sobota, 29 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 15.

- Prosiłabym panią jeszcze o wypełnienie kilku dokumentów - odparła młoda kobieta o ogniście rudych włosach. Jej wyraz twarzy był bardzo miły, co raz spoglądała to na mnie to na Wiktora. 
- To ja zaniosę nowego współlokatora do samochodu - powiedział Wiktor trzymając już Algola w niebieskim transporterze. 
Ja tym czasem podążyłam za kobietą do biura, gdzie czekały już na mnie papiery adopcyjne. To tylko formalność, pewnie i tak nikt tego nie sprawdza, ale mus to mus. Wypełniłam wszystkie zaznaczone rubryki wpisując swoje dane, numer telefonu i tym podobne. 
***
- Uroczy kotek - uznał z miną eksperta blondyn, kiedy wchodziłam do samochodu. - Będzie do was pasował - dodał po chwili i spojrzał na mnie ciepło.
- Dlaczego tak myślisz? - zaśmiałam się cicho i zaczęłam drapać kotka po nosie. 
- Bo wy jesteście urocze - odpowiedział i puścił mi oczko. 
Wow, cóż za wyznanie. Zaśmiałam się w duchu. Co to jest za człowiek...
- Rozmawiałem już z moim bratem, chętnie zaopiekuje się kotkami podczas Twojej nieobecności - zmienił szybko temat, a ja w dalszym ciągu rozważałam za i przeciw. - Nie daj się więcej prosić, to tylko trzy dni, im się nic nie stanie, a Ty tylko skorzystasz. Filip zna te góry jak własną kieszeń, pozwiedzamy trochę, ognisko zorganizujemy, proszę jedź... - dodał i obrócił się w moją stronę.
- Patrz proszę na drogę - mruknęłam unikając odpowiedzi na jego wywód. 
Nagle samochód zatrzymał się i włączył awaryjne światła po czym zjechał na pobocze. 
- Dlaczego się zatrzymałeś? - zapytałam zdziwiona.
- Ty chcesz jechać, tylko najzwyczajniej w świecie się boisz - warknął i przybliżył się trochę, na ile było to możliwe w samochodzie. 
- Czego niby? - prychnęłam i pokręciłam głową z niedowierzania.
- Mnie - odpowiedział krótko. - Nie wiem dokładnie na czym polega ten strach.. Boisz się, że znowu coś zrobisz czy tym razem ja coś zrobię tobie? Kobieto, kiedy Ty zrozumiesz, że ja nie jestem wcale taki zły? - zadał pytania i uderzył z pięści w kierownicę. 
Chyba go za bardzo zdenerwowałam... Ale co ja mogę na to poradzić? Miałam mętlik w głowie. Ma rację, boję się. Ale boję się, że znowu odwalę jakąś głupotę. Wiem, że on nie chce mi nic zrobić, gdyby chciał to już dawno by to zrobił, przecież miał ku temu okazję, a więc...
- Pojadę - odparłam stanowczo i zamknęłam oczy uspokajając się. Nie wierzyłam, że to powiedziałam. Spojrzałam kątem oka na Wiktora, który łobuzersko się uśmiechnął i ponownie odpalił samochód.
Przecież ta wycieczka wcale nie musi być taka zła. To tylko wytwór mojej chorej wyobraźni, która podpowiada mi, że coś może się stać. No właśnie... Może? Ale wcale nie musi. Uwielbiam góry, więc dlaczego miałabym z tego zrezygnować? W dodatku będziemy mieli totalną wolność, żadnych zwiedzań typowych dla takich wycieczek jak muzeum czy inne bzdety. Pochodzimy po górach, spędzimy miły czas przy ognisku, pewnie jakiś alkohol też będzie, więc to tylko pozwoli nam się rozluźnić i lepiej się poznać.
- Kiedy jest ta wycieczka? - mruknęłam udając niezadowolenie, ale po chwili jego promienny uśmiech mnie zaraził i sama się uśmiechnęłam.
- W środę rano wyjeżdżamy, więc w sumie tylko jeszcze jutro idziesz do szkoły. Musisz się pośpieszyć z pakowaniem - zaśmiał się, a ja klepnęłam go w ramię.
Kurcze, znamy się tak krótko, a ja mam wrażenie, że od zawsze. Jak to możliwe?
- Koty możemy odwieźć we wtorek wieczorem lub w środę rano, ale to już jest zależne od Ciebie, przystanę na każdą propozycję, oprócz tych niemoralnych - powiedział po chwili namysłu i oboje ponownie się zaśmialiśmy.
- Dziękuję, że tak wszystko ze mną załatwiasz... W ogóle dziękuję, że jesteś przy mnie - palnęłam kompletnie bez zastanowienia, a Wiktor obdarował mnie tym swoim szczerym, ciepłym uśmiechem i spojrzeniem. 

piątek, 28 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 14.

- Hej, to jedziemy dziś po nowego współlokatora? - uśmiechnął się promiennie, kiedy wszyscy wyszli już z klasy i została tam tylko Adrianna. Podszedł do dziewczyny wolnym krokiem i usiadł na ławce patrząc jej cały czas w oczy. Widać było, że dziewczyna nadal jest przejęta tym wszystkim co się wczoraj wydarzyło i wydawać by się mogło, że chce się od niego odciąć.
- Nie chciałabym Ci robić problemu...- zaczęła niepewnie, ale w sumie to nawet nie wiedziała co tak naprawdę chce mu powiedzieć.
- Słuchaj - przerwał jej w zamyśleniach. - Jeszcze w sobotę nie miałaś nic przeciwko temu, jeśli uważasz, że to co się wczoraj wydarzyło miało jakiś negatywny wpływ na nasze relacje, to muszę Cię poinformować, że się mylisz. Chcę Ci tylko pomóc. Wiem, że wtedy tego potrzebowałaś, chciałbym Ci to dać ale najzwyczajniej w świecie nie mogę, zrozum... Nie odetniesz się ode mnie nawet jeślibyś tego chciała - dokończył i złapał ją za ramiona, po czym zmusił ją, żeby na niego spojrzała. 
- Nie to chciałam Ci powiedzieć - odchrząknęła i dotknęła jego dłoni, żeby zdjąć je z ramion. 
- A więc rozumiem, że jesteśmy umówieni - puścił jej oczko i oboje wyszli z klasy śmiejąc się z różnych głupot. 
- Aha, mam nadzieję, że jedziesz na wycieczkę? - zadał pytanie, którego obawiała się dziewczyna, jeszcze nie do końca opracowała jak wybrnąć z tej sytuacji.
- A co zrobię z kotami? To trzy dni w końcu - westchnęła, a Wiktor wbił ręce do kieszeni swoich dżinsów.
- Mogę znaleźć im miejsce na ten czas - odparł, a Ada otworzyła szerzej oczy. - Mój brat uwielbia koty, może się nimi zająć... Jego córka pewnie się ucieszy. Nie chcę, żebyś marnowała wolny czas tylko dlatego, że nie masz z kim zostawić zwierząt. Wszystko się da załatwić, poznasz się lepiej z klasą. Nie daj się prosić - dodał i spojrzał na dziewczynę tym spojrzeniem, które totalnie rozkładało ją na łopatki. 
Przez korytarz zmierzał właśnie nauczyciel biologii, Filip, przyjaciel księdza Wiktora. 
- Jedziemy razem z Filipem - powiedział wskazując dłonią na wysokiego, długowłosego blondyna. 
- Cześć Ada - przywitał się mężczyzna i podał dziewczynie rękę, a swojego przyjaciela klepnął w plecy. - Co mnie obgadujesz skubańcu? - zapytał kapłana, a ten zaczął się tłumaczyć, że tylko opowiada uczennicy o wycieczce.
- Jedź z nami, będzie świetnie - nalegał Filip.
- Przemyślę sobie wszystko i dam koniecznie księdzu znać - uznała dziewczyna zważając na to, żeby nie zwrócić się do Wiktora na "Ty", ponieważ ustalili, że w szkole będą tak jak inni. - To ja już lecę, do widzenia! - pożegnała się szybko i poszła szukać swoich koleżanek.
- I co, niezła, nie? - szepnął Filip, a Wiktor przewrócił oczami.
- Kiedy Ty się nauczysz, że nie powinieneś uganiać się za swoimi uczennicami? - warknął kapłan.
- A przestań, ja się nie uganiam, tylko doceniam piękno - zaśmiał się.
- Jasne, szkoda, że doceniasz piękno na wysokości klatki piersiowej i trochę niżej - westchnął tamten i ruszyli w kierunku pokoju nauczycielskiego. 
-Dzień dobry, pani profesorze - przywitały się chórem koleżanki Adrianny, Paulina i Natalia.
- Witam was, młode damy - odpowiedział jakby takie odzywki były dla niego codziennością i odwrócił się za nimi, żeby zilustrować ich tyły. 
***
- Widziałaś jak się do mnie uśmiechnął? - zapytała podekscytowana Natalia, a Paula przewróciła oczami.
- Wyolbrzymiasz - westchnęła. - To i tak mnie uda się go uwieść na wycieczce, zobaczysz - dodała, puściła przyjaciółce oczko i weszła do toalety.
- No nie wydaje mi się - powiedziała Natalia pod nosem i podążyła za przyjaciółką, jeśli tak można nazwać kogoś, kto bez przerwy ze sobą rywalizuje. 

czwartek, 27 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 13.

Na pierwszej lekcji był j. polski z wychowawczynią, p. Kruk. Kobieta kompletnie bez podejścia do życia, traktowała uczniów surowo, nigdy się nie uśmiechała. 
- Możecie się spakować, zaraz zadzwoni dzwonek - odparła kiedy omówili już dzisiejszą lekcję. Usiadła za biurkiem, otworzyła dziennik i coś w nim zaczęła pisać. 
- Aha, zapomniałam wam powiedzieć - odchrząknęła. - Szykuje się wycieczka jesienna, wyjazd w góry na trzy dni w środku tygodnia, nie wiem kto to wymyślił - prychnęła. - Wycieczka teraz, bowiem później musicie ostro pracować, wiele zaliczeń was czeka więc nie będzie czasu. Potem ewentualnie możecie jechać przed zakończeniem roku - dodała i zaczęła ilustrować wzrokiem każdego ucznia. 
- A jaki nauczyciel jedzie? - zapytał Przemek mierząc się z nauczycielką wzrokiem. 
- Nie chcę wam ani sobie psuć wyjazdu, więc ja nie jadę, za stara już jestem na chodzenie po górach - odpowiedziała opryskliwie a ktoś z końca klasy się zaśmiał. 
- Jadą mężczyźni, bo oni dadzą sobie radę z taką niecywilizowaną młodzieżą. Jedzie Wiktor i jeśli pamięć mnie nie myli to jeszcze Filip - odpowiedziała, a Adriannę wbiło w krzesło.
- Świetnie. Jedna wycieczka i jeszcze na nią nie pojadę - pomyślała i westchnęła.
- No to świetnie! - ucieszył się Przemek, a zaraz z nim Rafał, Sebastian i Tinka, 
***
- Hej i jak? - zapytał z entuzjazmem Przemek doganiając Adę.
- Zależy o co pytasz - odparła i zdobyła się na uśmiech.
- Jedziesz na wycieczkę? - odpowiedział i usiedli na ławce. 
- Nie wiem, muszę się zastanowić... Nie wiem co przez ten czas mogłabym zrobić z kotem, poza tym dziś jadę po drugiego więc ciężko trochę - westchnęła, a kolega zrobił niezadowoloną minę. 
- Na pewno coś wykombinujesz, liczę na to! - pocieszył i objął dziewczynę.
***
- Cześć stary! Jak tam weekend? - zapytał Filip, nauczyciel biologii. 
- A powiem Ci, że ciężko - westchnął Wiktor i pociągnął łyk kawy. - Masa obowiązków, jak zawsze - dodał i spojrzał na swojego przyjaciela.
- Spoko luz, wyluzujemy na wycieczce. Swoją drogą, widziałeś tę nową dziewczynę? Niezła jest - zaśmiał się Filip i zabawnie poruszył brwiami.
- Widziałem, ale pamiętaj, że jestem księdzem i nie dostrzegam piękna tak jak Ty - odpowiedział i na samą myśl o Adriannie i o tym, w jaki sposób Filip o niej myśli ogarnęła go złość. Chciał jak najszybciej skończyć ten temat, ale wiedział, że na wycieczce nie da mu żyć, jeśli Ada pojedzie.
Filip przysiadł obok niego na krześle dolewając kawy Wiktorowi i sobie.
***
- Gdzie nam zniknęłaś? - zapytała Paulina dosiadając się do Ady, przerwa na szczęście jeszcze trwała, a po niej miała być religia. - Mam nadzieję, że jedziesz na wycieczkę? Założyłam się z Natalią, której uda się uwieść Filipa - dodała i po chwili się zaśmiała. Adrianna spojrzała na nią zdziwiona mając nadzieję, że jej koleżanka żartuje.
- Pokręcone jesteście, prawie w to uwierzyłam - zażartowała brunetka, tymczasem Paula pokręciła przecząco głową.
- Nie żartowałabym z takich rzeczy. Filip podoba nam się odkąd pamiętam i zawzięcie walczymy ze sobą odkąd pamiętam. Teraz będzie okazja - odparła Paulina. - Aż nie mogę się doczekać, kiedy zanurzę rękę w jego długich, blond włosach i zaczniemy się całować. Wygraną mam w kieszeni - zaśmiała się diabelsko.  

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 12.

