piątek, 20 lipca 2018

ROZDZIAŁ 40.

- Myślisz, że to będzie chłopiec czy dziewczynka? - zapytałam Natalii szykując śniadanie dla nas obu. 
- Bardzo chciałabym mieć synka. Jeśli byłaby to córka, to bałabym się o nią, że kiedyś przejdzie to samo co ja. Faceci są twardsi, zniosą to - uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałam jej tym samym i położyłam kubek z kawą na stół. Sama usiadłam na przeciwko niej i czekałam, aż mikrofalówka da znać, że jedzenie jest gotowe. 
Dużo się zmieniło odkąd Natalia zamieszkała u mnie. I dużo minęło już czasu. Natalia załatwiła sobie nauczanie indywidualne, więc co jakiś czas przychodzi do nas nauczyciel i Natalia zdaje wszystko tak samo jak w szkole. Oprócz tego, że uczy się w domu, również w nim pracuje. Składa długopisy przez cały dzień, co daje jej jakiś grosz na miesiąc, ponieważ uparła się, że będzie dokładać się do każdego rachunku, ale zupełnie niepotrzebnie jej tłumaczyłam, że mam dość pieniędzy na wszystko, ponieważ Mikołaj co miesiąc wysyła mi pieniądze na życie, chociaż też nie powinien, bo mogłabym znaleźć sobie pracę. Wróciłam do malowania, co pozwala mi nie myśleć o tym co się stało. Czasem w mojej głowie pojawią się jakieś obrazy z tamtego wieczoru gdy mijam kluczyki do samochodu na komodzie, nadal leżą w tym samym miejscu, na którym zostawił je Wiktor. Z Przemkiem kontakt mi się ograniczył, myślę, że to przez tamten wieczór. Nie wypisuje do mnie, nie dzwoni, w szkole czasem pogadamy ale tylko o nauce, nic więcej. Raz widziałam go z jakąś dziewczyną na mieście, więc myślę, że zajął swoje myśli już kimś innym, co było mi na rękę, bo nie chciałam zranić niewinnego człowieka. 
Cały czas przyglądałam się Natalii, która radośnie bawiła się z moimi, albo już naszymi kotami. Ciepło robiło mi się na sercu, kiedy widziałam ją taką uśmiechniętą. Z zamyślenia wyrwało mnie jednak pukanie do drzwi. Była sobota rano i nie spodziewałam się raczej nikogo, więc jednak miałam nadzieję, że to jakaś pomyłka. 
Podeszłam jednak do drzwi, otworzyłam je i zaparło mi dech w piersiach. Zobaczyłam przystojnego chłopaka, nieco starszego niż ostatnio, z jasną blond grzywą w nieładzie, która opadała mu na oczy, więc przeczesał ją do tyłu.
- Mikołaj! - pisnęłam radośnie i rzuciłam się mu na szyję zalewając się niemal od razu łzami. 
Chłopak podniósł mnie do góry i okręcił się wokół własnej osi. W końcu odstawił mnie na ziemię, a ja złapałam jego twarz w dłonie, nie wierząc, że stoi tutaj przede mną. 
- Też się cieszę, że Cię widzę, maleństwo moje - powiedział i jeszcze raz mnie przytulił.
Szybko wciągnęłam go za rękę do mieszkania, razem z jego walizką. 
- Co Ty tutaj robisz? I jak mnie znalazłeś? - zadałam mu od razu pytania, choć chciałam zadać mu ich więcej. 
- Przyjechałem zobaczyć, jak ma się moja mała siostrzyczka, ale widzę, że całkiem nieźle - wytłumaczył i złapał mnie za nos. 
Nagle przypomniałam sobie o Natalii, która przecież siedziała w salonie. 
- Chodź, przedstawię Ci kogoś - pociągnęłam go za rękę. - To moja przyjaciółka i współlokatorka, Natalia. A to mój przyjaciel, jest mi prawie jak brat, Mikołaj - przedstawiłam ich sobie. Widać było, że oboje są zdziwieni tym, że kogoś innego zastali, a się nie spodziewali.
- Miło mi - powiedzieli w tym samym czasie, co Mikołaj skomentował swoim powalającym uśmiechem. 
- Może zostawię was samych? - zapytała blondynka, ale pokręciłam głową. 
- Miło będzie, jeśli zostaniesz z nami. Chętnie napiję się z wami kawy i porozmawiamy - uznał Mikołaj nie odrywając wzroku od Natalii. 
Pomknęłam szybko i radośnie do kuchni, gdzie od razu postawiłam wodę na herbatę i przypomniałam sobie o mleku w mikrofalówce. 
- Zjesz z nami śniadanie? - krzyknęłam z kuchni, ale nie potrzebowałam odpowiedzi, ponieważ już przyszykowałam dla niego miskę na płatki. 
