niedziela, 19 maja 2019

ROZDZIAŁ 49.

- Jak dobrze, że już się wybudziłaś! Kochana, wszystko w porządku? Jak się czujesz? - dopytywała Natalia. Oczy miała spuchnięte, pewnie wylała wiele łez na wiadomość o tym, że jej jedyna przyjaciółka trafiła do szpitala. 
Powoli podniosłam się z łóżka i mocno ją uściskałam, uważając na wenflon aby go nie wyrwać. 
Wylał się potok łez. Szlochałyśmy obie, dając upust wszystkim negatywnym emocjom. 
- Tak bardzo się bałam - wychlipałam mając przed oczami obrazy wypadku rodziców jak i tego wypadku, gdy Wiktor był nieprzytomny. 
- Już wszystko dobrze. Żyjesz, ksiądz Wiktor także, niczym już się nie przejmuj. Bardzo się wystraszyłam, gdy odebrałam telefon ze szpitala... Od razu wskoczyliśmy z Mikołajem do samochodu i przyjechaliśmy tutaj - otarła moje łzy i pocieszająco się uśmiechnęła.
Wiktor. Skąd ona o nim wie? Czy pielęgniarka dała znać również o nim? Cholera, nie w ten sposób miało się to wydać.
Nagle do pokoju weszła ta sama pielęgniarka, która była u mnie kilka godzin temu. Obdarowała mnie wesołym uśmiechem, jakby niosła dobre wiadomości.
- Jest pani na tyle silna, aby wstać? - zapytała, a ja energicznie pokiwałam głową. - To wyśmienicie. Narazie mogę panią odpiąć od aparatury, może pani trochę pospacerować, ale proszę się nie nadwyrężać. Ah, zapomniałabym! Narzeczony odzyskał przytomność. Gdy tylko otworzył oczy od razu o panią zapytał, może pani pójść go odwiedzić - powiedziała nadal z uśmiechem. Omal nie pisnęłam z radości na wiadomość, że Wiktor już się wybudził. Jednakże czułam na sobie wzrok Natalii, która zasługiwała na wyjaśnienia. 
- Natalia, wszystko Ci wyjaśnię, ale chodźmy teraz do Wiktora - poprosiłam, a przyjaciółka pociągnęła mnie za ramię, abym ponownie usiadła. 
- Nie musisz mi nic wyjaśniać. Od dawna coś przeczuwałam. W te noc, kiedy się u Ciebie zjawiłam... Minęłam go na klatce schodowej, miał zapłakane oczy, prawie mnie nie rozpoznał. Później widziałam Ciebie, w takim samym stanie - zaczęła łączyć fakty. - A na tej wycieczce wtedy, kiedy Filip... - urwała, przełykając ślinę. Spojrzała w dół, na swój brzuszek, na dzieciątko tego zwyrodnialca. - Wtedy zabrał Cię ksiądz Wiktor, długo nie było go na zajęciach, Ciebie też nie. Uznałam, że pewnie się Tobą opiekuje, choć wydawało się to dziwne. No ale - machnęła ręką - mam nadzieję, że potwierdzicie moje przypuszczenia - ścisnęła moją dłoń, a ja znowu ją przytuliłam. 
***
Gdy weszłyśmy z Natalią do sali, doznałam szoku. Przy łóżku Wiktora na krześle siedział Mikołaj.
- Ada, jak dobrze, że nic Ci nie jest! - przytulił mnie przyjaciel. - Bardzo się martwiliśmy o Ciebie z Natalią, a nie miałem sumienia odwiedzać Cię w szpitalnym łóżku, wiesz dlaczego - szepnął mi do ucha, nadal mnie przytulając. 
Natalia tymczasem rozmawiała o czymś cicho z Wiktorem. Gdy Mikołaj wypuścił mnie już z ramion, podeszłam do Wiktora i złapałam go za rękę. 
- Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa - wychrypiał ledwo.
Serce mi się krajało na jego widok. Na bandaż owinięty wokół jego głowy, na stłuczoną kość policzkową, na te wszystkie kable wokół. 
Nachyliłam się powoli nad nim i ucałowałam w czoło. 
- Jak twoja noga? - zapytałam przysiadając na łóżku, uważając aby go jeszcze bardziej nie uszkodzić. 
- Zostawimy was samych - powiedział Mikołaj z grobową miną. Wziął Natalię pod rękę i opuścili salę.
- Noga ma się dobrze, ale czeka mnie długa rehabilitacja, aby stanąć ponownie na obie nogi - uśmiechnął się smutno. - Tak poza tym, to nic mi nie jest. A co z Tobą? Wszystko w porządku? Masz straszną minę - uznał i próbował się zaśmiać, ale w porę na jego twarz wkradł się grymas, spowodowany poobijanymi żebrami. 
- Wszystko dobrze - skłamałam. - Co robił u Ciebie Mikołaj? Przecież się nawet nie znacie - zmieniłam zwinnie temat, jednocześnie była ciekawa tego, co mi powie. 
- Nie wiem czy pamiętasz, ale jechaliśmy razem w tym samochodzie - spiął się. - Pielęgniarka na pewno im o tym wspomniała - tłumaczył się.
- Natalia wie o wszystkim - wcięłam się w zdanie. 
Spojrzał na mnie tępo, wydawałoby się, że jest nieprzytomny wzrokiem.
- Pielęgniarka o tobie wspomniała, później rozmawiałam z Natalią, wie o wszystkim, potrzebuje tylko naszego potwierdzenia - wyjaśniłam cicho. Dopiero teraz do mnie dotarło, że ktoś może tutaj Wiktora kojarzyć, przecież był księdzem w tej parafii.
- Jesteś na to gotowa? - zapytał łapiąc mnie za dłoń. Wzruszyłam ramionami. - Ta długa rehabilitacja będzie dobrym pretekstem, aby już na dobre skończyć z Kościołem. Gdy tylko stąd wyjdę, jadę do kurii - wyjaśnił. Miał mi tyle do powiedzenia, a ja nie miałam siły go słuchać. Po głowie chodziło mi tylko to nienarodzone dziecko.
- Cholera, słuchasz mnie w ogóle? Ada, przecież widzę, że coś Cię trapi - zdenerwował się Wiktor. 
Wlepiłam mu szybkiego buziaka w policzek. 
- Odwiedzę Cię jutro - powiedziałam i szybko wyszłam z sali. Słyszałam, że jeszcze coś za mną wołał, ale potok łez ponowie zaczął zalewać moją twarz. 

niedziela, 7 kwietnia 2019

ROZDZIAŁ 48.