- Przepraszam, że wczoraj tak wyszło... sama powinnaś mnie zrozumieć w tej sytuacji - oznajmił Wiktor biorąc pierwszego łyka czarnej, gorącej i nie słodzonej kawy. Unikał jej spojrzenia, bo wiedział, że po wczorajszym wydarzeniu jej zielone, pełne smutku oczy rozłożą go na łopatki.
- To ja Cię powinnam przeprosić - odchrząknęła i w końcu na siebie spojrzeli, a Wiktor wykonał prawie niewidzialny ruch głową, który miał oznaczać, że się myli. 
- Nie wiem czy czymś Cię sprowokowałem... Jeśli tak, to najmocniej przepraszam - westchnął mężczyzna. Miał tak ogromną ochotę wziąć ją w ramiona, pocałować w czoło i wykrzyczeć całemu światu, że nie wie do cholery co się z nim dzieje. Przecież przez jego życie jako mężczyzny, a potem jako kapłana przewijało się wiele kobiet, niektóre dopiero dostrzegał po dłuższym czasie, ale nigdy tak na nie nie patrzył, tymczasem Adę zna dwa tygodnie, Dwa cholernie długie tygodnie. Pięć wspólnych lekcji, na których nie potrafił się skupić. 
- Skończmy ten temat. Zrobiliśmy głupotę, która nie powinna mieć miejsca i tyle. Nic nieznaczący pocałunek - odparła dziewczyna, a ostatnie trzy słowa powiedziała prawie szeptem, wiedziała bowiem, że wcale tak nie było. I on doskonale też to wiedział, ale nie dał po sobie tego poznać, żeby dziewczyna się nie zadręczała. - Dziękuję, że się mną zająłeś tej nocy, nie wiem co mogłoby się stać gdyby nie Ty - dodała i uśmiechnęła się ciepło, co on zresztą odwzajemnił. 
Adrianna ruszyła się ze swojego miejsca i podeszła do radia, żeby włączyć poranne wiadomości co czyniła każdego poranka po czym wróciła do stołu. 
- Pojedziemy razem do szkoły - oznajmił w przerwie między jedzeniem. Dziewczyna uniosła jedną brew i wpatrywała się w niego tępo. - Mamy na tę samą godzinę, bez sensu, żebyś tłukła się autobusem. Miałbym Cię potem na sumieniu - dodał i oboje się zaśmiali.
- To miłe, dziękuję - podziękowała grzecznie i dopiła resztkę kawy. - Przepyszne śniadanie, mogłabym jeść tak codziennie - skomentowała. 
- Też bym mógł, szczególnie z Tobą - przeleciało mu przez myśl, ale szybko się jej pozbył. 
- Pójdę się ubrać, jeśli pozwolisz - powiedziała grzecznie i podreptała do swojego pokoju a stamtąd do łazienki.
- Chłopie, co się z Tobą dzieje - mruknął pod nosem i schował twarz w dłoniach.
***
- Przestań, przecież nie będziesz zmywać naczyń - uparła się Adrianna stojąc przy zlewozmywaku razem z Wiktorem, który zawzięcie trzymał gąbkę w ręce i nie chciał jej oddać.
- Zrobiłem śniadanie to po nim pozmywam, proste. Idź się spakuj, posiedź przed lustrem albo co tam zwykle robisz rano i się nie przejmuj - odpowiedział stanowczo kapłan i puścił dziewczynie oczko. Uśmiechnął się mimowolnie, gdy zauważył, że dziewczyna odpuszcza.
- Wiszę Ci przysługę... Kolejną - westchnęła. - Będę w pokoju, w razie wypadku - dodała i skierowała się w tamtą stronę odwracając się jeszcze na chwilę aby móc na niego spojrzeć.
- Oj trochę już ich wisisz - zaśmiał się. - Mogę Cię zapewnić, że do żadnego wypa... cholera! - zapewniał Wiktor, kiedy nagle podniósł głos i złapał się za rękę.
- Matko jak boli - warknął, a dziewczyna z prędkością światła znalazła się przy nim. - Nie wiedziałem, że ten nóż jest tak diabelnie ostry - syknął z bólu.
- Uspokój się i pokaż mi to - zażądała Adrianna. Z grubsza obejrzała ranę i sięgnęła do szafki po wodę utlenioną, plastry i bandaż. Dała rękę mężczyzny nad zlew i delikatnie zlała ranę wodą, aby niczego nie pobrudzić krwią, po czym skierowali się na krzesła.
- Pobrudzisz się - uznał marszcząc brwi.
- Nie unoś się, daj mi chwilę - powiedziała z pełną powagą. Ułożyła ręcznik na swoim udzie i położyła tam rękę kapłana raną do góry. Delikatnie polała ją wodą utlenioną i obserwowała jego reakcję. Jego szczęka była zaciśnięta, a oczy pełne bólu.
- Wypuść to powietrze z siebie w końcu, nie udawaj, że Cię nie boli - zaśmiała się Ada, a Wiktor spojrzał na nią z pobłażaniem.
- Nie udaję, bo boli jak cholera! - westchnął i zaczął tupać jedną nogą dając upust emocjom.
Kiedy rana była już oczyszczona Adrianna przykleiła na nią plaster, który jak się okazało, w zupełności wystarczał, nie trzeba było mieszać w to bandaża.
***
- Nie zostawiłeś niczego u mnie? Nie chcę, żebyś był zmuszony po to kiedyś wrócić - powiedziała od niechcenia Adrianna dając nacisk na "kiedyś".
- Jestem pewny, że wszystko mam. Poza tym, sama powiedziałaś, że mogę wpadać kiedy chcę więc nie potrzebuję zbędnego pretekstu - odpowiedział z przekąsem i spojrzał z ukosa na dziewczynę, którą niezbyt to ruszyło.
- Proszę Cię, nie mów nic nikomu co się wydarzyło przez ten weekend - poprosiła patrząc na niego błagalnie.
- Nie mogę. Każda zdradzona tajemnica kończy się ekskomuniką. Poza tym, nie chcę żebyś miała przeze mnie problemy, ani ja ich nie chcę więc niech wszystko będzie w szkole tak jak było do tej pory, co się dzieje poza szkołą to tylko i wyłącznie nasza sprawa - wytłumaczył i zatrzymał się na szkolnym parkingu. - Miłych lekcji Ci życzę, szczególnie religii bo słyszałem, że nauczyciel jest strrraszny! - zaśmiał się, a dziewczyna chętnie się do tego przyłączyła. - Jeśli chcesz, to po lekcjach mogę Cię odwieźć, ale musiałbym Cię odebrać z przystanku z wiadomych powodów - dodał, a dziewczyna siknęła głową.
- Zgadamy się - powiedziała prawie bezgłośnie i puściła mu oczko. - Wielkie dzięki za wszystko - dodała i wysiadła z czarnego samochodu idąc z uśmiechem do szkoły. 

sobota, 22 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 11.

- Zadałem więc sobie pytanie - kontynuował Wiktor. - W jaki sposób mógłbym pokazać mu, jak bardzo Go kocham. Długo opierałem się nasuwającemu rozwiązaniu, ponieważ pragnąłem również być mężczyzną. Jednak wiedziałem, jaką powinien ponieść ofiarę... Jest tylko jedna rzecz, którą mogę mu ofiarować, żeby pokazać, że w moim sercu nigdy nie będzie nikogo poza Nim. Muszę ofiarować jedynego Jego rywala, tej właśnie ofiary On żąda - dokończył i zerwał źdźbło trawy. Obserwował reakcję swojego ojca, który wpatrywał się w niego tępym spojrzeniem.
- Nie możesz tego zrobić, nie pozwolę Ci! - krzyknął Eryk, ojciec Wiktora. Złapał go za koszulę i zaczął nim potrząsać, myśląc, że to pomoże wybić mu ten pomysł z głowy.
- Będę księdzem - odparł. - Będę Jego oddanym sługą. Ofiaruję mu wszystko co mam i czym jestem, jako Jego kapłan. Ubóstwo, czystość i posłuszeństwo. Nie będzie to łatwe, ale uczynię to! - wykrzyknął ojcu prosto w twarz i rzucił się biegiem za siebie prosto w pola. Nie wiedział gdzie biegnie, ale łzy cisnęły mu się do oczu i wydawało mu się, że takie rozwiązanie będzie właściwe. 
***
Wiktor obudził się cały spocony. Miał taki straszny sen... Przyśniła mu się jego kłótnia z ojcem, w której oznajmił mu kim chce zostać. Pamięta wściekłość w jego oczach, dziwił się jednak poniekąd, że ojciec nie podniósł wtedy na niego ręki. Przecież mógł to zrobić. Wysoki, masywny, silny mężczyzna przeciwko swojemu synowi zawsze da radę. Jego matka, Maria, jednak się nie przejęła. Chyba do końca była przekonana, że to jego "widzimisię" i z czasem zmieni zdanie, ale cóż, najwidoczniej jednak się przeliczyła. 
Odrzucając od siebie najgorsze wspomnienia wstał bezszelestnie ze swojego prowizorycznego łóżka, które zrobił sobie na podłodze z kocyków, które znalazł za pomocą półprzytomnej Ady. Jak na pijany umysł jeszcze jako tako pracował, więc chciał to wykorzystać. Spojrzał na Adriannę.. Tak słodko spała. Ludzie zawsze wyglądają młodziej podczas snu. Gdyby ktoś ją teraz zobaczył, nie mógłby stwierdzić, że śpiąca tutaj kobieta jest pełnoletnia. Widać było, że cały stres ostatnich dni, wszystkie zmartwienia ją opuściły.
- Ciekawe, co Ci się śni - zastanowił się Wiktor widząc lekki uśmiech na twarzy dziewczyny. 
Zaraz po tym udał się do kuchni, pomyślał, że wypadałoby przygotować coś do jedzenia. Prawie szósta rano to dość wcześnie, ale powinni coś zjeść i jakoś się przygotować, ponieważ obojga później czekała szkoła. 
***
- Szymon? Cześć brachu! Słuchaj, będziesz mi potrzebny za pół godziny - zaczął kapłan i wytłumaczył bratu Szymonowi, że coś mu wypadło i musiał wyjechać poza miasto, co sprawiło, że nie zdąży wrócić na poranną mszę. Dobrze się złożyło, że znajomy nie miał o tej porze obowiązków i bez oporów się zgodził wisząc w końcu staremu kumplowi przysługę. 
Następnie zadzwonił do swojego brata, Krystiana. 
- Halo halo i jak tam? Dotarłeś do niej wczoraj? - odezwał się od razu Krystian. Wiktor wiedział, że o tej porze może do niego dzwonić bo siedzi w biurze już od godziny 5 i ma luz przez parę godzin, rzadko kto dzwoni w służbowych sprawach o takiej porze, ale szef uparcie nie zgadzał się, aby ten przychodził do pracy później niż powinien. 
- Tak, właśnie od niej dzwonię - powiedział. - Ale spokojna Twoja głowa, opiekowałem się nią tylko, nie tknąłem jej - wytłumaczył prędko. - Mam sprawę do Ciebie - przeszedł od razu do rzeczy i poprosił brata, aby wziął do ręki długopis i zapisał wszystko co mu powie. 
***
Po półgodzinie usłyszał ciche pukanie do drzwi, charakterystyczne dla Krystiana. Wiktor szybko pomknął do drzwi starając się nie obudzić ani Sheby, ani jej właścicielki. 
- Dzięki, kurde, wiszę Ci kolejną przysługę - zaśmiał się cicho kapłan zabierając od swojego brata siatkę z zakupami.
- Wow, na pewno do niczego nie doszło? - zdziwił się Krystian widząc swojego brata w samych spodniach. Zmierzył go od gołych stóp, zatrzymując się na gołej klatce piersiowej.
- Mogę Cię zapewnić, jako ksiądz, że do niczego - zmierzył go z ukosa. - Brałem prysznic przed chwilą, jakbyś nie zauważył - dopowiedział i przejechał ręką po wilgotnych włosach. - Dobra, zmykaj do roboty, potem się rozliczymy. 
***
Obudziły mnie zapachy dochodzące z kuchni. Przez chwilę czułam się jak kilka lat temu, kiedy to mama zawsze buszowała od rana w kuchni, śpiewając sobie od rana najróżniejsze piosenki zasłyszane w radiu. Postanowiłam wstać, kiedy dostrzegłam, że jestem w majtkach i koszulce Rolling Stonesów. Podeszłam więc pewnym krokiem do szafki wciągając luźne spodnie z dresu. Wyszłam z pokoju i dostrzegłam w kuchni Wiktora opierającego się o kuchenny blat. Głowa zwisała mu między ramionami, chyba ciężko o czymś myślał. 
- Hej - odezwałam się niepewnie krzyżując ręce na piersi. 
- O, wstałaś. Wyśmienicie, siadaj, zaraz jemy - odpowiedział z wyraźnym entuzjazmem.
- Zrobiłeś śniadanie? - zdziwiłam się. - Musiałeś się nieźle natrudzić - powiedziałam i oblałam się rumieńcem. 
- Muszę jakoś wszystko odpokutować - wybrnął z tej niezręcznej sytuacji i odsunął mi krzesło. 

czwartek, 20 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 10.