***
- Monica mnie zostawiła, nie wyszło nam i rozstaliśmy się w zgodzie. Pocierpiałem trochę, ale już mi przeszło. Miała wielkie marzenia, których ja nie potrafiłem spełnić, więc lepiej, żeby zrobił to ktoś inny, niżeli miałaby się ze mną męczyć - wytłumaczył, gdy zapytałam go o jego ówczesną dziewczynę. 
- Przykro mi, Mikołaj. Naprawdę. Ale jeśli jest tak jak mówisz, to wierz mi, znajdziesz jeszcze kogoś, kto stanie Ci się naprawdę bliski - powiedziałam pokrzepiająco.
- I Ty mi to mówisz? - zaśmiał się. - Ja u Ciebie jakoś też nie zauważyłem wybranka, a wiem, że na niego zasługujesz - dodał i dał mi kuksańca w bok. 
- Długa historia i nie warta zachodu. Kiedyś może Ci o tym opowiem - zbyłam go. - To jak, zostajesz u nas, mam nadzieję? - upewniłam się.
- Nie chcę wam zajmować tutaj miejsca, chciałem się z Tobą spotkać i upewnić, że wszystko okej, znajdę sobie jakieś lokum, spokojnie - uśmiechnął się.
- Nie ma mowy. Tutaj zawsze będzie dla Ciebie miejsce. Podzielę się z Tobą łóżkiem, tak jak wtedy, gdy byliśmy mali! - przypomniałam mu i oboje się zaśmialiśmy, nawet Natalia się uśmiechnęła, co wiele dla mnie znaczyło. 

piątek, 6 lipca 2018

Hej dziewczyny!

Hej! ♥
Obiecałam wziąć się porządnie za bloga i słowa dotrzymam, ale jest małe ale.
Czy ktoś, oprócz mojej przekochanej Moniczki, jeszcze na niego wchodzi?
Wiem, że miałam trzy miesiące przerwy, mam jeszcze mnóstwo pomysłu co do pisania, także jeśli ktoś tu zagląda, to zostawiajcie po sobie ślad, bo to bardzo motywuje i widzę, że mam dla kogo pisać!
Pozdrawiam dziewczyny! ♥ 

wtorek, 3 lipca 2018

ROZDZIAŁ 39

Spaceruję już tak od godziny po tym okropnym mieście. Wszystko mi przypomina o niej... Przemokłem już chyba na dobre, zostałem bez samochodu. Wiem, gdzie zostawiłem kluczyki, ale nie mogę tam wrócić i spojrzeć jej prosto w oczy i powiedzieć tylko, że przyszedłem po tak absurdalnie niepotrzebną rzecz. 
Dziękuję tylko Bogu za to, że pozwolił mi spędzić kilka cudownych chwil z najlepszą dziewczyną pod słońcem, bo ona na to zasługuje. Żeby dziękować jej za wszystko.
Żałuję tylko, że nie będę mógł już zobaczyć jej uśmiechu wywołanego przeze mnie, przez jakąś wypowiedzianą głupotę lub zrobienie głupiej miny. Dam rękę uciąć, że właśnie słyszę jej śmiech w swoich myślach... Usiadłem na pobliskiej ławce w parku. Obok mnie przechodzili ludzie patrząc na mnie jak na obłąkanego człowieka. Wszyscy uciekali przed deszczem i nadchodzącą burzą. Ha, wszyscy... To znaczy Ci, którzy o tak późnej godzinie wracali skądkolwiek. Może od swoich miłości? A może z pracy biegli na złamanie karku do swoich rodzin? Łzy spływały mi po policzkach. Szczerze zapomniałem już jak to jest płakać z powodu rozerwanego serca. Dopiero teraz, ta sytuacja dała mi do zrozumienia, że Monika kilka lat temu nie była tego warta. Ada jest kobietą, jedyną kobietą, na którą warto wylać swoje łzy. Modliłem się w duchu, żeby nie zrobiła sobie nic złego, nie z mojego powodu... Ona jeszcze znajdzie szczęście, jest młoda, dużo przeszła, ale w końcu ktoś z wzajemnością ją pokocha tak jakby tego chciała... Ktoś będzie mógł ją co wieczór całować na dobranoc i być przy niej, kiedy dopadnie ją kolejny koszmar. Ktoś inny będzie jej bronić jeśli Daniel znów zdecyduje się ją odwiedzić... 