- Wiktor, uważaj! - zdążyłam tylko krzyknąć, ale nie było już dla nas ratunku. Przynajmniej nie w tej chwili.
Przeszywający ból skroni był nie do opisania, krew, szkło, dym, w oddali było słychać już syreny służb ratunkowych. Widzę masę ludzi, którzy głośno się komunikują. Zbyt głośno, przez co na chwilę tracę przytomność. Ocknęłam się na myśl o Wiktorze, patrzę na niego, po jego skroni sączy się strużka krwi i spływa po jego dłoni. Zegarek rozbity, ale nie martwi mnie to tak bardzo, jak fakt, że się nie rusza. Moje serce przeszywa ból, a moje własne łzy zaczynają mnie dławić. Zaczynam płakać i uderzać ręką o deskę rozdzielczą, okropnie boli, są w niej powbijane kawałki szkła, ale mam to gdzieś. Wiktor się nie rusza, nie odzywa.
- Ratujcie ich, zanim dojdzie do samozapłonu! - usłyszałam jak przez mgłę. - Ratujcie mężczyznę, ma zmiażdżoną nogę, za chwilę nie będzie co ratować!
***
- Dobrze, że już się pani wybudziła - przywitał mnie wysoki, krępy mężczyzna. Na oko miał może czterdzieści parę lat.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jego biel raziła w oczy, obok mnie leżała starsza kobieta czytająca gazetę. Dotknęłam głowy i wyczułam pod palcami bandaż, skroń zaczęła mi pulsować i z powrotem zamknęłam oczy.
- Muszę zadzwonić do Wiktora, muszę mu powiedzieć, że jestem w szpitalu - powiedziałam szybko i zaczęłam podnosić się z łóżka.
- Proszę nie wstawać, nie doszła pani jeszcze całkiem do siebie. Od zabiegu minęły dopiero dwie godziny, jest pani osłabiona. Jeśli pani się podniesie, zaraz będę zmuszony podnosić panią z ziemi - poinformował mnie. - Jeśli chodzi o mężczyznę, który brał udział z panią w wypadku... - urwał, a ja już miałam najgorsze wizje. Przebłyski tego potwornego wydarzenia zaczęły do mnie wracać. - Jeszcze nie wybudził, saturacja co prawda spadała, jego serce się zatrzymało, ale udało nam się go odratować, mamy dobrze wyszkolony zespół - dodał. Chciałabym powiedzieć, że poczułam ulgę, ale to nieprawda. Nie wiedziałam kiedy się wybudzi, jak się czuję i czy w ogóle będzie mnie pamiętać.
- Niestety dla pani nie mam tak dobrych wieści. Straciła pani dziecko, bardzo mi przykro... musieliśmy przeprowadzić zabieg histerektomii. Wiem, że to dla pani musi być ciężkie w tak młodym wieku - mówił ciągle przeglądając moją kartę pacjenta, ale w mojej głowie odbijało się tylko słowo "dziecko". Nawet nie wiedziałam, że byłam w ciąży.
- Jak to straciłam dziecko? Byłam w ciąży? - wyszeptałam, wiedząc jak głupio to brzmi, ale po prostu w to nie wierzyłam.
- Owszem, trzeci miesiąc. Nie wiedziała pani? Nie zauważyła pani braku miesiączki, objawów takich jak wymioty, nagłe zmiany nastrojów? - zdziwił się mężczyzna. Dopiero teraz zauważyłam plakietkę na jego piersi, nazywa się Andrzej.
- Nie zauważyłam... Zawsze miałam nieregularne miesiączki, w ostatnich miesiącach pojawiło się u mnie dużo stresu, tym to tłumaczyłam... Nie przyszło mi do głowy, aby wykonać test ciążowy - czułam, że się rumienię. Po moim policzku spłynęła łza. Choć dziecko było ostatnią rzeczą, której chciałam, w dodatku z Wiktorem.. to zabolało mnie to. Wiem, jak uwielbia dzieci, ale wystarczy mi dziecko Natalii, które za kilka tygodni pojawi się u mnie w domu.
- Rozumiem. Osoby w tak młodym wieku często mają nieregularne krwawienie. Niemniej jednak, była to ciąża poza maciczna, więc prędzej czy później mogłaby pani poronić. Nie da się utrzymać takiej ciąży. To i tak cud, że te trzy miesiące miały miejsce. Wracając do tematu.. wie pani na czym polega zabieg histerektomii? - miałam wrażenie, że już gdzieś usłyszałam ten termin, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć z czym się to wiązało, więc pokręciłam przecząco głową.
- To zabieg usunięcia macicy. Wykonanie tego zabiegu wiąże się z zaprzestaniem miesiączkowania z powodu braku błony śluzowej macicy, która jest zlokalizowana w trzonie macicy. Może pani współżyć choć wiadomo, nigdy nie zajdzie już pani w ciążę - wyjaśnił mężczyzna.
***
Minęło kilka godzin, odkąd rozmawiałam z ordynatorem. Miałam być szczęśliwa z Wiktorem, za parę lat stworzyć rodzinę. Teraz, nie dość, że utraciłam tak maleńkie stworzenie, które nie miało szans na przeżycie, to nie dam już życia innemu dziecku. Jestem nieco otumaniona lekami przeciwbólowymi. Niektóre rany na ciele zostały zszyte, inne są na tyle płytkie, że zagoją się same. Tomograf nie wykazał żadnych zmian w mózgu, nadgarstek jest mocno stłuczony, ale też dojdzie do siebie.
Wiktor nadal się nie wybudził. Prawa noga jest zagrożona, ale ordynator twierdzi, że ma najlepszych lekarzy, więc amputacja nie wchodzi w grę, jedynie długa rehabilitacja. Więcej na temat jego stanu zdrowia nie mógł mi powiedzieć, po prostu mam być dobrej myśli.

- Witam pani Adrianno. Chciałam zapytać, czy oprócz pana Wiktora jest ktoś bliski, kogo chciałaby pani powiadomić? Rodzina, przyjaciele, sąsiedzi? - podpytywała pielęgniarka.
- Moi rodzice nie żyją - odpowiedziałam krótko odwracając wzrok. Pielęgniarka opuściła głowę i przełknęła ślinę.
- Bardzo mi przykro - wydukała. - Przyjaciele? - dodała po chwili.
- Owszem. Jeśli będzie pani tak miła, w moim telefonie znajdzie pani numery. Mikołaj i Natalia. Proszę tylko nie stresować Natalii, jest w ósmym miesiącu ciąży, a wszystko bardzo przeżywa - westchnęłam i poczułam, że odlatuję pod wpływem leków i kroplówki. 

wtorek, 25 grudnia 2018

ROZDZIAŁ 47.

