poniedziałek, 15 października 2018

ROZDZIAŁ 44 (!)

- Co Ty tutaj robisz? - powtórzyłam jeszcze raz głucho. Czułam, jak krew szumi mi w głowie, zaczęło mi się w niej kręcić, dlatego złapałam się oparcia kanapy. Zamknęłam oczy z nadzieją, że gdy je otworzę, może go już tutaj nie będzie, może to wytwór mojej chorej wyobraźni.
- Słuchaj... - zaczął, ale szybko mu przerwałam. 
- Nie chce Cię słuchać, proszę Cię zniknij. Przecież tak zajebiście Ci to wychodzi, prawda? - uśmiechnęłam się szyderczo. Skoro już tutaj jest, to przynajmniej powiem mu co chciałam i zniechęcę go, przez co sam z siebie stąd pójdzie. Widziałam, że rusza w moim kierunku, to zaczęłam się wycofywać. Mój jeden krok kończył się jego dwoma. 
- Nie zbliżaj się do mnie - syknęłam, ale nic sobie z tego nie zrobił. Stanęłam za kanapą i zaczęłam rozmyślać nad planem ucieczki. 
- Ada, nic Ci nie zrobię. Chcę Ci tyle powiedzieć, możesz mnie wysłuchać? - westchnął.
Oparł się rękami o kanapę i spuścił głowę. Zauważyłam, że odkąd się nie widzieliśmy, włosy urosły mu do takiego stopnia, że teraz bez problemu mógł je zaczesać do tyłu. Odebrało mu to trochę lat, co sprawiało, że wyglądał jeszcze seksowniej. Jęknęłam ze swojej bezradności, a Wiktor przeniósł na mnie spojrzenie swoich szarych oczu. Zacisnął usta w cienką linie, jakby myślał nad tym, czy na pewno chce mi to wszystko powiedzieć.
- Mogę Cię wysłuchać, ale tylko tyle. Nie zbliżaj się do mnie, nie dotykaj mnie - wypuściłam powietrze z płuc i oparłam się o ścianę za mną. Nie miałam stąd żadnego wyjścia do ucieczki, ewentuane mogłam przeskoczyć przez oparcie kanapy, ale Wiktor miałby wystarczająco dużo czasu, żeby zauważyć co planuje zrobić i wtedy mógłby mnie dopaść, w najgorszym przypadku.
- Aniołku... - zaczął, a mi przez myśl przebiegł obraz naszej wspólnej nocy. Wtedy też mnie tak nazywał. - Tak bardzo się za Tobą stęskniłem. Tak bardzo chciałbym dotknąć twoich miękkich włosów, poczuć twój zapach, dotknąć twoich cudownych ust, ująć Cię w talii i przyciągnąć do siebie. Tak bardzo się bije z myślami. Wiem, że zachowałem się jak ostatni sukinsyn. Uświadomiłem to sobie, każdy z moich przyjaciół mi to powiedział. Wierz mi, odkąd opuściłem ostatni raz twoje mieszkanie, nie potrafię być sobą. Wszystkie emocje i uczucia ze mnie uciekły, ale gdy skontaktowałem się z Przemkiem, który zgodził się mi pomóc... - mówił, a ja zaczęłam w to wszystko wierzyć. Naprawdę. Nie znałam go od dziś, ale nigdy w życiu nie widziałam go tak autentycznego. Wiem, jak to jest. Sama to czułam od dnia, kiedy zostawił mnie na podłodze w moim przedpokoju, w momencie, gdy moje serce pękło, w momencie, gdy zarzekałam sobie, że wszystkie moje uczucia do niego zostały zdeptane i miałam się go wyrzec, nadal go rozumiałam. Chciałam podejść, wpleść palce w jego blond włosy, pociągnąć za nie lekko, ugryźć go w dolną wargę.. I potrząsnęłam głową, po czym zorientowałam się co powiedział. 
- Przemek Ci pomógł? To on wie, że tutaj jesteś? - wydukałam ledwo, starając się nie zająknąć. 
- To naprawdę nie ma teraz znaczenia. Proszę pozwól mi się dotknąć. Kochanie, naprawdę rozpadnę się zaraz przed Tobą na milion kawałków... 
- Jak się teraz czujesz? - zmieniłam temat, obserwując jego dezorientację. 