Chyba, że zraniłem tę dziewczynę tak bardzo, że już zawsze będzie sama. Przecież taka opcja też istnieje. Już więcej się nie uśmiechnie, nie popłacze ze szczęścia jak wtedy, gdy mnie przytulała i z szerokim uśmiechem powtarzała mi, że kocha mnie nad życie. A czy to oznacza, że jeśli przestanie mnie kochać to jej życie nie będzie miało sensu? A może tak jak ja, już zawsze będzie mnie kochać, nadal będę miał ważne miejsce w jej sercu i może jeśli kiedyś będzie nam dane się spotkać to uśmiechnie się ciepło i jednak powie "Wiktor, tak miło Cię znów widzieć!" i oboje wrócimy myślami do tych dobrych dni. Czy może jednak nawet na mnie nie spojrzy, a jeśli ja ją zaczepię, to wykrzyczy mi w twarz jak bardzo mnie nienawidzi? 
Ta druga opcja jednak sprawiła, że moje rozkruszone serce zabiło mocniej i spowodowało ogromny ból. Mam wiele do załatwienia jutrzejszego dnia... Muszę złożyć wypowiedzenia w szkole, a będzie to trudne w środku roku szkolnego. Muszę też poprosić proboszcza o natychmiastowe przeniesienie mnie do innej parafii i to będzie jeszcze trudniejsze. Władek nie zniesie byle jakiego pretekstu, kiedy chodzi o coś ważnego. A przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy, której tak bardzo będzie się domagał... 
Czas wrócić do domu. Domu Bożego, w którym ostatnio nic nie robię, tylko cierpię. A nie na tym powinna polegać posługa kapłańska. Powinienem codziennie wychodzić na ambonę z uśmiechem, mówić ludziom, że Bóg jest wielki i wszystkich kocha. Tylko my nie możemy kochać wszystkich. 
Sprawiedliwe, prawda?
***
- Nigdy nie pomyślałem, że tak zrobisz - powiedział Szymon.
- Ja tym bardziej się tego nie spodziewałem - dodał swoje Teodor.
Byli moimi przyjaciółmi od zawsze. Nawet wtedy, kiedy Adę spotkała taka krzywda. Oby dwoje nam pomogli nie czerpiąc na tym zupełnej korzyści, wiedziałem, że zawsze mogę na nich liczyć.
- Pracuję już w swoim zawodzie tyle lat, ale przysięgam, że nigdy nie widziałem takiego poświęcenia, takich nagłych decyzji i tak silnej miłości - skomentował Szymon podając nam po kolejnej puszce zimnego Lecha. 
- Ehh, stary. A co ja mogę innego zrobić? - westchnął opierając twarz na swojej dłoni. 
- Teraz nic, ale może przeczekaj to i rozwiązanie znajdzie się samo? - zaproponował Teodor i klepnął mnie w plecy. 
Zaśmiałem się już bardziej ze swojej bezsilności. 
- Jasne i myślisz, że będę chodził tak po prostu sobie do szkoły i trzy razy w tygodniu będę miał z nią zajęcia, będę udawał, że jest jak każdy inny uczeń, a do tego mijać ją na korytarzu i patrzeć na jej piękne, długie, brązowe włosy, jej zielone oczy podkreślone gęstymi rzęsami, jej cudowne usta, o uśmiechu nie wspominając...- rozmarzyłem się zupełnie niepotrzebnie, bo to tylko jeszcze bardziej zabolało. 
- No tak, masz rację, to się nie uda - westchnął bezradny Szymon.
- Już łatwiej byłoby się zabić niż ją oglądać po tym, co jej zrobiłem - uznałem, a mężczyźni spojrzeli na mnie z ukosa.
- Nie pleć głupot, nie będę Cię wyciągać jeszcze z depresji - uświadomił go Teo i pociągnął łyk zimnego piwa, co również postanowiłem uczynić. 
***
- Musisz mnie zrozumieć, tylko Ty jesteś w stanie mi teraz pomóc - mówiłem do proboszcza, byłem w stanie nawet uklęknąć przed nim i wypolerować jego nowe buty. 
- Nie rozumiem tylko skąd taka nagła zmiana... Przecież tyle razy mi mówiłeś, że mógłbyś tutaj już zostać do końca życia, a teraz przychodzisz i mówisz mi, że natychmiast mam jechać do biskupa i prosić o przeniesienie najlepszego wikarego, którego dotąd miałem - mówił Władysław, ale gówno mnie to obchodziło tak naprawdę. - Słuchaj, a może chodzi o tę dziewczynę, hmm? Czekaj jak jej było.. O, Adrianna! Miałeś z nią skończyć, pamiętasz? - dopytywał się proboszcz, a ja czułem, że ciśnienie rośnie mi coraz bardziej i rozwalę mu te nowe biurko z dębu, które poleruje każdego popołudnia.
- To nie ma żadnego związku z tą dziewczyną - mruknąłem wściekły tym, że ten człowiek wpieprza się w nie swoje sprawy.
- Przecież mówiłem Ci, że zniszczysz sobie przez nią życie. I tak teraz się właśnie stało - powiedział kapłan i zaczął klaskać, co kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi. 
