niedziela, 7 kwietnia 2019

ROZDZIAŁ 48.

- Wiktor, uważaj! - zdążyłam tylko krzyknąć, ale nie było już dla nas ratunku. Przynajmniej nie w tej chwili.
Przeszywający ból skroni był nie do opisania, krew, szkło, dym, w oddali było słychać już syreny służb ratunkowych. Widzę masę ludzi, którzy głośno się komunikują. Zbyt głośno, przez co na chwilę tracę przytomność. Ocknęłam się na myśl o Wiktorze, patrzę na niego, po jego skroni sączy się strużka krwi i spływa po jego dłoni. Zegarek rozbity, ale nie martwi mnie to tak bardzo, jak fakt, że się nie rusza. Moje serce przeszywa ból, a moje własne łzy zaczynają mnie dławić. Zaczynam płakać i uderzać ręką o deskę rozdzielczą, okropnie boli, są w niej powbijane kawałki szkła, ale mam to gdzieś. Wiktor się nie rusza, nie odzywa.
- Ratujcie ich, zanim dojdzie do samozapłonu! - usłyszałam jak przez mgłę. - Ratujcie mężczyznę, ma zmiażdżoną nogę, za chwilę nie będzie co ratować!
***
- Dobrze, że już się pani wybudziła - przywitał mnie wysoki, krępy mężczyzna. Na oko miał może czterdzieści parę lat.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jego biel raziła w oczy, obok mnie leżała starsza kobieta czytająca gazetę. Dotknęłam głowy i wyczułam pod palcami bandaż, skroń zaczęła mi pulsować i z powrotem zamknęłam oczy.
- Muszę zadzwonić do Wiktora, muszę mu powiedzieć, że jestem w szpitalu - powiedziałam szybko i zaczęłam podnosić się z łóżka.
- Proszę nie wstawać, nie doszła pani jeszcze całkiem do siebie. Od zabiegu minęły dopiero dwie godziny, jest pani osłabiona. Jeśli pani się podniesie, zaraz będę zmuszony podnosić panią z ziemi - poinformował mnie. - Jeśli chodzi o mężczyznę, który brał udział z panią w wypadku... - urwał, a ja już miałam najgorsze wizje. Przebłyski tego potwornego wydarzenia zaczęły do mnie wracać. - Jeszcze nie wybudził, saturacja co prawda spadała, jego serce się zatrzymało, ale udało nam się go odratować, mamy dobrze wyszkolony zespół - dodał. Chciałabym powiedzieć, że poczułam ulgę, ale to nieprawda. Nie wiedziałam kiedy się wybudzi, jak się czuję i czy w ogóle będzie mnie pamiętać.
- Niestety dla pani nie mam tak dobrych wieści. Straciła pani dziecko, bardzo mi przykro... musieliśmy przeprowadzić zabieg histerektomii. Wiem, że to dla pani musi być ciężkie w tak młodym wieku - mówił ciągle przeglądając moją kartę pacjenta, ale w mojej głowie odbijało się tylko słowo "dziecko". Nawet nie wiedziałam, że byłam w ciąży.
- Jak to straciłam dziecko? Byłam w ciąży? - wyszeptałam, wiedząc jak głupio to brzmi, ale po prostu w to nie wierzyłam.
- Owszem, trzeci miesiąc. Nie wiedziała pani? Nie zauważyła pani braku miesiączki, objawów takich jak wymioty, nagłe zmiany nastrojów? - zdziwił się mężczyzna. Dopiero teraz zauważyłam plakietkę na jego piersi, nazywa się Andrzej.
- Nie zauważyłam... Zawsze miałam nieregularne miesiączki, w ostatnich miesiącach pojawiło się u mnie dużo stresu, tym to tłumaczyłam... Nie przyszło mi do głowy, aby wykonać test ciążowy - czułam, że się rumienię. Po moim policzku spłynęła łza. Choć dziecko było ostatnią rzeczą, której chciałam, w dodatku z Wiktorem.. to zabolało mnie to. Wiem, jak uwielbia dzieci, ale wystarczy mi dziecko Natalii, które za kilka tygodni pojawi się u mnie w domu.
- Rozumiem. Osoby w tak młodym wieku często mają nieregularne krwawienie. Niemniej jednak, była to ciąża poza maciczna, więc prędzej czy później mogłaby pani poronić. Nie da się utrzymać takiej ciąży. To i tak cud, że te trzy miesiące miały miejsce. Wracając do tematu.. wie pani na czym polega zabieg histerektomii? - miałam wrażenie, że już gdzieś usłyszałam ten termin, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć z czym się to wiązało, więc pokręciłam przecząco głową.
- To zabieg usunięcia macicy. Wykonanie tego zabiegu wiąże się z zaprzestaniem miesiączkowania z powodu braku błony śluzowej macicy, która jest zlokalizowana w trzonie macicy. Może pani współżyć choć wiadomo, nigdy nie zajdzie już pani w ciążę - wyjaśnił mężczyzna.
***
Minęło kilka godzin, odkąd rozmawiałam z ordynatorem. Miałam być szczęśliwa z Wiktorem, za parę lat stworzyć rodzinę. Teraz, nie dość, że utraciłam tak maleńkie stworzenie, które nie miało szans na przeżycie, to nie dam już życia innemu dziecku. Jestem nieco otumaniona lekami przeciwbólowymi. Niektóre rany na ciele zostały zszyte, inne są na tyle płytkie, że zagoją się same. Tomograf nie wykazał żadnych zmian w mózgu, nadgarstek jest mocno stłuczony, ale też dojdzie do siebie.
Wiktor nadal się nie wybudził. Prawa noga jest zagrożona, ale ordynator twierdzi, że ma najlepszych lekarzy, więc amputacja nie wchodzi w grę, jedynie długa rehabilitacja. Więcej na temat jego stanu zdrowia nie mógł mi powiedzieć, po prostu mam być dobrej myśli.

- Witam pani Adrianno. Chciałam zapytać, czy oprócz pana Wiktora jest ktoś bliski, kogo chciałaby pani powiadomić? Rodzina, przyjaciele, sąsiedzi? - podpytywała pielęgniarka.
- Moi rodzice nie żyją - odpowiedziałam krótko odwracając wzrok. Pielęgniarka opuściła głowę i przełknęła ślinę.
- Bardzo mi przykro - wydukała. - Przyjaciele? - dodała po chwili.
- Owszem. Jeśli będzie pani tak miła, w moim telefonie znajdzie pani numery. Mikołaj i Natalia. Proszę tylko nie stresować Natalii, jest w ósmym miesiącu ciąży, a wszystko bardzo przeżywa - westchnęłam i poczułam, że odlatuję pod wpływem leków i kroplówki. 

4 komentarze:

  1. Przepraszam, że tyle mi to zajęło dziewczyny! Tracę rachubę czasu przez dwuzmianową pracę. Mam nadzieję, że trzyma na tyle w niepewności, że nie możecie doczekać się następnego. Buziaki! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Szok :O rozdział jak zawsze super. Szkoda mi Ady, bo tyle już wycierpiała teraz to :( biedna. Oby Wiktor odzyskał jak najszybciej przytomność.
    Czekam na kolejny już z niecierpliwością. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochanaa! Myślałam że już nigdy nie wrzucisz kontynuacji...
    Cieszę się niezmiernie, że jednak widzę ten wpis. Pytanie co dalej się będzie działo... Ale to już wiesz tylko Ty! ♥️

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam ->https://czyprzyjaznistniejenazawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń