardziej by ją to zmartwiło.
- Zostań tu ze mną - wychrypiała szukając mojej dłoni na oślep.
- Jestem przecież - zapewniłem i splotłem nasze palce całując ją w dłoń.
- Możesz zostać tutaj na noc? Proszę, połóż się obok mnie - poprosiła błagalnym tonem i spojrzała wzrokiem pełnym bólu. Nie mogłem postąpić inaczej. 

piątek, 12 maja 2017

ROZDZIAŁ 19.

Wrzeszczałam i szamotałam się na wszystkie strony, ale miałam nikłe szanse na wygranie z dorosłym, silnym człowiekiem. Czułam jak wpycha swoje ręce pod koszulkę i usilnie próbuje dobrać się dalej. Wrzaski nic nie dawały i zaczynałam być bezsilna...
- Ty pieprzony gnoju! - usłyszałam gdzieś jakby zza mgły. Odgłosy i bodźce już ledwo do mnie docierały, czułam jak powoli tracę przytomność oszołomiona przyduszaniem i uderzaniem w twarz, które miały mnie uciszyć. Nagle poczułam lekkość i uniosłam lekko powieki ale nic nie dostrzegłam, poczułam, że odpływam... Sielanka nie potrwała długo, bo znowu czułam jego ciepły, obrzydliwy oddech na mojej szyi, potem usłyszałam brzdęk odpinanego guzika i zamka w spodniach, następnie okropny ból...
***
- Ty skurwielu! - wrzasnąłem tak, na ile to było możliwe i okładałem kolejnymi ciosami Filipa po twarzy. - Miałem Cię za przyjaciela! - wysyczałem przez zaciśnięte zęby i ścisnąłem dłonie na jego szyi. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale miałem ochotę zabić go tu i teraz. Wstałem i zacząłem ciężko oddychać. Patrzyłem jak ten gnojek wije się na ziemi. - Wstawaj i spadaj stąd póki możesz! - krzyknąłem do niego, ale on tylko stęknął łapiąc się za żebra. 
- Boże daj mi siły - jęknąłem i uniosłem głowę ku niebu. 
Nikt nas nie słyszał, nikt nie widział, że do czegokolwiek tutaj doszło.
Filip zaczął się podnosić. Najpierw na klęczki, a potem stanął chwiejąc się na nogach ledwo podążył w stronę domku klnąc siarczyście pod nosem. Droga była prosta, więc raczej małe prawdopodobieństwo, żeby się gdzieś przewrócił i trzeba byłoby go dźwigać. Szkoda.
Nagle sobie o czymś przypomniałem.
Odwróciłem się gwałtownie i dostrzegłem leżącą na ziemi Adę. Szybko do niej podbiegłem i zacząłem delikatnie klepać ją po twarzy mając nadzieję, że się ocknie, ale nic z tego. 
- Aniołku, nie rób mi tego - powiedziałem półszeptem kompletnie bezradny, czułem że łzy zaczynają spływać mi po twarzy. - Gdybym wiedział, że tak się stanie to nie puściłbym Cię tutaj samej - dodałem po chwili. Wziąłem ją w ramiona, jej twarz była zapłakana, przyozdobiona rozmazanym tuszem. - Co ten kretyn Ci zrobił? - mówiłem wciąż zapłakany sam do siebie.
- Zabierz go stąd - wychrypiała. Jej głos stracił tę delikatną, przyjemną dla uszu barwę, wszystko przez te wrzaski i krzyki. 
- Jego już tutaj nie ma, skarbie, tak mi przykro - powtarzałem w kółko kompletnie bezsilny głaszcząc jej włosy i co jakiś czas całując ją w czoło. - Zaraz zabiorę Cię do domu - dodałem nie przerywając wcześniejszych czynności.
- Nie zostawiaj mnie samej - jęknęła poruszając się nerwowo. Na jej twarzy pojawił się grymas, lekko się skrzywiła z bólu i ścisnęła mocno moją koszulę. 
- Nie zamierzam - odparłem i przycisnąłem ją mocniej do siebie. 
***
- Przemek, wszystko w Twoich rękach. Przypilnuj ich, lada chwilę powinien przyjechać tutaj pan Oleśkiewicz, wszystko mu wytłumaczyłem. Jesteś mądrym chłopakiem, wierzę, że sobie poradzisz - powiedziałem szpakowatemu szatynowi i poklepałem go po ramieniu.
- Księże, ale co się stało z Adą? - dopytywał ciągle, a ja musiałem go okłamać choć nie powinienem. 
- Źle się czuje, dla jej dobra lepiej ją odwiozę - oznajmiłem oddalając się już do samochodu kierowcy naszego autokaru. Mężczyzna był na tyle uprzejmy, że przyjechał prywatnym samochodem i zadeklarował się, że odwiezie ich pod samo mieszkanie Adrianny. 
Widziałem, że Przemek nie uwierzył w kit o złym samopoczuciu, ale nic innego w danej chwili nie przychodziło mi do głowy. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco do Przemka i pobiegłem truchtem do odpalonego już samochodu, w którym na miejscu kierowcy siedział pan Zdzisław, a na tylnej kanapie siedziała Ada, ledwo kontaktując ze światem. 
- Już jestem - powiedziałem dysząc i wcisnąłem się na tylne siedzenie obok dziewczyny, która non stop wylewała łzy. - Ada, nie płacz już - starałem się ją jakoś uspokoić po czym przygarnąłem ją do siebie. 
- Dlaczego on to zrobił? - wychlipała i spojrzała na mnie oczami pełnymi bólu. Nie mogłem patrzeć na nią w tym stanie, czułem się poniekąd winny ponieważ to ja nakłoniłem ją do tej wycieczki... Ta dziewczyna tyle przeszła w życiu.
- Nie wiem, aniołku - westchnąłem. - Ale zapłaci za to, obiecuję Ci to - dodałem i zamknąłem oczy. Było już strasznie późno, dobrze, że kierowca miał tak dobre serce i zgodził się z nami pojechać. 
Milczała przez resztę drogi, co jakiś czas słyszałem tylko ciche pochlipywanie i pojękiwanie. Siedziała wtulona we mnie nawet na sekundę nie zamierzała mnie puścić. Poczułem, że w końcu komuś zapewniłem poczucie bezpieczeństwa... Dziwne uczucie, ale dobrze mi z tym. 
Przypomniałem też sobie, że nazwałem ją aniołkiem. Nazywałem ją tak tylko w moich myślach, mam nadzieję, że nie przywiązała do tego większej uwagi, może tego nie usłyszała.. Syknąłem na tę myśl i otuliłem ją szczelniej ramieniem pozwalając nadal jej płakać, ponoć łzy przynoszą ukojenie...