- A ja ci powiedziałem, że to nie ma z nią nic wspólnego! - trzasnąłem z całej siły w jego biurko, co spowodowało, że zdjęcie jego siostry się przewróciło. - I jeszcze raz Cię proszę. Albo Ty pojedziesz jeszcze dziś do biskupa i z nim to załatwisz, albo ja to zrobię i wysmaruję Cię tam. Nie żartuje, więc lepiej się zastanów - zagroziłem mu. Byłem pełen gniewu, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Bałem się, że jeśli zostanę tutaj dłużej, to spowoduje, że zacznę bardziej tęsknić za tą dziewczyną i pobiegnę do niej. 
- A co ze szkołą, Wiktor? Co z młodzieżą, która tak Cię uwielbia? Co z oazą? Ministrantami? Dziećmi Maryi? - zapytał Władek przedłużając tę rozmowę niepotrzebnie. Zamiast głupio się pytać, mógłby już siadać za kierownicę swojego BMW i ruszać do archidiecezji. 
- Jeśli dostanę pismo o przeniesieniu, automatycznie zwalniam się ze szkoły i nie będzie żadnego problemu. A młodzież przecież może mnie odwiedzać, może czasem ja do nich wpadnę. Będziemy utrzymywać ze sobą kontakt - wyjaśniłem wszystko wypuszczając nadmiar powietrza z moich płuc. 
- Dobra, zrobię tak jeśli tego tak bardzo pragniesz - westchnął ciężko staruszek. - Nie wiem tylko co jest tego przyczyną, ale wierzę, że kiedyś mi o tym powiesz - dodał tylko na do widzenia i wyszedł z parafii trzaskając drzwiami. Wiem, że nie będzie mnie już traktować tak jak przedtem, ale nic na to nie poradzę, kiedy sytuacja mnie nagli. 
Pozostał tylko jeszcze jeden problem do rozwiązania dzisiejszego dnia.
Przemek.
***
- Cieszę się, że księdza widzę. Ada nie dała mi znać od wczoraj, nie wiem, czy wszystko z nią w porządku. Chciałem do niej pójść, ale wiem jak bardzo nie lubi niezapowiedzianych wizyt. Księże, wszystko z nią dobrze? - zapytał Przemek, a ja sam nie wiedziałem co mu mam odpowiedzieć. Może, że złamałem jej serce i ma do niej biec, żeby je poskładać? Absurd.
- Wszystko będzie u niej dobrze, ale musisz się nią zaopiekować. Powoli do niej docierać, może kiedyś wszystkiego się dowiesz, ale nie nalegaj, bo ona zamknie się w sobie i już nigdy nie będzie tak jak dawniej - opowiedziałem mu i zobaczyłem, że on naprawdę się o nią martwi. - Właśnie to chciałem Ci powiedzieć. Ja.. prawdopodobnie odchodzę z tej parafii i szkoły, przeniosą mnie gdzieś dalej, sprawa jest pilna dlatego proszę Cię, nie mów o tym nikomu. Wiem, że tobie mogę zaufać, nigdy się na tobie nie zawiodłem. Opiekuj się Adą, proszę Cię. Nic jej nie mów, nawet gdyby pytała. Będziemy w stałym kontakcie, dobrze? Zawsze, gdy będzie się coś działo pisz do mnie, dzwoń nawet w środku nocy. Będę zawsze dla was - powiedziałem mu wszystko i na koniec mógłbym się rozpłakać, ale nie chciałem mu pokazywać, jak ta cała sytuacja mnie boli. Tyle mu nagadałem o Adzie, że mógłby ją o wszystko pytać, a jestem prawie pewien, że to zrani mojego Aniołka... 

ROZDZIAŁ 38

***

Nie wiem ile czasu klęczałam tak jeszcze w przedpokoju zanosząc się płaczem. Mój wzrok cały czas był skierowany na drzwi, mając nadzieję, że wróci i powie mi, że to wszystko było głupim żartem, wybaczyłabym mu to. Ale teraz, kiedy wypowiedział kilka tych raniących słów, nie wiem, czy będę mogła mu kiedykolwiek wybaczyć.
Coś musi się skończyć, żeby coś nowego mogło się zacząć. 
Tylko co?
Z wielkim bólem podniosłam się z ziemi, czując jak strużki krwi spływają po moich kolanach. Syknęłam z bólu i zrobiłam krok do tyłu zauważając na kafelkach krople bordowej, gęstej cieczy. Na sam jej widok zawartość mojego żołądka podniosła się do gardła i biegiem ruszyłam do łazienki kalecząc przy okazji gołe stopy. Wystarczyła chwila, aby poczuć szarpnięcie żołądka i pozbycie się pysznych naleśników pani Anieli, wszystkich wyrzutów sumienia i całego bólu, który w sobie nosiłam. 