- Jak ostatni idiota, który prosi o ostatnią szansę dziewczyny, którą kocha nad życie i chce zrobić dla niej wszystko - powiedział i bezradnie wzruszył ramionami. 
Zmarszczyłam brwi, wyczuwając gdzie jest haczyk. Nie wierzę, że przyszedł tutaj prosić o coś, nie oczekując nic w zamian. 
- Czego chcesz ode mnie? Przyszedłeś tutaj prosić o coś tak paradoksalnego? Wiktor, do cholery, jesteś księdzem! - wykrzyknęłam i zaczęłam wymachiwać rękami. Stałam się wkurzona. - Błagałam Cię tamtej nocy, żebyś mnie nie zostawiał. Byłeś taki obojętny, zdawało mi się, że dałam Ci to czego chciałeś i sobie poszedłeś, bo tak to wyglądało z mojej perspektywy. Tak nie zachowuje się człowiek, który aktualnie mnie pragnie - prychnęłam zdziwiona swoją odwagą. 
- Ada, jest jeszcze coś, co muszę Ci powiedzieć - podszedł do mnie nie dając mi nawet przestrzeni, abym mogła swobodnie oddychać. Wciągnęłam ostatni łyk powietrza i zapatrzona w niego, czekałam na to, co chce mi powiedzieć. 
- Kocham Cię najmocniej na świecie. Myślałem, że już tego nie poczuję, ale gdy prowadziłem Cię wtedy przez korytarz, poczułem ukłucie w sercu. Wierz mi, że zanim wpadłaś na mnie z tą cholerną kawą, czułem, że się w tobie zakochuję, chociaż Cię wtedy nie znałem. Naprawdę. Później, gdy rozmawialiśmy, jak zaczęłaś płakać... Tej nocy, kiedy tak długo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, czułem, że przepadłem. To był mój koniec w karierze księdza. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby poczuć Cię całą, całować twoje cudowne ciało. To już nie kwestia pożądania, po prostu byłem tak zadurzony jak ostatni gówniarz. Nie ukrywam, że brakowało mi w tej chwili seksu. Ale nie zrobiłem tego dlatego, tylko po prostu chciałem nas do siebie zbliżyć. I to była najlepsza chwila w moim życiu - mówił, a ja coraz bardziej czułam, że się w nim zakochuje. Co było wręcz niedorzeczne, nie mogłam na to pozwolić, a jednak to czułam. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczął głaskać mój policzek, a ja zaczęłam się wtulać w jego dłoń. Dopiero teraz dostrzegłam prostotę jego ubioru. Szare dżinsy i granatowa koszulka, która opinała jego zgrabne ciało. Mimo wszystko czułam nienawiść, a jednocześnie pociąg do tego mężczyzny. Nie wiele myśląc, wzięłam rozmach i wymierzyłam mu mocnego plaskacza. Wiktor w pośpiechu złapał się za policzek i rozciągnął mięśnie twarzy. W jego oczach zapłonęła złość, ale za chwilę ustąpiła. 
- Zasłużyłem - westchnął i zrezygnowany się wycofał. Od razu zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Dlaczego go uderzyłam? Teraz nie wiem, jedynce co, to wiem, że tamtego wieczoru, kiedy mnie zostawił, naprawdę na to zasłużył. Być może chciałam się zemścić. 
- Gdzie idziesz? - wycedził, widząc, jak zabieram swoje rzeczy i ruszam do drzwi. Niestety, klamka pod żadnym pozorem nie chciała ustąpić, więc zrezygnowana osunęłam się po drzwiach. 
- Są zamknięte. Klucz mam ja, a wierz mi, że po tym co zrobiłaś, to na pewno Ci go nie oddam - powiedział Wiktor, a ja wywróciłam oczami. 
- Sam powiedziałeś, że zasłużyłeś. Więc nie rozumiem, dlaczego masz teraz do mnie pretensje. Zrobiłam to, co powinnam zrobić tamtej nocy, a zdecydowanie powinnam Cię zabić. 

niedziela, 7 października 2018

ROZDZIAŁ 43.

- Kamil, zbieram się już, gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to powiedz, że na razie nie ma mnie dla nikogo. Nie chcę odbierać telefonu na urlopie - powiedziałem wikaremu, młodszemu ode mnie o jakieś trzy lata. To jego pierwsza parafia, jest już tutaj jakiś czas, a mam wrażenie, że przez dwa tygodnie wprawiłem się lepiej, niż on sam. 