- Natalia, myślę, że nie powinniśmy się tak dłużej już ukrywać... Jeśli nadal będziemy to zatajać przed Adą, może się jeszcze bardziej na nas pogniewać - powiedział Mikołaj i złapał Natalię za dłonie. - Nie ma nic złego w tym, że jesteśmy w sobie zakochani - dodał po chwili, a Natalia spojrzała w dół na swój już widoczny brzuszek. - O to też się nie martw. Wychowamy je razem, to nasze dziecko, kochanie - ścisnął mocniej jej dłonie i pocałował w czoło. 
- Mam nadzieję, że Ada to zrozumie.. zwaliłam jej się na głowę w czasie, kiedy ona również nie miała łatwo - wyszeptała dziewczyna ocierając łzę rękawem fioletowego swetra.
- Właśnie dlatego Cię zrozumie. Byłyście razem, kiedy się nie układało żadnej z was. Adrianna to dobra dziewczyna, uwierz mi, że wszystko będzie dobrze - posadził dziewczynę na swoich kolanach i mocno ją przytulił. 
***
- Wiktor, nie chcę psuć tej miłej atmosfery, ale rano będę musiała wracać do domu. Mówiłam Natce i Mikołajowi, że jedziemy tylko na jeden dzień i wieczorem wrócimy, a już jest noc. Pewnie będą się martwić - wyjaśniłam Wiktorowi nie chcąc patrzeć mu w oczy. Wydawało mi się, że im dłużej będę w nie patrzeć, tym trudniej będzie mi się z nim rozstać za parę godzin. 
- W porządku - powiedział tylko. 
Przeszło mi przez myśl, że może jest teraz na mnie zły przez to, co powiedziałam. Ale przecież gdyby Przemek od samego początku powiedział mi prawdę, gdybym miała pewność, że spotkam tutaj Wiktora a nie spędzę tutaj czasu z Przemkiem, to przecież powiedziałabym to swoim przyjaciołom, że nie będzie mnie dłużej. Dzwonienie teraz i mówienie, że zostaję tutaj na dłużej byłoby jeszcze gorszą opcją, Mikołaj zacząłby coś podejrzewać i tyle byłoby z tego. 
- Miałabyś coś przeciwko, jeśli spotkałbym się z Mikołajem? - wypalił nagle szarooki. 
Obróciłam się gwałtownie w jego stronę, a ten przypatrywał mi się uważnie.
- Słucham? - zapytałam głucho. - Oczywiście, że miałabym! - dodałam i czekałam, aż Wiktor powie, że żartuje. 
- Mikołaj to dobry chłopak, z tego co mówiłaś. Zresztą, ty potrafisz dobierać ludzi i obracać się tylko w dobrym towarzystwie. Chciałbym po prostu z nim porozmawiać. Chyba mu ufasz, więc dlaczego on nie ma prawa o tym wiedzieć? - wstał z podłogi, wbił ręce w kieszenie swoich czarnych dresów i przypatrywał mi się z góry. Światło ognia z kominka idealnie rozjaśniało jego sylwetkę, na co chętnie zwracałam uwagę, ale w tej chwili moją głowę zaprzątało coś innego.
- Wiktor, Ty chyba cały czas zapominasz, że nadal jesteś księdzem. Mikołaj jest dla mnie jak starszy brat, chyba nie sądzisz, że zgodzi się na to co jest między nami? - wyjaśniłam i nagle tego pożałowałam. Powinnam popracować nad techniką ugryzienia się w język. 
- Chyba żartujesz w tym momencie. Jak sobie to wyobrażasz, co? Jeśli już nim nie będę, to przyprowadzisz mnie do domu, przedstawisz, a Natalia z przyzwyczajenia przywita się ze mną, jak z księdzem. Więc wcześniej musiałabyś poprosić Natalię, aby zachowywała się, że mnie nie zna. Myślisz, że łatwo jej będzie okłamywać kogoś tak bliskiego, jak teraz stał się Mikołaj? - Podniósł ton głosu, co zaczęło mnie niepokoić. Ze strachu znowu zaczęłam się trząść, być może też dlatego, że Wiktor miał całkowitą rację, a ja bałam się po prostu przyznać mu tego prosto w twarz. 
- Chcesz się przez lata taplać w kłamstwie? Tego chcesz? Jeśli od samego początku nie będziemy z nimi szczerzy, nie licz, że jeśli zaczniesz się gubić w tych wszystkich historiach patrząc im prosto w oczy, to Cię uratuję - dodał, a mi zabrakło powietrza. Skoro już teraz nie potrafimy się dogadać, to czy będziemy potrafili za kilka lat? Miałam ogromny mętlik w głowie. Obróciłam głowę w przeciwną stronę unikając jego naglącego wzroku.
- Skoro nie masz mi nic do powiedzenia i zostajesz przy tym, co powiedziałaś... - zaczął, ale urwał zdanie, machnął ręką i ruszył w stronę schodów. 
- Wiktor, dokąd idziesz? - zapytałam na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć, ale nie dał żadnej odpowiedzi. 

Wiedziałam, że ma cholerną rację. Tylko czy jestem w stanie zaryzykować przyjaciół by żyć z miłością mojego życia? Skąd ludzie w ogóle mogą wiedzieć, że to jest właśnie TA miłość? Siedziałam przed kominkiem i analizowałam wszystkie możliwe opcje. Było ich bardzo dużo, ale też każdej się bałam. 
***
- "Musimy porozmawiać. Jeśli się zdecydujesz, skontaktuj się ze mną jutro wieczorem. Chodzi o Adę i jej bezpieczeństwo, dlatego lepiej, żebyś jej nic nie mówił" - wahałem się czy wysłać tą wiadomość. O numer trudno nie było, znalazłem go w telefonie Ady. Wiem, że zrobiłem to za jej plecami i, że to poniekąd kradzież. Ale naprawdę pragnę, byśmy byli razem szczęśliwi. 
W końcu zdecydowałem się kliknąć "Wyślij". Co ma być to będzie. Odłożyłem telefon na stolik obok łóżka, otuliłem się szczelniej kołdrą, wpatrywałem się w okno, do którego nadal dobijał się deszcz i nasłuchiwałem kroków, które zwiastowałyby, że mój Aniołek jest obok. 
Z całych sił próbowałem nie zasnąć, lecz było to silniejsze. Kiedy poczułem, że zaczynam odpływać usłyszałem te długo wyczekiwane kroki. 
- Śpisz? - usłyszałem słodki głos Ady, który przyśpieszył moje tętno, ale musiałem oddychać powoli i głęboko, by mój sen wydawał się prawdziwy. - Wiktor, wiem, że masz racje. Po prostu boję się stracić przyjaciół albo Ciebie. Kocham Cię nad moje życie, nie chcę, żebyś był dla mnie tak obojętny jak dziś wieczorem. Próbujesz mi pokazać, że role się odwróciły? - załamał jej się głos. Nie mogłem już dłużej udawać, że śpię, kiedy ona siedzi obok mnie i zaraz zacznie płakać. 
- Nie próbuję tego zrobić - powiedziałem odwracając się w jej stronę. - Próbuję Ci tylko pokazać jak ważna dla mnie jesteś. Jak bardzo pragnę o to walczyć, żebyśmy byli razem szczęśliwi. Tylko tyle chcę - wyszeptałem... 