Wiktor nie zastanawiając się dłużej wsiadł w samochód, zapiął pas, czym prędzej go odpalił i wyjechał z kościelnego parkingu. Nie zwracał nawet uwagi na to, ile przepisów drogowych złamał. Modlił się tylko w duchu, aby nigdzie nie zatrzymała go policja mimo wszystko, ponieważ opóźniłoby to tylko dotarcie do Adrianny. Dziewczyna o takiej przeszłości zraniona w ten sposób, może podjąć bardzo wiele nierozsądnych decyzji. 
***
- Jeszcze kawałek - mruknęłam sama do siebie próbując się podnieść z podłogi. Wino już zbyt mocno uderzyło mi do głowy, wiem, że nie powinnam, jutro w końcu szkoła, ale załapałam tak cholernie głębokiego doła, że nie dałam rady inaczej. 
- Jego mać! - jęknęłam kiedy reszta zawartości kieliszka wylała się na moje szorty. 
Odstawiłam go z impetem na stół po czym się zachwiałam, ale ostatecznie złapałam równowagę łapiąc się framugi. Chwiejnym krokiem udałam się do łazienki o mało nie depcząc Sheby. Gdy już tam dotarłam zaczęłam majstrować przy zapięciu spodni, w końcu udało mi się je zdjąć i kopnęłam je w kąt ubikacji. 
- Porzygam się zaraz - uznałam i złapałam się za brzuch hamując odruchy wymiotne. 
Stamtąd udałam się do przedpokoju.
- Dalej nie dojdę - powiedziałam i zjechałam po ścianie zostając tam na ziemi w koszulce i w dolnej części bielizny. 
***
- Ada! Patrz na mnie - mówił spanikowany Wiktor i zaczął delikatnie klepać mnie po twarzy.
- Wynoś się stąd - odpowiedziałam typowym pijackim bełkotem. 
- Piłaś? - zapytał zdziwiony dotykając mojego czoła i policzków. 
- Nic Ci do tego - warknęłam ale nadal nie otworzyłam oczu, aby na niego spojrzeć.
- Wiem, że być może nic teraz do Ciebie nie dotrze, ale ja nie chciałem się tak zachować... Po prostu spanikowałem i zachowałem się jak ostatni pajac, ale daj sobie pomóc - tłumaczył się cały czas robiąc sobie jedynie przerwy na zaczerpnięcie oddechu. 
Ledwo otworzyłam oczy i zobaczyłam dwóch Wiktorów. 
- Cholera, tak strasznie mi niedobrze - wybełkotałam i skuliłam się w kącie.
- Na etykietach win powinni pisać, że zbyt duża ilość wypitego wina powoduje mdłości, pozbycie się problemów i ubrań - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał, bo zrozumiał, że ten żart jest niestosowny. 
- Chciałabym wziąć prysznic - odparłam i próbowałam się podnieść z podłogi. 
- Oj nie, nie - zaprotestował szybko Wiktor nie udzielając mi pomocy. - Nie jesteś w stanie wejść tam sama. Jeszcze się poślizgniesz i będę musiał tam wejść - dodał, a ja wybuchnęłam śmiechem i nie potrafiłam go opanować.
- Zawsze w czymś widzisz problem - westchnęłam i z powrotem zamknęłam oczy.
- Zaniosę Cię do łóżka, tak będzie najbezpieczniej - powiedział, ale już bardziej sam do siebie, ponieważ szybko zapadłam w pijacki sen.
Wiktor złapał mnie w zgięciach kolan, trochę powyżej pasa i zaniósł mnie prosto do mojego łóżka, przykrywając mnie starannie kołdrą.
- Aniołek - mruknął i uśmiechnął się sam do siebie.
***
- Ale mnie suszy - to była moja pierwsza myśl po przebudzeniu. 
Otworzyłam oczy ale nic nie dojrzałam, ponieważ w pokoju było jeszcze ciemno. Nic nie pamiętam... Cholera, co się wczoraj wydarzyło?! Pocałowałam Wiktora...? Mam tylko nadzieję, że to był sen i do niczego nie doszło. Dźwignęłam się do pozycji siedzącej w łóżku i poczułam mocny ból w skroni. Chciałam wstać, ale w tym momencie dostrzegłam Wiktora śpiącego na podłodze obok mojego łóżka. 
- Kurna, więc to jednak nie sen... Ale co on tutaj robi? - zastanawiałam się siedząc na łóżku i kombinując jak z niego wyjść. Spojrzałam na siebie i od razu spanikowałam. Mam na sobie tylko majtki i koszulkę. A co jeśli my...? O nie, to nie mogło się wydarzyć... 
- Boże, powiedz, że to tylko głupi żart i niczym go nie sprowokowałam - pomyślałam i klapnęłam się z powrotem na poduszkę. - Ale przecież wtedy nie spałby na podłodze - dodałam w myślach ponownie i zamknęłam powieki prosząc o nagły sen. 

wtorek, 18 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 9.

Wiktor wpadł do samochodu cały zdyszany, ponieważ drogę do niego pokonał biegiem. Usiadł za kierownicą i w końcu odetchnął. 
- Co ja najlepszego robię - westchnął i skrył twarz w dłoniach. Mogłoby się wydawać, że zaraz zacznie płakać, jednak uderzył z całej siły w kierownicę. - Cholera, to przecież nie jej wina - dodał wściekły sam na siebie. 
Rozmyślał długą chwilę nad tym, co się stało. Czuł, że tego chciał, ale z drugiej strony przecież nie mógł. Adrianna jest naprawdę świetną dziewczyną, ma pasje, poczucie humoru, jest bardzo ładna, ale on wybrał inną drogę i ciężko teraz się wykręcić z tego. Znał księży, którzy mieli romanse, owszem, zawsze się taki znajdzie... Ale nie on. Nie człowiek, uważany za porządnego, zawsze uśmiechniętego i powołanego do służby Bogu.. Co powiedziałaby na to jego matka? Jego ojciec? Choć ojciec w sumie nigdy nie popierał jego wyboru, zawsze uważał go za "innego". Rodzice chcieli mieć masę wnuków takich swojej krwi, a tu nagle w jeden dzień okazuje się, że jeden syn zostaje księdzem, a drugi po odebraniu wyników badań okazuje się bezpłodny. Dlaczego nie spojrzał na to trzeźwym okiem? Nie wiadomo. Dlaczego przez jedną kobietę wywrócił swoje życie do góry nogami, a teraz gdy jest już za późno znajduje się ktoś, kto mógłby przywrócić tamten żywot? Dobre pytanie...
***
- Wiedziałaś głupia, że tak będzie - płakałam siedząc na ziemi w salonie gapiąc się w świat poza oknem. - Teraz już go nie odzyskam... Straciłam kogoś, kto w końcu chciał mi pomóc, być moim przyjacielem - szlochałam cały czas dolewając sobie wina do kieliszka. Pierwsze dwa wypiłam od razu, przez co czułam się już trochę senna i kręciło mi się w głowie, choć nawet to nie sprawiło na chwilę, abym przerwała. Została już tylko mniejsza część butelki, na szczęście byłam ubezpieczona, bo dostałam dość sporą ilość mojego ulubionego trunku na 18-ste urodziny. 
***
Tymczasem Wiktor siedział już u siebie, na plebanii. Zewsząd dobijała go głucha cisza, ponieważ proboszcz pojechał do rodziny, jak co niedzielę i wraca w poniedziałek wieczorem. Umówili się na samym początku, że Wiktor soboty zawsze ma wolne, za to mszę o 12 i 18 w niedzielę odprawia sam. Poniedziałkowe również należą do niego, za to wymieniają się w środy. 
Trzymał telefon komórkowy w ręce gapiąc się w kontakt podpisany "Ada", zaraz przy nim było zdjęcie uśmiechniętej, bardzo ładnej brunetki, które trochę nielegalnie podkradł z jej profilu na Facebook'u. 
- Zadzwoń kretynie i ją przeproś - mówił sam do siebie, ale wciąż się wahał. Już nacisnął zieloną słuchawkę, ale w porę zdążył się rozłączyć jeszcze przed pierwszym sygnałem. 
W końcu rzucił telefon na fotel i poszedł przed plebanię siadając na schodach.
- To Twoja wina - powiedział pod nosem i wzniósł oczy ku niebu. - Nie powstrzymałeś mnie - westchnął i oparł głowę na dłoniach patrząc przed siebie. 
- Cześć bracie! Co Ty taki mizerny? - przywitał się Krystian, brat Wiktora pojawiając się w sumie znikąd. 
- Problem mam, Krystian - odparł i spojrzał na brata.
- Problemy zawsze były Twoją specjalnością, ale teraz to mnie zaniepokoiłeś - zaśmiał się i poklepał Wiktora po plecach. - Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Nikomu nie pisnę ani słowa - dodał i spojrzał na brata z pełną troską. Widać było, że od zawsze byli ze sobą zżyci i nie mieli przed sobą tajemnic. 
- Poznałem dziewczynę - zaczął niepewnie kapłan a jego brat zagwizdał. 
- Sorry, już nie przerywam - przeprosił Krystian, a Wiktor wrócił do swojego opowiadania.
- Tylko ona jest moją uczennicą. A ja do cholery jestem księdzem! - zdenerwował się blondyn. - Ma ciężką przeszłość, opowiedziałem jej trochę o sobie, chciałem zachować przyjacielskie stosunki, ale odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem na korytarzu... Taka śliczna, zapytała się mnie gdzie sekretariat, spojrzałem na nią, w jej oczy i coś mnie wbiło w ziemię, wiesz? Udałem, że ją olewam, ale okazało się, że będą ją uczyć religii, ostatnio wpadła na mnie z kawą, byłem poniekąd wściekły póki nie zobaczyłem, że to ona. Potem popłakała mi się w klasie, bo dwa lata temu zmarli jej rodzice... Oh, stary nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć - wylał z siebie na jednym wdechu, a Krystian przyglądał się wszystkiemu. 
- Wow, nie widziałem Cię takiego nawet przy Monice - zdziwił się brat kapłana. - Tylko powiedz mi, gdzie tkwi jeszcze problem, bo nie wierzę, że to wszystko - dodał po chwili.
- Pocałowała dziś mnie. Tak delikatnie, jakby nie była pewna, że tam stoję... i ja zamiast się stamtąd wynieść lub zrobić coś innego, pocałowałem ją i to tak mocno, jak żadną inną. Jakby miała zaraz uciec z tego świata... potem uciekłem jak ostatni debil i zostawiłem ją tam samą - odpowiedział zgodnie z prawdą i złapał się za głowę.
- No stary, pojechałeś po bandzie. Muszę przyznać, że do dziś nie rozumiem Twojego kaprysu na zostanie księdzem przez jakąś jedną, głupią dziewczynę. Zawsze się jakieś koło Ciebie kręciły, ty wszystkie spławiałeś. Zawsze byłeś "tym lepszym". Po czasie nawet Natalia mi się przyznała, że zerwała ze mną, bo Ty podobałeś jej się bardziej - zaśmiał się Krystian. - Co chcesz teraz zrobić? - zadał pytanie po chwili.
- Szczerze to nie mam pojęcia co mógłbym zrobić - jęknął patrząc z żalem na brata.
- A ja wiem. Jedź do niej i to już! Nie patrz na to, kim jesteś, tylko zrób w końcu to, co podpowiada Ci serce - poradził po czym szczerze przytulił brata. 

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 8.

Obudziły mnie promienie jesiennego słońca, które perfidnie świeciły prosto w moje okno. 
- Muszę zamontować te cholerne rolety - mruknęłam i położyłam sobie poduszkę na twarzy. 
Leniwie wzięłam telefon do ręki, godzina 9;54. Ładnie, chociaż w niedzielę mogłam sobie dłużej pospać. 
- Muszę dokończyć ten sufit - przypomniałam sobie i wypowiedziałam to na głos. 
Spojrzałam na sufit, zostało trochę ptaków do domalowania, kilka motylków i kwiaty. Zawsze lubiłam mieć pobazgrane ściany, sufit. W rodzinnym domu też tak miałam, więc tutaj chciałam przywieźć tę cząstkę siebie. Mam wyrzuty sumienia, że tak potraktowałam Mikołaja... Zna mnie od urodzenia, wiemy o sobie wszystko, a przynajmniej wiedzieliśmy, bo nie wiem jak jest teraz. Przejrzał mnie na wylot, zgadza się. Ale pewnie wybiłby mi wszystko z głowy, gdyby wiedział, że człowiek o którym mu wczoraj trochę opowiedziałam jest księdzem. Księdzem. Zdaje sobie sprawę, że taki człowiek nie jest wypłukany z uczuć, bo przecież to, że musi zachować czystość, ba, przysięgał przecież, że ją zachowa nie oznacza, że on nie czuje. Czuje i wydaje mi się, że jeszcze więcej niż przeciętny człowiek. To też są ludzie, jedzą, oddychają, zachowują się tak jak my, ale dlaczego do cholery musiało spotkać to mnie? 
Wygrzebałam się z łóżka, pościeliłam je starannie i nałożyłam na nie folię, bo chciałam od razu zabrać się do roboty, ale mój żołądek dał o sobie znać. 
Czmychnęłam prędko do kuchni i otworzyłam lodówkę.
- No nie wiele tu jest - westchnęłam zła na samą siebie. 
Znalazły się dwa jajka i trochę szczypiorku, to może na skromną jajecznicę wystarczy. 
Wyjęłam z szafki patelnię, wlałam niewielką ilość oleju i wybiłam jajka.
Jajecznica była już gotowa, więc nałożyłam sobie ją na talerz, do szklanki wlałam sok pomarańczowy, a miseczkę Sheby napełniłam karmą. Wspólne śniadania to tradycja.
- Już niedługo nie będziesz jadła sama - powiedziałam i pomiziałam kotkę za uchem. 
***
Kiedy śniadanie było już zjedzone wyjęłam z szafki krótkie dżinsowe szorty i szarą koszulkę ubrudzoną z farby, której niestety nie dało się już doprać. Zasłoniłam jeszcze biurko i dywan, żeby się nie pobrudziły. Zza drzwi wyciągnęłam drabinę i już po chwili stałam na niej z paletą kolorów dokańczając skrzydła jednego z kolibrów, a w tle rozbrzmiewała akurat "Ruah" więc cichutko śpiewałam sobie pod nosem. 
***
- Otwarte! - krzyknęłam słysząc, że ktoś puka do drzwi, a nie chciało mi się fatygować do schodzenia z drabiny.
- Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Wiktora. Zaczęłam się zastanawiać co go tu sprowadza. 
- W sypialni! - odkrzyknęłam i zrobiłam jeszcze jedno pociągnięcie pędzlem. 
- Wow - powiedział wchodząc do pokoju. 
Zmierzył mnie od góry do dołu zatrzymując się na moich długich nogach.
- Co Cię tutaj sprowadza? - zapytałam z czystej ciekawości.
- Nie odbierasz telefonu, myślałem, że coś się stało, dlatego przyjechałem w chwili pomiędzy mszami. Chciałem się dowiedzieć kiedy jedziemy po nowego lokatora - odparł opierając się o drabinę.
- Odpisali mi, że można podjechać w każdej chwili, więc myślałam, żeby jechać jutro - zaproponowałam, a Wiktor przytaknął. 
- Już do Ciebie schodzę - oznajmiłam i odłożyłam paletę. Zrobiłam jeden krok, drugi... no właśnie. Źle obliczyłam ilość szczebli i ześlizgnęłam się lecąc do tyłu. 
- Mam Cię - odparł trzymając mnie w swoich ramionach twarzą w twarz. Jego ręka spoczywała na mojej talii ściskając materiał mojej koszulki. 
Patrzyłam na niego jak zaczarowana. Pierwszy raz tak blisko... Miał naprawdę niesamowite oczy. Ktoś mógłby powiedzieć, że takie szare są nudne, ale ile one potrafią zdradzić... Przeniosłam swoje dłonie na jego kark. Lekko pogładziłam go palcami i zastanawiałam się, co ja głupia robię. Jedną rękę położył na moim policzku i starł stamtąd ślad po żółtej farbie. 
- Wiktor - szepnęłam i stanęłam lekko na palcach, żeby być bliżej jego twarzy.
Już nie czekałam dłużej, bo wiedziałam, że taka okazja może się nie powtórzyć. Czas przeciekał mi przez palce.
Musnęłam jego usta moimi składając na nich pocałunek lekki jak piórko. Zero reakcji z jego strony, choć słyszałam, że oddech mu przyśpieszył. Otworzyłam oczy patrząc uważnie na niego. Powieki miał mocno zaciśnięte, jakby bił się z myślami. Zdawałam sobie sprawę, że źle robię, ale tak cholernie chciałam go poczuć... 
Teraz to on mnie pocałował. Mocno i żarliwie, jakby bał się, że zaraz się tutaj rozpłynę i już więcej mnie nie pocałuje. Zamruczał cicho i oderwał się od moich ust, jakby coś go do tego zmusiło.
- Ada... Przepraszam, ale pójdę już - powiedział speszony i szybko poleciał do drzwi. Usłyszałam tylko ich trzask i tyle go widziałam.
- Ale jestem beznadziejna - jęknęłam i padłam na kolana zanosząc się płaczem.