wtorek, 9 maja 2017

ROZDZIAŁ 18.

- To kto chce jeszcze kiełbachę? - krzyknął Wiktor stojąc nad ogniskiem starając się, aby go usłyszeli.
- Brakuje jeszcze trzech! - odkrzyknął mu Rafał.
Blondyn stał centralnie nad ogniem, dym gryzł go w oczy przez co rzewnie wylewał łzy. Ja tymczasem siedziałam na jednym z pni i rozmyślałam na tym, co dziś powiedział mi Przemek. Mogłam się domyślić, że tak się to skończy. Czy ja wygrzebię się kiedyś ze wszystkich problemów? Ciągle jakieś pytanie wędrowało w moich myślach. Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie i starałam się jakoś ogrzać, ponieważ nie chciałam się stąd ruszać, całkiem dobrze mi tutaj było. 
- Piwa? - zapytał Rafał siadając obok mnie. Tinka i Seba prawdopodobnie gdzieś mu się zapodziali. A to dziwne... 
- Nie, dziękuje - odmówiłam grzecznie i uśmiechnęłam się ciepło. Chłopak tylko pokręcił głową i wrócił do konsumpcji swojej kiełbasy co jakiś czas popijając złocistym trunkiem. 
- Panienka nie jest głodna? - zapytał zapłakany Wiktor wyrywając mnie z zadumy. 
- Panienka nie jest głodna - odparłam przeciągając się. - Chusteczkę? - zaproponowałam i w sumie nie czekałam na odpowiedź tylko od razu wyjęłam paczkę z kieszeni podając mu do wolnej ręki. 
- Dzięki - skwitował i zaczął wycierać oczy. - Dawno nie płakałem - zaśmiał się i oddał mi paczkę.
- Jak ręka? - zapytałam. Mogłam śmiało z nim rozmawiać, bo wszyscy byli zajęci głośną rozmową, Paweł nawet grał na gitarze i śpiewał "Wspomnienie" Niemena co jakiś czas dusząc się ze śmiechu, więc nawet nikt nie zauważył, że ze sobą rozmawiamy. 
- Goi się. Fachowo opatrzona - wyszczerzył się w uśmiechu ukazując rząd białych zębów połyskujących w płomieniach ogniska. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem i zaczęłam grzebać patykiem w piasku. - Co jest? - zapytał po chwili. Poczułam, że nie warto przed nim nic ukrywać, a zbycie go też nie wchodzi w grę, bo on tak łatwo nie daje za wygraną. - Chcesz o tym pogadać? - zadał kolejne pytanie, a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć... W końcu przytaknęłam.
- Ale może nie teraz, dobrze? - szepnęłam. Miałam ochotę mocno się do kogoś przytulić, tylko jak na złość albo nie było do kogo albo nie może było... do niego.
- Wiem czego teraz potrzebujesz - westchnął i spojrzał na mnie z widocznym smutkiem w oczach. - Tak bardzo chciałbym Ci to dać... - dodał, a mi zrobiło się teraz naprawdę smutno. Dziwię się, że mówi mi takie rzeczy. Nie liczyłam ile piw już wypił, ale myślę, że właśnie nimi było spowodowane to wyznanie.
- Wiktor, nie mów nic - szepnęłam zła na siebie, że nie ugryzłam się w język. - Wszyscy dziś tutaj będą pod wpływem alkoholu, większość pewnie nielegalnie, a ja nie chcę usłyszeć ani wypowiedzieć słów, których będziemy żałować. Zostawmy tę rozmowę po prostu na inny dzień, dobrze? - dodałam, cały czas paplałam wszystko co mi ślina na język przyniosła, szukałam słów, które mogłyby być odpowiednie na załagodzenie sytuacji. Spojrzałam na niego i po chwili dostrzegłam cień uśmiechu na jego przystojnej twarzy. Zgarnęłam włosy to tyłu i wypuściłam powietrze, które ciążyło mi w płucach.