niedziela, 18 listopada 2018

ROZDZIAŁ 46

Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. O dziwo, już nie leżałam na miękkim dywanie w salonie, a w łóżku, w sypialni, którą widziałam jedynie przez moment, kiedy tutaj przyszłam. Nie wiem jak się tutaj znalazłam, ale przypuszczam, że Wiktor zaniósł mnie tutaj po tym, jak zasnęłam z nim. 
Nie było go ze mną w łóżku i poczułam w sercu lekkie ukłucie żalu, że mógłby mnie znowu po tym wszystkim zostawić. Wyszłam z łóżka i wciągnęłam na siebie znoszony t-shirt z jelonkiem Bambi, który miał już dobre kilka lat. Do tego ubrałam szare spodnie od dresu, spięłam włosy w niedbały kok i zerknęłam na telefon. Nie przyszło mi do głowy, żeby wcześniej sprawdzić, która godzina, choć na dworze było ciemno, a deszcz w dalszym ciągu odbijał się od okien. 
- Wow, jest po 22 - mruknęłam pod nosem sama do siebie, po czym odłożyłam telefon na starą, ale uroczą toaletkę. 
Ruszyłam schodami na dół i zauważyłam, że salon oświetla ogień z kominka, a zaraz po tym poczułam, jak w powietrzu unosi się przyjemny zapach cytryny, co oznaczało, że pewnie jeszcze ktoś tutaj jest. Resztę drogi przemierzyłam na palcach ruszając bez zastanowienia do kuchni, oparłam się o framugę i oglądałam ten niecodzienny widok. Wiktor stał przy blacie w samych czarnych dresowych spodniach, kroił pomidora co chwilę upewniając się czy woda na herbatę się nie zagotowała. Gwizdek czajnika podniesiony był do góry, pewnie dlatego, żeby jego gwizdanie mnie nie obudziło. Uroczo. Gdy już uznał, że woda będzie gotowa, zalał herbatę gorącą cieczą i dodał do kubków po plasterku cytryny, po chwili dolewając soku malinowego. 
Skradłam się do niego przytulając go od tyłu, na co Wiktor cicho jęknął.
- Już nie śpisz? - zapytał i odwrócił się w moją stronę ostrożnie, by nie wylać herbaty. 
- Jak widać - powiedziałam z uśmiechem, zarzucając mu ręce na szyję poddając się czułemu pocałunkowi na moim czole. 
- Zrobiłem nam kolację, pomyślałem, że będziesz głodna, bo nie jadłaś zapewne nic od rana - uznał zgodnie z prawdą. 
- Masz rację, jestem głodna jak wilk - szepnęłam patrząc ponad jego ramieniem. - Uwielbiam pomidory - dodałam podekscytowana. 
- Przy okazji rozpaliłem ogień w kominku za nim drewno na dworze przemokło na dobre - odparł i zabrał kubki z herbatą, a ja wzięłam talerz z kanapkami, po czym ruszyliśmy do salonu. 
Myśląc tak samo - rozsiedliśmy się na ziemi pod kominkiem, oparliśmy się plecami o fotele i wzięliśmy się za konsumpcję kanapek, ktoś powiedziałby, że to nic specjalnego, ale w jego wydaniu, sam fakt, że zrobił to dla nas, smakowały wybornie. 
- Jak w szkole? - zaczął rozmowę, a ja pomyślałam, czy rzeczywiście chcę o tym teraz rozmawiać. 
- Całkiem dobrze.. Nadrobiłam wszystkie zaległości, biologii uczy nas teraz taka miła, młoda kobieta, bo pan Filip jeszcze nie wrócił...- mówiłam, chciałam jeszcze coś dodać, ale gdy tylko wspomniałam o nauczycielu biologii jego twarz przybrała zupełnie inny obraz.
- I nie wróci - odchrząknął i pociągnął łyk gorącej herbaty.
- Dlaczego? - zapytałam, ale powód był oczywisty. Obiły mi się o uszy plotki w szkole, że przymknęli go na jakiś czas. Zastanawiałam się tylko, czy to przeze mnie, czy zdążył już przeskrobać coś innego. 
- Bo siedzi. I przez długi czas stamtąd nie wyjdzie. Zresztą, w przyszłym tygodniu jadę go odwiedzić, muszę go w czymś uświadomić, ale to mało ważne - odpowiedział.
- Czy to przeze mnie? - zapytałam cicho i zawiesiłam wzrok w czerwonych, rozpalonych stropach drewna. 
- Rany boskie, Ada, jak możesz mówić, że to się stało przez Ciebie? - zapytał ewidentnie zdenerwowany. - Jest dorosłym facetem, który skończył studia z bardzo dobrym wynikiem, uczył w szkole kilka lat, przecież był świadom tego, co robi - dodał po chwili i splótł nasze dłonie. - Możesz na mnie spojrzeć? - poprosił, a ja wykonałam jego prośbę. 
- Był pijany - szepnęłam.
- Był opiekunem kilkunastu nastolatków, wiesz dobrze, że nie powinien tego robić - znalazł wymówkę na mój argument. 
- Dobrze. Dobra, koniec tego tematu, niech sobie siedzi i zgnije w tym więzieniu - westchnęłam i sięgnęłam po kanapkę zakończając temat. 
- A jak Natalia się czuje? Wszystko dobrze z dzieckiem? - zapytał, a mnie zalała fala gorąca. O. Mój. Boże. Skąd on wie, że Natalia jest w ciąży? Jezu Chryste. Nie wiem, czy powinnam dać się nabrać i przez podstęp się wyzdradzić, czy odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
- Słucham? - zapytałam głucho, mając jeszcze ociupinkę nadziei, że się przesłyszałam.
- Natalia jest w ciąży. Nie wiesz o tym? Przecież mieszkacie razem, raczej da się to zauważyć - kolejna informacja, o której nie wiedziałam, że ma pojęcie. Boże, co on jeszcze wie?
- Czekaj, czekaj, skąd o tym wszystkim wiesz, skoro nie było Cię ani w mieście, ani u nas przez kilka tygodni? - zapytałam siadając teraz twarzą do niego. Czekałam na wyjaśnienia i to grube.
- Skarbie... - mruknął i przejechał kciukiem po moim policzku. - Przecież mówiłem Ci, że mam dobry kontakt z Przemkiem - dodał po chwili, a ja wywróciłam oczami.
- No jasne... Ta papla nic nie ukryje przed swoim ulubionym księdzem - westchnęłam zrezygnowana. - No dobrze, a skąd on wie, że Natalia jest w ciąży? - dodałam.
- Nie wie o tym - uspokoił mnie nie co, ale to nadal niczego nie wyjaśniało. - Mówił mi, że już długi czas nie pojawia się w szkole i prawdopodobnie z niej zrezygnowała, a pamiętałem, że wspominał mi kiedyś, że widział ją, jak późno wychodziła z jego pokoju na wycieczce, kiedy my byliśmy w drodze do domu, więc dodałem dwa do dwóch... Plus jeszcze fakt, że Filip nie potrafi trzymać języka za zębami, wszystko potwierdził, nawet nie wahał się ukryć tego wszystkiego - teraz już wiedziałam wszystko. Pokręciłam głową i głośno westchnęłam. Miałam tylko nadzieje, że rzeczywiście tylko my  tym wiemy. Natalia raczej nie przeżyłaby tego, że ktoś plotkuje o niej na temat jej romansu z "panem" Filipem.
- A skąd wiesz, że u mnie mieszka? - zadałam ostatnie pytanie, które mnie intrygowało.
- Przemek kiedyś poszedł do niej pod pretekstem pożyczenia podręcznika, a jej mama powiedziała bez owijania w bawełnę, że się wyprowadziła, więc jedynie gdzie mogła pójść to do Ciebie, bo Filip by jej nie przyjął - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a mnie aż rozbolała głowa od natłoku nowych informacji.
- Dobrze, słuchaj mnie teraz uważnie - zaczęłam. - Ja i Mikołaj dobrze opiekujemy się Natalią, zaopiekujemy się również jej dzieckiem, kiedy już przyjdzie na świat. Nie może to wyjść poza nasze grono, dobrze? Nie chcę Cię w to wszystko wciągać, ale skoro już mamy być razem, to wolałabym, żebyś nas wspierał - odparłam wyczekując jego reakcji.
- Mikołaj to ten Twój przyjaciel? Brat Twojego byłego? - upewnił się, a ja przytaknęłam. - Poza tym, kochanie, nie musisz mnie prosić o coś takiego, skoro już jesteśmy razem - dodał i złapał mnie za ręce uśmiechając się przy tym uroczo.
- Cieszę się bardzo, Wiktor, naprawdę - rozczuliłam się. - Ale niech nasz romans nie wychodzi na jaw, nawet przez Natalią i Mikołajem, dobrze? Dopóki to wszystko się nie skończy - posmutniałam nieco na fakt, że może to potrwać bardzo długo, zanim Wiktor zakończy swoją karierę i będziemy musieli się ukrywać. Choć teraz wydaje się to banalnie proste, to w świetle dnia pewnie znów będziemy cierpieć z tęsknoty za sobą.
- Nie smuć się aniołku - podniósł delikatnie moją głowę do góry łapiąc mnie za podbródek. - Kiedy to się skończy, już zawsze będziemy razem.
- Razem - powtórzyłam, a nasze usta spotkały się w delikatnym pocałunku. 