niedziela, 16 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 7.

- Cześć skarbie, dobrze Cię widzieć - odparłam wchodząc do domu, a Sheba zaczęła ocierać się o moje nogi. 
Zamknęłam drzwi na klucz na wypadek, gdybym później zapomniała to zrobić. Poszłam leniwym krokiem i włączyłam światło. No tak. Miska Sheby pusta, więc trzeba jej to wynagrodzić. Wzięłam więc miskę i dokładnie ją umyłam po czym nałożyłam jej ulubionej karmy.
- Masz mała, tylko nie zjedz wszystkiego od razu, bo będziesz gruba - zaśmiałam się i położyłam miskę na jej stałe miejsce. Nalałam wody do czajnika, wyjęłam kubek i wrzuciłam do niego saszetkę owocowej herbaty. Odwróciłam się w stronę okna, spływały po nim strużki deszczu. 
- Jak dobrze, że zdążyliśmy wrócić zanim rozpadało się za bardzo - powiedziałam pod nosem i oparłam się o parapet.
Ale zwariowany dzień. Choć miły, mimo wszystko. Opowiedział mi cząstkę siebie, swojej historii... Ta dziewczyna zbyt podle go potraktowała, przecież mogła zrobić to w inny sposób. Sama nie wiem co mam o tym myśleć. Słyszałam wiele historii o dziewczynkach, które rozpływały się, kiedy przystojny kapłan się do nich uśmiechnął... ale czy teraz nie dzieje się tak ze mną? Znamy się za krótko, żeby się zakochać, poza tym nie mogę, on jest księdzem, wybrał inną drogę, trudno. Ale dziwne rzeczy dzieją się ze mną, kiedy pojawia się obok. Nie zachowuję się inaczej, aby mógł to dostrzec, po prostu to wszystko rozwija się w środku. Cholera, niech to się skończy zanim zajdzie za daleko... 
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk czajnika, który zagotował już wodę. Zalałam prędko herbatę, wsypałam dwie łyżeczki cukru i rozsiadłam się na kanapie. Włączyłam laptopa i odruchowo odpaliłam youtuba, a zaraz po tym jedną z ulubionych piosenek.  
Zaraz po tym weszłam na Facebook'a, gdzie czekała mnie wiadomość od Przemka. 
- "Przepraszam za wczoraj. Nie wiedziałem, że tak zareagujesz na mój głupi żart. Nie oczekuję, że rzucisz mi się na szyję ze szczęścia, ale może dasz się gdzieś wyciągnąć w poniedziałek po szkole?" - przeczytałam sobie na głos i szerzej otworzyłam oczy z niedowierzania. Jest dostępny, więc może lepiej byłoby odpisać.
- Cześć. Nie przepraszaj, nie masz za co. Chętnie gdzieś z Tobą pójdę :) - napisałam i wcisnęłam Enter. A niech się chłopak cieszy, też mogę coś mieć od życia. Wyłączyłam zakładkę z Facebook'iem, rozwaliłam się na kanapie i wsłuchiwałam się w dźwięki muzyki.
***
- Cześć mała, co u Ciebie? - zapytał od razu Mikołaj i podarował mi szeroki uśmiech od ucha do ucha. Cholera, był taki przystojny. Cieszę się, że w końcu znalazł kogoś, kto jest takim samym świrem jak on. - No chyba nie za dobrze, bo masz minę jakbyś ducha zobaczyła - dodał po chwili i wziął łyk soku.
- Wszystko jest jak najbardziej okej - odparłam i korzystając z okazji związałam włosy w luźny kok.
- Znam to spojrzenie. Ile ma lat? Gdzie go poznałaś? - zaczął wypytywać a ja smutno się uśmiechnęłam.
- No masz rację - westchnęłam. - Poznałam go w dzień rozpoczęcia szkoły. Naprawdę świetny facet, ale nie ma dla nas przyszłości - dodałam dopijając resztkę herbaty. - Czekaj, przeniosę Cię do kuchni, bo muszę naczynia pozmywać - powiedziałam i zabrałam laptopa do kuchni, położyłam go na blacie i nalazłam do zlewu wody. 
- Hej, znacie się kilkanaście dni, nie zakładaj, że nic z tego nie będzie - pouczył mnie, a ja przewróciłam oczami. 
Westchnął.
Oho, zaczyna nie.
- Ponoć mamy w sobie uczucia, wolną wolę, rozum i myśli, a serce blokuje nam wszystko i szuka dobrego pretekstu by przewodniczyć, nikim się czują niektórzy kiedy nie mogą dać tej drugiej połowie tyle co chcą, tyle co pragną... Powiedz zanim zamkniesz się w sobie, że jesteś przy nim choćby tulisz wzrokiem, a potem nie cofaj się i zostań. A kiedy już zwątpisz i zaczniesz się wahać, nie daj się myślom, posłuchaj serca, a od rozumu odbij by nie bać się szczęścia i trzymać się blisko jego i waszej całości. Dopóki coś czujesz od siebie, od niego to macie możliwość zawalczyć o wszystko zamykając przeszłość otwierający przyszłość - poradził Mikołaj. 
Teraz to dopiero nie wiedziałam co mam myśleć. Wytarłam ostatnią szklankę i włożyłam ją do szafki. 
- Muszę przyznać, że nie marnujesz się na tej akademii - zaśmiałam się.
- Nie zmieniaj tematu - warknął a mój uśmiech szybko zszedł z twarzy.
- Co mogę Ci powiedzieć? Że zakochałam się jak gówniara? Cieszę się, że ktoś stał się dla mnie taki bliski. Wiesz ile krzywd wyrządzili mi ludzie po śmierci rodziców... myślałam, że po Danielu nic mnie już nie spotka. Tymczasem dostałam się do nie najgorszego liceum, mam swoje mieszkanie i zaczynam całkiem nowe życie. A on jest przy mnie i mogę wyżalić się w każdej chwili, mogę zadzwonić. Mogę wszystko wiesz? Tylko nie mogę go kochać, tu jest problem - odparłam i czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu to też szybko odwróciłam wzrok. - Mikołaj, przepraszam, ale będę kończyć. Jestem zmęczona i chciałabym się położyć, zresztą późno już - powiedziałam po chwili zmagania się z wewnętrznym bólem. 
- Jak wolisz, mała. Pogadamy jeszcze, trzymaj się. Dobranoc, słodkich snów - zdążył jeszcze powiedzieć, a ja zamknęłam laptopa tym samym nas rozłączając.
- Oh Sheba - szepnęłam i wzięłam ją na ręce. Jakby wyczuła czego potrzebowałam w tej chwili i wtuliła swój pysk we mnie. - Faceci, to są jednak dziwne istoty. Wszystko co mówią przechodzi im gładko, a tymczasem wcale tak nie jest - dodałam i spojrzałam na jej rudy pyszczek. - Potrzebowałabyś chyba kumpla, co? Myślę, że znajdzie się tutaj jeszcze miejsce dla jednego takiego urwisa jak Ty - zaśmiałam się a kotka zaczęła mruczeć. - Chodź, poszukamy kogoś - odłożyłam ją na kanapę, poszłam do kuchni po laptopa, odpaliłam stronę najbliższego schroniska i zaczęłyśmy szukanie jakiegoś przystojnego kawalera.
***
- O, co powiesz na tego? - zapytałam odpalając zdjęcie - "Algol, to przesympatyczny, czarniutki młodzieniec. Wielki przytulas i miziak. Kładzie się na podłodze, rozmrucza i daje brzusio do głaskania. Kocha czesanie. Łagodny, radosny, bez agresji, ciekawski. Kocha ludzi i inne koty, jedzenie i zabawę" - przeczytałam na głos, a Sheba wydała się zainteresowana.
Zaśmiałam się i szukałam kontaktu z tym schroniskiem, by móc jak najszybciej umówić się w sprawie adopcji Algola. Mój telefon akurat zaczął dzwonić, więc szybko wstałam i pobiegłam do przedpokoju, gdzie go zostawiłam po wejściu do domu. Dzwonił Wiktor.
- Hej, cała i zdrowa? - zapytał kiedy ledwo odebrałam telefon. Wyczułam w jego głosie lekką troskę, to miłe.
- Oczywiście, że tak - odparłam bez namysłu.
- Nie obudziłem Cię, mam nadzieję? - upewnił się nagle.
- Nie, no coś Ty. Właśnie siedziałam z Shebą i szukałyśmy kawalera dla niej - zaśmiałam się i odwróciłam się w stronę Sheby, która rozpoczęła swój spacer po stole.
- To kiedy po niego jedziemy? - zapytał a ja uśmiechnęłam się sama do siebie.


piątek, 14 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 6.