Gdy już czułam, że to minęło, usiadłam na ubikacji dzierżąc w rękach wodę utlenioną, plastry i bandaż. Zaczęłam przemywać rany, które niemiłosiernie piekły. Woda utleniona wymieszana z krwią leżąca na śnieżnobiałych kafelkach przy okazji mieszały się z słonymi łzami. 
Fizycznie doszłam już do siebie, postanowiłam wyjść z łazienki i zauważyłam, że na stoliku tuż obok moich kluczy leżą również klucze do samochodu Wiktora. Kulejąc podeszłam do drzwi i zamknęłam je na wszystkie możliwe spusty. Nie chciałam, żeby się po nie wrócił, nie chciałam go już oglądać, rany są zbyt świeże. Widać, on też nie chce się po nie wrócić sądząc po tym ile czasu minęło od jego wyjścia. Wychodzi na to, że wraca pieszo, sam i to w deszczu. Dobrze, niech cierpi i myśli, że ten deszcz, to moje łzy. 
***
Siedziałam na kanapie w towarzystwie dwóch zdezorientowanych kotów, popijając wino i myśląc, jak wszystko wytłumaczę Przemkowi, bo jest jedyną niewinną osobą, która zasługuje na wyjaśnienia. Chodź nic do niego nie czuję, nie chcę go zranić. 
Zauważyłam, że ekran mojego telefonu rozbłysnął w ciemności, ale nie chciałam sprawdzać dlaczego. Mogłabym zastać tam wiadomości, na które w tej chwili nie mogłam udzielić odpowiedzi. 
Jednakże po chwili zaczął wibrować co dało sygnał, że ktoś próbuje się dodzwonić. Niechętnie podniosłam się z kanapy i zauważyłam na ekranie zdjęcie Natalii, które ustawiłam na wspólnej wycieczce szkolnej. Szybko odebrałam telefon, pomyślałam, że coś się stało, że dzwoni o tej godzinie. I wcale się nie myliłam.
- Hej Ada, jesteś w domu? - usłyszałam smutny głos dziewczyny, a po chwili powiew wiatru, który zaszumiał w słuchawce. Zastanawiałam się, co robi w nocy na dworze.
- Tak, jestem. Coś się stało? - odpowiedziałam zmartwiona, podeszłam do okna i patrzyłam na żyjące w nocy miasto.
- Właściwie to tak. Mogłabym wpaść do ciebie? - głos jej się załamał.
- Pewnie, wpadaj jeśli jesteś blisko - odparłam, a już po chwili usłyszałam dźwięk zakończenia rozmowy. 
Nie musiałam długo na nią czekać, już po jakiś dziesięciu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich tak szybko jak tylko potrafiłam, otworzyłam drzwi i to co ujrzałam za nimi zaparło mi dech w piersi. Natalia była kompletnie przemoczona, miała wielką torbę w rękach, rozmazany makijaż. 
- Co za zbieg okoliczności - pomyślałam. - Oby dwie przechodzimy trudne sytuacje. 
- Matko, Natalia wchodź do środka. Jesteś kompletnie przemoczona, rozchorujesz się - rozkazałam dziewczynie i przypomniała mi się reklamówka, którą opuściłam na ziemię, ale szybko zamknęłam oczy, żeby wymazać ten obraz z pamięci. 
- Nie chciałabym Ci zawracać głowy o tej porze - wymamrotała dziewczyna. - Ale tylko teraz na Ciebie mogę liczyć - dodała smutno.
- Bardzo dobrze zrobiłaś, że do mnie zadzwoniłaś i że tu jesteś - powiedziałam zamykając mieszkanie. - Dam Ci jakieś suche ubrania, tamte wypierzemy i jak będą suche to Ci je oddam. Weź prysznic, odśwież się, a potem porozmawiamy - poleciłam dziewczynie, która na moją prośbę udała się do łazienki i zaczęła ściągać z siebie po kolei ubrania. Ja tymczasem udałam się po czyste, suche spodnie z dresu i luźną koszulkę dla Natalii. Zapukałam do drzwi i nie patrząc na dziewczynę dałam jej ubrania. Zachodziłam w głowę, co się mogło wydarzyć, że widzę ją w takim stanie.
***
- Siadaj, naleję Ci wina i wszystko na spokojnie mi opowiesz - zaproponowałam i ruszyłam w stronę kuchni, po drugi kieliszek. Dziewczyna niepewnie stała w progu, jakby bała się tego co za chwilę się stanie.
- Nie dziękuję, nie mogę pić alkoholu - wymamrotała, a ja zupełnie o nic jej nie podejrzewałam. 
