Tydzień minął bardzo szybko, nadrobiłam jeszcze zaległe sprawy, których nie zdążyłam domknąć przed wyjazdem z Wiktorem. Nie ma go w szkole. Nie widuję ani jego, ani Filipa więc musi coś być na rzeczy z tym, że nauczyciele o niczym nie chcą nam powiedzieć. Natalii w ogóle nie poznaję, chodzi jakaś taka smutna, odpowiada monosylabami. Z Pauliną również ciężko się porozumieć, od czasu wycieczki nawet one ze sobą nie rozmawiają. Mam wrażenie, że wszyscy w tej szkole złożyli jakieś śluby milczenia, na nikim nie można polegać. Tylko Przemek jest cały czas przy mnie i choć zamierzam mu o wszystkim powiedzieć tak jak chce, to jednak z tym zwlekam.
- Ślicznie wyglądasz - skomentował, kiedy w końcu wyszłam z ubikacji. - Pani Aniela nie da mi żyć - pokręcił głową z niedowierzaniem.
Zgodziłam się wyjść z nim w końcu na tę kolację, ponoć ma być to petarda. Muszę przyznać, że z Przemka jest całkiem dobry kolega, dziwię się, że do tej pory nikogo nie ma. Jest troskliwy i zawsze, gdy czegoś potrzebuję jest gotów mi to dać. Może moje zachowanie jest chamskie, gdyż uciekam w kontakty z nim tylko dlatego, żeby zapomnieć o Wiktorze.
Tylko, czy to takie łatwe?
Knajpka okazała się być bardzo blisko mojego mieszkania, wystarczyło wyjść przez park, który (gdy się tutaj przeprowadziłam) mienił się pięknymi kwiatami i kolorowymi liśćmi, a teraz gdy gałęzie były całkiem gołe, budził grozę i przyprawiał o palpitacje serca, tym bardziej, że zamierzaliśmy wrócić późno.
Gdy już dotarliśmy do środka, dech w piersi zaparły mi wszędzie rozwieszone lampiony i lampki, przypominające te na choince w święta Bożego Narodzenia. Mimo tego pomieszczenie było bardzo ciepłe i urocze. Przemek zabrał moją kurtkę i zaprowadził mnie do stolika z dwoma kanapami obitym w bordową skórę.
- Zaraz wracam - powiadomił mnie i zniknął z naszymi nakryciami, aby je powiesić, po czym wrócił do mnie z Menu.
- Co to za kobieta? Cały czas mi się przygląda i puszcza oczko - szepnęłam mu nachylając się nad stołem wskazując dyskretnie na starszą kobietę zza lady.
- To pani Aniela, najlepsza kobieta pod słońcem. Jest dla mnie jak babcia - powiedział z uśmiechem na twarzy i odwrócił się do kobiety obdarzając ją nim również. - Lubisz naleśniki? - szepnął jakby to była jakaś tajemnica, przez co się zaśmiałam.
- Uwielbiam, a dlaczego pytasz? - zapytałam szepcząc w ten sam sposób, co on.
- Pani Aniela robi najlepsze naleśniki pod słońcem! Wiem, że to nie zbyt wykwintna kolacja, ale wierz mi, będziesz wniebowzięta - uznał po chwili, a ja bardzo chętnie przystałam na jego propozycję.
Już po chwili oboje zajadaliśmy się, zgodnie z prawdą jaką powiedział Przemek, przepysznymi naleśnikami. Ja wzięłam sobie z bitą śmietaną i truskawkami, a Przemek wziął skromnie z serem.
- Miałeś jakieś wieści od ks. Wiktora? Długo nam już odkładają zajęcia religii, albo mamy z tym starym gburem - mruknęłam pod nosem próbując, żeby Przemek nie zauważył, że coś jest na rzeczy, a skończyły nam się narazie tematy do rozmów.
- Nie wiem, nie rozmawiałem z nim od czasu wycieczki, ale czekaj... kurcze - urwał na chwilę i zaczepił spojrzenie tuż nade mną. Nie chciałam być wścibska i się odwracać, więc czekałam grzecznie, aż wyjaśni mi, co zauważył. - Wydaje mi się, że zaraz będziesz mogła sama go o to zapytać. Tylko co to za kobieta obok niego? - zdziwił się, a mi serce podeszło do gardła.
Modliłam się w duchu, żeby tylko nas nie zauważył, co jeśli wszystko wyjdzie na jaw? Matko, jeszcze ta kobieta! Kim ona jest? Niechętnie zerknęłam przez oparcie fotela i na chwilę odetchnęłam z ulgą. To tylko Justyna. Czy byłabym zazdrosna, gdyby kobieta była kimś innym niż jego siostrą?
