Obudziłam się z niemałym bólem głowy. Ciągle kręciło mi się w niej, bałam się otworzyć oczu i cały czas zbierało mi się na mdłości. Przekręciłam się na bok i od razu tego pożałowałam, gdyż zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Zrywając z siebie kołdrę poleciałam migiem do łazienki i dopadłam umywalki wyrzygując zawartość mojego żołądka. Przemyłam twarz lodowatą wodą i oparłam się trzęsącymi się dłońmi o umywalkę. Przeniosłam wzrok na lustro, wpatrywałam się w swoje odbicie i próbowałam odtworzyć wydarzenie z poprzedniej nocy. Na samą myśl nadal przyjemnie ściskało mnie w dołku za co karciłam się w myślach. Jak mogłam dopuścić do czegoś takiego? Westchnęłam głęboko i postanowiłam wrócić cicho do pokoju.
Wiktor spał nadal. Jego twarz była taka spokojna, wyglądał jakby o dziesięć lat młodziej, oddychał spokojnie, jego nagi tors unosił się powoli do góry i swobodnie opadał. Mój nagły wyskok go nie obudził, widać było, że potrzebował takiego długiego snu, bo z tego co wiedziałam to w ostatnich czasach nie sypiał za długo. Rozejrzałam się po pokoju, w którym aktualnie panował chaos, nasze ubrania leżały dosłownie wszędzie. Podeszłam na paluszkach do fotela znajdującego się w roku pokoju, przy regale z książkami. Jak się stało, że ta koszulka wylądowała aż tam? Zebrałam swoje wczorajsze rzeczy składając je idealnie, po czym włożyłam je do szafki. Wyjęłam świeży sweter, bieliznę i spodnie, postanowiłam pójść wziąć długi, gorący prysznic.
Dlaczego wczoraj nikt nie pomyślał o konsekwencjach, które mogą z tego wyniknąć? Szczerze sama siebie za to winiłam, ale z drugiej strony jednak go ostrzegałam, próbowałam...
***
Wiktor nadal spał, tymczasem ja postanowiłam zejść na dół i przygotować nam coś do zjedzenia. Obżarliśmy się wczoraj kolacją, a mimo to głód mi doskwierał. Wyjęłam z lodówki masło, pomidory, ogórki i ser, licząc na to, że nasze żołądki zadowolą się zwykłymi kanapkami i kawą. Nucąc sobie pod nosem, robiłam kanapki by Ada, gdy nagle przerwało mi pukanie do drzwi. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam. W końcu to duży dom, trochę stary więc czasem się zdarzy, że stropy po prostu strzelą, może jakiś ptak uderzy w okno, wszystko jest możliwe. Wróciłam do krojenia pomidora, gdy odgłos dobiegł do mych uszu ponownie. Zdezorientowana podeszłam do okna wycierając ręce o spodnie. Obok samochodu Wiktora stał drugi, zielony passat, a wokół nich krążyła blondynka, wyższa ode mnie co najmniej o głowę. Nie wiedziałam kim ona jest, więc postanowiłam pójść na żywioł i jej otworzyć. Klucz znalazłam na stoliku w przedpokoju, włożyłam go do dziurki i przekręciłam. Otworzyłam drzwi na szerokość ramienia. Kobieta musiała to usłyszeć, bo od razu odwróciła się w moją stronę i obdarowała mnie uśmiechem.
- Oh, już się bałam, że nikogo nie zastałam! - powiedziała radośnie i z ulgą, weszła po schodkach i podała mi dłoń. - Jestem Justyna, bardzo miło mi Cię poznać - dodała widząc moje zdziwienie.
No to już coś, przynajmniej wiem jak się nazywa. Podałam jej dłoń.
- Adrianna, miło mi - wydusiłam z siebie, a Justyna jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Piękne imię, a tak rzadko spotykane - uznała z miną eksperta. - Zapomniałabym! Pewnie zastanawiasz się kim jestem? Jestem tak zakręcona, że zapomniałam wyjaśnić. Jestem siostrą Wiktora - wyjaśniła, a mnie zakręciło się w głowie. W ogóle mnie nie ostrzegł, że ktoś może nas tu odwiedzić.
- Proszę Cię, wejdź - wysiliłam się na uśmiech. - Właśnie robię śniadanie, zjesz ze mną? Wi... to znaczy, ks Wiktor jeszcze śpi, byłam skazana tylko na swoje towarzystwo - speszyłam się nie co, a kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, lecz nadal się uśmiechała.
- Nie denerwuj się tak - ostrzegła mnie. - Poza te ściany nic nie wyjdzie, spokojnie - puściła mi oczko. - I chętnie napiję się czegoś ciepłego. Ogrzewanie padło mi w samochodzie i strasznie zmarzłam - zaśmiała się i usiadła przy wyspie.
Nadal nie docierało do mnie to, że jeszcze parę godzin temu uprawiałam z Wiktorem namiętny seks, zaledwie chwilę temu udało mi się doprowadzić do ładu, a teraz będę pić kawę z jego siostrą. Za je bi ście.
- Muszę przyznać, że spodziewałam się tutaj bardziej jakiegoś nudnego kleryka, a tu proszę, drzwi otwiera mi taka ślicznotka. Mój brat uczy Cię katechezy, domyślam się? - spytała zaciekawiona, a ja dam rękę uciąć, że zapomniałam jak się rozmawia. Odwróciłam się od blatu i zauważyłam, ze blondynka wypala we mnie spojrzenie pełne babskiej ciekawości. Przytaknęłam. Woda w końcu się zagotowała, więc czym prędzej zalałam kawę i podałam Justynie. Obok postawiłam mleko i cukier, nagle kobieta złapała mnie za rękę w nadgarstku i zmrużyła oczy. - Wszystko w porządku? Jesteś jakaś taka blada, oczy masz zamglone. Jesteś chora? - zadała kolejne pytanie, nie wiem które to już tego wieczoru.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, po prostu źle spałam - skłamałam i usiadłam obok niej.
- No proszę, proszę! Braciszek we własnej osobie! - wykrzyknęła Justyna i ruszyła do brata z rozłożonymi ramionami.
- Justyna, miałaś przecież dzwonić - powiedział oschle, widać było, że coś wyrwało go ze snu.
- Ależ dzwoniłam i dodzwonić się nie potrafiłam, więc oto jestem - wytłumaczyła i zrobiła obrót wokół własnej osi.
- Widzę, że poznałaś już moją przyjaciółkę - speszył się lekko.
- Oczywiście braciszku, jedliśmy razem śniadanie. Daj mi co masz mi dać i spadam, bo muszę jeszcze zawitać do Krystiana - spochmurniała nagle.
- Nadal jesteście na siebie za to źli? - zaśmiał się szczerze. Serce zabiło mi mocniej, kiedy spojrzałam na jego dołeczki w policzkach i radosne oczy.
Ale stworzyliśmy sobie sami problem, który jak najszybciej trzeba rozwiązać...