- Bierzesz jakieś lekarstwa? - zapytałam nie czekając jednak na odpowiedź, więc wyjęłam z szafki kubek i postawiłam wodę na herbatę, która nieco pomoże Natalii.
- Nie, tak naprawdę... Jestem w ciąży - powiedziała dziewczyna, a łyżeczka, którą trzymałam w ręce upadła z brzęknięciem na kafelki. 
- Przepraszam, po prostu się tego nie spodziewałam - podniosłam ją szybko z ziemi i uśmiechnęłam się współczująco do dziewczyny. - Nie chcę być wścibska, ale kiedy to się stało? Natalia, musisz mi wszystko opowiedzieć, jeśli chcesz, żebym Ci pomogła, jesteś moją przyjaciółką - dodałam po chwili, a dziewczyna z ciężkim westchnięciem opadła na kanapę tuż obok Algola. 
Szybko postawiłam kubek z parującą cieczą przed dziewczyną, sama usiadłam obok niej z kieliszkiem wina i próbowałam jakoś ją przekonać do mówienia. 
***
- To stało się na tej wycieczce szkolnej... - zaczęła niepewnie, a obraz z tamtej sytuacji uderzył we mnie z ogromną siłą. - Wiem, co wtedy zrobił Ci Filip... Wszystko mi opowiedział, byłam między młotem a kowadłem, nie wiedziałam, czy mam bronić Ciebie czy jego, od dawna mi się podobał i rywalizowaliśmy z Paulą o niego, przecież wiesz, Ciebie wtedy tak dobrze nie znałam, choć należałaś już do naszej paczki - mówiła nadal, a ja postanowiłam nie wpieprzać się jej w zdanie, chociaż już wszystko sobie poukładałam. - Rozmawiałam wtedy z Filipem, oboje wypiliśmy kilka piw, zresztą sama wiesz... Stało się. Gdybym wiedziała, że to będzie tylko jednorazowa przygoda, to nie pakowałabym mu się do łóżka. Później zauważyłam, że okres mi się spóźnia, poszłam za plecami matki do ginekologa, moje przypuszczenia okazały się prawdziwe... Odwiedziłam Filipa jeszcze w ten sam dzień, rzuciłam w niego wynikami, ale on mnie tylko wyśmiał - rozpłakała się już na dobre - potem go zamknęli i bez kompletnego pomysłu na życie postanowiłam powiedzieć o tym mamie.. Myślałam, że mnie zrozumie, wesprze mnie, bo nie jest i na pewno nie będzie mi łatwo. Ale ona tylko na mnie krzyczała, też mnie wyśmiała, kazała spierdalać do tego, kto mi to zrobił. Ale nie mogę, bo on nie chce ani mnie, ani tego dziecka. Siedzi na dołku już jakiś czas przez to co Ci zrobił, nie mam się gdzie podziać, ani co ze sobą zrobić - płakała ciągle, a mi jedyne co przeszło przez myśl to przytulenie jej i pozwolenie wypłakać się. 
Sama również zaczęłam płakać przez nagromadzone sytuacje, które tak bardzo rujnują nam życie. 
- Tylko nie zawal szkoły, bo w przyszłości będzie Ci jeszcze trudniej. Narazie pomieszkasz u mnie, jakoś sobie poradzimy, naprawdę - złapałam jej twarz w dłonie i wszystko na spokojnie wytłumaczyłam. 
Od tego są przyjaciele. Nie pozwolę, aby jej, nienarodzonemu dziecku stała się krzywda, tylko dlatego, że wpadła na nieodpowiedzialnych ludzi.
Przez myśl nawet mi przeszło, co ja bym zrobiła na jej miejscu, gdyby coś takiego spotkało mnie z Wiktorem tamtej nocy. 

poniedziałek, 2 lipca 2018

ROZDZIAŁ 37.

Polecam, słuchałam gdy pisałam ten rozdział. Może poczujecie w środku to samo co ja. 
***
Schowałam smartfona z powrotem do kieszeni i wyszłam z kabiny. Spojrzałam w lustro wiszące nad umywalką i poczułam obrzydzenie do samej siebie. Odkręciłam kurek z zimną wodą i potraktowałam nią swoją twarz. Wiele, niezbyt mądrych, myśli przelatywało przez moją głowę. Wszystko wracało do mnie, zaczęłam sobie wmawiać, że to wszystko co mnie spotkało jest tylko moją winą. 
Nikt inny nie zawinił. Tylko ja.
Ja.
Jak można siebie tak nienawidzić?
Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyłam w lustrze zmartwioną twarz Justyny.
- Ada, wszystko w porządku? - spytała i szybko do mnie podeszła. 
Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam w strumień lejącej się wody. 
- Źle się czuję, chyba będę wracać już do domu - mruknęłam pod nosem i wytarłam twarz w rękawy mojego swetra. Justyna uniosła moją głowę łapiąc mnie za podbródek. 