sobota, 3 listopada 2018

ROZDZIAŁ 45

- Możesz mnie zabić, proszę - klęknął przede mną i rozłożył ramiona. Wydawał się wtedy taki niewinny, a w jego oczach, zobaczyłam ból, który momentalnie przeszedł na mnie. 
Wstałam szybko z podłogi i go wyminęłam.
- Po co wróciłeś, skoro już zaczęło mi się układać?! Hmmm? - krzyczałam i rzuciłam w niego poduszką, którą akurat miałam pod ręką. Wszystko co tylko mi się napatoczyło cisnęłam od razu w jego stronę. Gazeta, pluszowy miś, doniczkę sobie odpuściłam.
- Już, skończyłaś? - zapytał mnie zbierając po drodze wszystkie rzeczy, po czym rzucił je w kąt. 
- Ada, wcale nie było mi tak łatwo od Ciebie odejść... Ale jeszcze trudniej było mi żyć bez Ciebie. To śmieszne, że mówię Ci to tyle razy i w to nie wierzysz, a gdy Ci powiedziałem, że Cię zostawiam to uwierzyłaś. Wystarczył jeden raz. Dlaczego mi nie wierzysz? - zadał kolejne pytanie. Biłam się z myślami, bo przecież łatwiej byłoby go przytulić i się pogodzić, ale z drugiej strony miałam ogromny żal, który chwilami był zdecydowanie silniejszy.
Uniosłam brwi, złożyłam ręce na piersi i wzięłam głęboki oddech, żeby być przygotowaną na to, co chce mu teraz powiedzieć. 
- Czego Ty nie rozumiesz? To, że nadal jestem w Tobie zakochana niczego nie zmienia, bo strasznie mnie zraniłeś. Już cholera nie chodzi o to szkło, którym się poraniłam, a tutaj - wskazałam ręką miejsce, gdzie powinnam mieć serce, bo w tej chwili nie wiem, czy gdzieś nie uciekło. Przypatrywałam mu się badawczo. 
Jego ręka powędrowała za moją, poczułam ciepło jego dłoni, za którym tak się stęskniłam.
- Dużo się zmieniło, Wiktor - westchnęłam i zaczęłam energicznie mrugać, żeby się nie rozpłakać.
- Ale nadal jesteś we mnie zakochana, to twoje słowa - szepnął mi do ucha nachylając się nieco. Poczułam jego uśmiech, nawet nie musiałam go widzieć, żeby to wiedzieć. 
Wciągnęłam jego cudowny zapach, mieszankę lawendowego mydła i wody kolońskiej, która delikatnie łaskotała moje nozdrza. 
- Nie łap mnie za słówka, proszę. Wywierasz na mnie presje, mogłam coś palnąć bez zastanowienia - obroniłam się, lecz nadal staliśmy w takiej samej pozycji, no prawie, bo Wiktor przesunął się o krok bliżej, że niemal stykaliśmy się ciałami, a ja słyszałam bicie jego serca, tykanie zegara i nasze nierówne oddechy. 
- Nie chrzań głupot. Wiem, kiedy powiesz coś przez przypadek, a kiedy wyjdzie to szczerze z serca - mruknął i zmiótł materiał mojej koszulki, ściskając ją mocno w ręce, natomiast drugą położył śmiele na moim biodrze. - Tak jak obiecałem. Rzucę to wszystko w cholerę. Dla Ciebie, rozumiesz? - ujął mnie mocniej w swoich ramionach, a ja już nie protestowałam. 
Zawiesiłam ręce na jego szyi i przytuliłam go tak mocno, jak tylko potrafiłam płacząc przy tym, jak mała dziewczynka, której zdechł chomik.
Miałam go tutaj, był tylko mój i w dodatku na każdym kroku pokazywał mi, jak bardzo mnie kocha. Wystarczyło na niego spojrzeć, by to zrozumieć. 
Przytulaliśmy się tak bez końca, wzdychając co jakiś czas i pociągając nosem. Niemożliwe było, że Wiktor w tej chwili też płakał. Dotykałam jego ciało, mając nadzieję, że to nie głupi sen i zaraz obudzę się w samochodzie Przemka, będąc w drodze tutaj. Wiedziałam, ze prawdopodobnie przyjdzie czas i będę tego żałować. Jedyne czego bardziej mogłam żałować, to faktu, że nie skorzystałam z tej chwili.