Zjechaliśmy z drogi wjeżdżając w jakąś leśną dróżkę. Szczerze powiedziawszy, serce miałam w gardle. Znamy się dwa tygodnie, jest moim nauczycielem, a teraz wjeżdżamy w las, gdzie nie ma żywego ducha, ale starałam się zachować spokój. Nagle zatrzymał samochód i wyłączył silnik. 
Spojrzał na mnie rozbawiony.
- Boisz się, prawda? - zaśmiał się szczerze rozbawiony moją reakcją.
- Nie, skąd Ci to przyszło do głowy? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem, ale chyba kiepsko mi to wyszło. 
- Dobra nie udawaj - skwitował. - Chodź, przejdziemy się - rozkazał, a ja posłusznie wyszłam z samochodu.
Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie wysokie świerki i sosny, runo pokryte było mchem, a gdzieniegdzie można dostrzec było skupisko borówek lub poziomek. Ale nadal nie dostrzegłam żadnego człowieka, który mógłby mnie uratować gdybym zaczęła krzyczeć i uciekać.
- Jaka Ty jesteś głupia. Czy ten wysoki blondyn o niesamowitych oczach mógłby Ci zrobić krzywdę? - słyszałam gdzieś w głowie, ale odgoniłam się od najgorszych myśli i wbiłam ręce w kieszenie bluzy. Spojrzałam na Wiktora, który aktualnie nurkował w bagażniku. W końcu się z niego wydostał dzierżąc w ręce koc w czerwoną kratę, termos i dwa styropianowe kubki. 
- Pomóc Ci? - zapytałam i podeszłam do niego szybkim krokiem.
- Jakbyś zabrała tylko te kubki, bo zaraz mi kurde spadną - poprosił, a ja wybuchnęłam śmiechem ledwo zabierając kubki z jego dłoni.
- Śmiejesz się ze mnie? - zadał pytanie nadal tak śmiesznie marszcząc brwi.
- Tak śmiesznie wyglądasz jak się denerwujesz - wyjaśniłam i nadal co jakiś czas śmiałam się pod nosem. 
Zawzięcie myślałam po co mu te wszystkie rzeczy, ale postanowiłam być cierpliwa i poczekać na ten moment, kiedy sam mi to powie. Szliśmy prostą, leśną drogą co jakiś czas pokazując sobie wypatrzone drzewa liściaste, których liście mieniły się już różnymi odcieniami czerwieni, żółci i brązu. 
- To tutaj - oznajmił mi, kiedy doszliśmy do wielkiego jeziora skrytego wśród drzew, jedno z nich było przewrócone, domyśliłam się, że to sprawka burzy. Tymczasem Wiktor podszedł do niego i rozłożył na nim koc. - Zapraszam - dodał po chwili rozsiadając się na nim. Wyjął kubki z moich rąk zupełnie przypadkiem dotykając przy tym moich dłoni. Usiadłam obok niego wsłuchując się w ćwierkanie ptaków i rechotanie żab. 
- Proszę - podał mi kubek pełen kawy, a ja uśmiechnęłam się pod nosem dziękując. - Muszę przyznać, że od pewnego czasu kawa smakuje lepiej - uśmiechnął się i zadał lekkiego kuksańca w bok. 
- Dlaczego tu przyjechaliśmy? - zapytałam zmieniając temat, delikatnie zamoczyłam usta w gorącej kawie. 
- Ja wiem o tobie już prawie wszystko, resztę poznam kiedyś indziej albo poprzez domyślenie się, natomiast Ty nie wiesz o mnie nic - zaczął niepewnie i gapił się cały czas w jakiś punkt przed sobą.
- Mogliśmy porozmawiać gdzieś indziej... Szkoła, mój dom, cokolwiek. Dlaczego akurat tutaj? - zadałam kolejne pytanie przerywając mu.
- Mam do tego miejsca sentyment.. Widzisz tamto drzewo? - wskazał je, znajdowało się na przeciwko nas, teraz już wiem dlaczego cały czas tam patrzył. - Jak byłem mały to często na nie wchodziłem, bawiłem się z bratem. Pewnego razu czegoś się wystraszyłem i najzwyczajniej w świecie stamtąd spadłem wpadając do wody. Wtedy brat mnie uratował, przypuszczam, że to jemu zawdzięczam, że siedzę tutaj właśnie z Tobą - wyjaśnił, a ja cały czas uważnie go słuchałam i obserwowałam, - Potem poznałem pewną dziewczynę. Totalnie straciłem dla niej głowę. Może każdy w życiu musi przeżyć taką nieodwzajemnioną miłość... Przyprowadziłem ją tutaj, chciałem jej wszystko powiedzieć, że będziemy ciężko pracować nad tym wszystkim, ale w końcu się uda. Odważyłem się i to powiedziałem w końcu. I wiesz co? Wyśmiała mnie. Najzwyczajniej w świecie - dokończył i skrył twarz w dłonie biorąc głęboki oddech.
- Dlatego teraz jesteś tym, kim jesteś? - zapytałam pół szeptem i dotknęłam jego dłoni dając mu znak, że jestem obok i może mi wszystko powiedzieć.
- Tak, potem to ja krzywdziłem inne kobiety. Wszędzie widziałem ją, po tym co mi zrobiła nadal ją kochałem gdzieś tam w głębi serca. Zostanie księdzem to była bardzo spontaniczna decyzja, ale pomyślałem, że pokocham Boga tak jak ją i w końcu się udało. Pokochałem Go, moją pracę w kościele i w szkole, nareszcie czuję, że jestem szczęśliwy - dokończył i wziął moją dłoń w swoje.
Uśmiechnęłam się ciepło do niego. Nie wiedziałam po co mi to mówi, ale cholernie dobrze się z tym czułam. To oznaczało, że mi ufa. 
- Ty miałaś niełatwą przeszłość, moja też nie była zbyt różowa. Taka wymiana historii, wiesz? Zostawmy to między nami, bo jesteś pierwszą osobą, której to powiedziałem - przerwał ciszę i w końcu na mnie spojrzał. 
Jego oczy były przepełnione bólem. Co ta dziewczyna mu zrobiła? Nie wiedziała, jaki był wrażliwy? Mogła odmówić mu w inny sposób. Teraz wszystkie krzywdy wychodzą w psychice dorosłego mężczyzny. Ale w jego oczach było też coś, czego nie potrafiłam wyjaśnić. Miałam wrażenie, że przeszywa mnie nimi na wylot.
- Patrzysz na mnie, jakbym Ci ją przypominała - prychnęłam i szybko odwróciłam wzrok, bo patrzył zawzięcie prosto w oczy co niesamowicie peszyło.
- Jesteś jej totalnym przeciwieństwem i nie wiem dlaczego, ale cholernie mi się to podoba - westchnął i spojrzał na drzewo, gdzie zaczęły naparzać się jakieś ptaki. - Jesteś strasznie wstydliwa, nie potrafisz w ogóle na mnie patrzeć - dodał, a ja puściłam tę uwagę mimo uszu.
Odchrząknęłam, poczułam wibrację telefonu i dźwięk, który oznaczał, że dostałam wiadomość.
- Odbierz, spokojnie - powiedział cicho i dolał nam kawy,
- Możemy dziś porozmawiać na Skype! Monica wychodzi z koleżankami, a ja ten wieczór chcę spędzić z Tobą, mam nadzieję, że masz chwilę czasu. Ciao! - przeczytałam zawartość sms'a, którego dostałam od Mikołaja i uśmiechnęłam się szeroko do ekranu telefonu.
- Co jest? - zapytał radośnie widząc moją reakcję.
- Będę mogła w nocy porozmawiać z Mikołajem! - oznajmiłam mu dalej z taką samą radością.
- Pamiętaj, że gdybyś potrzebowała natychmiast rozmowy czy towarzystwa, to możesz dzwonić. Nie obiecuję, że od razu wsiądę w samochód i przyjadę, ale mogę porozmawiać przez telefon, tak mnie traktuj, dobrze? Jak przyjaciela - odparł. - Jestem wolny między mszami, w szkole możesz mnie złapać, a soboty zawsze mam wolne - dodał, a ja o mało się nie rozczuliłam.
- Dziękuję - odpowiedziałam i nie wiedząc dlaczego, ale przytuliłam się do niego.
A on nie protestował, ani trochę,
Tego mi właśnie brakowało. Szczerego uścisku od dwóch pełnych lat. Nikogo nie było przy mnie, kiedy kogoś potrzebowałam. Mógłby ktoś pomyśleć, że w przeciągu tych dwóch lat wszystko się poukładało, ale to nie prawda. Żadna tabletka nie pomoże na zranione serca, wtedy pomóc może tylko bliskość osoby.
- Dziękuję Ci, że mogę na Ciebie liczyć kiedy tego potrzebuję - dodałam nadal go tuląc. Przeszły mnie dreszcze kiedy niechcący trącił nosem moją szyję.
Tak cudownie pachniał. I obejmował. Nareszcie poczułam się bezpiecznie, ale wiem, że tak nie można... Nie z nim.
- Chodźmy się jeszcze przejść i się zbierajmy, niedługo będzie się ściemniać, a robi się coraz zimniej - oznajmił, a ja niechętnie się z nim zgodziłam. 

środa, 12 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 5.

- Oh, Wiktor - wymruczałam i wbiłam rękę w jego włosy lekko go za nie szarpiąc. 
- Cii - uciszył mnie mocnym pocałunkiem, po chwili wrócił do mojej szyi lekko szczypiąc ją swoimi ustami na zmianę całując moje usta. Jedną ręką przytrzymał moją szyję dociskając mocniej nasze usta, druga zaś odpinała guzik za guzikiem mojej koszuli.
***
Poczułam na twarzy dosyć szorstki pocałunek, a za uchem słyszałam głośne mruczenie.
- Wiktor, daj mi jeszcze chwilę pospać - powiedziałam półprzytomna i ziewnęłam. Przewróciłam się na drugi bok, ale mruczenie nie ustąpiło. Szybko usiadłam w łóżku i otworzyłam szeroko oczy.
- Sheba to Ty - mruknęłam niezadowolona. - Ale miałam dziwny sen - powiedziałam do niej rozczarowana i położyłam się na łóżku gapiąc się w sufit. - Pewnie Cię obudziłam, co? - zapytałam się Sheby, ale ta tylko ułożyła się wygodnie na poduszce i zamknęła oczy. 
- Co się ze mną dzieje - jęknęłam i spojrzałam na telefon. 4:56. Świetnie, już nie zasnę i wiem dlaczego. 
- A może by tak wybrać się na mszę? - pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Całkiem dobry pomysł. 
Wstałam leniwie z łóżka i udałam się od razu pod prysznic zmazując z siebie wspomnienia dzisiejszego snu. 
- Boooże, jaka Ty jesteś głupia - westchnęłam opierając się o kafelki. 
***
Do mszy pozostało jeszcze dziesięć minut.
Kościół malutki to też ludzi mało było. Dużo ławek było jeszcze pustych, ale ja postanowiłam nie siadać. Szczerze to nie pamiętam kiedy powinno się stać, klęczeć czy siedzieć to też stojąc z tyłu może nikt nie zauważy. 
W końcu rozległ się dzwonek i z zakrystii wyszło trzech ministrantów i jeden ksiądz. Ten ksiądz.
Poczułam się niepewnie i zstąpiłam z nogi na nogę. Splotłam dłonie i wbiłam wzrok w ziemię. Czuję, że to był błąd...
- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedział sam wykonując znak krzyża. 
Początek zleciał bardzo szybko. Było całkiem przyjemnie póki nie podszedł bliżej do kazania. Wszyscy usiedli, a ja stałam jak ten baran z tyłu. Myślał chwilę ze spuszczoną głową, ale kiedy ją podniósł, spotkaliśmy się wzrokiem.
Cholera.
Zauważył mnie.
Dostrzegłam cień uśmiechu na jego twarzy i szybko odwróciłam wzrok. 
***
Wow, przetrwałam to. Wcale nie takie męczące jak mi się wydawało - pomyślałam i ruszyłam drogą kierującą ku mojemu domu. 
- Ada! - zawołał ktoś za mną i szybko się obróciłam. - Cieszę się, że Cię jeszcze złapałem - powiedział lekko dysząc. Jak cudownie widzieć go z rana.
- Możemy pojechać od razu jeśli chcesz - zaproponował. 
A no fakt, mieliśmy dziś razem jechać. Prawie zapomniałam.. 
- Zjemy coś po drodze - dodał widząc chwilę mojego zaćmienia. 
- Jeśli chcesz - uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił. 
Dopiero teraz dostrzegłam jakie słodkie dołeczki robią mu się w policzkach gdy się uśmiecha. Nie dostrzegłam tego wcześniej, bo rzadko się uśmiecha.
***
- Jak minęła Ci noc? - zapytał wyjeżdżając z kościelnego parkingu.
Miałam ochotę się zaśmiać i powiedzieć mu, że on mi się śnił, ale mógłby nie odebrać tego jako żart, a tego bym sobie nie darowała.
- Całkiem przyjemnie - odparłam przypominając sobie moment gdy przywarł do mnie swoimi ciepłymi wargami. 
- Śpieszysz się do domu dzisiaj? - zadał kolejne pytanie.
Kurcze, tak rzadko mówił coś od siebie tylko cały czas pytał. On wie o mnie wszystko, a ja o nim prawie nic. 
- Dlaczego pytasz? - tym razem to ja zadałam pytanie.
- Chciałbym coś Ci pokazać po drodze i coś opowiedzieć - uciął szybko i skręcił w prawo włączając kierunkowskaz. 
Jechaliśmy długą, prostą drogą, w której nigdy nie widać końca. Wszędzie dookoła był las. Przypominałam sobie sytuację z dzieciństwa, kiedy jechałam tędy z moimi rodzicami i Mikołajem. Na myśl o tym uśmiechnęłam się sama do siebie. 
- Z czego się cieszysz? - zapytał patrząc na mnie. Przed nami ani za nami nikogo nie było, więc jechaliśmy wolniej niż powinniśmy. 
- Jechałam tą drogą kiedyś z moimi rodzicami i przyjacielem. Zobaczyłam w lesie sarnę i chciałam pokazać ją rodzicom, ale zahamowałam dosyć ostro i spadłam z roweru. Na szczęście nic nie jechało, a Mikołaj rzucił swoim rowerem lecąc mi na ratunek, w końcu zdarłam sobie kolano, ale płakałam bardziej za rozdartymi rajstopami - wytłumaczyłam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. O dziwo on również się uśmiechał.
- Powinnaś robić to częściej - skomentował i dodał lekko gazu.
- Co? - zapytałam i zmarszczyłam brwi nie wiedząc o czym mówi.
- Uśmiechać się. Do twarzy Ci w uśmiechu, pięknie wtedy wyglądasz - uznał z miną eksperta, poczułam, że moją twarz oblewa rumieniec toteż odwróciłam się w stronę okna. 
- Dziękuję - odpowiedziałam prawie bezgłośnie i zakończyłam tę rozmowę bojąc się gdzie ona może dotrzeć. 
***
- Hej, już jesteśmy - usłyszałam i poczułam dłoń na swoim ramieniu. Szybko się ocknęłam i zobaczyłam obok uśmiechającego się Wiktora.
- Przepraszam, że zasnęłam. Sheba nie dała mi w nocy spać i taki efekt - skłamałam.
- Nic nie szkodzi - usłyszałam w odpowiedzi. 
Wygrzebałam się z samochodu i dołączyłam do Wiktora. Dopiero teraz zauważyłam, jak ładnie dziś wygląda. Ciemne dżinsy i najzwyklejsza biała koszula. Nie miał koloratki, a w tym mieście wątpię, że ktoś by go rozpoznał. 
Wyjęłam z torebki portfel i podeszłam do stoiska ze zniczami. Siedziała tam znajoma staruszka, widząc ją chciałam zawrócić.
- Chodźmy stąd, proszę - powiedziałam błagalnym tonem. 
- Co się stało? - zapytał łapiąc mnie za ramiona patrząc mi badawczo w oczy.
- Znam tę kobietę, a ona zna mnie - mruknęłam i odwróciłam w głowę. 
- Spójrz na mnie - poprosił, choć nie chciałam tego uczynić. Złapał mnie za brodę kładąc na niej kciuk i sam sprawił, że musiałam na niego patrzeć. 
- Wejdziemy tam, zrobimy co mamy zrobić i się zmyjemy. Ta kobieta to jest akurat najmniejszy problem, wiesz? - dodał i uśmiechnął się rozczulająco po czym mnie przytulił.
On mnie przytulił.
Przytulił.
I to tak czule, że miałam ochotę się rozpłakać, ale pewnie by tego nie chciał, bo przytula mnie, żeby mnie pocieszyć.
- Jaka Ty jesteś głupia - pomyślałam, ale nadal pozwoliłam mu się przytulać. - On to robi tylko dlatego, że jest miły, wariatko - podpowiadał mi rozum.
Za to serce mówiło całkiem coś innego...
- Chodźmy już - poprosiłam i wygrzebałam się leniwie z jego ramion, które w jednej sekundzie podarowały mi cholerne poczucie bezpieczeństwa. 
- Dzień dobry - przywitałam się i zdobyłam się na wymuszony uśmiech.
Kobieta szybko podeszła do mnie i spojrzała, dostrzegłam nawet łzy w jej oczach,
- Oh Ada, tak miło Cię widzieć - wyszeptała i ku mojemu zdziwieniu przytuliła mnie.
- Mi również jest miło - odpowiedziałam i poklepałam staruszkę po plecach.
- Co się z Tobą dzieje, dziecko? Tak długo Cię tutaj nie było, nagle przyjeżdżasz z jakimś przystojnym kawalerem i wyglądasz jak prawdziwa kobieta - uśmiechnęła się, a ja odwróciłam się w stronę "przystojnego kawalera". 
- Wiktor jestem, miło mi - przedstawił się całując staruszkę w dłoń. - Proszę się o nią nie martwić, jest w dobrych rękach, już ja o nią zadbam. Ale teraz musimy panią przeprosić ale trochę się śpieszymy - wytłumaczył kobiecie i szybko się pożegnaliśmy. 
Przekroczyliśmy już bramę cmentarza tym samym znikając z pola widzenia staruszki.
- Po co jej takich głupot naopowiadałeś? Teraz całe miasto będzie huczeć - mruknęłam z wyrzutem.
- A niech huczy, obchodzi Cię to? Niech wiedzą, że ta piękna, młoda kobieta ułożyła sobie życie z przystojnym kawalerem - zaśmiał się cicho, a moja twarz nagle złagodniała. 
- To nie grzech? - zapytałam żartem.
- Kłamstwo w dobrej mierze nigdy nie jest grzechem, poza tym, to nie do końca kłamstwo - wytłumaczył. 
- Co w takim razie, według Ciebie, nie jest kłamstwem? - spytałam z ciekawości.
- To, że jesteś piękna - uznał, a ja zakończyłam ten temat. 
*** 
Na cmentarzu spędziliśmy dłuższą chwilę. Zapaliłam rodzicom znicz, nawet się pomodliłam. Wiktor nie robił nic, żeby odwrócić moją uwagę, przypuszczam, że nawet pozwoliłby abym płakała.
- Nie myśl tyle, bo myśliwym zostaniesz - odparł, a ja spojrzałam w jego stronę zawieszając na nim wzrok.
- Coś nie tak? - zadał pytanie krzyżując się z moim spojrzeniem, a ja pokręciłam głową.
- Jesteś dzielna - mruknął. - Co się stało z Twoim przyjacielem? - dodał po chwili.
- Mikołaj wyjechał do Stanów. Aktualnie siedzi gdzieś w ciepłych krajach na wakacjach z dziewczyną, którą poznał na studiach i tak sobie żyje. Utrzymujemy nadal kontakt, często do siebie dzwonimy, piszemy, wysyłamy widokówki z wakacji, ale ostatni raz widziałam go na pogrzebie - opowiedziałam mu, a on słuchał z poważną miną. 
- Przyjaźnicie się od dzieciństwa? - upewnił się, a ja pokiwałam głową. 
- Jest dla mnie jak taki starszy brat, między nami są cztery lata różnicy. To brat Daniela - westchnęłam i nawet nie wiedziałam dlaczego mu to mówię.
- Jest taki sam jak brat? - wypytywał ciągle. 
- Nie, Mikołaj to raczej tym człowieka, który korzysta z życia nie wciągając w to alkoholu i innych używek, zależy mu na tym, żeby założyć rodzinę i zapewnić im byt, z kolei Daniel... Daniel to imprezowicz, który zawsze miał problemy z prawem. Tu pobicie, tam drobna kradzież - odpowiedziałam zgodnie z ich charakterami. 
- Dlaczego się z nim związałaś? - zaczynał mnie wkurzać tymi ciągłymi pytaniami, ale skoro chce wiedzieć o mnie więcej to proszę bardzo. 
- Nie wiem.. Byłam młoda i głupia, pierwszy raz się zakochałam. Nigdy nie zwracał na mnie zbytniej uwagi, bo byłam młodsza. Zaczęłam robić różne głupie rzeczy, żeby mu się przypodobać i w końcu mi się udało. Chyba pociągało mnie w nim to, że był takim "zakazanym owocem" - wytłumaczyłam i zaczęłam żałować, że nie ugryzłam się w język.
Czy teraz przypadkiem też tak nie jest? Choć w sumie nie czuję się winna. Jest młody, przystojny i ma idealną sylwetkę, więc niech mój rozum się nie dziwi, że zapominam przy nim jak się nazywam. 
- Ile masz lat? - zapytałam wyrywając się z zamyśleń.
- 31 - odpowiedział i spojrzał na mnie pytająco.
- Ciekawość - wytłumaczyłam i obserwowałam dawne okolice. 