- Masz przekrwione oczy. Płakałaś? Jejku dziewczyno, cała się trzęsiesz i jesteś blada. Poproszę Wiktora, żeby odwiózł Cię do domu. Nie możesz wracać sama, ani pieszo - uznała kobieta, która zdawała się nie widzieć mojego protestowania. 
- Wrócę taksówką. Justyna, wyluzuj, nic mi nie jest! - podniosłam nieco ton, ale nie zrobiło to na niej wrażenia, za to mi zakręciło się w głowie. Już po chwili zostałam zmuszona do opuszczenia ubikacji. Justyna zawzięcie trzymała mnie za rękę i przyciągnęła do stolika. Przemek, podobnie zresztą jak Wiktor, zerwał się z siedzenia. 
- Ada, co się dzieje? - powiedzieli to samo.
- Nic mi ni... - nie zdążyłam dokończyć, bo Justyna weszła mi w zdanie. 
- Wiktor, ona strasznie źle się czuje. Mógłbyś ją odwieźć do domu? Ja zostanę tutaj jeszcze trochę z Przemkiem, zjem kolację, dobrze? - poprosiła swojego brata, a po jego spojrzeniu widziałam, że to najlepsza opcja jakąkolwiek mu zaproponowano.
- A może będzie lepiej jak z wami pojadę? Mogę przy niej jeszcze dzisiaj posiedzieć - zaproponował Przemek, ale blondyn szybko mu zakazał. 
- Nie muszę dzisiaj wracać na plebanię, też mogę przy niej zostać - wygarnął Przemkowi, a w jego oczach błysnęła złość. 
- Hej! Nie rozmawiajcie o mnie, jakby mnie tutaj nie było! - chciałam, żeby zabrzmiało to groźnie, jednak nic z tego. 
- Chodźmy już - rozkazał Wiktor i wyszliśmy z knajpki.
***
Jechaliśmy okrężną drogą. Spoglądałam przez szybę na miasto skąpane w deszczu, na latarnie, które je rozjaśniało. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę. Miał mi tyle do powiedzenia, a teraz milczy. Widać, że nie tylko mnie to przerosło. Po drodze zahaczyliśmy o aptekę, z której Wiktor wyszedł z reklamówką różnych leków, po czym wrzucił je na tylne siedzenie. Z apteki do mojego domu był rzut beretem, więc nim się obejrzałam to już odpinałam pas. Podeszliśmy pod klatkę mocząc się po drodze.
- Nie fatyguj się, nie chcę twojego towarzystwa. Możesz wracać do siostry - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, starając się pokazać z jak najbardziej silnej strony.
- Ada, wejdźmy chociaż na chwilę na górę. To nie jest miejsce, gdzie można robić sceny między księdzem, a piękną kobietą - próbował załagodzić całą sytuację podchodząc krok bliżej, gdyż woda z dachu zaczęła się skraplać na jego głowę. 
Powoli wyjęłam klucze z torebki i otworzyłam drzwi.
- To nie twój jedyny problem - powiedziałam pod nosem i zaczęłam wchodzić po schodach nie oglądając się za siebie, choć czułam jego spojrzenie na swoich plecach, które po chwili zjeżdżało coraz niżej. 
Gdy dotarliśmy do mieszkania rzuciłam klucze na stolik w przedpokoju, zdjęłam płaszcz i pogłaskałam swoje koty, tak jakbym była tutaj sama. Chciałam zapomnieć o tym, że ten facet jest tutaj ze mną i zamiast być blisko siebie, przytulać się, całować, tak naprawdę trzymamy się z daleka od siebie pilnując, aby znów nie przekroczyć tej niebezpiecznej granicy, po której już teraz moglibyśmy stracić wszystko. 
- Między Tobą a Przemkiem coś jest? To znaczy... Jesteście razem? - usłyszałam jego głos, a włosy na karku zaczęły mi się jeżyć. Miałam ochotę się rozpłakać i wykrzyczeć mu wszystko w twarz, ale tylko ścisnęłam ręce w pięści i odwróciłam się napięcie. 
- Naprawdę uważasz, że to Twoja sprawa? - zapytałam spokojnie biorąc głęboki wdech. 
- Masz rację - westchnął. - Proszę to dla Ciebie, wyzdrowiej szybko - dodał i podał mi tę samą reklamówkę, z którą wyszedł z apteki. Spojrzałam do środka i znalazłam tam tabletki na gorączkę, syrop i kilka innych lekarstw. 
Zaśmiałam się głośno i upuściłam lekarstwa na ziemie. Wiktor odwrócił się od drzwi na sygnał tłukącego się szkła. W powietrzu uniósł się mdły zapach pigułek zmieszanych z syropem. 