Walizkę spakowałem już do samochodu, czekałem tylko na wiadomość od Przemka, bo dobrze wiedział, że nie chcę pomieszkiwać na starej plebanii, więc sam zaproponował, że mogę zatrzymać się w domu jego zmarłej babci, do którego niedługo planuje się wyprowadzić i odciążyć rodziców. 
- Bilety do Grecji zabukowane? - spytał Kamil, a ja na śmierć zapomniałem, przez co prawie się wygadałem.
- Tak, tak - skłamałem i obróciłem głowę, żeby przypadkiem nie dostrzegł kłamstwa w moich oczach. Musiałem jakoś się wytłumaczyć, dlaczego znikam na dwa tygodnie. Powiedziałem mu, że jadę się wygrzać do słonecznej Grecji, chociaż jeszcze nie wymyśliłem wymówki, dlaczego nie wrócę opalony, ale do tego czasu coś wymyślę. Nie miałem teraz do tego głowy. Już dość nakłamałem i cały czas się w tym pogrążam. Aktualnie po mojej głowie chodziła tylko jedna osoba i już nie mogłem się doczekać, kiedy ją zobaczę, chociaż przypuszczam, że ona tego nie chce. 
Ale mam już plan.
Przykro mi, że wciągam w to Przemka, ale stałem się egoistą. I kierowałem się tylko swoją przyjemnością.
Musiałem ją mieć.
Tu i teraz. 
Teraz. 
***
- Cześć - powiedziałem do telefonu. Zaczęła mnie zalewać fala ciepła. - Mhm, tak tak, przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać. Mhm tak, wyśle wiadomość za jakiś czas, tak tak, narazie, hej - pożegnałem się szybko i odetchnąłem z ulgą.
- Z kim tak dziwnie rozmawiałeś? - zapytała podejrzliwie Ada.
- A z ciocią. Chce zrobić niespodziankę rodzicom, tylko ja o tym wiem i wiesz, tak spiskujemy - skłamałem uciekając wzrokiem od jej twarzy. - Gdzie Mikołaj i Natalia? - zmieniłem zwinnie temat. 
- Poszli na spacer. Natalia uznała, że nie może tyle siedzieć w domu, bo już o mało nie wyrzuciła tych długopisów do śmieci - zaśmiała się Adrianna.
Ucichłem na chwilę i zacząłem się zastanawiać, czy Ada rozpoznała głos Wiktora, przed chwilą, kiedy do mnie zadzwonił. Nie wydawało mi się, aczkolwiek nadal miałem cykora. Bałem się i nie byłem pewien, czy plan Wiktora wypali. Jedyne, co nadal mnie zastanawia i nie potrafię sobie na to odpowiedzieć to dlaczego zależy mu tak, żeby spotkać się z nią sam na sam. Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że byli ze sobą jakoś bardzo zaprzyjaźnieni. Fakt, odwiózł ją z tamtej tragicznej wycieczki, ale to był jego obowiązek, był jej opiekunem. Kilka razy odwiózł ją do domu po szkole, bo miał po drodze. Raz była na oazie i nawet nie chodziła do kościoła. 
Pomyślałem przez chwilę, że może ich coś łączy, ale znam Wiktora bardzo długo i jestem przekonany, że w życiu nie zrobiłby czegoś takiego. Poza tym, Adrianna jest piękna, potrafi oczarować każdego faceta, może i nawet Wiktora, ale to mi do nich nie pasuje. Ona jest moją przyjaciółką, pewnie by mi to powiedziała.
Chyba. 
- Gotowa? - zapytałem i wysiliłem się na uśmiech. Dziewczyna tylko przytaknęła i już po chwili byliśmy w drodze, do mojego nowego samochodu, który sprawili mi rodzice, gdy zdałem prawo jazdy. 
***
- Możesz się tutaj zatrzymać? Na tej stacji? Muszę do toalety - poprosiła Ada i zrobiła słodki uśmiech, co mnie totalnie rozczuliło. Choć zgodziłem się na to, abyśmy byli przyjaciółmi, to jednak nadal coś mnie do niej ciągnęło.