Przez zamglone oczy odnalazłam jego twarz i dotknęłam delikatnie jego ust, na co Wiktor zareagował cichym jękiem, który zaraz rozlał się po moim ciele w postaci gęsiej skórki. Wpięłam dłonie w jego blond włosy i rozkoszowałam się ich miękkością, poddając się pocałunkom faceta mojego życia, które właśnie zeszły na moją szyję i obojczyk. Wiedziałam, gdzie prawdopodobnie skończy się nasza tęsknota. 
- Nie masz zielonego pojęcia jak bardzo się za Tobą stęskniłem - jęknął, wracając do moich ust. - Chcę być w Tobie, zanim doprowadzisz mnie do nieprzytomności. Chcę się znowu poczuć jak nastolatek, bo od chwili poznania Ciebie, właśnie tak się czuję - dodał patrząc mi prosto w oczy, a moje podniecenie całą tą sytuacją wzrosło. Uśmiechnęłam się w tej chwili do niego bardzo szczerze, a nie sądziłam, że jeszcze kiedyś to będzie możliwe. 
Ponowie ujęłam jego twarz w dłonie i zaczęłam go całować. Wiktor złapał mnie w pasie, dając mi znak bym oplotła go nogami w pasie. Oparł mnie o ścianę i wciąż całowaliśmy się bez opamiętania. Dziękowałam Bogu za to, że mnie wysłuchał i znowu możemy być razem, chociażby miało to trwać tylko tę chwilę. 
- Zaniósłbym Cię na górę, ale prawdopodobnie już dłużej nie wytrzymam - pocałował mnie w czoło i zaczął rozpinać moją koszulę, guzik za guzikiem drżącymi dłońmi, chłonąc cały mój widok. Niewiele myśląc pociągnęłam jego koszulkę w górę i uznałam, że pewnie cały swój wolny czas poświęcał na wysiłek fizyczny, aby odgonić przykre myśli. Barki poszerzyły się nieco, przez co wyglądał jeszcze bardziej apetycznie, niż dotychczas. 
Nie trzeba było długo czekać, abyśmy zaraz byli kompletnie nadzy w dodatku leżąc na miękkim dywanie, centralnie na środku salonu. 
Na dworze szalała już burza, która zdecydowanie zagłuszała odgłosy naszego uniesienia. Wiktor wcale nie przypominał tego faceta, z którym pierwszy raz kochałam się w domku jego rodziców nad jeziorem. Wtedy był bardzo delikatny, ale stanowczy. Dziś, w tej chwili, ta stanowczość gdzieś zniknęła. Był bardzo delikatny, czuły, kierował się wyłącznie moją przyjemnością. Z ręką na sercu mogę przysiąc, że z nikim nie było mi tak dobrze, jak z nim w tej chwili. 
Przewróciłam się na plecy, siadając na nim okrakiem i przytrzymując jego ręce nad głową. 
- Masz rację, nie chrzanię głupot - powiedziałam poważnie. - Chrzanię całą naszą przeszłość i tym kim jesteśmy. Kocham Cię do nieprzytomności, Wiktor - dodałam, a on uśmiechnął się tak cudownie, że znowu się rozsypałam na małe kawałeczki, wracając z nim do pięknej chwili rozkoszy. 

poniedziałek, 15 października 2018

ROZDZIAŁ 44 (!)