- Czy ty naprawdę do cholery myślisz, że syrop na kaszel coś mi pomoże? Że zamiast do płuc to poleci do mojego serca i mi je sklei? Naprawdę myślisz, że moje przekrwione oczy, drgawki i gorączka są wywołane chorobą czy może jednak tym, że nie odzywasz się od kilku tygodni, zdążyłam skasować Twój numer, a Ty nagle się pojawiasz i patrzysz na mnie tak, że czuję, że ta cała chora sytuacja jest tylko i wyłącznie moją winą. Czy Ty wiesz, jakie obrzydzenie czuje wobec siebie? Kurwa, człowieku kochałam Cię kiedy to wszystko się stało, wiesz? A Ty co zrobiłeś? Olałeś mnie po tym wszystkim, zupełnie tak jakby tylko o to Ci chodziło. Trzeba było jasno postawić sprawę tamtej nocy i powiedzieć "Ada, ale chcę Cię tylko bzyknąć, bo mi tego brakuje, ale niczego nie oczekuj i zapomnij później o mnie, bo i tak zniknę". Wtedy bym się na to nie zgodziła, po prostu bym odeszła i oboje zapomnielibyśmy o sobie. Ale Ty rozegrałeś to tak, że cierpi jedna strona. Brawo, powinieneś dostać Oscara, za najlepszego aktora roku - krzyczałam i wytykałam mu wszystko prosto w oczy, łkając. Wszystko zakończyłam tylko oklaskami i czekałam, czy w końcu się odezwie. 
- A Ty myślisz, że tylko Ty na tym ucierpiałaś? - zapytał, ale chyba nie po to, żebym mu odpowiadała. 
- Wcale nie wyglądasz jakbyś cierpiał - mruknęłam pod nosem.
- Zamknij się na chwilę, powiedziałaś już swoje więc chyba też mogę dorzucić swoje trzy grosze - warknął i rzucił kluczyki od samochodu na stolik, tuż obok moich kluczy i podszedł kilka kroków bliżej depcząc szkło stłuczonego syropu. - Ani trochę nie ma mi łatwo. Próbuję zrobić wszystko, żeby uwalić w sądzie Filipa za to co Ci zrobił, ale sam mam wyrzuty sumienia, byliśmy pijani, stało się co się stało, nie żałuję niczego, ale powiedz mi, co możemy z tym zrobić? Teraz może być cudownie, będziemy się kochać psychicznie i fizycznie, ale będziemy się ukrywać. Kocham Cię, a wykorzystywanie biednej dziewczyny wcale nie jest w moim typie, ale nie chce też pozwolić na to, żeby nas to zniszczyło. Ja stracę swoją posadę, Ciebie będą gnębić, a w liceum nie jest z tym tak łatwo. Dopiero się tu przeprowadziłaś, nie mogę pozwolić na to, żebyś musiała się stąd wyprowadzić i kolejny raz zaczynać nowe życie. Później będziemy się o to kłócić, a pamiętaj, że z miłości do nienawiści droga jest krótka. Ty w końcu kogoś pokochasz, a kto spojrzy na mnie z taką przeszłością? Nie mogę pozwolić na to, żeby któreś z nas musiało zmieniać całe swoje życie. Los taki jest, nie zmienimy go niestety. Może tak miało być, może ktoś chciał sprawdzić, czy przetrwamy tak ciężką próbę? - mówił tyle mądrych i sensownych rzeczy, a po moich policzkach leciały łzy zdając sobie sprawę, że ma taką cholerną rację. 
Było łatwo zacząć, ale czy łatwo będzie to skończyć?
W końcu Wiktor zamilkł i nasze spojrzenia się spotkały. Pociągnęłam nosem i otarłam łzy. 
- W takim razie... Co powinniśmy zrobić? - wyłkałam. 
- Nie miej mi za złe. Dla mnie też ta opcja nie jest satysfakcjonująca, ale może... Postarać się zapomnieć o sobie? - powiedział cicho, a ja poczułam jak serce, które dotychczas było w dwóch kawałkach, nagle rozpadło się na milion małych kawałeczków, poczułam nawet jego trzask w głowie, w której po chwili mi się zakręciło, przez co zrobiłam krok w tył. Nadal tutaj stał, nadal czułam jego zapach, o którym będzie mi najciężej zapomnieć. Chodź nie było go tutaj tak długi czas, to mieszkanie cały czas pachniało nim. A teraz tutaj stoi i w jego pięknych szarych oczach widzę, że jego serce również się rozpadło.
- Bądź szczęśliwa, Ada - powiedział odwracając się jeszcze na chwilę, po chwili już zniknął za drzwiami, a ja zjechałam po ścianie zalewając się łzami, nie zwracając uwagi na to, że szkło rozwalone na podłodze rani moje kolana.