wtorek, 11 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 4.

Ruszyłam szybkim krokiem do kuchni aby wyłączyć radio, następnie stanęłam przed lustrem.
- Niby ładnie, a czegoś jeszcze brakuje - mruknęłam i obejrzałam się pod każdym kątem i wybuchnęłam śmiechem na myśl o plamie z kawy. - Zdecydowanie jej tutaj brakuje - dodałam z uśmiechem i sięgnęłam po kluczyki leżące na szafce w przedpokoju, pożegnałam się z Shebą, zamknęłam drzwi wyjściowe na dwa spusty i pomknęłam biegiem po schodach.
Spojrzałam na zegarek, wybiła dokładnie 19. Miałam piętnaście minut, żeby tam dotrzeć na czas, a ja nawet nie wiem, którędy tam dotrzeć.
***
- No nareszcie! - powiedział dźwigając się z ławki. - Już myślałem, że zrezygnujesz z mojej propozycji i nie przyjdziesz - dodał i wyciągnął dłoń, a ja z miłą chęcią ją uścisnęłam.
- Jakżebym mogła zrezygnować? - zapytałam i uśmiechnęłam się do niego czarująco. 
- Chodźmy, wszyscy na nas czekają - powiedział i położył mi rękę na plecach przepuszczając mnie w drzwiach. 
Wchodząc do środka moje oczy nie wiedziały na czym mają się zatrzymać, wszystko w drewnie, tak jak w górach, po prawej stronie znajdowały się kręcone schody, które tylko się prosiły, żeby zjechać z poręczy. Z góry dolatywały radosne śmiechy i chichy, nagle ogarnął mnie jakiś strach więc się zatrzymałam.
- Coś nie tak? - zapytał się zatrzymując krok za mną, gdyby tylko wszystko ucichło słyszałby bicie mojego serca.
- A co jeśli mnie nie polubią? - zastanowiłam się i zgryzłam wargę. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w te szare oczy, które pierwszego dnia w szkole zerknęły na mnie dosłownie na sekundę. 
- A przestań, wystarczy, że ja Cię lubię i przystałaś na moją propozycję - powiedział półszeptem i odruchowo oblizał wargi po czym przeniósł wzrok na moją wargę, która była uwięziona w moich zębach,
Odchrząknął. 
- Chodźmy już, bo się niecierpliwią - uznał i wyprzedził mnie o krok. Wchodził po schodach szybko, do czasu pokoju nie odezwał się słowem. Zawiniłam czymś? 
Cholera.
Dotarliśmy do drzwi, a on szeroko je otworzył znowu mnie w nich przepuszczając. Na dywanie siedziały trzy dziewczyny, miałam wrażenie, że gdzieś je już widziałam, oby dwa fotele zajęte były przez chłopaków, jednak kanapa pozostała wolna.
- Już jesteśmy - powiadomił ich tym samym ich uciszając, bo nawet nie zauważyli, że weszliśmy. 
- No więc to jest Ada, chciałbym żebyście nie udawali jacy jesteście cudowni tylko bądźcie sobą - przedstawił mnie, a potem szczerze się zaśmiał.
- Dużo nam o tobie opowiadał - powiedziała jedna z dziewczyn i posłała mi uśmiech.
- Od lewej Karolina, Magda i Sylwia - przedstawił je po kolei, a one zaczęły dla żartu burczeć, że same potrafią się przedstawić. 
- To jest Paweł - przedstawił wysokiego bruneta w długich włosach. - A to Damian - powiedział wskazując na drugiego. 
Nagle poczułam taką wielką ulgę. Ludzie, których się bałam, okazali się być normalni. Są tacy jak ja, niczym się nie wyróżniający. Bałam się tutaj przyjść, bałam się fanatycznej gadki, że Bóg mnie kocha i jest wielki. No może i jest, ale niekoniecznie dziś chce o tym słyszeć. 
- Nie stój tak, tylko czuj się jak u siebie - powiedział i ruchem głowy wskazał kanapę.
Boże, tylko mi nie gadaj, że on będzie siedzieć obok...
- To co oglądamy? - zapytał młodzież, a oni wylali z siebie na raz milion tytułów filmów. Może było ich pięciu, ale gadki to mieli za pięćdziesięciu. 
- Blablabla - naśladował ich co jakiś czas przerywając śmiechem. 
W końcu położył się na ziemi, przed półką z płytami i starał się wyszukać jakiś odpowiedni film. 
- Sylwia ostatnio mi pożyczyła Szkołę uczuć, może obejrzymy? Bo ja szczerze nie zdążyłem go jeszcze zobaczyć - zaproponował, a chłopcy zaczęli buczeć.
- Jasne, wy to tylko mordobicie byście oglądali, grama romantyzmu w was nie ma - warknęła Magda i złożyła ręce na piersi. 
- No to może "Artysta"? - ponownie rzucił swoją propozycją i wszyscy ucichli.
- A o czym to? - spytał Paweł. 
- George Valentin, gwiazda kina niemego nie może pogodzić się z udźwiękowieniem filmów. Zakochana w nim Peppy robi wszystko by przełamać jego uprzedzenia - przeczytał tekst zamieszony na tyle opakowanie płyty.
- Brzmi spoko - zgodzili się i przenieśli wzrok na mnie.
- Co? - zapytałam mierząc się z dwunastoma oczami.
- Chcesz obejrzeć? - zapytał Wiktor.
- Obejrzę wszystko - zgodziłam się i uśmiechnęłam wywołując ulgę.
- Nawet francuskiego, gejowskiego pornola? - zapytał Damian i wszyscy się zaśmiali łącznie z księdzem. 
Kurcze mają do siebie niesamowity dystans.
- Nawet - mruknęłam i śmiałam się razem z nimi.
- Przychodź częściej - poprosił Paweł, a ja puściłam mu oczko urywając ten temat. 
Wiktor pogrzebał chwilę w ustawieniach filmu, podkręcił trochę głośność, zgasił światło i usiadł bardzo blisko mnie.
Czemu mi to robisz? - zwróciłam się do niego w myślach i udałam, że ta bliskość nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia. 
***
- Napijesz się czegoś? - zapytał szeptem zbliżając usta do mojego ucha, żeby nie przeszkadzać oglądającym. Wciągnęli się na dobre, więc nie zwracali na nas uwagi, tym bardziej, że siedzieli odwróceni do nas tyłem. 
- Dziękuję - odmówiłam grzecznie przełykając ślinę, a mój puls automatycznie przyśpieszył czując ciepły oddech przy moim uchu. 
- Brakuje mi tej plamy na Twojej koszulce - szepnął znowu tym razem z cwaniackim uśmieszkiem.
- To znaczy, że muszę znowu na księdza wpaść z kawą w ręku? - zapytałam śmiejąc się cicho, przytaknął, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Prosiłabym o zwrot mojego telefonu - przypomniałam grzecznie wyciągając otwartą dłoń. - I koszulę, którą muszę wyprać - dodałam, a on otworzył szerzej oczy.
- Telefon oddam Ci potem, bo jeśli dam Ci go teraz to film przestanie Cię interesować, a co do koszuli to chyba oszalałaś - skomentował i udał, że wrócił do oglądania filmu urywając temat. 
- Mówię poważnie - uznałam i zainteresowałam się wątkiem filmu, który przedstawiał mężczyznę, dokładniej George'a zapadającego się w piaskach.
- Jak ona śmiała się wybić jego kosztem? - powiedziałam sama do siebie, a Wiktor spojrzał na mnie kątem oka myśląc, że tego nie zauważyłam.
***
- Dzięki za mile spędzony wieczór, musisz wpadać częściej na Oazę, jest naprawdę świetna ekipa. Trzymaj się! - powiedziała Sylwia przytulając mnie mocno, to samo zrobiła Magda i Karolina. Chłopcy pożegnali się z dystansem podając mi dłonie i życzyli spokojnej nocy.
Drzwi za nimi się zamknęły.
- To i ja będę się zbierać - powiedziałam szeptem, by nikogo nie obudzić.
- Możesz mówić normalnie, jestem tutaj sam - powiedział i oparł się o drzwi ziewając. - Późno już, może Cię odwiozę, żebyś nie musiała wracać sama o tej porze, hm? - zaproponował i odruchowo sięgnął do kieszeni, aby upewnić się, że klucze są na swoim miejscu.
- Dam sobie radę, jestem już dorosłą dziewczynką, widzisz? - zapytałam i zrobiłam obrót wokół własnej osi.
Zaśmiał się.
Wow, on się śmieje i to sam na sam ze mną.
- Jakieś plany na jutro? - zapytał przeczesując ręką złociste włosy, z włosów zjechał na kark i lekko potarł go dłonią.
- Jakie mogę mieć plany w takim mieście nie znając nikogo? - zapytałam zbytecznie i zaczynałam się niecierpliwić.
- Nie byłaś u rodziców, prawda? - zadał kolejne pytanie. Miewam wrażenie, że to tysięczne tej nocy.
- Nie - westchnęłam. - Dziś pewnie było tam dużo osób, byli bardzo lubiani. Poza tym musiałabym dziś odpuścić szkołę, żeby tam dojechać - dodałam i wbiłam ręce do kieszeni bluzy.
- Możemy pojechać tam jutro - zaproponował, a ja spojrzałam na niego z ukosa.
- My? - upewniłam się.
- My - odpowiedział stanowczo.
- Co z tego będziesz miał? - prychnęłam.
- Miło spędzony czas i satysfakcję - wyjaśnił a ja przytaknęłam i oblizałam spierzchnięte wargi.
Nagle sobie o czymś przypomniał i ruszył do salonu. Wrócił po dłuższej chwili dzierżąc w dłoni mój telefon.
-Proszę - podał mi go. - Pozwoliłem zapisać sobie mój numer, gdybyś czegoś potrzebowała. Uwierz mi, nie mam złych intencji, chcę tylko pomóc... Więc gdybyś chciała się wygadać, wypłakać.. cokolwiek to możesz dzwonić - wyjaśnił, a w moich myślach pojawił się obraz pewnej nocy jak siedzę na kanapie cała zapłakana w jego silnych ramionach, jak szybko się pojawił tak go wymazałam.
- Ty wypierzesz mi koszulę, a ja zabiorę Cię na przejażdżkę do rodziców, pasuje? - przypomniał sobie o swojej propozycji.
- W porządku - westchnęłam widząc marne szanse na wygranie tej zaciętej walki. - Dobranoc - powiedziałam, podałam mu dłoń, którą uścisnął i przytrzymał zbyt długo.
Wyszłam zamykając za sobą drzwi, w końcu mogłam wypuścić z siebie powietrze.
- Boże, nie rób mi tego błagam - szepnęłam sama do siebie unosząc oczy ku górze. Na niebie nie było żadnych gwiazd, nawet poczułam na twarzy kilka przyjemnych orzeźwiających kropelek jesiennego deszczu.
***
- Drogi Ojcze... Nie zrozum źle moich czynów, zamiarów i intencji, ale postępuje uczynkami miłosierdzia w stosunku do tej dziewczyny. To naprawdę świetna, silna osoba ale niestety nieszczęśliwa, sam jej to uczyniłeś. Spraw tylko... - tu zatrzymał się, żeby pomyśleć czy faktycznie chce Mu to powiedzieć. - Spraw tylko, żebym jej nie pokochał. Nie w ten sposób, w który mi nie wolno - modlił się w myślach zawzięcie leżąc już w łóżku. Nie wiadomo dlaczego, nie potrafił skupić się na czymś innym, myślał tylko o niej i o tym co w tej chwili robi. Czy bierze kąpiel? Dlaczego nie mogę oglądać jej cudownego ciała... Czy może leży już w łóżku a obok niej na poduszce leży Sheba? Dlaczego kot ma większe szczęście i może się do niej przytulać? Wiele myśli zaprzątało jego głowę do tego stopnia, że w końcu zasnął mając w głowie tylko jedną postać. Ada... 