- To jego siostra - powiedziałam, ale po chwili pożałowałam, że nie ugryzłam się w język. Ada, wariatko, skąd nimi miałaś to wiedzieć?
- Skąd wiesz, że to jego siostra, znasz ją? - zdziwił się, a jego oczy przybrały rozmiary pięciozłotówek.
- Nie, nie znam - skłamałam. - Ale spójrz, jacy są podobni - dodałam po chwili i pociągnęłam łyk czerwonego, wytrawnego wina.
Kiedy już myślałam, że wszystko będzie dobrze, Przemek wyciągnął rękę do góry i pomachał do Wiktora. Chciałabym zapaść się pod ziemię, ale już chyba z tym nic nie zrobię.
- Jak dobrze znowu księdza widzieć! - powiedział Przemek wstając do uścisku, tymczasem ja skierowałam wzrok w ścianę po drugiej stronie myśląc, że mnie nie rozpozna.
- Adrianna? - usłyszałam piskliwy, ale miły głos Justyny. SZLAG. - Jak dobrze Cię widzieć po takim czasie! - niemal wykrzyczała i wycałowała mnie za wszystkie czasy. Czułam na sobie żarliwy wzrok Przemka, który najwidoczniej oczekuje wyjaśnień, kiedy tylko stąd wyjdziemy.
- Szczęść Boże - powiedziałam prawie bezgłośnie podnosząc wzrok na twarz Wiktora. W jego oczach zobaczyłam.. ból? Cierpienie? A może przeprosiny? Sama nie potrafiłam nic w nich wyczytać, choć tamtej pamiętnej nocy były dla mnie bardzo przejrzyste... Wtedy wręcz wylewała się z nich żądza, żar, porządnie, a teraz miał spojrzenie niczym małego szczeniaczka.
- Witaj, Ada - odpowiedział niemalże tym samym tonem co ja, czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale rozpłakanie się teraz tutaj nie było najlepszym wyjściem.
- Przepraszam, muszę pójść do ubikacji - wysiliłam się na uśmiech i ruszyłam w stronę wahadłowych drzwi, w których odwróciłam się jeszcze w stronę stolika. Przemek poznawał się z Justyną, o czymś rozmawiali, a spojrzenie Wiktora, było zawieszone na mnie w ten sposób, że się zawstydziłam, jakbym była naga tamtej nocy...
Weszłam do pierwszej lepszej kabiny i usiadłam na zamkniętej muszli klozetowej. Ręce trzęsły mi się jak ćpunowi na głodzie, cała się pociłam, a po policzkach już spływały łzy, których nie mogłam zahamować. Telefon w kieszeni zawibrował trzykrotnie. Wyjęłam go trzęsącymi się dłońmi i od razu rozpoznałam numer na wyświetlaczu, który nie tak dawno skasowałam.
SMS1: Wyjdź, musimy porozmawiać.
SMS2: Zawaliłem, wiem.
SMS3: Odwiozę Cię potem do domu, mamy naprawdę wiele do wyjaśnienia.
Tylko, czy to takie łatwe?
Knajpka okazała się być bardzo blisko mojego mieszkania, wystarczyło wyjść przez park, który (gdy się tutaj przeprowadziłam) mienił się pięknymi kwiatami i kolorowymi liśćmi, a teraz gdy gałęzie były całkiem gołe, budził grozę i przyprawiał o palpitacje serca, tym bardziej, że zamierzaliśmy wrócić późno.
Gdy już dotarliśmy do środka, dech w piersi zaparły mi wszędzie rozwieszone lampiony i lampki, przypominające te na choince w święta Bożego Narodzenia. Mimo tego pomieszczenie było bardzo ciepłe i urocze. Przemek zabrał moją kurtkę i zaprowadził mnie do stolika z dwoma kanapami obitym w bordową skórę.
- Zaraz wracam - powiadomił mnie i zniknął z naszymi nakryciami, aby je powiesić, po czym wrócił do mnie z Menu.
- Co to za kobieta? Cały czas mi się przygląda i puszcza oczko - szepnęłam mu nachylając się nad stołem wskazując dyskretnie na starszą kobietę zza lady.
- To pani Aniela, najlepsza kobieta pod słońcem. Jest dla mnie jak babcia - powiedział z uśmiechem na twarzy i odwrócił się do kobiety obdarzając ją nim również. - Lubisz naleśniki? - szepnął jakby to była jakaś tajemnica, przez co się zaśmiałam.
- Uwielbiam, a dlaczego pytasz? - zapytałam szepcząc w ten sam sposób, co on.