- Mówisz i masz - zjechałem na prawy pas i już po chwili zatrzymaliśmy się na małym parkingu obok stacji benzynowej. Gdy tylko Ada wysiadła z samochodu, wyjąłem telefon i napisałem Wiktorowi sms'a, że do godziny będziemy na miejscu, klucze są schowane w doniczce po prawej stronie, ma ukryć samochód i gdzieś się schować, żeby Ada od razu się nie zorientowała, że ktoś tam jest. Taki był plan. Długo nad tym myśleliśmy, ale w końcu się udało. Powiedział mi, że mam ją tam zwabić, bo ona go nie chce widzieć, a musi z nią porozmawiać. 
Gdy tylko usłyszałem jak ktoś puka w moją szybę, podskoczyłem i upuściłem telefon na ziemię. To była Adrianna, która pilnie chciała mi coś powiedzieć i kazała otworzyć okno, więc to też uczyniłem.
- Podasz mi mój portfel? - poprosiła wskazując na torebkę, którą zostawiła w samochodzie. - Mam ochotę na czekoladę - dodała, a ja z uśmiechem podałem jej portfel. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy prawie przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Już po paru minutach ruszyliśmy w drogę, Adrianna szczęśliwa zajadała się czekoladą i cały czas pytała czy na pewno nie skuszę się nawet na kostkę, jak to uznała, "najprzepyszniejszej czekolady na świecie". Nawet nie byłem pewien czy istnieje takie słowo, jak najprzepyszniejsze. Ale wiedziałem, że nie przełknę nic. Miałem wrażenie, że nawet ślina cieknie mi po brodzie, po zapomniałem o tej czynności, tak jak o oddychaniu, bałem się, że słyszy, jak serce mi wali. 
***
- Śliczny ten domek! I w ogóle jest tutaj przepięknie! Zaraz wyjmę aparat i porobię parę zdjęć, jeśli nie masz nic przeciwko - obróciła się w moją stronę i dokładnie zlustrowała moją twarz. Zacisnąłem szczęki i spojrzałem w ziemię mając świadomość w jakie niebezpieczeństwo mogę ją wpakować. Powoli zacząłem tracić zaufanie do Wiktora. 
- Jasne, nie mam nic przeciwko - burknąłem. - Odłożę tylko nasze rzeczy do domu, rozgościsz się, a ja na chwilę skoczę do kumpla, żeby powiedzieć mu, że się tutaj zatrzymaliśmy. Może się martwić, jak wieczorem zobaczy tu światło - poinformowałem ją i byłem wniebowzięty, że zaraz stąd zniknę. Oczywiście, że żadnego takiego kumpla tutaj nie było.
- Hej, wszystko w porządku? Mam wrażenie, że odkąd wyjechaliśmy, to dziwnie się zachowujesz - podeszła i wyjęła moje ręce z kieszeni i sama się nimi otuliła. Nie wiedziałem, jak mam odebrać ten gest, ale przytuliłem ją mocniej i szepnąłem jej, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. - Okej, to leć - podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko. - Będę w okolicy, gdybyś wrócił, a mnie nie było - dodała i ruszyła z torbą do domu, a już po chwili zamknęła za sobą drzwi.
- Przepraszam - szepnąłem pod nosem i z bólem serca wsiadłem do samochodu. 
***
Położyłam torbę obok kominka i rozejrzałam się po domu, dostrzegając stare fotografie na ścianach, rodzinne, na których znajdował się najczęściej Przemek z dziadkami. Nad kanapą wisiał wielki obraz pędzących koni, co bardzo mnie urzekło. Kiedyś jeździłam konno, ale po niefortunnym upadku musiałam zrezygnować. Usiadłam na fotelu i odprężyłam się trochę po nieprzespanej nocy. Myślałam o tym, dlaczego Przemek mnie tutaj zabrał. Chwilę później usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Zerwałam się na równe nogi i nim kogoś ujrzałam:
- Już wróciłeś czy czegoś zapomniałeś sklerotyku? - zachichotałam, a ktoś tylko odchrząknął. 
- Miło Cię widzieć, aniołku - usłyszałam przyjemny, chrapliwy głos i jak Boga kocham, czułam jak grunt pod nogami mi się osuwa.
- Co Ty tutaj robisz? - wydukałam ledwo i zaczęłam się trząść z histerii.