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 3.

- Ładna dziś pogoda, prawda? - zapytała, kiedy minęli już teren szkoły.
- Oh to prawda - odpowiedział krótko i zjechał na inny pas. 
Zaczynam żałować, że w ogóle wsiadłam z nim do tego samochodu, już widzę to sztywne podejście do życia, nie dziwię mu się, same zakazy ma.
- Dlaczego nic nie napisałaś na kartkówce? Żadnej tajemnicy nie znasz? Chrzest? Wniebowzięcie? Ukoronowanie? Cokolwiek... - zapytał i zerknął na mnie na chwilę, a zaraz po tym wrócił do śledzenia drogi. 
- Nie chodzę do kościoła - mruknęłam i liczyłam na to, że temat został zamknięty.
- Dlaczego? - zadał kolejne pytanie, usilnie próbując wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji. 
- Gdyby Bóg istniał to nie zabrałby mi rodziców - westchnęłam i spojrzałam na zegarek.
- Ah bzdury. To tylko dowód na to, że Twoi rodzice byli cudownymi ludźmi. Bóg wiedział, że świetnie poradzisz sobie bez nich, a on ich potrzebował. Widzisz? Nie mylił się - powiedział pocieszająco darując mi szczery uśmiech. - Ty wierzysz, tylko się tego wypierasz, bo podwinęła Ci się noga - dodał i zatrzymał się na czerwonym świetle. - Teraz w lewo? - upewnił się jeszcze a ja tylko pokiwałam głową. 
W radiu właśnie rozbrzmiała piosenka, która w ostatnich dniach była moją ulubioną i odruchowo zaczęłam wystukiwać rytm palcem. 
- Lubisz? - zapytał i podkręcił głośność nie czekając na odpowiedź. 
Reszta drogi zleciała nam na obgadywaniu ludzi z klasy, znaczy ja pytałam o różnych a On mi ich opisywał, w końcu dłużej ich znał. 
***
- Może wejdzie ksiądz na górę? Zapraszam na kawę - powiedziałam z entuzjazmem.
Rozmowa zaczęła się rozkręcać, kiedy musiałam już wysiadać, a szkoda, bo temat był naprawdę ciekawy.
- Wiesz... na kawę to może nie - zaśmiał się wskazując plamy na naszych ubraniach przez co również się zaśmiałam. 
- No to może herbata? Niech ksiądz się zgodzi, jestem coś winna za to - poprosiłam, a jego twarz nabrała milszego wyrazu.
- Skoro już mnie tak błagasz, to mogę wejść na chwilę - uznał po lekkim namyśle i już po chwili zmierzaliśmy do mojego bloku. 
***
- Zapraszam, niech ksiądz się czuje jak u siebie - powiedziałam i zaprowadziłam gościa do salonu, który od kuchni dzieliła tylko wyspa. 
Nalałam prędko wody do czajnika bezprzewodowego i go włączyłam, po czym wyjęłam z szafki dwa kubki wrzucając do każdego saszetkę herbaty.
- Piękne słoneczniki. Sama je namalowałaś? - zapytał ksiądz Wiktor wskazując ruchem głowy na sztalugę stojącą w rogu pokoju obok balkonu, bo było tam idealne światło w ciągu dnia. 
- Tak, maluję odkąd pamiętam. Mama uwielbiała słoneczniki - odpowiedziałam i moją twarz przyozdobił promienny uśmiech. 
- O, masz kumpla - zauważył i zaśmiał się.
- Raczej kumpele - poprawiłam go. - Sheba, złaź z naszego gościa - powiedziałam i podeszłam do niego, aby zdjąć mojego kota z jego kolan, nasze dłonie delikatnie się dotknęły i poczułam się niepewnie. 
- Zostaw ją, uwielbiam koty - wytłumaczył i zaczął drapać Shebę za uchem. - A koty uwielbiają mnie - dodał nieskromnie i zaczęliśmy chichotać. 
- Ona strasznie się leni, będzie miał ksiądz całe spodnie w rudej sierści - mruknęłam a on tylko machnął ręką. 
Wróciłam do kuchni ponieważ woda w czajniku już się zagotowała. Zalałam herbatę w oby dwóch kubkach i poszłam do salonu biorąc głęboki oddech. Jeden kubek położyłam przed nim, z racji, że on siedział na kanapie wolałam usiąść gdzieś dalej, więc wybrałam fotel. 
Sheba zeskoczyła z kolan gościa i pobiegła do mojego pokoju, zapadła niezręczna cisza.
- To oni? - zapytał przyglądając się zdjęciu niemałych rozmiarów znajdującego się nad moją głową. 
Przytaknęłam.
- Wyglądacie tam na szczęśliwych - skomentował i wsypał półtora łyżeczki cukru do swojego kubka.
- Tacy też byliśmy - powiedziałam półszeptem, podniosłam głowę i spotkaliśmy się wzrokiem. Nie mogłam długo tak patrzeć więc speszona odwróciłam wzrok.
- Przepraszam, że Cię o to proszę, ale może opowiesz mi jak to się stało? - zaproponował i totalnie zbił mnie z tropu. Przed oczami pojawił się obraz tamtej nocy, pisk opon, ten huk, rozbity samochód i Daniel.. oh Daniel, co Ty zrobiłeś?! 
- Było to dwa lata temu - zaczęłam i ułożyłam się wygodnie w fotelu trzymając kubek w dłoniach. Ksiądz Wiktor skrzyżował dłonie na piersi mrużąc oczy. - Byłam na imprezie z moim ówczesnym chłopakiem, Danielem. Wypiłam kilka piw, Daniel miał pozostać trzeźwy bo byliśmy jego samochodem. Trzeźwy był, ale niestety wziął coś gdy nie widziałam - dodałam po chwili i zrobiłam łyk herbaty, która przyjemnym ciepłem przeleciała przez moje gardło. - Nie pamiętam jak dotarłam do samochodu, nie potrafię sobie przypomnieć, ale pamiętam, że rodzice chcieli spotkać się w domu, żeby nam natychmiast o czymś powiedzieć, więc pojechaliśmy, gdy już docieraliśmy do celu, rodzice również do niego jechali, widziałam ich samochód z naprzeciwka zaczęłam im machać, a Daniel... Danielowi coś odwaliło, ciężko to wytłumaczyć i zjechał na boczny pas wprost na moich rodziców, tata chciał nas uchronić i skręcił ostro w prawo wjeżdżając tym samym w drzewo - dokończyłam i przełknęłam ślinę, mając na dzieję, że gula, która powstała w moim gardle czarodziejsko zniknie... nic z tego, po moim policzku spłynęło kilka łez.
- Hej, Ada - powiedział szeptem i podszedł do fotela kucając obok mnie.
- Niech ksiądz na mnie nie patrzy, nic dzisiaj nie robię tylko płaczę - powiedziałam śmiejąc się lekko i szybko starłam łzy.
- Ty mi tu nie księżuj, tylko Wiktor jestem. Umówmy się, że gdy jesteśmy sami poza szkołą mówisz do mnie po imieniu, pasuje? - zapytał i podał mi rękę czekając aż ją uścisnę.
- Nie wiem czy potrafię...- zawahałam się nadal nie dotykając jego dłoni.
- Ja wiem, że potrafisz. No już - rozkazał a ja w końcu uścisnęłam jego dłoń i poczułam niesamowite ciepło, które z niej biło.
Jeszcze bardziej niesamowite jest to, że kiedyś przy Danielu, moim chłopaku nie czułam się tak świetnie. Nawet gdy mnie przytulał, całował, pieścił. A ten człowiek jest moim nauczycielem, cholera, on jest księdzem i właśnie przy mnie klęczy, ściska moją dłoń a ja nie potrafię wytłumaczyć tego co się ze mną dzieje...
- Jest mi niezmiernie miło - wydukałam i przekalkulowałam to, co się ze mną stało.
- Jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Bo chyba nie zamierzasz siedzieć w domu i płakać, bo na to nie pozwolę - powiedział i dziarsko uniósł podbródek ku górze, a ja szczerze się zaśmiałam.
- Wiem, że nie chodzisz do kościoła, ale może nie jest za późno by się nawrócić? - zapytał niepewnie mocząc usta w herbacie.
Cholera.
Od dziś to moja ulubiona herbata.
Ulubiony kubek.
Nawet ulubiona woda, która pozwoliła zaparzyć tę herbatę.
- Prowadzę w kościele Oazę, jest tam pełno świetnej młodzieży, nie każę Ci tam być co piątek, wszystko zależy od Ciebie, ale dziś jest szczególny dzień i nie mogę pozwolić, żebyś siedziała tu sama. Planujemy pójść do mnie i obejrzymy jakiś film, co Ty na to? - zaproponował, a ja wyrwałam się ze swoich brudnych myśli.
- Jakiś czas temu miałam ambicje i plany, teraz im dalej jestem tym bardziej mi się nie chce, wiesz? - powiedziałam głucho pierwszy raz zwracając mu się na "Ty".
- Jedno życie masz, więc spróbuj je zmienić, nim będzie za późno, przestań się bać to od Ciebie zależy Twoje jutro...- odparł jakby czytając mi w myślach, spojrzał na zegarek i szybko dopił herbatę.
- Przepraszam, ale będę musiał uciekać, lada chwila powinienem siedzieć w konfesjonale. Będę czekał na Ciebie do 19:15 przed plebanią, gdybyś zdecydowała się przyjść. Aha, byłbym zapomniał - wylał wszystko z siebie na jednym wdechu i pociągnął mnie za rękę prowadząc na balkon. - Tam - wskazał wysoką, białą kopułę na której umieszczony jest krzyż. - Trafisz tam bez problemu, ale wiesz przynajmniej w jaką stronę się kierować, a teraz już uciekam, do zobaczenia - powiedział i pogłaskał mnie po ramieniu starając się ostatni raz mnie pocieszyć i już go nie było.
- Do zobaczenia - powiedziałam gdy drzwi za nim już się zamknęły. - Świetnie, nie mam wyboru. Na rolki i tak się nie wybiorę, zaraz będzie padać - znowu się odezwałam tym razem do siebie.
Dostrzegłam z balkonu postać idącą szybkim krokiem do czarnej Skody Octavia. Tajemnicze autko dla tajemniczego mężczyzny...
Emocjonujący dzień... wieczór zapowiada się jeszcze bardziej.
- Choolera, nadal nie oddał mi telefonu, który zabrał mi na lekcji - przypomniałam sobie i oparłam się o balustradę balkonu rozważają "za i przeciw" dzisiejszego wyjścia. 

niedziela, 9 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 2.