- Co Ty tutaj robisz? - powtórzyłam jeszcze raz głucho. Czułam, jak krew szumi mi w głowie, zaczęło mi się w niej kręcić, dlatego złapałam się oparcia kanapy. Zamknęłam oczy z nadzieją, że gdy je otworzę, może go już tutaj nie będzie, może to wytwór mojej chorej wyobraźni.
- Słuchaj... - zaczął, ale szybko mu przerwałam. 
- Nie chce Cię słuchać, proszę Cię zniknij. Przecież tak zajebiście Ci to wychodzi, prawda? - uśmiechnęłam się szyderczo. Skoro już tutaj jest, to przynajmniej powiem mu co chciałam i zniechęcę go, przez co sam z siebie stąd pójdzie. Widziałam, że rusza w moim kierunku, to zaczęłam się wycofywać. Mój jeden krok kończył się jego dwoma. 
- Nie zbliżaj się do mnie - syknęłam, ale nic sobie z tego nie zrobił. Stanęłam za kanapą i zaczęłam rozmyślać nad planem ucieczki. 
- Ada, nic Ci nie zrobię. Chcę Ci tyle powiedzieć, możesz mnie wysłuchać? - westchnął.
Oparł się rękami o kanapę i spuścił głowę. Zauważyłam, że odkąd się nie widzieliśmy, włosy urosły mu do takiego stopnia, że teraz bez problemu mógł je zaczesać do tyłu. Odebrało mu to trochę lat, co sprawiało, że wyglądał jeszcze seksowniej. Jęknęłam ze swojej bezradności, a Wiktor przeniósł na mnie spojrzenie swoich szarych oczu. Zacisnął usta w cienką linie, jakby myślał nad tym, czy na pewno chce mi to wszystko powiedzieć.
- Mogę Cię wysłuchać, ale tylko tyle. Nie zbliżaj się do mnie, nie dotykaj mnie - wypuściłam powietrze z płuc i oparłam się o ścianę za mną. Nie miałam stąd żadnego wyjścia do ucieczki, ewentuane mogłam przeskoczyć przez oparcie kanapy, ale Wiktor miałby wystarczająco dużo czasu, żeby zauważyć co planuje zrobić i wtedy mógłby mnie dopaść, w najgorszym przypadku.
- Aniołku... - zaczął, a mi przez myśl przebiegł obraz naszej wspólnej nocy. Wtedy też mnie tak nazywał. - Tak bardzo się za Tobą stęskniłem. Tak bardzo chciałbym dotknąć twoich miękkich włosów, poczuć twój zapach, dotknąć twoich cudownych ust, ująć Cię w talii i przyciągnąć do siebie. Tak bardzo się bije z myślami. Wiem, że zachowałem się jak ostatni sukinsyn. Uświadomiłem to sobie, każdy z moich przyjaciół mi to powiedział. Wierz mi, odkąd opuściłem ostatni raz twoje mieszkanie, nie potrafię być sobą. Wszystkie emocje i uczucia ze mnie uciekły, ale gdy skontaktowałem się z Przemkiem, który zgodził się mi pomóc... - mówił, a ja zaczęłam w to wszystko wierzyć. Naprawdę. Nie znałam go od dziś, ale nigdy w życiu nie widziałam go tak autentycznego. Wiem, jak to jest. Sama to czułam od dnia, kiedy zostawił mnie na podłodze w moim przedpokoju, w momencie, gdy moje serce pękło, w momencie, gdy zarzekałam sobie, że wszystkie moje uczucia do niego zostały zdeptane i miałam się go wyrzec, nadal go rozumiałam. Chciałam podejść, wpleść palce w jego blond włosy, pociągnąć za nie lekko, ugryźć go w dolną wargę.. I potrząsnęłam głową, po czym zorientowałam się co powiedział. 
- Przemek Ci pomógł? To on wie, że tutaj jesteś? - wydukałam ledwo, starając się nie zająknąć. 
- To naprawdę nie ma teraz znaczenia. Proszę pozwól mi się dotknąć. Kochanie, naprawdę rozpadnę się zaraz przed Tobą na milion kawałków... 
- Jak się teraz czujesz? - zmieniłam temat, obserwując jego dezorientację. 
- Jak ostatni idiota, który prosi o ostatnią szansę dziewczyny, którą kocha nad życie i chce zrobić dla niej wszystko - powiedział i bezradnie wzruszył ramionami. 
Zmarszczyłam brwi, wyczuwając gdzie jest haczyk. Nie wierzę, że przyszedł tutaj prosić o coś, nie oczekując nic w zamian. 
- Czego chcesz ode mnie? Przyszedłeś tutaj prosić o coś tak paradoksalnego? Wiktor, do cholery, jesteś księdzem! - wykrzyknęłam i zaczęłam wymachiwać rękami. Stałam się wkurzona. - Błagałam Cię tamtej nocy, żebyś mnie nie zostawiał. Byłeś taki obojętny, zdawało mi się, że dałam Ci to czego chciałeś i sobie poszedłeś, bo tak to wyglądało z mojej perspektywy. Tak nie zachowuje się człowiek, który aktualnie mnie pragnie - prychnęłam zdziwiona swoją odwagą. 
- Ada, jest jeszcze coś, co muszę Ci powiedzieć - podszedł do mnie nie dając mi nawet przestrzeni, abym mogła swobodnie oddychać. Wciągnęłam ostatni łyk powietrza i zapatrzona w niego, czekałam na to, co chce mi powiedzieć. 
- Kocham Cię najmocniej na świecie. Myślałem, że już tego nie poczuję, ale gdy prowadziłem Cię wtedy przez korytarz, poczułem ukłucie w sercu. Wierz mi, że zanim wpadłaś na mnie z tą cholerną kawą, czułem, że się w tobie zakochuję, chociaż Cię wtedy nie znałem. Naprawdę. Później, gdy rozmawialiśmy, jak zaczęłaś płakać... Tej nocy, kiedy tak długo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, czułem, że przepadłem. To był mój koniec w karierze księdza. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby poczuć Cię całą, całować twoje cudowne ciało. To już nie kwestia pożądania, po prostu byłem tak zadurzony jak ostatni gówniarz. Nie ukrywam, że brakowało mi w tej chwili seksu. Ale nie zrobiłem tego dlatego, tylko po prostu chciałem nas do siebie zbliżyć. I to była najlepsza chwila w moim życiu - mówił, a ja coraz bardziej czułam, że się w nim zakochuje. Co było wręcz niedorzeczne, nie mogłam na to pozwolić, a jednak to czułam. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczął głaskać mój policzek, a ja zaczęłam się wtulać w jego dłoń. Dopiero teraz dostrzegłam prostotę jego ubioru. Szare dżinsy i granatowa koszulka, która opinała jego zgrabne ciało. Mimo wszystko czułam nienawiść, a jednocześnie pociąg do tego mężczyzny. Nie wiele myśląc, wzięłam rozmach i wymierzyłam mu mocnego plaskacza. Wiktor w pośpiechu złapał się za policzek i rozciągnął mięśnie twarzy. W jego oczach zapłonęła złość, ale za chwilę ustąpiła. 
- Zasłużyłem - westchnął i zrezygnowany się wycofał. Od razu zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Dlaczego go uderzyłam? Teraz nie wiem, jedynce co, to wiem, że tamtego wieczoru, kiedy mnie zostawił, naprawdę na to zasłużył. Być może chciałam się zemścić. 
- Gdzie idziesz? - wycedził, widząc, jak zabieram swoje rzeczy i ruszam do drzwi. Niestety, klamka pod żadnym pozorem nie chciała ustąpić, więc zrezygnowana osunęłam się po drzwiach. 
- Są zamknięte. Klucz mam ja, a wierz mi, że po tym co zrobiłaś, to na pewno Ci go nie oddam - powiedział Wiktor, a ja wywróciłam oczami. 
- Sam powiedziałeś, że zasłużyłeś. Więc nie rozumiem, dlaczego masz teraz do mnie pretensje. Zrobiłam to, co powinnam zrobić tamtej nocy, a zdecydowanie powinnam Cię zabić. 

niedziela, 7 października 2018

ROZDZIAŁ 43.