- Mądra dziewczynka - zaśmiał się. - Na pewno nie jesteś głodna? - spytał zatroskany.
- Nie, dziękuję. Pójdę się gdzieś przejść - odpowiedziałam i spojrzałam do góry prosto w gwiazdy. Niebo było całkowicie nimi pokryte, jedne mniejsze, drugie większe, połyskiwały, przesuwały się w wygodnych dla siebie kierunkach.
- Tylko uważaj na siebie - ostrzegł po paru sekundach, a ja ruszyłam w stronę lasu znajdującego się za naszymi domkami. Dostrzegłam na werandzie pana Filipa, który zaciągał się papierosem. Zauważył też mnie więc pomachał mi ręką. Nie byłam przyzwyczajona do takich reakcji dorosłych osób. W starej szkole nauczyciele byli raczej sztywni, ale zapewne spowodowane było to tym, że to było ogromne miasto, liceum o wysokiej opinii.
Rozmyślałam o starych przyjaciołach z którymi nie rozmawiałam już szmat czasu, zastanawiałam się czy o mnie pamiętają, ponieważ nikt się nie odezwał odkąd się wyprowadziłam. Przypomniałam sobie również jak za karę musiałam z Erykiem sprzątać szkołę wieczorem i na tę myśl się uśmiechnęłam. Zaszłam już bardzo daleko, do jakiegoś drewnianego ogrodzenia gdzie można było usiąść. Nie słyszałam praktycznie już grania na gitarze, tylko cykady a raz nawet usłyszałam sowę. Oparłam się przodem o ogrodzenia wgapiając się w ciemny las, zamknęłam oczy i delektowałam się chłodnym, jesiennym powietrzem.
- Przeszkadzam? - usłyszałam za plecami szorstki, męski głos należący do Filipa. Podskoczyłam wystraszona tym, że ktoś przerwał tę ciszę. Odwróciłam się i zobaczyłam go, tak jak myślałam. Wbił ręce w kieszenie i podszedł blisko mnie. Włosy spiął już w idealny kucyk.
- Nie, nie przeszkadza pan - odpowiedziałam miło, choć podświadomość mówiła, że przeszkadza, ale niestety nie mogłam mu tego powiedzieć.
- Chyba kiepsko się bawisz, co? - zadał pytanie próbując nawiązać jakąś rozmowę między nami, ja miałam średnią ochotę na rozmowę, tym bardziej z nim.
- Nie ma najgorzej. Taki wypad dobrze mi zrobi, lubię być czasem sama - odpowiedziałam wracając do poprzedniej czynności.
- Czy ja wiem... Marnujesz się tak w samotności.. Udajesz taką grzeczną, a pewnie gdzieś w środku kryje się prawdziwa Adrianna, mam rację? - powiedział nonszalancko przybliżając się bliżej.
- Nie wiem o czym pan mówi - prychnęłam czując, że przyśpiesza mi bicie serca ze strachu.
- Nie udawaj - mruknął i przejechał ręką po moich plecach zatrzymując rękę na moich pośladkach, które po chwili zresztą klepnął.
- Niech mnie pan do cholery zostawi! - powiedziałam nieco ostrzejszym tonem i odwróciłam się w tył rzucając się do ucieczki.
- Ja jeszcze nie skończyłem - warknął i złapał mnie mocno za nadgarstek ciągnąc do tyłu. Niestety pod wpływem emocji straciłam równowagę i runęłam do tyłu na trawę.