Już dwa tygodnie minęły, odkąd trafiłam do tej szkoły. A dwa lata od tego dnia, które na zawsze zmieniło moje życie...

 Klasa została już podzielona na paczki, jak to bywa w takiej szkole. Są typowe dresy, sztuczne dziewczyny, miłośnicy kółka matematycznego... 
- Idziesz dziś z nami na imprezę do Piotrka? - zapytała Paulina wyrywając mnie z zamyśleń.
- Który to? - zapytałam i usilnie próbowałam sobie przypomnieć o kogo chodzi, ale dwa tygodnie to zdecydowanie za mało aby spamiętać wszystkie twarze i imiona nauczycieli, a co dopiero uczniów. 
- Ten przystojniak z ostatniej klasy, lider naszych koszykarzy. Zaprosił mnie dziś! Tak cholernie mi się podoba, to może być szansa dla mnie, kazał zabrać jakieś kumpele... no nie daj się prosić! - wyjaśniła Paula i widząc moją minę próbowała mnie przekonać. - Przemek też będzie, widzę jak na siebie patrzycie - dodała a ja wybuchnęłam śmiechem i zrobiłam łyk kawy. Siedziałyśmy przed szkołą, ponieważ mieliśmy okienko w zajęciach, a niedaleko sprzedają naprawdę świetną kawę. 
- No nie wiem.. Nie uważacie, że pogoda jest zbyt ładna żeby siedzieć u kogoś i chlać do rana? - zastanowiłam się, a dziewczyny przekręciły oczami. 
- Lepiej powiedz, że nie masz ochoty iść z nami - mruknęła Natalia, przyjaciółki Pauli. Z tego co opowiadały to znają się od piaskownicy i od tamtego czasu są nierozłączne, naprawdę świetne dziewczyny choć mają swoje humory. 
- To nie tak... Nie chce imprezować, nie dziś. Ale wy bawcie się dobrze i czekam na jakąś fotorelację! - oznajmiłam z udawaną radością, ku mojemu zdziwieniu dziewczyny przyjęły to dosłownie. Wstały, ucałowały mnie w policzek i ruszyły do wyjścia. 
- Gdzie się wybieracie? Przecież jeszcze jedna lekcja została - przypomniałam im spoglądając na zegarek. Wow, już prawie 15.
- Tą lekcją jest religia, Wiktor pewnie zapomni sprawdzić obecności, a my musimy zrobić się na bóstwo! - zaśmiały się.
- Jesteście niemożliwe! - dołączyłam do śmiechów i odmachałam im. 
Wyjęłam z torby książkę, z racji, że do dzwonka zostało jeszcze pół godziny postanowiłam trochę poczytać. Siedziałam pod wielkim drzewem w cieniu, cisza dookoła, nic nie mogło zepsuć tej chwili. 
- Hej, co tak sama? - usłyszałam gdzieś z tyłu i nim zdążyłam się odwrócić Przemek już siedział obok mnie. 
- Dziewczyny zmyły się do domu, poszły zrobić się na bóstwo, bo wybierają się na imprezę do Piotrka - wyjaśniłam i zamknęłam książkę, kryjąc ją z powrotem do torby. 
- Świetnie - odpowiedział z wyraźnym entuzjazmem. - Liczę, że również się wybierzesz - dodał i puścił mi oczko.
- Nie, nie mogę - odpowiedziałam krótko. 
- Co, rodzice nie pozwalają? - zaśmiał się, a we mnie się zagotowało. 
- Nie! Nie chodzi o rodziców! Boże, człowieku odczep się! Co ja Ci zrobiłam, że od początku roku za mną łazisz! I czemu mieszasz w to moich rodziców!? - wykrzyczałam mu prosto w twarz i zerwałam się na równe nogi biegnąc do bramy.
- Ada, co Cię ugryzło? - usłyszałam za plecami, odwróciłam się tylko na chwilę, żeby pokazać mu środkowy palec i już miałam się odwrócić kiedy wpadłam na coś wysokiego. Ze strachem uniosłam głowę i zobaczyłam ks Wiktora. Jego białą koszulę zdobiła teraz elegancka brązowa plama, spowodowana wylaniem mojej kawy. Zresztą nie tylko jego koszula, ale również moja sukienka. Torba spadła z hukiem na ziemię. Zacisnęłam mocno powieki starając się, żeby nie zacząć płakać.
- No, takiego zachowania chyba nie będziemy tolerować - warknął i złapał mnie za przedramię.
- Prze..przepraszam, ja księdza nie widziałam, nie wiem jak to się stało - zaczęłam się tłumaczyć ale na próżno, jego spojrzenie wywiercało we mnie dziurę. Wyjęłam szybko z leżącej torby chusteczki i starałam się jakoś zetrzeć plamę z jego koszuli. Miałam w głowie taki mętlik, że wybuchnęłam płaczem. 
- Hej, spokojnie, tylko mi tutaj nie płacz - powiedział zabierając chusteczki z mojej ręki. - Spójrz na mnie - polecił, a ja pokręciłam głową. - Przecież to tylko koszula, to się wypierze. Lepiej mi powiedz co się tutaj wydarzyło - dodał po chwili i podniósł torbę z ziemi. 
- Wszystko w porządku? - zapytał Przemek przyglądający się całej sytuacji już jakiś czas ale dopiero teraz zdobył się aby tu podejść. - To chyba moja wina, Ada, przepraszam - mruknął i próbował dotknąć mojego ramienia.
- Ehh, pierwsze dni szkoły a wy już rozrabiacie. Najpierw porozmawiam z Tobą, Ada. Zapraszam do klasy - powiedział i gestem ręki wskazał drogę prowadzącą do szkoły. - Potem jednak liczę na Ciebie - powiedział w stronę Przemka mierząc go na ukos. 
***
- No to opowiesz mi w końcu jak to się stało? - zapytał spokojnym, opanowanym tonem ksiądz Wiktor.
Siedziałam na krześle i bawiłam się palcami, gdyż nie wiedziałam co mu mam powiedzieć. Że Przemek zaczął się śmiać, że rodzice nie pozwalają mi wyjść na imprezę i sęk w tym, że ich nie mam? Że nie mam ochoty wyjść na imprezę, bo dziś mija kolejna rocznica ich śmierci? 
- Jeśli nie zaczniesz gadać, to będę zmuszony wezwać rodziców do szkoły - odezwał się ponowie i otworzył dziennik.
- Nie! - ożywiłam się nagle i zacisnęłam dłonie w pięści.
- No to słucham - odchrząknął i usiadł na przeciw mnie, tak strasznie blisko...
- Uwzięliście się dzisiaj na moich rodziców? - zapytałam prawie szeptem i widziałam jak łzy zmieszane z moim tuszem zaczynają spadać na moje dłonie i sukienkę. 
Spojrzałam na niego i dostrzegłam zmieszanie. Zmarszczył brwi, próbował mnie zrozumieć, odnaleźć się w moich wskazówkach ale chyba nic z tego. 
- Najpierw dziewczyny, które próbowały wyciągnąć mnie na imprezę, ale nie idę. Wie ksiądz dlaczego? Dwa lata temu, dokładnie tego dnia moi rodzice zginęli w wypadku. Do dziś jestem obwiniana za to przez ludzi, choć uznana za niewinną. Nie wie ksiądz jakie to ciężkie. W tamtym domu wszystko przypominało mi o nich, dlatego dziś tutaj jestem. Sama, nie mam nikogo - mówiłam co jakiś czas pociągając nosem i ścierając łzy spływające po policzkach. 
- Ada... Tak bardzo mi przykro - szepnął i złapał moje dłonie, ale za chwilę je puścił, jakby rozumiejąc, że to niestosowne.
- Nie, niech ksiądz tak nie mówi., Nie może być księdzu przykro, nie znał ich ksiądz... - mruknęłam i wyjęłam chusteczkę.
- A czemu Przemek jest temu winien? - zapytał ignorując moje przeczenie.
- Dowiedział się o imprezie, że na nią nie idę i zaczął się nabijać, że pewnie rodzice mnie nie chcą puścić, naprawdę nie wytrzymałam, tego było już za dużo - tłumaczyłam się.
- Już trochę czasu minęło od moich święceń, spotkałem się w życiu z wieloma przypadkami, ale nigdy nie widziałem tak dzielnej dziewczyny jak Ty - powiedział po chwili zamyślenia i ciepło się uśmiechnął. - Może zechcesz pójść do domu? Mogę Cię zwolnić. Wrócisz do domu i odpoczniesz sobie od tego wszystkiego, co Ty na to? - zaproponował sięgając po dziennik. 
- Nie, nie trzeba... To tylko jedna lekcja - odmówiłam i już miałam ruszyć się z miejsca, kiedy zaprotestował.
- To nawet lepiej. Nie możesz wrócić w takim stanie autobusem, z rozmazanym makijażem i plamą na sukience nie wyglądasz zbyt korzystnie - zaśmiał się kapłan, poprawił mi humor i pierwszy raz tego dnia szczerze się uśmiechnęłam. - Gdyby ktoś pytał co się stało, to powiedz, że urządziliśmy bitwę na kubki z kawą - dodał po chwili i ponownie się zaśmialiśmy.

***
- No, skoro lekcja dobiega końca, to zrobimy tak jak w ubiegłym roku. Na samym początku napiszemy parę kartkówkę, żeby reszta roku przeleciała nam na miłych rozmowach i filmach - powiadomił nas ksiądz Wiktor i zaczął rozdawać nam kartki.
- Oblał się ksiądz kawą? - zdziwiła się Martyna, dziewczyna Marcela.
- Ada też ma plamę po kawie! - zaśmiał się Szymon.
- To przez moją niezdarność, muszę to odpokutować - mruknął ksiądz Wiktor i podchodząc do mojej ławki, położył kartkę na moim stoliku i puścił mi oczko.
- Przebiegły - pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Spojrzałam na kartkę i zdębiałam.
Tajemnice różańca? Poważnie? Mam totalną pustkę w głowie... Ostatni raz w kościele byłam na swojej komunii, przecież nawet bierzmowania nie mam. Ha, mało tego, zapomniałam w ogóle jak msza przebiega. Zajebiście, gorzej być nie mogło... Jedynka z religii już na początku roku szkolnego. Jak ja dostałam się do liceum? Do końca lekcji zostało piętnaście minut...
-Może gdyby tak z telefonu ściągnąć? - pomyślałam i sięgnęłam do torby, ale źle go złapałam i wypadł mi z ręki.
- Cholera - zaklęłam pod nosem.
- W czymś problem, Ado? - zainteresował się ksiądz Wiktor. - Zabiorę ten telefon, żeby Cię nie korcił - uśmiechnął się i podniósł go szybciej niż ja próbowałam to zrobić.
- Czyli jednak jedynka - powiedziałam pod nosem i włożyłam koniec długopisu do ust śledząc na ściennym zegarze każdą sekundę, która mijała.

***
- Mała, czego Ty chcesz od życia, hm? - zapytał łapiąc ją za rękę splatając jej palce z jego.
- Czego? - zapytała licząc na to, że powtórzy swoje pytanie. Nadal leżeli na łące, a promienie popołudniowego już słońca, okrywały ich ciało.
- Oczywiście nie pytam o to, czego chcesz dokonać, bo wiem, że zamieszkasz w górach ze stadem zwierząt. Ale pytam czego duchowo chciałabyś dokonać - wyjaśnił i puszczając jej dłoń podparł się na łokciu patrząc jej w twarz.
- Tak najbardziej w świecie? - upewniła się i poczochrała jego włosy.
- Najbardziej, najbardziej - odpowiedział i zmrużył oczy.
- Oh, Mikołaj,.. Wiesz... Tak najbardziej to chciałabym być szczęśliwa - odparła nie zastanawiając się dłużej.

***
- Oddajemy karteczki - powiadomił nas ksiądz Wiktor tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Oddałam całkowicie pustą kartkę.
- Sprawdzę, do końca lekcji zostały dwie minuty, dam radę - uznał spoglądając na zegarek. Obserwowałam go. Miał taką skupioną minę. I takie ładne dłonie, brwi, nos, usta. Ada, on jest księdzem... Kreślił coś na kartach odkładając je na jeden stos. Ale jedną kartkę zatrzymał w dłoni i przeniósł swój wzrok na mnie unosząc jedną brew. Przełknęłam nerwowo ślinę. Niech tylko nie mówi całej klasie o tym, że oddałam pustą kartkę, bo zapadnę się pod ziemię.
- Wszyscy macie piątki, możecie zmykać - odparł, a uczniowie zerwali się z ławki biegnąc ku drzwiom, w końcu piątek - weekendu początek.
Podszedł do mojej ławki kładąc tam kartkę z wyraźną jedynką.
- Wiesz, że Ci tego nie wpisze, bo nie jesteś w nastroju, ale liczę, że to poprawisz, w samochodzie wysłucham wyjaśnień. Spotkajmy się na parkingu - powiedział i wspólnie wyszliśmy z klasy nie odzywając się ani słowem.
- Pani Krysiu, można zająć się już klasą. Miłego weekendu! - powiedział do sprzątaczki w podeszłym wieku miło się żegnając.