- Pani Aniela robi najlepsze naleśniki pod słońcem! Wiem, że to nie zbyt wykwintna kolacja, ale wierz mi, będziesz wniebowzięta - uznał po chwili, a ja bardzo chętnie przystałam na jego propozycję.
Już po chwili oboje zajadaliśmy się, zgodnie z prawdą jaką powiedział Przemek, przepysznymi naleśnikami. Ja wzięłam sobie z bitą śmietaną i truskawkami, a Przemek wziął skromnie z serem.
- Miałeś jakieś wieści od ks. Wiktora? Długo nam już odkładają zajęcia religii, albo mamy z tym starym gburem - mruknęłam pod nosem próbując, żeby Przemek nie zauważył, że coś jest na rzeczy, a skończyły nam się narazie tematy do rozmów.
- Nie wiem, nie rozmawiałem z nim od czasu wycieczki, ale czekaj... kurcze - urwał na chwilę i zaczepił spojrzenie tuż nade mną. Nie chciałam być wścibska i się odwracać, więc czekałam grzecznie, aż wyjaśni mi, co zauważył. - Wydaje mi się, że zaraz będziesz mogła sama go o to zapytać. Tylko co to za kobieta obok niego? - zdziwił się, a mi serce podeszło do gardła.
Modliłam się w duchu, żeby tylko nas nie zauważył, co jeśli wszystko wyjdzie na jaw? Matko, jeszcze ta kobieta! Kim ona jest? Niechętnie zerknęłam przez oparcie fotela i na chwilę odetchnęłam z ulgą. To tylko Justyna. Czy byłabym zazdrosna, gdyby kobieta była kimś innym niż jego siostrą?
- To jego siostra - powiedziałam, ale po chwili pożałowałam, że nie ugryzłam się w język. Ada, wariatko, skąd nimi miałaś to wiedzieć?
- Skąd wiesz, że to jego siostra, znasz ją? - zdziwił się, a jego oczy przybrały rozmiary pięciozłotówek.
- Nie, nie znam - skłamałam. - Ale spójrz, jacy są podobni - dodałam po chwili i pociągnęłam łyk czerwonego, wytrawnego wina.
Kiedy już myślałam, że wszystko będzie dobrze, Przemek wyciągnął rękę do góry i pomachał do Wiktora. Chciałabym zapaść się pod ziemię, ale już chyba z tym nic nie zrobię.
- Jak dobrze znowu księdza widzieć! - powiedział Przemek wstając do uścisku, tymczasem ja skierowałam wzrok w ścianę po drugiej stronie myśląc, że mnie nie rozpozna.
- Adrianna? - usłyszałam piskliwy, ale miły głos Justyny. SZLAG. - Jak dobrze Cię widzieć po takim czasie! - niemal wykrzyczała i wycałowała mnie za wszystkie czasy. Czułam na sobie żarliwy wzrok Przemka, który najwidoczniej oczekuje wyjaśnień, kiedy tylko stąd wyjdziemy.
- Szczęść Boże - powiedziałam prawie bezgłośnie podnosząc wzrok na twarz Wiktora. W jego oczach zobaczyłam.. ból? Cierpienie? A może przeprosiny? Sama nie potrafiłam nic w nich wyczytać, choć tamtej pamiętnej nocy były dla mnie bardzo przejrzyste... Wtedy wręcz wylewała się z nich żądza, żar, porządnie, a teraz miał spojrzenie niczym małego szczeniaczka.
- Witaj, Ada - odpowiedział niemalże tym samym tonem co ja, czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale rozpłakanie się teraz tutaj nie było najlepszym wyjściem.
- Przepraszam, muszę pójść do ubikacji - wysiliłam się na uśmiech i ruszyłam w stronę wahadłowych drzwi, w których odwróciłam się jeszcze w stronę stolika. Przemek poznawał się z Justyną, o czymś rozmawiali, a spojrzenie Wiktora, było zawieszone na mnie w ten sposób, że się zawstydziłam, jakbym była naga tamtej nocy...
Weszłam do pierwszej lepszej kabiny i usiadłam na zamkniętej muszli klozetowej. Ręce trzęsły mi się jak ćpunowi na głodzie, cała się pociłam, a po policzkach już spływały łzy, których nie mogłam zahamować. Telefon w kieszeni zawibrował trzykrotnie. Wyjęłam go trzęsącymi się dłońmi i od razu rozpoznałam numer na wyświetlaczu, który nie tak dawno skasowałam.
SMS1: Wyjdź, musimy porozmawiać.
SMS2: Zawaliłem, wiem.
SMS3: Odwiozę Cię potem do domu, mamy naprawdę wiele do wyjaśnienia.