- Kamil, zbieram się już, gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to powiedz, że na razie nie ma mnie dla nikogo. Nie chcę odbierać telefonu na urlopie - powiedziałem wikaremu, młodszemu ode mnie o jakieś trzy lata. To jego pierwsza parafia, jest już tutaj jakiś czas, a mam wrażenie, że przez dwa tygodnie wprawiłem się lepiej, niż on sam. 
Walizkę spakowałem już do samochodu, czekałem tylko na wiadomość od Przemka, bo dobrze wiedział, że nie chcę pomieszkiwać na starej plebanii, więc sam zaproponował, że mogę zatrzymać się w domu jego zmarłej babci, do którego niedługo planuje się wyprowadzić i odciążyć rodziców. 
- Bilety do Grecji zabukowane? - spytał Kamil, a ja na śmierć zapomniałem, przez co prawie się wygadałem.
- Tak, tak - skłamałem i obróciłem głowę, żeby przypadkiem nie dostrzegł kłamstwa w moich oczach. Musiałem jakoś się wytłumaczyć, dlaczego znikam na dwa tygodnie. Powiedziałem mu, że jadę się wygrzać do słonecznej Grecji, chociaż jeszcze nie wymyśliłem wymówki, dlaczego nie wrócę opalony, ale do tego czasu coś wymyślę. Nie miałem teraz do tego głowy. Już dość nakłamałem i cały czas się w tym pogrążam. Aktualnie po mojej głowie chodziła tylko jedna osoba i już nie mogłem się doczekać, kiedy ją zobaczę, chociaż przypuszczam, że ona tego nie chce. 
Ale mam już plan.
Przykro mi, że wciągam w to Przemka, ale stałem się egoistą. I kierowałem się tylko swoją przyjemnością.
Musiałem ją mieć.
Tu i teraz. 
Teraz. 
***
- Cześć - powiedziałem do telefonu. Zaczęła mnie zalewać fala ciepła. - Mhm, tak tak, przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać. Mhm tak, wyśle wiadomość za jakiś czas, tak tak, narazie, hej - pożegnałem się szybko i odetchnąłem z ulgą.
- Z kim tak dziwnie rozmawiałeś? - zapytała podejrzliwie Ada.
- A z ciocią. Chce zrobić niespodziankę rodzicom, tylko ja o tym wiem i wiesz, tak spiskujemy - skłamałem uciekając wzrokiem od jej twarzy. - Gdzie Mikołaj i Natalia? - zmieniłem zwinnie temat. 
- Poszli na spacer. Natalia uznała, że nie może tyle siedzieć w domu, bo już o mało nie wyrzuciła tych długopisów do śmieci - zaśmiała się Adrianna.
Ucichłem na chwilę i zacząłem się zastanawiać, czy Ada rozpoznała głos Wiktora, przed chwilą, kiedy do mnie zadzwonił. Nie wydawało mi się, aczkolwiek nadal miałem cykora. Bałem się i nie byłem pewien, czy plan Wiktora wypali. Jedyne, co nadal mnie zastanawia i nie potrafię sobie na to odpowiedzieć to dlaczego zależy mu tak, żeby spotkać się z nią sam na sam. Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że byli ze sobą jakoś bardzo zaprzyjaźnieni. Fakt, odwiózł ją z tamtej tragicznej wycieczki, ale to był jego obowiązek, był jej opiekunem. Kilka razy odwiózł ją do domu po szkole, bo miał po drodze. Raz była na oazie i nawet nie chodziła do kościoła. 
Pomyślałem przez chwilę, że może ich coś łączy, ale znam Wiktora bardzo długo i jestem przekonany, że w życiu nie zrobiłby czegoś takiego. Poza tym, Adrianna jest piękna, potrafi oczarować każdego faceta, może i nawet Wiktora, ale to mi do nich nie pasuje. Ona jest moją przyjaciółką, pewnie by mi to powiedziała.
Chyba. 
- Gotowa? - zapytałem i wysiliłem się na uśmiech. Dziewczyna tylko przytaknęła i już po chwili byliśmy w drodze, do mojego nowego samochodu, który sprawili mi rodzice, gdy zdałem prawo jazdy. 
***
- Możesz się tutaj zatrzymać? Na tej stacji? Muszę do toalety - poprosiła Ada i zrobiła słodki uśmiech, co mnie totalnie rozczuliło. Choć zgodziłem się na to, abyśmy byli przyjaciółmi, to jednak nadal coś mnie do niej ciągnęło.
- Mówisz i masz - zjechałem na prawy pas i już po chwili zatrzymaliśmy się na małym parkingu obok stacji benzynowej. Gdy tylko Ada wysiadła z samochodu, wyjąłem telefon i napisałem Wiktorowi sms'a, że do godziny będziemy na miejscu, klucze są schowane w doniczce po prawej stronie, ma ukryć samochód i gdzieś się schować, żeby Ada od razu się nie zorientowała, że ktoś tam jest. Taki był plan. Długo nad tym myśleliśmy, ale w końcu się udało. Powiedział mi, że mam ją tam zwabić, bo ona go nie chce widzieć, a musi z nią porozmawiać. 
Gdy tylko usłyszałem jak ktoś puka w moją szybę, podskoczyłem i upuściłem telefon na ziemię. To była Adrianna, która pilnie chciała mi coś powiedzieć i kazała otworzyć okno, więc to też uczyniłem.
- Podasz mi mój portfel? - poprosiła wskazując na torebkę, którą zostawiła w samochodzie. - Mam ochotę na czekoladę - dodała, a ja z uśmiechem podałem jej portfel. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy prawie przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Już po paru minutach ruszyliśmy w drogę, Adrianna szczęśliwa zajadała się czekoladą i cały czas pytała czy na pewno nie skuszę się nawet na kostkę, jak to uznała, "najprzepyszniejszej czekolady na świecie". Nawet nie byłem pewien czy istnieje takie słowo, jak najprzepyszniejsze. Ale wiedziałem, że nie przełknę nic. Miałem wrażenie, że nawet ślina cieknie mi po brodzie, po zapomniałem o tej czynności, tak jak o oddychaniu, bałem się, że słyszy, jak serce mi wali. 
***
- Śliczny ten domek! I w ogóle jest tutaj przepięknie! Zaraz wyjmę aparat i porobię parę zdjęć, jeśli nie masz nic przeciwko - obróciła się w moją stronę i dokładnie zlustrowała moją twarz. Zacisnąłem szczęki i spojrzałem w ziemię mając świadomość w jakie niebezpieczeństwo mogę ją wpakować. Powoli zacząłem tracić zaufanie do Wiktora. 
- Jasne, nie mam nic przeciwko - burknąłem. - Odłożę tylko nasze rzeczy do domu, rozgościsz się, a ja na chwilę skoczę do kumpla, żeby powiedzieć mu, że się tutaj zatrzymaliśmy. Może się martwić, jak wieczorem zobaczy tu światło - poinformowałem ją i byłem wniebowzięty, że zaraz stąd zniknę. Oczywiście, że żadnego takiego kumpla tutaj nie było.
- Hej, wszystko w porządku? Mam wrażenie, że odkąd wyjechaliśmy, to dziwnie się zachowujesz - podeszła i wyjęła moje ręce z kieszeni i sama się nimi otuliła. Nie wiedziałem, jak mam odebrać ten gest, ale przytuliłem ją mocniej i szepnąłem jej, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. - Okej, to leć - podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko. - Będę w okolicy, gdybyś wrócił, a mnie nie było - dodała i ruszyła z torbą do domu, a już po chwili zamknęła za sobą drzwi.
- Przepraszam - szepnąłem pod nosem i z bólem serca wsiadłem do samochodu. 
***
Położyłam torbę obok kominka i rozejrzałam się po domu, dostrzegając stare fotografie na ścianach, rodzinne, na których znajdował się najczęściej Przemek z dziadkami. Nad kanapą wisiał wielki obraz pędzących koni, co bardzo mnie urzekło. Kiedyś jeździłam konno, ale po niefortunnym upadku musiałam zrezygnować. Usiadłam na fotelu i odprężyłam się trochę po nieprzespanej nocy. Myślałam o tym, dlaczego Przemek mnie tutaj zabrał. Chwilę później usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Zerwałam się na równe nogi i nim kogoś ujrzałam:
- Już wróciłeś czy czegoś zapomniałeś sklerotyku? - zachichotałam, a ktoś tylko odchrząknął. 
- Miło Cię widzieć, aniołku - usłyszałam przyjemny, chrapliwy głos i jak Boga kocham, czułam jak grunt pod nogami mi się osuwa.
- Co Ty tutaj robisz? - wydukałam ledwo i zaczęłam się trząść z histerii.